Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2017, 03:32   #110
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Oczywiście, że masz prawo… i będziesz prawdziwą tego balu ozdobą.- zgodził się z nią Gilbert muskając czubkiem języka kącik jej ust. - A ja będę tuż obok, by porwać cię… w me ramiona, porwać do tańca, porwać… cóż… wszystkiego ci nie zdradzę.
Delikatnie cmoknął kącik ust dziewczyny. - Ale bądź tam ostrożna. Bal królewski to wielkie i piękne przyjęcie, ale też i miejsce intryg w których środku tkwi cała arystokratyczna śmietanka.

-Oui, oui. Nie musisz mi tłumaczyć. Już dawno przestałam być salonową debiutantką, Maurze
-jak dla udowodnienia swej racji, Marjolaine cmoknęła mężczyznę w usta. Krótko, szybko i z zaskoczenia, aby nie mógł w porę zareagować w swój wyuzdany sposób, po którym biedna nie miałaby już ucieczki od jego pieszczot.
-Wiem dobrze, że pod każdym, nawet i najbardziej czarującym uśmiechem mogą się czaić węże, a słodkie komplementy potrafią się łatwo przemienić w groźby i jadowite plotki - tak po prawdzie, to również i za przeuroczymi uśmieszkami tej jasnowłosej hrabianki z łatwością mogły się kryć ostre kiełki oraz cięty języczek. Czyż to nie dzięki nim odstraszyła tamtą cycatą latawicę podsuniętą narzeczonemu przez maman i jej przyjaciółeczkę? I nie straciła przy tym swego dziewczęcego uroku.
-Chociaż.. -mruknęła w zamyśleniu -Tym razem będę trzymała rączki daleko od cudzych listów. Z pewnością w otoczeniu króla znajduje się więcej takich tajemniczych stowarzyszeń, a ja nie zamierzam już mieszać się w ich intrygi.

-Plotki to akurat najmniejsze zagrożenie na królewskim balu
.-westchnął Gilbert, a jego usta sięgnęły do ucha dziewczyny by muskać je i pieścić szepcząc cicho.- Ale bal… dopiero przed nami. A co teraz będzie? Mam ochotę porwać cię na łoże i rozerwać twe szaty ptaszyno. Ogromną ochotę.

Jego słowa sprawiły, że przez ciałko panieneczki przetoczyła się fala gorąca, w szczególności skupiająca się na wysokości jej brzucha i.. i poniżej. Zdecydowanie także i poniżej niego, czego świadomość przyprawiła ją o jeszcze większe rumieńce. Główka także na moment stała się przedziwnie lekka. Wprawdzie nigdy nie próbowała tych.. odurzających specyfików, które były tak modne wśród artystów, aktorów i arystokracji pławiącej się w ich talentach, ale wyobrażała sobie, że bliskość Gilberta była porównywalna do wywoływanych przez nich efektów. Już przy nim łatwo traciła głowę.

-Nie.. nie będzie żadnego rozrywania! -broniła się zażarcie, bo przecież taka już była ich codzienna tradycja, non? Nie zamierzała jej tak po prostu zmienić i się.. oddać temu drapieżnikowi! -To elegancka sukienka nocna uszyta z drogiego materiału, a nie jakaś szmatka, którą możesz zniszczyć! -nerwowo dłońmi wygładziła ów niepozorny fatałaszek otulający jej uda -Z całą pewnością nie wolno Ci też mnie porywać. Już zapomniałeś, że dopiero co byłeś przykuty do swego łoża? Powinieneś być jeszcze ostrożny z tą raną..

- Oui… więc może zdejmiesz tę elegancką sukienkę nocną. Co by nie uległa zniszczeniu.
- wymruczał jej do ucha mężczyzna, sięgając po jej dłonie zaciśnięte na materiale i wodząc palcami po jej nadgarstkach.- A ja.. zacznę od stóp, potem łydek, kolana… uda. Ustami uwielbię.
Znała to aż za dobrze, tę wędrówkę po swych nóżkach coraz wyżej i wyżej. Wiedziała jak to się kończy, lubieżną pieszczotą języka między udami, albo i…

Widziała siebie w odbiciu lustra. Twarzyczka może i była pąsowa jak róża, ale oczy błyszczały jej dzikim pożądaniem. Co więcej… słowa Gilberta odbijały się echem w jej głowie wśród obrazów z ksiąg i lubieżnych wspominek Giuditty. Może i nie starała się słuchać Włoszki, ale niektóre z pozycji… utknęły jej w główce i jawiły się przed oczami wyobraźni. Jakże pomysłowi potrafią być ludzie w tych kwestiach i… jakże wiele doświadczeń ominęło Marjolaine przez jej lata “niewinności”. Przez jeden szalony moment była gotowa sama zaproponować mu jakiś układ taneczny wśród prześcieradeł. Acz… zdołała się powstrzymać. Już dobrze wiedziała, że każde jej słowo Maur obróci przeciw niej. Choć jakoś rzadko była niezadowolona z tego układu. Robiło się jednak coraz bardzo gorąco pod jej sukienką nocną i… coś trzeba było z tą sytuacją zrobić. Zanim sytuacja wymknie się całkiem spod kontroli. Póki co pokusa walczyła w serduszku Majrolaine z przekorą i.. resztkami przyzwoitości, które gdzieś tam się jeszcze ostały.

-Jesteś.. nieprawdopodobny -parsknęła spanikowana panieneczka, za ową reakcją próbując ukryć swój jednoczesny strach, co i.. wstyd z powodu tej pokusy czającej się w jej serduszku. Przecież nie było godne arystokratycznego majestatu poddawanie się tak dzikim, zwierzęcym, rozkosznym.. uh, przerażającym instynktom! Winna być jak lodowa statua – piękna, lśniąca, ale przy tym także zimna. Tylko do podziwiania z daleka oraz tęsknego wzdychania za każdym jej ulotnym gestem. Prawdą jednak było, że Marjolaine mimo wszystko była podobna takiej statui, a w szczególności w sposób.. w jaki prawie się rozpływała, kiedy ciepło Maura znajdowało się tak blisko. Niemożliwym było pozostać przy nim tak chłodną!

A nóżki, te same co to mężczyzna chciał je dotykać, całować i.. i nie tylko, drżały nerwowo pod okryciem nocnej kreacji hrabianki. Nigdy nie chciała go od siebie całkiem odgonić, ale również i skapitulowanie prosto w jego ramiona było wykluczone. Jakże zatem biedna ptaszyna mogła znaleźć tutaj złoty środek?
Stuknęły obcasiki jej pantofelków, a spomiędzy warg barwy płatków róży popłynęły słowa, których stanowczość i władczość tonęły w nieśmiałości -Ale.. jeśli przez to nie pękną Ci żadne szwy, to możesz mnie zanieść do łóżka, mój drogi. To był długi i ciężki dzień -dodała, jak z potrzeby wytłumaczenia się z tego kaprysu. A wszak nikt nigdy nie powinien podważać kaprysów hrabianki d'Niort.

-Oui… i czeka cię bardzo… ciekawa noc, moja ptaszyno.- czuła obietnica wypełniła dreszczem ciało hrabianki. Dreszczem strachu i jak i ekscytacji. Maur najwyraźniej coś planował. Jednak niepokój szybko ustąpił dziecięcej wręcz radości, gdy Gilbert uniósł ją w swych muskularnych ramionach i zaborczo tuląc niósł do jej łoża. Jakby była jakąś księżniczką, a on jej rycerzem.

Czyż młode dziewczęta nie marzą o właśnie takich chwilach nie wiedząc jeszcze co dzieje się już w samym łożu? Hrabianka znała tą straszliwą i kuszącą zarazem prawdę. Ale teraz… gdy była niesiona jakoś o tym nie myślała. Bardziej skupiała się na fakcie tulenia swej głowy do twardych mięśni nagiego torsu kochanka.

Właściwie, myślała sobie w rozleniwieniu Marjolaine, to wcale nie potrzebowała otrzymywać od niego tych wszystkich wyuzdanych gestów ani specjalnie domagać się wielu drogich podarunków. W tym momencie przepełniało ją przedziwne, lecz bardzo przyjemne wrażenie, iż oprócz zwyczajowego zachwycania się jej urodą, wystarczyłoby jej bycie noszoną przez niego na rękach. Nie miała zamiaru tego mówić głośno, ale w jego silnych objęciach czuła się krucha, ale i bezpieczna zarazem. Jak zwierzyna schwytana przez drapieżnika, ale przepełniona zadowoleniem z tego powodu zamiast przerażeniem. Była teraz księżniczką w ramionach swego barbarzyńskiego rycerza, bohaterką swej własnej ckliwej opowieści, którymi tak się zaczytywały arystokratki w każdym wieku.

Uśmiechnęła się do swych myśli, prawdziwe źródło tej wesołości zachowując w sekrecie przed mężczyzną.
-Powiedz Maurze... -zamruczała opierając główkę o jego tors i wcale nie mając zamiaru szybko uciekać z tych ramion, tak dobrze jej było. Wdychała sobie jego, który zadziwiająco nigdy nie był odpychający dla jej wysoko urodzonego noska, a jej długi warkocz kołysał się powoli w powietrzu - Bywałeś w odległych, egzotycznych miejscach, non? Widziałam w Twojej biblioteczce księgi z obrazkami przedstawiającymi barwnie ubranych i.. wyglądających ludzi, jakich nie spotka się we Francji. A czy natknąłeś się tam na jakieś ciekawe dzikie zwierzęta?

-Cóóż… bywałem poniekąd przez jakiś czas poza Francją. Wpierw w królestwie Hiszpanii, potem wśród berberyjskich plemion w Tangerze, w miastach Imperium Osmańskiego na wybrzeżach Afryki. W Algierze i Tunisie, napotkałem najgroźniejsze stworzenia pustyni. Może nie tak duże i głośne jak lwy czy wilki, ale bardziej przerażające. Skorpiony. Małe stworzonka przypominające raki, tyle że zamiast zwyczajnego raczego ogona miały wąskie ogonki zakończone żądłem, jak u osy piaskowej.
- hrabianka została ułożona delikatnie na łożu. A Gilbert nie przerywając opowieści cmoknął jej czubek nosa, a potem usta delikatnie i szyję. Jego dłoń wodziła po brzuchu dziewczyny, po czym stanowczo zaczęła schodzić w dół. - Pierwszy raz był przypadkiem… spłoszył wielbłądy w karawanie, którą podróżowałem z Algieru do Tunisu. Drugi… nie był przypadkiem. Ktoś podrzucił mi skorpiona do sypialni.

Usta mężczyzny zeszły na piersi dziewczyny, wargi otoczył zaborczo jeden ze szczytów jej piersi wyraźnie widoczny przez delikatny materiał stroju. Bo choć Marjolaine starała dobierać nocne suknie tak by okrywały całe ciało, to jednak nadal były to delikatne i zwiewne kreacje. Żadna zapora przed pieszczotą drapieżnego dotyku kochanka. Toteż gdy usta kochanka otoczyły szczyt rozpalonej piersi hrabianki, z jej ust wyrwał się mimowolnie cichy jęk aprobaty jego poczynań. Bądź co bądź, nawet jeśli nie pochwalała jego poczynań, to niestety lubiła jego dotyk i to bardzo. A w dodatku… jego dłoń podążała do już rozpalonego pieszczotami intymnego obszaru ciała hrabianki.

- Dlacz.. ego ktoś... -pytanie zamarło na drżących usteczkach hrabianki. Trudno jej było skupić się na opowieści mężczyzny i byciu zaniepokojoną jego słowami, a co dopiero na składnym wypowiadaniu swych własnych, kiedy jej drobne ciałko gwałtownie wypełniało się ogniem.
-I co.. -znów przerwa, na zwilżenie warg oraz próbę głębszego odetchnięcia -Co zrobiłeś?

Ściśnięte nóżki wprawdzie wręcz stalową bramą odbierały mężczyźnie dostęp do największego sekretu ciała hrabianki d'Niort, ale już swych piersi nie potrafiła uchronić przed tą napaścią. Sukienka nocna nie była żadną zbroją, nie stanowiła dla tego łotra jakiegokolwiek problemu w sprawieniu jej.. przyjemności. I przecież to nie tak, że.. bardzo chciała mu to teraz utrudniać, non? Oczywiście, zaraz wpadnie w złość i będzie uciekała od jego dotyku, tak jak wypadało, ale.. ale jeszcze nie teraz. Dopiero za chwilkę, za dwie..

-Chwyciłem za rapier i nadziałem bestię jak na rożen. Wiła się przez chwilę…- usta Maura co chwila przerywały opowieść by musnąć prężące się dumnie piersi hrabianki. Choć nie było to widoczne za bardzo to Marjolaine instynktownie uniosła się odrobinę na łokciach, by ułatwić swemu kochankowi dostęp do swego ciała. Przecież nie robiła nic nieprzyzwoitego, non? Nadal była ubrana, a to że strój ów nie przeszkadzał w niczym ustom mężczyzny pieszczącym twarde już z podniecenia obszary jej biustu to… już inna kwestia. Zaciśnięte uda też nie deprymowały szlachcica. Nie próbował ich rozewrzeć, nie próbował wcisnąć palców pomiędzy… za to wodził sugestywnie palcami po obrzeżach zaciśniętych ud hrabianki, zmuszając ją do walki z samą sobą.

-Przeszyłem ją i... upewniłem się, że... nie ma kolejnych… jadowitych niespodzia… nek.- i jemu trudno się było jednocześnie skupić na pieszczotach ciała hrabianki i opowiadaniu, choć był niewątpliwie w lepszej pozycji niż ona. Wszak Marjolaine nie wiedziała jak rozpraszać uwagę mężczyzn w alkowie, cóż… wiedziała tyle co opowiedziała jej Giuditta i była to wiedza wzbudzająca zawstydzenie. Nie byłaby w stanie jej wykorzystać.- ...bo kto wie… co by… się działo… gdyby w nocy… mnie ów skorpion.. odwiedził… w łożu.

-Nie sądzę.. aby..
-okoliczności temu nie sprzyjały, ale hrabianeczka rozpaczliwie próbowała chwytać się tematu ich rozmowy, jakże beztroskiego w porównaniu do poczynań mężczyzny. W podobny sposób kurczowo wplątała palce pomiędzy kosmyki jego włosów. Jak dobrze, że ten barbarzyńca porzucił modę noszenia na głowie śmierdzących, wyleniałych peruk. Brrr.

-Ktoś d-dobrze wyglądał.. przebrany za.. za.. raka.. -ostatnie słówko padło z jej ust z niejaką.. ulgą, że zakończyła ten niezwykły wysiłek jakim było składne mówienie. Sytuacja jednak sprawiała, że wyobraźnia podsuwała jej nie tylko wizje lubieżności, jakich z całą pewnością chce się na niej dopuścić Maur, ale również i obraz jakiegoś podstarzałego arystokraty przybrane w czerwień skorupiaków, z długim ogonem ciąganym się za nim po ziemi. Jak gdyby już Satyr niewystarczająco odbierał jej tchu w piersiach, to teraz jeszcze zdradził ją własny chichot, krótki i urywany.

-Jakiś pul...chny... arystokrata...wyglądałby… smakowicie. Zwłaszcza z masełkiem. - wymruczał Gilbert skupiony jednak na smakowaniu czegoś innego. Raz jeden raz drugi szczyt piersi hrabianki, muskany był ustami czubkiem języka mężczyzny mieszając chichot z cichymi westchnieniami. Marjolaine nie rozumiała tego, czemu dotyk tego szlachcica sprawiał jej tyle przyjemności? Może i nie potrzebowała doświadczania wyuzdanych pieszczot kochanka… ale jakoś nie czuła potrzeby narzekania na jego hojność w tej materii. Gdyby jeszcze tylko mogła panować nad własnym ciałem, które to czuło się coraz bardziej rozpalone, coraz bardziej skrępowane koszulką nocną hrabianki, coraz bardziej złaknione dotyku w najbardziej intymnym miejscu. A choć broniła mu dostępu do niego, to teraz sama od czasu do czasu instynktownie zaczęła muskać paluszkami, to co ukrywała przed jego palcami.

Uświadomiwszy sobie te bezwolne działania swej dłoni, Marjolaine pośpiesznie przesunęła ją obok siebie na łóżko i tam kurczowo zacisnęła paluszki na barłogu pościeli. Jakże mogła wojować z Maurem w tej wojnie oraz ją wygrać, kiedy zdradzało ją własne ciało?!

Nieśmiało, pośród pożądania podszeptującego jej wyuzdane propozycje wykorzystania tej sytuacji, zaczęła marzyć o nagłym.. pukaniu do drzwi jej sypialni. O wydarzeniu, które byłoby w stanie przerwać pieszczoty mężczyzny, a które nie byłoby tylko jej zwykłym, słabiutkim „non” pozbawionym prawdziwego sprzeciwu. Bo przecież.. tak naprawdę to nie miała powodów, aby ciągle się wymykać lubieżnościom tego łotra. A przynajmniej nie miała sensownych powodów. W końcu ktoś tak rozwiązły, tak beztrosko traktujący relacje damsko-męskie nie potrafiłby zrozumieć, że ona chciałaby zrobić to z.. wyczuciem. I według swych własnych reguł. Może też ze świecami porozstawianymi w komnacie..

Ckliwe rozmyślania przerwał jej mało elegancki.. jęk, jaki to wyrwał się z usteczek hrabianeczki. Palce zacisnęły się mocniej na pościeli, uda zwarły szyki broniąc dostępu do swej tajemnicy, lecz drobne piersi w urywanym oddechu nadal unosiły się zapraszająco ku wargom Satyra. Tak przyjemne było to co robił, pomimo materiału sukienki jeszcze z ledwością broniącej ciała Marjolaine przed całkowitym oddaniem temu drapieżnikowi.

-A.. a.. -znów zająknięcie, znów beznadziejna próba skupienia ich dwojga na czymś innym, niż na tak straszliwej bliskości, i na wielkim łożu, i na powietrzu przesyconym namiętnością. Wręcz niemożliwy zamiar -W roli jak.. iego zwierzęcia Ty.. Ty byś się.. widział..?

Niestety nikt nie przybywał z ratunkiem. Ani kochana ochmistrzyni, ani droga maman. Ani żadne zrządzenie losu. Hrabianka była uwięziona tu i teraz ze swoim łotrem. Z bestią której obłaskawić jej się nie udało. Ale przynajmniej oświetlały ich świece, non?

Była wszak już późna noc i mateczka już spała, a służba raczej nie zakłóciłaby hrabiance spoczynku. Marjolaine musiała więc zmierzyć się ze swym Maurem sama. A nie było to tak, jak opisywano w książkach… Nie było romantyczności, ckliwości… choć była troska. Wszak Gilbert jakkolwiek śmiały w naruszaniu granic osobistych, nie forsował wszak swych pragnień. Dłoń jego muskające delikatnie podbrzusze nie próbowała zejść niżej na siłę. Choć może to byłoby i lepsze rozwiązanie, niż niezdecydowanie hrabianki zawieszonej między pragnieniami a obawami. No i pieszczoty kochanka wszak choć skandaliczne, były delikatne i czułe. I sprawiały, że cało ciało hrabianki prężyło się na pościeli i wierciło. Pocałunki i dotyk mężczyzny rwały jej oddech i wprawiały w gorączkę.

- Zwierzę…?- Gilbert na moment przerwał figle, by się zamyślić i odpowiedzieć. - Tygrys… myślę, że… tygrys byłby… odpowiedni.
Po czym przycisnął usta do warg hrabianki całując namiętnie i nie przestając sugestywnych muśnięć dłoni. Łotr jeden… rozkoszny.

-Czyli... -zaczęła panieneczka, nim mężczyzna raz za razem odbierał jej dech w piersiach -.. wielki... -non, non, to też nie była ścieżka myśli, którą pragnęłaby podążać. Nie teraz, kiedy pewną bardzo konkretną wielkość Maura mogła czuć to na swym biodrze, to znów na wrażliwym podbrzuszu -.. kocur.. -pomruk podobny owym futrzastym stworzonkom wymknął się Marjolaine, kiedy po raz kolejny jej wargi zostały zamknięte w mocnym pocałunku. Drapał ją trochę swym zarostem, ale nie było to bardzo niemiłe.. wręcz na swój sposób przyjemnie drażniło jej skórę.

Gdy w końcu pozwolił jej na głębsze odetchnięcie, ona dłonie wspierając na jego umięśnionych ramionach, jak w nieudolnej próbie odepchnięcia od siebie napastnika, przyglądała mu się lśniącymi oczkami. Oh, nie było to spojrzenie zawodowej kusicielki, co to w takim momencie spogląda spod wachlarzy długich rzęs i figlarnie przygryza wargi, jednocześnie jęcząco-dyszącym głosem szepcząc słodkie słówka swemu kochankowi. Hrabianka d'Niort dyszała, owszem, a jej piersi unosiły się niespokojnie i napinały materiał sukieneczki, lecz arystokratyczna twarzyczka raczej była okazem zaskoczenia sytuacją.

-A.. ja? Czym jestem? Ptaszyną do.. upolowania przez.. tygrysa.. ? -zapytała cicho, choć w tej chwili jej otwarte szeroko oczka same nasuwały odpowiedź. Była niczym zajączek złapany w spojrzeniu drapieżnika.

-Och… non… w tej chwili widzę… śliczną… perską kotkę.- wymruczał Gilbert muskając czubkiem języka wargi i dumny podbródek hrabianki.- Kotkę wychowaną do przyciągania urodą, kotkę stworzoną do dworskich komnat i bycia rozpieszczaną. Ale pod tym dworskim ułożeniem…- Maur zerknął w oczy hrabianki z łobuzerskim uśmieszkiem. -... pod ogładą i delikatnością, kryje się nadal dzika kotka, pełna ognia i energii… Bo czym czyż inna istotka ośmieliłaby dać się porwać? Ośmieliła się zgodzić na portret ubrana jedynie w klejnoty, bo czyż… choć przerażona sytuacją… nie próbujesz uciekać, non? Choć drżysz moja ptaszyno, to jednak jest w tobie ciekawość i żądza przygód. Nawet jeśli ukryta pod dobrym wychowaniem.

Czy się mylił? Czy miał błędne o niej mniemanie? Czy może jednak miał rację? Czy znał hrabiankę, lepiej niż ona sama? Czy miała siłę to rozważać czując jego pieszczoty ust i języka i wodzące palce po jej podbrzuszu… zwłaszcza że miał w pewnym sensie rację. Czuła wszak spalający ją żar domagający się ugaszenia przez kochanka lub przez nią samą. Za długo pozwoliła mu się dotykać, przekroczyła już swój Rubikon.
 
Tyaestyra jest offline