Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2017, 03:25   #109
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Marjolaine nie zareagowała gwałtownie na przybycie swego Satyra. W dalszym ciągu siedziała przy toaletce, wszak spodziewając jego najścia. Było to równie oczywiste, co księżyc mający zajść za kilka godzin, co słońce wznoszące się po niebie na jego miejsce i co hrabianeczka d'Niort zawsze będąca najpiękniejszą arystokratką. Wręcz zaczęłaby się niepokoić, gdyby mężczyzna się dzisiaj nie pojawił.
Non, jednak to jej opanowanie było tylko pozorne. Tak naprawdę, to dreszczyk przyozdobił jej porcelanową skórę, kiedy usłyszała skrzypnięcie drzwiczek szafy. Nie ze strachu, tylko.. z podekscytowania. On znów będzie próbował się dobrać pod jej sukienkę nocną, aby dotykać jej uda i całować piersi. A ona.. ona jak zwykle będzie się temu sprzeciwiać, uciekać od jego rąk i ust. Ta jedna noc, kiedy Gilbert bezwstydnie wykorzystał jej strach, niczego nie zmieniła. Jego drapieżna bliskość nadal była.. przerażająca. Może nawet bardziej niż wcześniej.

-Wiesz, Maurze.. -zaczęła spokojnie, nie odwracając spojrzenia od swego odbicia w lustrze. Palcami zwinnie zaplatała na swym ramieniu luźny, gruby warkocz, który miał uchronić jej włosy przed nocnymi skołtunieniem -Takie zakradanie się ukrytymi przejściami bardziej pasuje do schadzek z kochanką, z którą spotkania pragniesz zatrzymać w tajemnicy. A przecież tak cudowną narzeczoną powinieneś się otwarcie chwalić, non?

-Masz rację moja droga. Czyż nie czas byś otwarcie zaczęła dzielić moją alkowę ?
- zapytał Gilbert podchodząc do siedzącej narzeczonej i bezczelnie proponując najbardziej skandaliczne rozwiązanie. Miałyby francuskie plotkary używanie na hrabiance, choć i teraz z pewnością już obmawiały biedną Marjolaine.

I wpadła w pułapkę, którą nieumyślnie sama na siebie zastawiła. Oczywiście, czegoż właściwie innego mogła się spodziewać po rozmowie z tym łotrem. Nie był jak inni, nie potrafiła swą figlarnością odebrać mu mowy, lub chociaż przyprawić o poplątanie się języka. Non, on zawsze miał w rękawie gotową odpowiedź, którą biedną hrabianeczkę zamykał w potrzasku. A im bardziej próbowała się z niego wydostać, tym trudniejsze się to stawało, aż.. aż w pewnym momencie budziła się wtulona bezpiecznie w jego ramiona. Taka straszliwa wojna.

-A może Ty moją? -zapytała przekornie, spoglądając na Maura w lustrzanej tafli - Plotkujące kwoczki o wiele lepiej się obchodzą z kobietami, które same biorą sobie kochanków, niż takimi wskakującymi mężczyznom do łoża. Pierwsze są nazywane korzystającymi z życia matronami, a drugie zwykłymi latawicami.

-A mogę… z chęcią będę kochankiem zostającym na noc i na poranek z tobą, budzącym cię pocałunkami i szepczącym ci słodkie słówka miłości do uszka. Wolisz wiersze czy coś bardziej… od serca?-
wymruczał jej do ucha Gilbert nachylając się i kładąc dłonie na jej ramionach. Silne dłonie, masujące jej ramiona i szyję delikatnie. Usta które przed chwilą szeptały jej te słowa, teraz muskały jej płatek uszny ostrożnie i czule. A ona to widziała. Tego drapieżnika tak zafascynowanego swą łanią i tą łanię z mimowolnym drapieżnym uśmieszkiem i rumieńcem lubieżnie różowiącym oblicze. Spoglądając na siebie w lustrze Marjolaine nie widziała nawet śladu speszenia na swym obliczu. Tylko zadowoloną kotkę.

Kiedy to się stało? Kiedy przeistoczyła się z niewinnej panienki w tę rozsmakowaną w nowych podnietach dziewczynę? Owszem drapieżna zachłanność kochanka ją nadal przerażała, ale… już się z nią oswoiła. Jak z dzikim tygrysem na uwięzi. Nadal było to zagrożenie, ale jakże znajome i oczekiwane.
Przyglądając mu się w lustrze, oraz przede wszystkim czując jego względnie niewinne jeszcze pieszczoty na swej skórze, w główce Marjolaine pojawiła się pewna.. nowa myśl. Nieśmiała, z rodzaju takich, które szybko przegania się dłonią. Bo jeśli.. jeśli jednak posiadanie mężczyzny tak na własność wcale nie było tak straszne i odpychające, jak dotąd sądziła ona wraz z Lorettą? Jeśli ptaszyna rzeczywiście mogłaby się rozsmakować w tych jego codziennych odwiedzinach, w jego bliskości i brzmieniu głosu wypełniających jej uszy każdego dnia? Kiedyś zdawało się to absurdalne, a teraz.. teraz nadal takie było, choć stało się jakby mniej nieprawdopodobne.

-Oui, od serca. Nie przepadam za tymi ckliwymi wierszami, w których to poeci przyrównują błękit oczu do wód oceanów, a złoto włosów do.. plonów kołyszących się na wietrze – parsknęła sobie wzgardliwym, krótkim śmiechem. Jeśli jej włosy miały być porównywane do czegokolwiek, to tylko do płynnego i lśniącego złota. Pod jego dotykiem nieco pogubiła się w pleceniu własnego warkocza, ale szczęśliwie za moment już mogła sięgnąć po tasiemeczkę, z której utworzyła dorodną kokardę trzymającą jej włosy w ryzach.
-Wiesz co uczyniłoby moje poranki jeszcze przyjemniejszymi? - odbicie panieneczki posłało Maurowi wesoły uśmieszek - Świecidełka. A przecież im bardziej błyszczące, tym większa okazywana nimi miłość, nie uważasz?

-Wszystko co dawane w nadmiarze traci blask, mon chêri. Codziennie podsuwane błyskotki straciłby szybko swój urok.
- mruczał jej do ucha Gilbert, a jego usta podążyły z ucha na szyję dziewczyny znacząc szlak pocałunkami.- Lecz nie martw się tym. Wkrótce powinna dotrzeć przesyłka, prezent zdobiony złotem i przygotowany z myślą o tobie, Marjolaine.

Także i dłonie mężczyzny zsunęły się w dół, musnęły przez materiał obojczyki hrabianki i dotarły do piersi.. ledwie zarysowanych pod tkaniną. Ale i tak kciuki Maura odnalazły ich szczyty, by pieszczotą rozbudzić przyjemne doznania, które przemknęły przez zaskoczone oblicze dziewczęcia. Dobrze że jej osobisty łotr nie widział tej chwili słabości. Dowodu na to, jak mocno reagowało jej ciało, na pieszczoty jego palców i ust.

Powinna go.. spoliczkować za takie bezczelne macanie dumnej hrabianki d'Niort! A potem powinna go skrzyczeć i wystawić za drzwi sypialni, aby tam przemyślał swe niegodne wobec niej zachowanie! Taka reakcja byłaby jak najbardziej właściwa ze strony wysoko urodzonej panienki. Taka, więc na pewno nie to.. zachichotanie, jakie wydobyło się z jej ust. Głupiutkie, za które chwilę później było jej niezwykle wstyd. W końcu to nie głupiutką dziewczynką chciała być przed Gilbertem, non?

-Ja też mam niespodziankę, mój drogi – mruknęła starając się odzyskać wcześniejsze opanowanie, co wcale teraz nie było łatwe. Strzepnęła jego dłonie, jak gdyby tym ruchem podkreślając, że to nie jej drobne piersi są podarkiem dla niego, choć.. podejrzewała, że z nich miałby większy pożytek i przyjemność niż z królewskiego balu. Następnie pochwyciła palcami kopertę leżącą na toaletce i lekko odwracając się na krześle ku mężczyźnie, zamachała nią w powietrzu -Wprawdzie z winy jakiegoś pałacowego patałacha dotarło do mnie z opóźnieniem, ale dostałam zaproszenie na królewski bal. Motywem mają być.. dzikie zwierzęta. Czyż to nie ekscytujące?

Dla Marjolaine na pewno takim było. Wprawdzie w swoim życiu była już na wielu balach oraz przyjęciach, lecz tym razem pierwszy raz miała się pojawić w towarzystwie narzeczonego! Nie wątpiła, że będzie to niezapomniany wieczór, o co tylko dodatkowo zadba jej osobisty Satyr.

-Oui... bardzo ekscytujące.- aczkolwiek hrabianka nie była pewna czy mówią o tym samym, bo bezczelne usta i język Maura właśnie skupiły się na badaniu jej szyi pieszcząc obszar jej w okolicy połączenia karku i przedramienia hrabianki. A i dłonie jej narzeczone zaczęły muskać jej talię - Bardzo… ekscytujące. Ufam że masz już jakieś plany w tej materii, non?

-Oczywiście!
-potwierdziła ochoczo Marjolaine, dla której przygotowania do balu były teraz najważniejsze. Nie jakiś Krąg z wężem, nie życie w fałszywym narzeczeństwie, ale właśnie zadbanie o godne reprezentowanie siebie na oczach całego dworu. A także zatroszczenie się, aby Maur nie przyniósł jej wstydu.

-Dużo czasu dzisiaj spędziłam na wymyślaniu odpowiednich zwierząt, jakie moglibyśmy sobą uosabiać, ale.. -odchyliła się mocniej na krześle, aby dla odmiany mężczyzna mógł spojrzeć na prześliczną twarz hrabianeczki, zamiast skupiać się na wdziękach jej szyi. Jedną dłonią wprawdzie przyciskała do jego torsu, w daremnej próbie odsunięcia od siebie tej lubieżnej bestii, ale palcem wskazującym drugiej musnęła jego wargi. Chytry uśmieszek wymalował się na jej własnych usteczkach - To moja tajemnica. Dopiero w dniu balu dowiesz się, czy będziesz mrożącym krew w żyłach drapieżnikiem, czy może króliczkiem o puszystym ogonku.

-Nieważne w jakie futerka mnie ubierzesz ptaszyno, będę najstraszliwszym drapieżnikiem polującym na twe wdzięki.
- odparł łobuzersko Gilbert całując zaskakująco czule jej czubek nosa, a potem wargi.- Nawet jeśli będę króliczkiem winna będziesz zachować czujność. Bo zapoluję na ciebie moja ptaszyno i zdobędę…

- Non, non, mój drogi
-hrabianeczka stanowczo pokręciła głową, co również poratowało ją przed pocałunkami Gilberta. Ton miała poważny, mentorski wręcz, jak gdyby tego konkretnego chevaliera musiała przyuczać etykiety... po prawdzie, to czasem mogłoby mu się to przydać.
-To królewski bal maskowy, a nie jakieś pospolite przyjątko u byle szlachetki. Nawet Ty przed dworem będziesz musiał stać się bardziej eleganckim arystokratą niż dzikim barbarzyńcą, a zatem masz trzymać ręce przy sobie -przymarszczyła brwi, dodając -I na pewno tym razem nie porzucimy nigdzie jakiejkolwiek części mojej garderoby.

-Och… doprawdy? Z tego co słyszałem królewskie bale nie są aż tak… pruderyjne.
- zaśmiał się cicho Gilbert prowokująco muskając wargi Marjolaine czubkiem języka.- Obawiam się moja droga, że w jakimkolwiek przebraniu wystąpisz to będziesz zbyt kuszącą zwierzyną, bym zaniechał polowania. Nooo.. chyba że mnie przekupisz.

Ptaszyna z psotą zaczęła przekręcać swą czarującą główkę, swymi wargami uciekając od ust mężczyzny i sprawiając, że jego własne lądowały najwyżej na jej policzkach.
-Czy to szantaż, Maurze? Jeśli Cię nie przekupię, to na balu będziesz się zachowywał jak najgorszy, najbardziej lubieżny z barbarzyńców? -zapytała z rozbawieniem, ale i nie bez cienia podejrzliwości. Kiedyś byłoby to dla niej nie do pomyślenia, ale obecnie z łatwością mogła sobie wyobrazić Gilberta robiącego jej na złość, przy każdej okazji próbującego włożyć jej dłonie pod suknię lub zaciągnąć do ustronnej komnaty. I to na oczach królewskiego dworu!

- Królewski bal to olbrzymia rozległa uroczystość… Nasz wspaniały władca i słońce naszego państwa jest tylko człowiekiem. I raczej nie poświęci nam większej uwagi. Z pewnością jego spojrzenie i łaskę… przyciągnie obecna faworyta.- mruczał Maur muskając ustami jej policzki, gdy tak “uciekała” przed jego pieszczotą -Porwę cię… po prostu. Gdy jego spojrzenie przesunie się po nas i jego kroki oddalą od nas… porwę cię w ustronny zakątek, by uczynić ten bal bardziej emocjonującym niż się spodziewasz.
Najpierw szantaż, potem groźba… łajdak! Łotr! Ale mimo to wywołujący mimowolny uśmiech na liczku Marjolaine, bo jakże mogła się przestraszyć takich słów? Brzmiały w jej uszach bardziej jak obietnica niż groźba.

“Ale o tym już się przekonałaś. Jest zdecydowanie zbyt prostacki jak na szlachcica. I zbyt dziki.
Oczywiście, ma to swoje i dobre strony.”

Słowa Giuditty znów pobrzmiewały w uszach hrabianki. Stara Włoszka przejrzała go, choć ich oczy nigdy się nie spotkały. Skoro tak dobrze znana naturę mężczyzn pokrewnych Maurowi to… ile ich mogło przewinąć się przez jej alkowę. I jak sobie radziła z tymi… dzikusami?
Z drugiej strony, czy hrabianka chciała znać te wszystkie pikantne szczegóły? Czy też przyjemniej byłoby samemu je odkrywać?

-Ale to dla mnie pierwszy tak duży i tak ważny bal, Maurze - zamarudziła Marjolaine kapryśnie, tak jak spodziewano się po wysoko urodzonej panieneczce. Zagrożenie płynące z towarzystwa Gilberta było oczywiste, bo i byłaby niezwykle naiwna spodziewając się, że ten łotr nagle odkryje w sobie dystyngowanego szlachcica. I czyż naprawdę chciałaby, aby zaczął się zachowywać jak jeden z tych miałkich i wydelikaconych pudelków w perukach? To dopiero była straszliwa myśl!

-To zadziwiające, ale wcześniej komuś ze świty naszego wspaniałego króla umykała moja uroda, więc nie dostawałam zaproszeń na takie wydarzenia - wypowiedziała te słowa z pewnym niesmakiem, iż u boku jaśniejącego Francji króla znajduje się ktoś tak ślepy i jednocześnie zarządzający zapraszaniem gości do pałacu.
Pieszczotliwie potarła palcami o szorstki policzek mężczyzny, dodając wesoło - Nie będziesz przecież próbował skupić na sobie całej mojej uwagi, prawda? Chciałabym móc później wspominać z tego wieczoru coś więcej niż tylko Twoje lepkie ręce i natarczywe usta.

- Nigdy… cię tam nie zapraszano?
- zapytał podejrzliwie Gilbert wyraźnie tym faktem zaniepokojony. Co także zaniepokoiło hrabiankę i ubodło. Czyżby Maur bywał gościem na takich imprezach?!
-Ciekawe więc czemu cię zaproszono tym razem. I kto stał za tym zaproszeniem.- zamyślił się, jeszcze bardziej wzbudzając zaniepokojenie hrabianki -Jesteś pewna, iż chcesz by król zachwycił się twoją urodą? Damy które zachwyciły władcę urodą szybko kończą w jego alkowie. Czasami nawet tuż po balu.
Oczywiście, musiał zwrócić uwagę hrabianki na kolejny problem, którego Marjolaine jakoś dotąd nie zauważała.

-Nie mam zamiaru wylądować w czyjejkolwiek alkowie! Nawet i samego króla! - oburzyła się hrabianeczka na te słowa swego narzeczonego. Może i nie planował sam wepchnąć jej w pielesze jaśnie panującego im słońca, ale sama sugestia była.. uh, dość powiedzieć, że Marjolaine raczej nie pragnęła zostać królewską faworytą. A od Gilberta teraz cofnęła rączki, aby je skrzyżować na swych piersiach.

-Powinieneś już wiedzieć, że nie jestem jedną z tych kobiet zdobywających sobie uznanie wskakiwaniem do łóżek. Chciałabym, aby doceniono mnie za urodę i wdzięk, bez przyrównywania do łatwego kawałka mięsa - prychnęła sobie cicho, po czym nadal w niezadowoleniu nadęła delikatnie policzki - I czy to aż takie dziwne, że nie bywałam wcześniej na takich balach? Może byłam za młoda, może za mało obracałam się w towarzystwie przynudzających szlachciurków - niechętnie kącikiem oka zerknęła na Maura - Ciebie już zapraszano?

-Czasem… raz czy dwa… czy trzy.
- potwierdził Gilbert nachylając się i cmokając delikatnie policzek dziewczyny. - Na tyle często, bym mógł zobaczyć i brzydką stronę owych bali. - objął ją zaborczo, dodając. - Dlatego więc… będę bardzo zaborczo trzymał moją ptaszynę, bo w końcu… zaborczy ze mnie narzeczony, non?

- Na to.. mogę się zgodzić
-łaska odezwała się w głosie panieneczki, kiedy Maur tak ją przyciskał do swojego ciała. Może z jego obecności na balu będzie też mogła wyciągnąć dla siebie jakieś korzyści -W końcu niezbyt mi w smak, aby jacyś podstarzali szlachcice chcieli za bardzo docenić moje wdzięki. A Ty będziesz mnie przed nimi chronił, non? I przed innymi strasznościami królewskiego balu?
Uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem. Największe wydarzenie tego roku prezentowało się coraz lepiej. Cudowne kostiumy, ochrona osobistego barbarzyńcy, wszystkie tamtejsze atrakcje wraz z dzikimi zwierzętami. Wprost nie mogła się doczekać! Gilbert ją wprawdzie odrobinę nastraszył, ale nie potrafił przyćmić jej podekscytowania - Jakie to właściwie potworności widziałeś?

-Bale zaczynają się dostojnie i nudno. Trochę tańców i trochę ploteczek, trochę picia… potem jest dużo picia. A wraz z alkoholem przychodzą do głowy głupie pomysły… zwykle nieprzyzwoite i głupie. Stąd zwykle dostojne matrony zabierają swoje córki tuż po pierwszych godzinach zabawy. Ale też… tylko najwytrwalsze i najtwardsze damy zdobywają wpływy na dworze. I najmniej pruderyjne… jak słynna markiza de Pompadour.
- przypomniał Maur cmokając ją w ucho - Ale ty będziesz najbardziej musiała się przejmować drapieżnikiem najbliżej ciebie, non?

-Oui. Najstraszliwszym z możliwych
- potwierdziła Marjolaine zadowolona. Zagrożenie z jego strony było oczywiste, lecz wolała mieć u boku takiego drapieżnika, groźnego wilka, niż jakiegoś wyleniałego pudelka. Nie tylko najbardziej nudne przyjęcia potrafił uczynić ekscytującym, ale także jego obecność odstraszała tych wszystkich podstarzałych baronetów niegdyś domagających się wdzięcznej rączki hrabianki d'Niort.

-Ale może to Cię zawiedzie Maurze, że nie planuję zastępować Markizy na jej tronie. Na pewno wiedzie ona wygodne i niezwykłe życie, jakiego większość szlachcianek jej zazdrości. W tym i ja -leciutko przygryzła dolną wargę, zawstydzona tym swoim nagłym wyznaniem. Bo jakże to tak? Ta prześliczna panieneczka mogłaby komuś czegoś zazdrościć? Nie do pomyślenia! -Wyobrażam sobie, że otacza ją równie duże grono przyjaciół, co i ukrytych wrogów czekających tylko na jej potknięcie. A na dodatek przebywa w samym środku wszystkich dworskich intryg. Ja nie jestem tak wpływowa jak ona, a już bez życia u boku króla mam ostatnio nadmiar atrakcji!

-Z pewnością ma na swojej głowie wiele intryg i planów. Musi wszak pilnować łaski króla.- mruczał jej do ucha Gilbert, podczas gdy jedna z jego dłoni przesunęła się bezczelnie w dół wodząc leniwie acz pobudzająco po brzuchu hrabianki. Jak łatwo przyzwyczaić się do tego dotyku, jak łatwo polubić takie skandaliczne pieszczoty. Przerażająco łatwo… i jeszcze nogi hrabianki zaczęły mimowolnie wiercić, gdy dziewczyna jeszcze nie mogła się zdecydować na zwarcie szeregów czy też rozsunięcie ud w ostrożnym zaproszeniu. Przyzwoitość walczyła z ekscytacją w ślicznej główce Marjolaine.

-A propos intryg… powinienem spotkać się z madame Lecroix, być może ona będzie wiedziała, kto stoi za tym zaproszeniem.- stwierdził nieco zamyślony szlachcic cmokając szyję dziewczyny delikatnie.

Jednak jeśli mężczyzna pragnął skusić swą narzeczoną do rozsunięcia ud, to nie powinien popełniać tego drobnego błędu. Nie powinien był wypowiadać tych słów godzących we wrażliwą dumę Marjolaine. W jednej chwili zacisnęła mocno nóżki, dłonie opuściła na kolana i palcami kurczowo wczepiła się w materiał swej nocnej sukienki. Znów nadęła policzki.

-Czy bycie zaproszoną na królewski bal jest naprawdę tak przedziwne, że musisz się specjalnie o nie wypytywać innych? Czy od razu musi się wiązać z jakąś intrygą? -jej pytanie było aż ciężkie od takiej.. nieokreślonej groźby pasującej panieneczce. Wprawdzie dawała Maurowi możliwości zmiany zdania, lepszego dobrania słów, ale gdyby jednak się okazało, że wcale się nie przesłyszała to.. coś mu groziło w zamian. Sama nie wiedziała jeszcze co, ale takiej zniewagi nie mogła puścić płazem. Tym bardziej, że on powinien się trzymać z dala od tamtej perfidnej arystokratki.

-Po prostu się troszczę o ciebie moja ptaszyno. Jeśli nie chcesz… nie muszę pytać. Ale wtedy będę po prostu będę bardziej zaborczy podczas balu, non? Nie wypuszczę cię z mych objęć.- wymruczał jej do ucha Gilbert nie przestając wodzenia dłonią po jej brzuchu, jak i pieszczotą ust po szyi Marjolaine.- Czyż możesz mnie winić iż pilnuję bezpieczeństwa skarbu, który to tak bezczelnie wykradłem rodowi d’Niort?

- Non..
-mruknęła panieneczka, której złość Gilbert nieco rozkojarzył swoimi działaniami. A w złoszczeniu się to przecież ona była mistrzynią! Nie było jednak łatwo, kiedy czuła na sobie dotyk jego dłoni, jego usta na swej szyi i zarost zabawnie łaskoczący ją w delikatną skórę.
Przekrzywiła główkę, w próbie ponownego skupienia zawieszając spojrzenie na jakimś mało ważnym elemencie komnaty - Ale pilnowanie mojego bezpieczeństwa nie musi się wiązać z powątpiewaniem we właściwość mojego zaproszenia na królewski bal. Mam równe prawo tam być co Ty i wicehrabina Lecroix.

Albo może nawet i większe” - dodała sobie w myślach. Czyż Szkarłatna Dama nie narobiła sobie przeciwników na dworze, w tym i u samej Madame? Czyż nie próbowała odebrać jej miejsca u boku króla? Jeśli jakaś arystokratka nie była mile widziana na balu, to właśnie ta chytra Beatrice. Możliwym też było, że bycie dostrzeżoną w jej towarzystwie mogło zadziałać mało przychylnie dla przyszłych awansów Marjolaine. Już Maur wystarczająco paskudził w jej reputacji.
 
Tyaestyra jest offline