Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2017, 00:47   #45
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Ros zjadła śniadanie z apetytem, ale jej dobry humor zdawał się nie pasować do reszty towarzystwa. Starała się jeść w milczeniu zastanawiając się, co dokładnie ją teraz czeka. Niestety wyobraźnia podpowiadała jej same czarne scenariusze, uznała więc, że lepiej będzie skupić się na spakowaniu wszystkiego co do niej od niedawna należało.

Statek, który zobaczyła w porcie zrobił na niej wielkie wrażenie. Jeszcze większe wrażenie zrobiła na niej załoga. Elfy, których w mieście nie widywała zbyt wiele, zawsze wydawały jej się istotami, które wiedziały i widziały więcej, niż ludzie. Każdy z nich sprawiał wrażenie, jakby osobiście oglądał stworzenie świata i mógł z tego czerpać jakąś wiedzę na temat teraźniejszości i przyszłości. Szok powiększał fakt, że poznane elfy były grupą żeglarzy. Dla Ros przeciętny żeglarz różnił się od przeciętnego bandyty tym, że zwykle płacił za alkohol jeśli chciał się go napić. Poza tym była to banda śmierdzących, zdegenerowanych ochlejmord, których można było doprowadzić do porządku jedynie batem i groźbą wyrzucenia za burtę. Tymczasem statek wyglądał jak flagowa jednostka królewska, a zdyscyplinowanie i porządek wśród załogi uspokoiło jej nerwy przed pierwszym w życiu rejsem. ‘Nie myśl za dużo’ wmawiała sobie i żeby nie popaść w czarnowidztwo szukała sobie czegoś do roboty.

Od momentu znalezienia się na statku interesowała się wszystkim i widząc, że elfy traktują ją przyjaźnie prosiła ich, aby pokazali jej co prostsze rzeczy do zrobienia i jak umiała próbowała im pomagać. Ile też mogła i na ile jej pozwalano wspinała się po masztach i napiętych linach wykorzystując swoją zwinność. Z zadowoleniem zauważyła, że nie ma objawów choroby morskiej i aby to uczcić postanowiła wdrapać się na bocianie gniazdo. Jeden dzień takiej pracy i ćwiczeń to raczej niewiele, ale Ros miała nadzieję na więcej.

Jednak pogoda na drugi dzień pokrzyżowała jej plany. Wzburzone morze kołysało statkiem. Próbowała wyjść na pokład, ale szybko stwierdziła, że to na razie zbyt ryzykowne. Nie chciała też niepotrzebnie narażać się elfom licząc, że jeśli pogoda się poprawi znów będzie mogła im pomóc. Skoro sugerowali pozostanie pod pokładem to zamierzała się do tego zastosować. Zorientowawszy się, że większość załogi jest zajęta na górze ruszyła do przeszukiwania wnętrza statku. Starała się unikać obecności innych i szukała czegoś interesującego. Grzebała w pustych pomieszczeniach, lukach i innych miejscach do których udało jej się niepostrzeżenie dostać. Nie zabierała niczego, starała się natomiast poznać statek i jego zakamarki.

Tym co od razu rzuciło się jej w oczy był porządek. Panował on w każdym pomieszczeniu do którego weszła, całkiem jakby elfy nie miały niczego lepszego do roboty jak segregowanie tych wszystkich skrzyń, worków i beczek. Wszystko było opisane, w elfim oczywiście, ale jednak. Na pewno też ktoś prowadził listę rzeczy, jakie się na statku znajdowały.
O trafienie na kogokolwiek nie musiała się zbytnio obawiać, bowiem większość załogi, która sama w sobie nie była taka znowu liczna, zajęta była na pokładzie. Nie znaczyło to jednak, że nikogo nie spotkała, ci jednak, których mijała i którzy mijali ją, nie wydawali się zainteresowani jej myszkowaniem. Powodem owego braku zainteresowania mogło być to, że nic cennego na wierzchu nie było. Te zaś pomieszczenia, które owe cenne rzeczy mogły kryć, zamknięte były na cztery spusty. Możliwe nawet, że chroniła je jakaś magia. W końcu elfy słynęły też z tego, że pilnie strzegły swych tajemnic i dzielili się nimi tylko z tymi, których uznawali za godnych.
I mogła już sobie niemal pogratulować, że zwiedziła prawie cały statek bez zwracania na siebie uwagi, gdy poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Wzrok ów należał do mężczyzny, obok którego przeszła, nawet go nie zauważając. Nie było to normalne, szczególnie że znajdowali się w korytarzu, w którym nie było miejsc, gdzie mógł się on skryć przed jej oczami. Teraz zaś, gdy się odwróciła, widziała go całkiem wyraźnie, opartego o ścianę i świdrującego ją wzrokiem.


Na pierwszy rzut oka wyglądał jak jeden z elfich żeglarzy, dopiero jednak gdy przyjrzała się mu bliżej, dostrzegła szare, niemal czarne skrzydło, które kolorem zlewało się ze ścianą. Skrzydło, bowiem drugiego dostrzec nie była w stanie.
- I jak ci się podoba nasz statek, nieznajoma? - zapytał dźwięcznym głosem, w którym jednak nie brakowało ostrzejszych nutek. Nie mógł jednak być na nią zły czy negatywnie do niej nastawiony, bowiem zarówno jego oczy jak i usta, uśmiechały się wesoło.
- Przepiękny - stwierdziła, że nie ma co kombinować. Zaczynała się powoli przyzwyczajać, że niektórzy widzą więcej niż ona i nie była to najpewniej kwestia umiejętności. Ten najwyraźniej nie wyglądał na niebezpiecznego, ale na pewno nie należało go prowokować. Kto wie ile za nią łaził, zanim zdecydował się wyjść z cienia.
- Jako prosta dziewczyna, nigdy nie widziałam takich cudowności. Wszystko misternie zdobione, a wszędzie ład i porządek. Wy, elfy potraficie robić rzeczy niezrównane. - Uznała, że nie będzie na razie zwracać uwagi na jego skrzydło.
- Bez wątpienia - zgodził się kiwając głową i nie poprawiając jej. Odsunął się jednak od ściany, stając nieco bliżej Roisin, która mogła teraz z całą pewnością stwierdzić, iż miał on tylko jedno skrzydło.
- Cóż zatem sprowadza taką, prostą dziewczynę, na nasz piękny statek - zapytał, nacisk kładąc na określenie, które sama sobie nadała, a które zdawało się go bawić.
Ros chwilę główkowała nie sprawiając chyba zbyt dobrego wrażenia, w końcu jednak poddała się.
- Ciekawość - powiedziała w końcu uśmiechając się. - Każda inna odpowiedź wymagałaby pewnie godziny opowieści, a ja po pierwsze to nie wiem, czy chcę opowiadać, a po drugie nie wiem czy mogę. A Ciebie co tutaj sprowadza? - zapytała nie wyjaśniając o co dokładnie jej chodzi.
- Życie - odpowiedział, poszerzając nieco swój uśmiech i robiąc miejsce czarnowłosemu elfowi, który w podzięce skinął mu głową i bez słowa ruszył dalej, zmierzając do celu, który go do wnętrza statku sprowadzał. - Także opowieść na wiele godzin, które może i mamy, a może i nie - dodał jednoskrzydły, podchodząc bliżej i pochylając się nieco nad Roisin, która wzrostem niższa była od niego. - Masz jednak rację trzymając swą opowieść dla siebie. Dla niektórych lepsze jest milczenie. - Jego twarz na chwilę nabrała powagi, przez co wydał się jej nieco starszy niż na to wyglądał jeszcze chwilę temu. Nie pozostał jednak długo w tej pozycji, wymijając ją i ruszając w głąb korytarza, tam, gdzie jak już wiedziała, znajdowała się mesa.
Roisin, stwierdziwszy, że i tak nic ciekawego już tutaj nie znajdzie, a także przypominając sobie, że od jakiegoś czasu nic nie jadła, udała się za nim. Wyszukała sobie coś do jedzenia i usiadła obok nieznajomego. ‘Co spotkanie to jakiś oryginał’ uznała.
- Roisin - przedstawiła się - imię w sumie mogę ci zdradzić. Trochę mi nie wyglądasz na typowego żeglarza… to znaczy nie chcę się wtrącać - dodała - zastanawiam się tylko czy mamy czas na opowieści - uśmiechnęła się.
- A masz coś ciekawszego do roboty? - zapytał, także siadając, uprzednio zwinąwszy z beczki całkiem ładne, czerwone jabłko. Kucharz, elfem będący, skinął im tylko głową i powrócił do swych zajęć, wyraźnie nie przejmując się tym, że ktoś raczył zajrzeć do jego królestwa.
- Zwą mnie Galadionem - przedstawił się, bawiąc jabłkiem. - I raczej do typowych nie należę, jak i cała ta zgraja długouchych. Chociaż to też zależy co rozumiesz przez “typowego żeglarza” - dodał, zatapiając zęby w owocu.
- Cóż, większość życia spędziłam w portowym mieście. Typowy żeglarz, bez urazy, od zwykłego bandyty różni się tym, że płaci za piwo i w burdelu. No i można powiedzieć, że uczciwie na to zarabiają. Wszyscy tutaj - wykonała nieokreślony ruch ręką - wyglądają i zachowują się jak szlachta na salonach, a ty - popatrzyła na Galadiona - masz dodatkowo w zanadrzu arcyciekawą opowieść - popatrzyła na niego z uśmiechem. - Moja - powiedziała wzruszając ramionami - jest krótka i niespecjalnie ciekawa.
- Szlachta z zasady zachowuje się jak szlachta - odparł, uśmiechając się szeroko. - Ci zaś - wykonał dłonią podobny gest co ona chwilę wcześniej - co do sztuki, właśnie do szlachty należą. Żeglarskiej i elfiej. Masz bowiem, moja droga Roisin, zaszczyt przebywać na statku siostrzeńca władcy elfiego królestwa, Illisirem zwanym, synem Elliseny Białej Gołębicy, od której to nazwa statku się wzięła, a która to przeszła do historii jako nemezis Krwawych Róż z Vole, tamtejszej braci pirackiej trudniącej się także niewolnictwem i to na dużą skalę - poinformował, nadając swemu głosowi wyraźnej nutki patosu, która mogła wręcz zakrawać na szyderstwo. - Moja historia z kolei wcale nie jest szczególnie ciekawa. Ot, jeden z wielu - dodał, wzruszając ramionami i powracając do konsumowania owocu. Nie skomentował także jej definicji żeglarza, chociaż bez wątpienia rozbawiła go ona.
Nie wyglądało, aby ów żeglarz zamierzał w jakiś szczególny sposób Roisin zaimponować. W prawdzie należał do elity żeglarzy, pewnie był aniołem i pływał na statku, który wyglądał jak żywcem wzięty z obrazów sławnego Karola Vickera, którego to obraz szlachcic Grey zakupił kiedyś za niebagatelną kwotę. To wszystko prawda, ale on po prostu był elitarnym żeglarzem-aniołem na legendarnym statku-postrachu piratów. Galadion mógł jednak teraz spędzić dowolną ilość czasu oglądając, w jakby zamrożonej formie, ludzką dziewczynę z lekko i niezbyt inteligentnie rozwartymi ustami wpatrującą się w niego jak by był samą boginią Oren, która wpada do mesy na wczesny obiad. Roisin zresztą, gdyby ktoś ją zapytał, byłaby gotowa przysiąc, że Oren z Riv często jadają tutaj obiady.
- Acha - Roisin chyba pokiwała głową i bezskutecznie próbowała przełknąć ślinę. Nabrała też przekonania, że żadna siła nie zedrze jej z tego statku i spędzi na nim resztę swoich dni, choćby miała przez resztę życia opróżniać elfickie nocniki i szorować pokład. No nie, szorowanie takiego pokładu, to był z całą pewnością zaszczyt. Zostawały nocniki. Ros nie mogła się zdecydować jednak, czy jest tego godna.
Widząc jej reakcję, Galadion roześmiał się wesoło.
- Ktoś tu chyba powinien nauczyć się, że najpierw się języka zasięga zanim na pokład wchodzi - pouczył ją, wciąż wesoło się śmiejąc, czy raczej chichocząc niczym dziecko, które właśnie psotę jakąś sprawiło. - No ale tym razem upiekło się ślicznotce więc korzystaj z gościny jego wysokości na wodach i może nie szperaj już tak zawzięcie po jego pokładzie co bym nie musiał urody owej niepotrzebnie uszczknąć - puścił do niej oczko, dojadł owoc, po czym ogryzek rzucił w stronę beczki na odpadki, oczywiście trafiając bezbłędnie, no bo jakże by inaczej.
- O, nie, nie, nie - Roisin spanikowała, bo ten jakże celny i absolutnie cudowny rzut ogryzkiem wyglądał jej na możliwe zakończenie rozmowy. - Nie możesz mnie tak zostawić. Daj mi coś do roboty. Cokolwiek. Obieranie ziemniaków, rozplątywanie lin. Chciałabym chociaż przez godzinę być częścią tego - wykonała ponownie ten ruch ręką - wszystkiego. Chyba właśnie o tym marzyłam odkąd zobaczyłam obraz Vickera z przepięknym okrętem, takim jak wasz. Nie, ten jest jeszcze piękniejszy. Tylko dotychczas myślałam, że statki to siedlisko wszy, szczurów i oprychów… ale teraz… teraz… no, proooszę… Nie chciałam grzebać… - speszyła się - ale tu wszystko jest takie… że chce się tego dotknąć - spuściła wzrok, czekając na wyrok.
Przyglądał się jej, wpierw z rozbawieniem, jakby oczekiwał tego, że dziewczyna zaraz się roześmieje. Gdy jednak śmiech nie nastąpił, jego mina spoważniała. Odchylił się nieco na ławie i chwilę przyglądał się jej uważnie, jakby oceniając przydatność do czegokolwiek. Pojedyncze skrzydło opadło nisko, zamiatając lotkami podłogę, na której, chociaż Roisin nie sprawdzała, zapewne nie znajdował się żaden pyłek, który by zamieść mogło.
- Zabawne z ciebie dziewczę - stwierdził w końcu, najwyraźniej decyzję podjąwszy. - Robota zawsze się jakaś zajdzie.
- Narzekałeś ostatnio, Galadionie, że wciąż ci kogoś do naprawy żagli brakuje - wtrącił się jasnowłosy elf, który najwyraźniej zarządzał kuchnią i mesą. - Skorzystaj zatem z okazji, którą ci zesłano.
- No, skoro ty jej nie potrzebujesz, Nileonie, to może i skorzystam - odparł mężczyzna, chociaż nie wyglądał na przekonanego. - No dobrze, w takim razie sprawdźmy na ile zręczne są te twoje dłonie, moja panno - dodał, na powrót przywołując uśmiech na swą twarz.
Roisin zapewne uroniła by łzy ze szczęścia gdyby nie uznała, że aspirującemu do bycia młodszym pomocnikiem żeglarza jednak nie wypada. Ściągnęła tylko usta wyrażając gotowość do pracy, a potem udała się za Galadionem. Planowała się nauczyć wszystkiego co anioł miał jej do pokazania, a wszelkie zamiary grzebania po statku wyleciały jej z głowy.
Anioł zaś poprowadził ją do dość obszernego pomieszczenia, w którym znajdowały się beczki, skrzynie i worki, a który stanowił część głównej ładowni. Roisin znała już to miejsce, bowiem nie było ono chronione żadnymi zamkami, więc i wstęp do niego był wolny. Galadion wskazał jej dwie największe skrzynie o wiekach ozdobionych misternymi rzeźbieniami przedstawiającymi okręty pod pełnymi żaglami unoszące się na wzburzonych falach.
- Tam znajdziesz te żagle, które wymagają naprawy - poinformował ją, sam sięgając do nieco mniejszej skrzyni, z której wyjął grubą igłę i niemal takiej samej grubości nici. - Nie są one jakoś szczególnie uszkodzone, więc i pracy wiele nie będziesz miała, trudnej tym bardziej. Normalnie byśmy się ich pozbyli ale skoro tak ci się do roboty pali.. - Słowa te kłóciły się nieco z tym co powiedział Nileon, jednak wyrażająca powagę twarz anioła, zdradzała iż wcale sobie z niej nie żartował. Może o innych żaglach wspominał elf, a może to on żartował, któż to wiedzieć mógł…
Sam Galadion, tuz po tym jak wyjaśnił Roisin w jaki sposób należało zszywać owe nieliczne rozdarcia na lśniącym bielą płótnie, oddalił się by zająć spisywaniem znajdujących się w ładowni rzeczy. Robił to po cichu, z początku przynajmniej, bo później z ust jego spłynęły dźwięki piosenki, smutnej z brzmienia i zapewne treści, chociaż Roisin słów zrozumieć nie była w stanie. Język ów jednak nie był elfim, bowiem ten już słyszała wielokrotnie, nie było zatem trudno się domyślić iż chodzi tu o anielski, który wszak był niemal tak samo dźwięczny i piękny, jak elfi. Gdy zaś ktoś umiejętnie się nim w śpiewie posługiwał, przywodził on na myśl wysokie góry, otwarte przestrzenie i… Czyżby Galadion o swoim domu śpiewał, a pieśń jego tęsknotę za nim wyrażała?
Roisin uznała szybko, że drugiej szansy może nie być i zaangażowała się w pracę, jakby od tego miał zależeć sukces rejsu. Ręce miała wprawne, a podstaw szycia z powodzeniem nauczyła się na służbie u Greya. Otwarte przestrzenie i góry, które kojarzyły się ze śpiewem anioła nie przywodziły jej na myśl nic szczególnego. Gdyby jakiś śpiew mógł przywodzić zapach rynsztoka i odgłosy ludzkich utyskiwań na zły los wtedy pewnie pomyślałaby o domu. Niemniej na dobrym śpiewie Ros znała się nieco i potrafiła słuchać, więc od czasu do czasu zamierała z igłą w ręku zanurzając się w melodię i ton pieśni. Nie rozmawiała z Galadionem wiele, ale miała wrażenie, jakby tą pieśnią opowiedział jej spory fragment swojego życia. Straciła poczucie czasu, a ładownia wydawała jej się najlepszym pomieszczeniem w jakim przyszło jej kiedykolwiek przebywać.
Czas płynął sobie powolnym, miarowym rytmem igły wkłuwanej w płótno i nici, która je scalała. Towarzysząca temu melodia tworzona przez dźwięczne słowa piosenki, tylko dodatkowo obdzierała czas z konkretnych miar i znaczenia.
W końcu, gdy melodia Galdiona od jakiejś już chwili weselszych nut się nabawił, rozbrzmiał gong ogłaszający wszem i wobec, że jadło gotowe.
- Pora na przerwę - poinformował anioł, ponownie pojawiając się w tym częściowo oddzielonym pomieszczeniu, w którym królowała Roisin i żagle. Mężczyzna skinął z aprobatą głową, widząc ile już zrobiła i że jej to całkiem sprawnie poszło. Na dobrą sprawę to prawie skończyła, został tylko jeden, nieduży żagiel, który miał dość długie rozdarcie. Nie powinno to jednak dużo czasu zająć by je naprawić.
- Masz zwinne dłonie, Roisin - usłyszała pochwałę. - Czytać i pisać uczono cię może? - zapytał, opierając się o ściankę działową. Najwyraźniej iść do messy nie zamierzał, widać ktoś miał i jedzenie przynieść albo i anioł głodu wcale nie czuł i zapomniał o tym, że ludziom żołądki pustoszały szybciej.
Roisin odruchowo parsknęła śmiechem, bo w największych fantazjach do głowy by jej nie przyszło, że ktoś mógłby ją chcieć nauczyć czegokolwiek. Zaraz jednak stropiła się przesadnie. Anioł był albo dziwny, albo anioły po prostu miały takie szalone pomysły jak uczenie dziewuch z plebsu szlacheckich rozrywek. Nie zamierzała jednak marnować takiej szansy, bo to pytanie mogło być równie dobrze propozycją.
- Przepraszam… - Stwierdziła, że ktoś kto zadaje takie pytania, może być równie dobrze przewrażliwiony na swoim punkcie albo cokolwiek innego.
- I dziękuję. Przyjemna praca w miłym towarzystwie. Nie wydaje mi się, aby komukolwiek przyszło do głowy nauczyć mnie czytać lub pisać… - wzruszyła ramionami trochę bezradnie. Jakby nie było, nie lubiła się przyznawać, że czegoś nie umie.
- Rozumiem - skinął jej głową, wcale na urażonego jej reakcją nie wyglądając. - Zatem wieczorem, gdybyś ochotę miała, staw się w mojej kajucie. Zobaczymy co też dłonie twe potrafią - i chociaż zaproszenie brzmiało dość dwuznacznie, to jednak łagodny uśmiech na ustach anioła i to, że spoglądał na nią raczej przyjaźnie niż pożądliwie, pozwalało przypuszczać iż dwuznaczność ta celową nie była. Zaraz też rozmowę przerwał im czarnowłosy elf, który zwinnie lawirując wśród zapasów, zupełnie jakby nie znajdowali się na wzburzonym morzu, przyniósł im kociołek z zachęcająco pachnącą zawartością i kosz w którym znajdowały się naczynia, chleb, sera dwa rodzaje, warzyw nieco i na deser ciasto, sądząc z wyglądu i zapachu, śliwowe.
- Dziękuję Urisellu - anioł głową skinął w podzięce, podobny gest otrzymując od elfa, który zostawiwszy przyniesione jadło, czym prędzej ruszył w powrotną drogę, wcześniej rzuciwszy Roisin zaciekawione spojrzenie. Widać spieszyło mu się by i własny żołądek napełnić.
- Częstuj się, zasłużyłaś - zaprosił ją Galdion, sam miejsce zajmując na wieku skrzyni i sięgając po miskę, do której nalał potrawki z, o ile Roisin nos nie mylił, królika.
Oczy Ros zaświeciły się z radości na wieść, że być może nauczy się rozróżniać te dziwaczne znaki, nie mówiąc o czytaniu. To by dopiero było coś. Skinęła nieśmiało głową Urisellowi i zabrała się do jedzenia. Anioła się nie bała, bardziej przejmowała się, żeby go czymkolwiek nie urazić i nie umiała pojąć dlaczego spotykają ją takie uprzejmości, które zupełnie nie pasowały do zachowań ludzkiej szlachty. Przez chwilę pomyślała, że mógłby coś od niej chcieć, ale w sumie, cóż ona mogłaby mieć takiego, do zaoferowania? Żeby nie palnąć jakiejś głupoty odzywała się więc mało, dziękowała jak umiała i zachwycała się jadłem, statkiem i załogą. Była zadowolona, bo niczego nie musiała udawać. Wszystko było niesamowite i ekscytujące. Zjadła ze smakiem i zaraz zabrała się do dalszej pracy. Liczyła, że po żaglach może znajdzie się coś jeszcze do roboty. Nie mogła sobie wyobrazić, że miałaby teraz czekać bezczynnie do wieczora na lekcję czytania.Umarłaby ze zniecierpliwienia.
Siedząc nad rozprutym żaglem nuciła w ciszy melodię jakieś szanty myśląc, że na takim statku żagle powinny zszywać się same.

I w ten oto sposób minęła jej reszta tego burzliwego dnia. Anioł, po skończonym posiłku, towarzyszył jej jeszcze chwile, siedząc i słuchając jej nucenia, oraz obserwując pracę jej rąk. Zaraz jednak i sobie znalazł coś do roboty, co wywiało go na długi czas z ładowni. Zanim jednak wyszedł podrzucił Roisin sieci, które należało sprawdzić i zapowiedział że ma jeszcze parę zwoi lin, które także wymagały sprawdzenia w jakim to stanie się znajdują. Praca może nie była szczególnie ciekawa ani ekscytująca, jednak dziewczynie było sucho, karmiono ją, a nawet ów elf, który jadło przyniósł, dostarczył jej także butlę lekkiego wina o delikatnym owocowym bukiecie, które z pewnością nadawało się na pańskie, a nawet królewskie stoły, a którego to Roisin w życiu okazji spróbować nie miała. Tu jednak, na tym dziwnym statku, rzeczy działy się nieprawdopodobne, a przynajmniej takie były z jej punktu widzenia. Nie dość, że karmiono ją i pojono smakołykami o których do niedawna mogła tylko marzyć, to jeszcze wszyscy traktowali ją uprzejmie i przyjaźnie, jakby im równą statusem była.
W końcu jednak wieczór nadszedł, o czym poinformował ją jeszcze inny elf, który przedstawił się imieniem Villasin. Był to elf śnieżny, a przynajmniej jego wygląda na to wskazywał. Białe włosy spływały mu na plecy, lekko jedynie spięte będąc złotą klamrą, za którą można by przeżyć dobry miesiąc albo i więcej.
- Lord Galadion prosi cię do swej kajuty - poinformował ją, stając w pewnej odległości i przyglądając się jej z lekkim, chłodnym w wyrazie, uśmiechem który współgrał ze spojrzeniem jego stalowych oczu.
- Lord… Lord Galadion… prosi mnie… do swej kajuty… aha… - przyswojenie informacji zajęło jej trochę. To było już jednak trochę za wiele niezwykłych informacji, co przerosło jej zdolności pojmowania. Wzruszyła ramionami, stwierdziła, że co ma być to będzie i robiąc minę zagubionego człowieka zasugerowała, że co jak co, ale gdzie są kajuty anielskich i elfich lordów, nie wie. Gdyby stanął teraz przed nią jakiś królewski herold i niskim, przekonującym głosem obwieścił jej, że została rozpoznana jako zaginiona księżniczka może byłaby to wstanie ogarnąć rozumem. Ale tak po prostu, od grzebania po statku i szycia żagli, po lordowskie kajuty i naukę czytania. Posklejanie nieprzystających do siebie obrazów zajmuje trochę czasu. Uznała ostatecznie, że próbami zrozumienia zajmie się jutro. Lord może się jednak rozmyślić, gdy każe mu się czekać zbyt długo.
- Szlachetny elfie… prowadź mnie… mmm… jeśli byłbyś tak uprzejmy… bardzo proszę. - posklejała naprędce kilka szlacheckich stwierdzeń, które miała w pamięci z domu Greya. ‘Ja pierdolę, Roisin, cuda na kiju’ pomyślała dla równowagi, co dodało jej trochę otuchy.
Szlachetny elf w odpowiedzi skrzywił swe idealne usta, po czym bez słowa odwrócił się i ruszył przed siebie, nie sprawdzając czy dziewczyna podąża za nim czy nie.

Kajuta Lorda Galdiona okazała się znajdować w części statku, do której Roisin nie udało się dotrzeć. Ba, na dobrą sprawę to wręcz nie zdawała sobie sprawy z jej istnienia. Pamiętała jednak korytarz, który do niej prowadził i pamiętała także to, że napotkała na ścianę, która wydała się jej tak mało ciekawa, że zwyczajnie obróciła się na pięcie i oddaliła. Teraz ściany nie zobaczyła, a zamiast tego ujrzała dalszą część korytarza, od którego odchodziły dwie pary drzwi po prawej i lewej stronie, oraz jedne, które znajdowały się na jego końcu. Jak nic było to centrum dowodzenia tym jakże specyficznym i odbiegającym od standardów statku.
Villasin zapukał delikatnie w drzwi znajdujące się po lewej stronie, zza których padło pozwolenie by je otworzyć i do kajuty wkroczyć. Elf co prawda spełnił pierwszą część owego zaproszenia, jednak co do drugiej, to zostawił ją Roisin, wskazując bez słowa na wnętrze pomieszczenia i czym prędzej się oddalając, jakby dłużej jej widoku znieść nie mógł.
Widok, który ujrzała wchodząc, przedstawiał sobą słusznych rozmiarów kajutę, pogrążoną w lekkim półmroku, który rozświetlał blask świec i lamp.


Gospodarz stał pochylony nad leżącą na stole mapą, jedną z wielu. Na dźwięk jej kroków podniósł głowę i się uśmiechnął.
- Zatem przyszłaś - stwierdził fakt oczywisty, wydając się z niego całkiem zadowolonym.
Uśmiechnęła się radośnie. Lord anioł podobnie jak jego kajuta wyglądali zupełnie normalnie. Imponująco oczywiście, ale normalnie. Roisin, która przed spotkaniem starała się nadać sobie jako taki przyzwoity wygląd dziękowała Ko, że wizyta u fryzjera zakończyła się sukcesem. Głowę miała pustą, bo cała sytuacja z aniołem była tak oderwana od rzeczywistości, że nie była już w stanie sformułować czegokolwiek w postaci planu lub oczekiwań.
- Niezbyt często lordowie zapraszają mnie na cokolwiek - powiedziała wchodząc do pomieszczenia powoli i starając się wykonywać łagodne ruchy. Chyba jakoś tak zachowywały się szlachcianki. - W zasadzie żaden jeszcze nie zaprosił mnie na nic. Aż do dziś. - uśmiechnęła się raz jeszcze - Dziękuję.
To był chyba jej szczyt możliwości jeśli chodzi o uprzejmość. W sumie nie wyszło źle. Tyle, że to było wszystko. Starała się cofnąć myślami do chwili, gdy był dla niej po prostu śpiewającym pieśń aniołem który sprzątał statek, ale nie umiała już wymyślić niczego godnego powiedzenia. Oglądała więc tylko tą piękną kajutę, czekając.
Anioł skrzywił nieznacznie usta, słysząc wzmiankę o jego tytule.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł, mitygując się szybko i ponownie uśmiech na jego twarz zawitał. - Usiądź, proszę - wskazał jej stojące pod ścianą biurko, niezbyt dużych rozmiarów, na którym leżał zwój pergaminu, kałamarz i pióro, gotowe na to by z nich skorzystać. - Pozwoliłem sobie przygotować dla ciebie podstawowe przedmioty, których będziesz potrzebowała do nauki. Nawet udało mi się znaleźć księgę która powinna ci pomóc. Nie wiem skąd się wzięła na statku, ale widać zabrano ją przez wzgląd na walory historyczne i artystyczne.
Mówił dalej, odsuwając fotel i wskazując jej dłonią by miejsce zajęła. Sam podszedł do półki, która zdobiła ścianę i zdjął z niej niewielkich rozmiarów księgę.


Delikatnie otworzył zabezpieczający księgę zamek, a następnie otworzył ją na pierwszej stronie, która przedstawiała rzędy miniaturowych obrazków. Każdy inny, każdy misternie przedstawiony.
- To wszystkie litery, które istnieją w ludzkim alfabecie. Kolejne strony zawierają je w powiększonej wersji.
Na potwierdzenie swych słów przewrócił stronicę, odsłaniając większą wersję pierwszego obrazka.


- Najpierw jednak twoja dłoń musi przyzwyczaić się do dotyku pióra, poznać je, doświadczyć uczucia, które niesie ze sobą jego trzymanie, a także to, które towarzyszy sunięciu nim po pergaminie - mówił dalej, a jego głos nabrał nowych nut, pełnych uczucia, które trafiało wprost do serca. Tylko czy Roisin była w stanie, w owym natłoku zdarzeń i wrażeń, przyjąć tam cokolwiek więcej?
Ros nie uważała, aby trzymanie w ręku ptasich piór powodowało jakieś dodatkowe uczucia. Oskubała w życiu trochę kaczek i kur i nic specjalnego nie czuła. Jednak uznała, że lepiej będzie nie dzielić się tymi myślami z aniołem, który nie dość, że był lordem to jeszcze nie lubił, żeby tak się do niego zwracano. Strach przed tą dziwną istotą mieszał się w niej z ciekawością i miłym poczuciem, że z jakiegoś powodu została przez niego wybrana.
Wiedziała tyle, że pióra były starannie wybierane i łatwo było je zniszczyć.Chwyciła je więc delikatnie, przyzwyczaiła się do jego wagi i kruchości. Potem spróbowała wykonać, unosząc je nad stołem, ruch tak jakby pisała w powietrzu literę jednego z obrazków. Efekt, jak sobie można wyobrazić, był raczej komiczny i przypominał bardziej rycie nożem w drewnie, a nie pisanie. Powtarzała je kilkukrotnie, czekając na opinię nauczyciela.
Nauczyciel zaś cierpliwie czekał, od czasu do czasu rzucając uwagę lub dwie, przeważnie jednak skupiał się na mapie leżącej na stole, zostawiając Roisin wystarczająco wolnej przestrzeni by nie czuła się skrępowana jego obecnością lub zwyczajnie, by nie czuła się przez niego nadzorowana. Wyraźnie też było widać, że mapa ta, która tyle jego uwagi pochłania, jest w jakiś sposób istotna dla anioła. Czy jednak wiązało się to z obecnym rejsem, jakąś dawną misją czy po prostu walorami artystycznymi - tego mogła się tylko domyślać.

Lekcja trwała, pozwalając by czas płynął gdzieś poza kajutą anielskiego lorda. W końcu jednak nastąpiła chwila, w której dzwon obwieścił porę kolacji. Galdion zmarszczył brwi, sprawiając wrażenie osoby niezwykle tym faktem zdziwionej, po czym obwieścił.
- Na dzisiaj koniec.
Ros podziękowała najuprzejmiej jak umiała. Udała się na kolację rozmyślając całym wydarzeniem. Spotkanie w dłuższym okresie czasu okazało się dla niej szokujące. Patrząc na zamyślonego anioła nad mapami i jego imponującą kajutę oraz cały statek uświadomiła sobie jak mało wie o otaczającym świecie. Czuła się jak kropla w ogromnym morzu, którą wiatry i pływy rzuciły w to, a nie inne miejsce. Im więcej o tym myślała tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że ma wiele do nauczenia się o ile tylko los jej na to pozwoli. Siedząc w kajucie wieczorem pierwszy raz w swoim życiu skierowała swoje myśli w kierunku Trójcy prosząc o opiekę i o to by Boginie pozwoliły jej poznać lepiej te wszystkie cuda, które widziała dzisiaj.
Następnego dnia rano Rosin obudził dźwięk dzwonów alarmowych. Szybko zebrała się, przypasała nóż i wybiegła na pokład. Do “Białej Gołębicy” zbliżał się jakiś statek, z którym spotkanie mogło nie należeć do przyjemnych. Po ostatnim dniu Ros nie chciało się wierzyć, aby tego rodzaju elficka pływająca forteca obawiała się kogokolwiek na tych wodach. Niemniej zdrowy rozsądek podpowiadał, że skoro widziała i poznała tak niewiele, może i tutejsi piraci dysponowali, czymś co mogło zaskoczyć królewską armię. Chcąc zobaczyć jak najwięcej szybko zaczęła wspinać się po linach w kierunku bocianiego gniazda. Przygoda zdawała się nie kończyć, a może nawet dopiero zaczynać...
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 08-05-2017 o 23:42.
druidh jest offline