Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2017, 20:00   #113
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Przysunęła się bliżej przyjaciółeczki. A w razie, gdyby ta się po prostu wstydziła mówić głośno w towarzystwie chevaliera, to zapytała ją konspiracyjnym szeptem -Jakie? Jakie?

-Że całe dnie i noc pozwalasz na wszystko swemu narzeczonemu. Że oddajecie się wyuzdanym zabawom zostawiając bieliznę po całym zamku. Że otwarcie gorszycie służbę…
- szeptała Lorette cicho dzieląc się plotkami z coraz wyraźniejszymi wypiekami na policzkach. A hrabiance było trudno stwierdzić czy te zarumienienie było efektem oburzenia, zazdrości… czy też Lorette wyobrażała siebie samą w takiej sytuacji. Naturalnie ze swoim nieistniejącym księciem z bajki, bowiem Maur był zbyt dziką bestią dla tej trzpiotowatej dziewicy. Co innego Marjolaine… choć figle z Gilbertem były wielce stresujące, to samo ich wspomnienie budziło przyjemne dreszcze na ciele hrabianki i szaloną pokusę ich powtórzenia.

-Oh.. tylko tyle? -mruknęła ptaszyna niezbyt podzielając zawstydzenie swej przyjaciółki, a wręcz ostentacyjnie okazując rozczarowanie jej słowami. Być może już tak długie towarzystwo Gilberta odrobinę ją.. uodporniło, może stała się dzięki niemu odważniejsza. Mogła też się spodziewać, że bycie jego narzeczoną przyciągnie zainteresowanie wielu kwok rozpowiadający zmyślone plotki, wszak był lubieżnikiem i barbarzyńcą, z czym nie do końca się krył. Na domiar złego, sama uczestniczyła w niektórych.. wydarzeniach mogących dać początek takim pogłoskom.

-Nie znają najbardziej pikantnych szczegółów, Loretto! -zachichotała w rozbawieniu, trochę bawiąc się zmieszaniem drugiej arystokratki. Marjolaine Amelie Pelletier d'Niort, hrabianka i skandalistka.

Lorette zbladła na twarzy zszokowana rozbawieniem towarzyszki. Przez chwilę mrugała nerwowo oczkami jakby hrabianka była jakimś omamem. Bądź co bądź dotąd uważała je obie za… panny z dobrego domu, które w najgorszym przypadku mogły się skusić na pocałunek. A teraz… Marjolaine odważnie przyznawała się do rozpusty większej niż ta w plotkach.

-Wody…- westchnęła wachlując się, z braku laku dłonią, a szlachcic.. posłusznie pognał najbliższego lokaja po wodę dla jaśnie panienki, budząc konsternację samej Lorette. Która bynajmniej wody ustami tykać nie zwykła.

-Eehhmm… to jakie są… te pikantne szczegóły?- zapytała w końcu cicho pochylając się ku hrabiance. Mogła udawać niewinne dziewczę ( zwłaszcza przy matce) gorszące się na słowo pierś, ale była bardziej ciekawska tych spraw niż kiedykolwiek była Marjolaine. To w końcu Lorette zaczytywała się w tych sprośnych opowiadaniach i powieściach, a nie panna d'Niort.

-Droczę się z Tobą, moja droga -Marjolaine opuszką palca otarła kącik oka z niewidocznej łezki, owocu jej rozbawienia reakcją Loretty. Przyprawianie jej i maman prawie o omdlenia, musiało być jedną z jej ulubionych uciech. Czasem wręcz ta dwójka bardziej wydawała się być matką i córką, ale przecież i hrabianeczka d'Niort potrafiła być wybuchowa, zdecydowanie wtedy stając się odbiciem Antoniny.
-Pomimo swej reputacji rozpustnika, Gilbert jest niezwykle czułym i zapatrzonym we mnie narzeczonym. Oui, dzikim, lecz stratą byłaby próba oswojenia go -nachyliła się ku słodkościom przygotowanym na ich drobne spotkanko. Jej uwagę zwróciło ciastko, takie obficie przyozdobione słodkim kremem i owocami, więc nałożyła je sobie na talerzyk -Jest też artystą, wiesz? Bardzo mnie namawia, abym została jego muzą – widelczykiem ukroiła kawałek, lecz nim ten zniknął w szlachetnych usteczkach arystokratki, ta jeszcze zerknęła na Lorettę znacząco -W samej biżuterii.

I uśmiechnęła się z błogą satysfakcją. Ciężko tylko było stwierdzić, czy na myśl o sobie, prawie nagiej uwiecznionej na płótnie, czy przez rozkoszowanie się smakiem ciastka. Czy też przez kolejne zaszokowanie swej przyjaciółki.

-Rzeczywiście… czułość aż z niego bije - odparła z lekkim sarkazmem Lorette odrobinę się czerwieniąc.- I chyba się nie zgodziłaś, co? Ja bym się spaliła ze wstydu, gdybym miała stanąć nago przed mężczyzną. Jak więc przyjął twą odmowę?

Marjolaine powoli cieszyła się grzesznym smakiem ciastka. Powoli, a zatem na długo pomiędzy dwoma arystokratkami zawisła ciężka cisza. Bo i cóż ptaszynka mogła odpowiedzieć swej przyjaciółce? Nie chciała zostać posądzona przez nią o.. o.. uh, rozwiązłość, ale skoro sama w końcu zachwyciła się pomysłem Maura, to czemu miałaby się tłumaczyć przed Lorettą? Oczywiście, nie rozebrałaby się przed jakimś byle pierwszym lepszym artystą, lecz ten był jej.. jakby.. trochę.. narzeczonym, non?

W końcu z ciastka pozostały tylko okruszki, a hrabianeczka zdecydowała się odezwać, z rozmarzeniem w głosie ku niewątpliwemu oburzeniu drugiej kobiety -Powinnaś zobaczyć świecidełka jakie dla mnie zaprojektował. Będę wyglądała jak Kleopatra..

- Marjolaine!
- oburzyła się Lorette.- Nie możesz przecież rozebrać się przed mężczyzną… zwłaszcza przed tym… rozpustnikiem. Nie masz… wstydu?
Po czym dodała ciszej i z wyraźnymi wypiekami.- Przecież wiesz dobrze, że mężczyźni nie potrafią trzymać rąk przy sobie. Od razu biorą się do całowania w usta… i nie tylko. Jak go odpędzisz od siebie będąc nagą?-
Pewnie tak samo, jak wtedy gdy miała ubranie na sobie. Gilbert był wszak uparty ze swymi pieszczotami, a sama hrabianka coraz słabiej oponowała przed jego dotykiem. Ale co o tych sprawach mogła wiedzieć Lorette, dla której szczytem marzeń był pocałunek w usta? Szczytem tych romantycznych marzeń, bo wszak jej ulubione lektury były dość szczegółowe jeśli chodzi o sekrety alkowy. Ale co innego czytać i wyobrażać sobie takie sceny. A co innego mieć odwagę, by przeżyć taką noc.

Hrabianka d'Niort w milczeniu przyglądała się swej przyjaciółeczce, niezbyt poruszona jej wybuchem. A bo to nie widywała podobnych u swojej maman? Właśnie, maman.
- Brzmisz jak własna matka, Loretto – poważnym i spokojnym tonem wypowiedziała tych kilka okrutnych słów, jakie mało która młoda arystokratka pragnęłaby usłyszeć. Dłonią wygładziła nierówności swej sukni otulających uda, nim kontynuowała stanowczo - Nie jestem jakąś latawicą, tylko szczęśliwą wybranką Gilberta. Nie mam zamiaru się wstydzić tego, że lubię jego nocne wizyty w mojej alkowie i zasypianie w jego silnych ramionach. Ani tego, że dla niego jestem kimś więcej niż tylko kolejnym sposobem na powiększenie majątku.
Chyba troszkę zbyt dużo powiedziała, bo lekkie rumieńce wstąpiły na jej szlachetne policzki. Czy naprawdę już po raz kolejny broniła tego lubieżnika?! Dlaczego to tak bardzo wchodziło w jej błękitną krew?
Odrzuciła od siebie te myśli, aby w lekkim nadąsaniu dodać - Kiedy Ty znajdziesz swojego księcia z bajki, który przyjemnie wywróci Twój świat do góry nogami, to ja będę pierwszą do przyklaśnięcia waszemu uczuciu.

-To było złośliwe Majrolaine. I to bardzo. W końcu jestem po twej stronie. A ty tak… mało mi mówisz o tych jego nocnych wizytach… ogólnie unikasz szczegółów jak na kogoś dumnego z nich.
- odparła z żartobliwym wyrzutem hrabianka d’Chesnier. - Jakże mam bronić twojego dobrego imienia przed złośliwymi językami, skoro tak mi skąpisz detali.

-Dopiero co zarzucałaś mi brak wstydu, a teraz sama domagasz się poznania szczegółów pożycia mojego i Maura?
-zapytała Marjolaine, próbując nadążyć za ciągle zmieniającym się nastawieniem i nastrojem przyjaciółki. Oh, nie dziwiły jej takie zmiany. Z łatwością potrafiła sobie wyobrazić burzę myśli przewalających się przez tamtą jasnowłosą główkę, w jej własnej nierzadko podobna się pojawiała. Z jednej strony zakazany owoc kusił swą słodyczą, ale z drugiej zaś ciągle przypominały o sobie nauki mateczek, jak to mężczyznom zależy tylko na dostaniu się pod spódnicę lub powiększeniu swego majątku.
Uśmiechnęła się uroczo, jednak nie potrafiła sobie odmówić kolejnej drobnej złośliwości wobec Loretty -Cóż powiedziałaby Twoja mateczka..

- Pewnie to samo co twoja maman…
- mruknęła wesolutko Lorette i dodała.- Dlatego nic im nie powiemy, non?
Młodzieńcza ciekawość wygrywała z oburzeniem przyzwoitej panienki, tym bardziej że owa przyzwoitość była wygodną dla Lorette maską, którą chętnie porzucała podczas takich ciekawych rozmów.

Z początku Marjolaine była trochę niechętna temu pomysłowi, ale krótka chwila namysłu rozwiała jej wątpliwości. Bowiem było prawdą, że nie miała komu.. pochwalić się swoimi sypialnianymi przeżyciami. Na pewno nie chciała o tym opowiadać swojej maman. Giuditta zawsze była chętna jej wysłuchać, nawet o wiele zbyt chętna. I równie chętnie, chociaż niepytana, otwarcie doradzała hrabianeczce, tylko przyprawiając ją o gorące rumieńce i pragnienie ucieczki. Teraz jednak.. w porównaniu z Lorettą była o wiele bardziej doświadczona. A to jej całkiem schlebiało.

-Dobrze, dobrze.. -zachichotała ptaszyna na zgodę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a potem jeszcze podsunęła się do drugiej hrabianki, aby na pewno nikt nie mógł posłyszeć jej szeptem wypowiadanych słów -Widziałaś posiadłość Maura, to wielkie i stare zamczysko. Jest w nim wiele ukrytych przejść, a jedno z nich prowadzi prosto do mojej alkowy. To nim Gilbert zakrada się do mnie każdej nocy, niczym mój własny, przystojny bandyta -mimowolnie rozmarzony uśmieszek rozjaśniła twarzyczkę Marjolaine, kiedy tak przypomniała sobie ostatnią wizytę mężczyzną. I.. poprzednią. I jeszcze wcześniejszą. Naprawdę była jak bohaterka jednej z tych frywolnych opowieści. Hrabianka i barbarzyńca.
-I tak jak bandyci, tak i on za każdy razem próbuje mnie porwać do mego łoża. A ja zawsze się wzbraniam i drażnię się z nim -uniosła dumnie podbródek, a głos jej spoważniał, kiedy tłumaczyła swej przyjaciółce niuanse zachować pomiędzy kobietą i mężczyzną. Taka była teraz z niej znawczyni -Bo musisz wiedzieć, Loretto, że chociaż jest moim narzeczonym, to musi się natrudzić. W końcu nie jestem jedną z tych latawic z jakimi dawniej się zadawał, non? Jestem damą, więc on musi sobie zasłużyć nawet na pocałunek.

-I jak próbuje zasłużyć na twoje pocałunki i… jak udaje mu się zasłużyć na coś więcej?
- zachwyt w głosie i oczach świadczył że Marjolaine stała się dla Lorette heroiną niemalże. Istotką która nie tylko potrafi wabić do siebie rodzaj męski ( w osobie narzeczonego), ale i okiełznać go oraz zmusić do uległości. Coś o czym hrabianka d’Chesnier mogła tylko marzyć. W jej oczach wręcz była niema prośba o zdradzenie tajników panowania nad mężczyznami. Te Marjolaine oczywiście znała. Tyle że żaden nie sprawdzał się w przypadku Maura. W końcu… Gilbert po prostu brał ją w ramiona i całował namiętnie sprawiając, że od razu cały opór Marjolaine topniał niczym śnieg na wiosnę… i ledwo go starczało na słabiutkie próby odganiania jego dłoni od kluczowych obszarów jej ciała.

-Zachwyca się mną. Nie kwieciście, ale szczerze, prosto i ..bezwstydnie. Zawsze mi podszeptuje, jak to chciałby pieścić ustami całe moje ciało, i że najchętniej nigdy by mnie nie wpuścił ze swych ramion. Kusi, oh Loretto, jakże on straszliwie kusi! -przerażoną twarzyczkę schowała za rozcapierzonymi paluszkami, zza których dobiegło owo piśnięcie zaszczutego zwierzaczka. Wszak Maur rzeczywiście był wyjątkowo groźnym potworem, i to nim rodzice, czy raczej guwernantki, powinny straszyć swoje niewinne córeczki, nie jakimiś zmyślonymi bestiami!
-A uwierz mi, pokusa poddania się temu drapieżnikowi jest niezwykle ekscytująca. Szczególnie, kiedy Gilbert jeszcze zaczyna mnie całować po szyi, a jego zarost rozkosznie łaskocze moją skórę.. ah... -westchnęła tym razem, z błogością przymykając oczka. Dłonie przez tych kilka chwil zakrywające jej zarumienione policzki, zsunęły się z nich i z delikatnością musnęły wrażliwą szyję.

Loretta słuchała tego z równie dużymi wypiekami na twarzy i błyszczącymi oczkami. Po chwili dodała z nerwowym chichotem- Mon Dieu! Czyżbyś zaczęła znajdować przyjemność w tych całych lubieżnościach… No… i dałaś mu… wiesz… pieścić całe ciało ustami. Widział cię nagą, dotykał jak mówisz? Całował? Jak to jest ?
Młoda przyjaciółka hrabianki d'Niort całkowicie zapomniała że jest cnotliwą dziewicą z dobrego domu. Pozostała tylko ciekawa tajemnic dorosłych trzpiotka. A jej była sojuszniczka w panieństwie stała się przewodniczką po tych obszarach… co prawda tylko werbalnie.

-Pozwoliłam mu.. na troszeczkę -hrabianeczka d'Niort skłamała wstydliwie, bynajmniej nie z niechęci podzielenia się z przyjaciółką tajemnicami swej alkowy. Non, non. Dla niewinnej ptaszyny wspomnienie tamtej jednej nocy w sypialni Maura cały czas było zbyt silne, aby miała je do siebie tak łatwo dopuszczać. Ciągle nie była pewna jak powinna zareagować na tamto.. zdarzenie. Albo czy w ogóle powinna o nim rozmawiać ze swoim narzeczonym.
-Dobrze wiesz, że mój.. wianuszek już dawno temu oddałam innemu szlachcicowi, non? Opowiadałam Ci o Sergu, który podobny był spoconemu i dyszącemu wieprzkowi niż kochankowi. Ciekawska wtedy byłam, niestety. Przez lata myślałam, że właśnie w taki sposób wyglądają zbliżenia. Gilbert otworzył mi oczy na całkiem nowe.. doznania -przesłoniła dłonią usteczka, szeptem zdradzając przynajmniej jeden z sekretów i przy okazji poszukując zrozumienia dla zachowania swego barbarzyńcy. Dla niej wprawdzie wszystko było lubieżnością, ale może niektóre pieszczoty był bardziej straszliwe od innych -Wiedziałaś, że mężczyzna może kobiecie złożyć pocałunek.. tam.. na dole? I że to jest tak samo przyjemne jak nieprzyzwoite?

- On cię tam całował… czy to… aby… możliwe?
- zaczerwieniła się na samą myśl Lorette i jej oddech przyspieszył.- Myślałam, że mężczyźni, wiesz… oni tam… no wsuwają… tego… siusiaka. Chociaż nie wiem jak coś tak miękkiego może sprawić przyjemność… Mówisz że całował, dał buziaka?
Non… z tego co zapamiętała hrabianka, był to bardziej pocałunek z języczkiem… a właściwie bardziej sam języczek.
- Więc co jest lepsze… przyjemniejsze, podniecające bardziej... buziak… czy no… ten organ na dole? I jak ów organ wygląda u Gilberta?- nie czekając aż hrabianka wyjaśni dokładniej, Lorette zadała kolejne frapujące pytanie. Bo choć widziała ów narząd swego kochanka, to przez palce i przez chwilę. Częściej go w sumie czuła niż widziała… ocierające się jej ciało lub przyjemnie ocierającego się w niej.
Ale przecież nie mogła się przyznać przed przyjaciółką, że Maur widział ją gołą… prawie. A ona jego, mimo licznych ku temu okazji, ani razu.

-Jest taki.. taki.. -Marjolaine przechyliła zafrapowaną główkę i usteczka wydęła w zadumie. Potrafiła opowiadać o sukniach i biżuterii, o koniach i psach, o muzyce i sztukach teatralnych. Była dobrze wychowaną panieneczką, nigdy nie nauczono jej mówienia o.. o.. takich sprawach! Nie wiedziała co odpowiedzieć przyjaciółce..

Ta przerażająca bestia, jaką Maur trzymał w spodniach, pewnie z wyglądu była taka jak.. no, wszystkie inne. Nie to, żeby wiele ich widziała w swoim życiu, ale te na które nieszczęśliwie padło spojrzenie jej niewinnych ocząt, przywodziły na myśl.. dżdżownice. Przerośnięte, a jednocześnie krótsze i grubsze, ale ciągle o podobnie różowawej barwie. Brrr, aż panieneczką lekko wzdrygnęło. Mężczyźni nago z pewnością nie byli pięknościami, pomimo tego co przedstawiali rzeźbiarze.

-Taki.. -znów zająknięcie, ale tym razem tylko chwilowe, bowiem hrabianka odnalazła wyjście z tej niezręcznej sytuacji. Lekko wyciągnęła przed siebie ręce i w powietrzu równoległe rozstawiła ku sobie dłonie. Uważnym oczkiem oceniła odległość między nimi, po czym delikatnie ją zwiększyła. Usatysfakcjonowana pokiwała głową i uśmiechnęła się beztrosko -O, mniej więcej taki.

- Potwór straszliwy… Ja bym się chyba bała. Bo delikatna jestem
- zaczerwieniła się Lorette przyglądając się pokazywanemu rozmiarowi, po czym szepnęła cicho do swej przyjaciółki pytając.- I jak to jest, gdy całuje tam na dole? Często cię tam całował?
Niewątpliwie te skandaliczne szczegóły zainteresowały młodą pannę d’Chesnier, bo też i uwielbiała skandale, których nie była bohaterką.

-O wiele przyjemniejsze niż pocałunek w dłoń, czy nawet namiętny buziak w usta. I przynajmniej nie boli - lakoniczny był opis doświadczeń Marjolaine, ale przecież nie była Giudittą, która z pewnością podzieliłaby się z przyjaciółką każdym, choćby i najdrobniejszym szczegółem. A hrabianeczka wprawdzie była wychowywana w luksusach, miała wszystko co tylko mogła sobie wymarzyć, ale odwagi do otwartego mówienia o takich sprawach.. już nie.
-Ale też i trochę.. straszne. Maur trzymał mocno moje nogi, więc nawet nie mogłam się wyrwać od jego pieszczot. Byłam bezbronna, całkiem oddana lubieżnej naturze mojego barbarzyńcy.. - jej słowa rzeczywiście mogły przywoływać obu arystokratkom doprawdy przerażające wizje, ale rumieńce na policzkach panieneczki d'Niort jakoś przeczyły jej obawom. Non, one wręcz zdradzały jej wewnętrzne pragnienia - Choć była to tortura tak słodka, że z chęcią częściej stawałabym się jej ofiarą. Nie wypada jednak, abym się domagała, non?

-Non… chyba nie. Ale ja bym się nie broniła. Skoro to przyjemne…
- dalszą wypowiedź Lorette przerwało przybycie szlachcica. Petite chevalier przyniósł mdlejącej niedawno dziewczynie wodę… i sole trzeźwiące… i medyka. Musiał narobić niezłego rabanu, który biedna panna d’Chesnier sama musiała uprzątnąć pozostawiają Marjolaine wyjaśnienia sytuacji szlachcicowi zupełnie zdziwionemu, że mdlejąca Lorette jest całkowicie przytomna. I wygląda na zdezorientowanego tym co się działo.

Marjolaine wykorzystała tych kilka chwil na uspokojenie swego rozkołatanego serduszka oraz opanowanie rumieńców rozgrzewających jej policzki. Nie było łatwo zachowywać spokój wspominając te wszystkie chwile spędzane z Maurem, bo ten barbarzyńca każde ich spotkanie przemieniał w popis lubieżności.

Paluszkami ujęła filiżankę wypełnioną idealnie przesłodzoną herbatą z mlekiem. Uniosła ją i upiła drobny łyk, po czym uśmiechnęła się ciepło do chevaliera -Monsieur, przywodzisz mi na myśl tych rycerzy w lśniących zbrojach, o których w dzieciństwie opowiadała mi guwernantka. Rzadko można we Francji spotkać tak honorowym i wspaniałomyślnych szlachciców, nawet i wśród samych muszkieterów

Hrabianka d'Niort była dobrą przyjaciółką. Zależało jej na szczęściu Loretty, a przede wszystkim na wspólnych ploteczkach o mężczyznach, więc kiedy oczy tamtej zaczęły lśnić na widok szlachcica o przedziwnym imieniu, postanowiła specjalnie dla niej dowiedzieć się czegoś więcej o nim. Może to przynajmniej oszczędzi jej odpowiadania na kolejne niewygodne pytania. Nie miało jednak oszczędzić szlachcica - Wybranka Twego serca musi być szczęśliwą kobietą. Z pewnością za nią tęsknisz, non?

-Nie...to jest… “waćpanno”... nie tęsknię, bo nie ma za czym. Nie ma panny… takiej… wybranki. Była co prawda panna “Aniela”…
- o nazwisku podwójnym i wypełnionym językowymi łamańcami. Nic dziwnego że fechtować tak dobrze ci… Polonais. Machanie pałaszem było drobnostką w porównaniu z ich szermierką głoskami. Marjolaine nie zawracała sobie zresztą swej ślicznej główki kwestią kim była owa panna Aniela. Ważne że będąc zaręczona z jej rycerzem pokochała innego. Rywala w szabli i na sejmiku… ale tak samo jak on, gorącego patriotę i towarzysza broni. I owe zaręczyny zerwała. Petite chevalier więc zamiast go wyzwać na pojedynek, miał zamiar udać się do klasztoru. Lecz zanim to zrobił ambasador… zaproponował mu dołączenie do swego orszaku i wyprawę do Francji.

-Bo ponoć nie ma nic lepszego na złamane serce niż podróże.- zacytował rycerz swego “łaskawcę”- cokolwiek to słowo miałoby to znaczyć. Marjolaine miała oczywiście odmienne zdanie na ten temat. Na ranę zadaną romansem, najlepszy jest… kolejny romans. A któż zna się lepiej na romansach i uwodzeniu nad francuskie arystokratki? Nikt! Oczywiście hrabianka już się przekonała, że ów petite chevalier to płochliwa zwierzyna wymagająca mniej śmiałego podejścia, niż te które sama zastosowała wobec Rolanda. No cóż… są ludzie tacy jak muszkieter, są tacy jak ów polski szermierz… są wreszcie tacy jak jej osobisty łotr, na którym to nie miała okazji wypróbować bardziej śmiałego podejścia. A może to był błąd?
 
Tyaestyra jest offline