Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2017, 10:34   #17
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po stoczonej walce, Darr jako pierwszy podbiegł do związanego w kokon nieszczęśnika, który, jak się chwilę później okazało, był elfem, choć nikomu nieznanym. Dłuższą chwilę zajęło rozplątanie niedoszłej ofiary pająków, ale robotę znacząco ułatwił ukryty w bucie sztylet krasnoluda, który wydawał się być stworzony do takich zadań. Elf przez jeszcze kilka minut leżał sparaliżowany, co jakiś czas dostając napadu drgawek. Przykryto więc go kocem i w tym samym momencie nadszedł Baldor, ciągnąc za sobą wierzchowce i ostrożnie obchodząc ciała martwych pająków, które zesztywniały w agonalnych pozycjach.

- Ściemnia się już - zauważył, zatrzymując spojrzenie na sparaliżowanym elfie. - Powinniśmy czym prędzej znaleźć jakieś bezpieczne schronienie, bo jestem przekonany, że nie było to jedyne pajęcze stado w okolicy. Kto by przypuszczał, że te bestie tak zuchwale przekroczą granicę Elfiej Ścieżki - powiedział na koniec bardziej sam do siebie niż do innych, po czym głośno westchnął. - Jesteśmy już znużeni podróżą i wiele więcej tego dnia nie przejdziemy. Dajcie mu wierzchowca i ruszajmy w poszukiwaniu schronienia...
- To racja - odparł Erland - ale możemy dać mu jeszcze parę chwil na dojście do siebie. Wie ktoś, jak długo działa ta trucizna?
Z nożem w dłoni pochylił się nad jednym z ustrzelonych przez siebie pająków, chcąc wyciąć woreczki jadowe.
- Jeżeli w walkę się wdał z nimi i zdążyli jedynie niewielką ilość jadu wtłoczyć w jego ciało, wtedy jedynie minut kilka owe działanie utrzymywać się będzie - odparła Narniel, uważnie elfowi się przyglądając. - Jeżeli jednak czas miały by ową dawkę zwiększyć, gdy już nieruchomym zległ, wtedy i godzina minąć może nim władzę nad swym ciałem odzyska - zakończyła swą odpowiedź, która i tak dość długa jak na nią była. Że znaleźć bezpieczne miejsce na nocleg musieli, to nie pozostawiało wątpliwości, chociaż czy o bezpieczeństwie mówić mogli? Ciche westchnienie uleciało z ust jej i zamarło, wiatr ponieść go dalej nie mógł bowiem go nie było. Wciąż jednak dom to był jej, ukochany las, który znała i kochała całym swym sercem i nad którego splugawieniem rozpaczała i gotowa z nim walczyć była.
- Niedaleko stąd polana jest - dodała, wiedzą swą z towarzyszami się dzieląc. - Na północny-zachód skierować się musimy. Miejsce to odpowiednim na spędzenie nocy być powinno - dodała. Thranduil wszak zwykł ucztować w owym miejscu więc i dla nich winno starczyć, informację tą jednak dla siebie zachowała. Wszak istotną nie była w chwili obecnej.
- Tylko jak tego tam przetransportować - Famira podrapała się w głowę, po czym odrzekła sama sobie. - Już wiem - i skierowała się z toporem na obrzeża ścieżki planując przygotować nosze dla nieznajomego. W tym celu planowała ściąć ze dwa młode drzewka, które stanowić będą rusztowanie dla jej płaszcza.
- Nie ma co tu stać - odezwała się Saga, której skupienie nie odchodziło od skraju drzew. Chodziła też od truchła do truchła upewniając się ostrzem coby żaden na pewno nie powstał. - Przerzućcie go przez konia. Jak sparaliżowany jest to i przeszkadzać mu nie będzie.
- Szkoda męczyć żywe stworzenie, a co jeśli spadnie z konia - odpowiedziała Famira, która cały czas znajdowała się w zasięgu wzroku i słuchu - raz dwa trzy się uwinę i zaraz będziemy mieli nosze.
- Męczyć konia elfem? Siedząc na nim narzucasz mu wiele razy więcej niż sparaliżowany elf. Nikt go też nie będzie musiał nosić. Zmęczenie konia jest mniej warte niż zmęczenie dwóch ludzi.
- Męczyć ylfa znaczy się i narażać go na upadek z konia. W tym stanie nie powinien jechać sam, dlatego właśnie planuje ściąć dwa młode drzewa, zrobić z nich nosze i za pomocą sznura “zaprządz” je do konia. Elf będzie sobie pół leżał pół siedział, koń będzie go ciągnął a jeżeli nie będziemy jechać szybko nic się nikomu nie stanie.
- Koń się spłoszy i tyle będzie z waszego ratowania. Sznurem go przywiąż przerzuconego w pół - krytykowała dalej Saga, choć miała nieco dość pomysłów krasnoludów.
- To jest niegodne, przestępcy bym tego nie zrobiła, a ylfy przecież są więcej warte od przestępców
- A to niańcz go jak chcesz, skoroś się na godności uparła - odrzuciła blondwłosa i spojrzała na kupca. - Baldor, przeprowadzaj swój wóz - zakomunikowała ozięble, kończąc dobijanie.
- W sumie masz rację, wóz! Wrzucimy go na wóz, myślę że się zmieści...
Baldor uczynił tak jak go poproszono, chociaż słowo Sagi ciężko było zakwalifikować do prośby. Ułożono sparaliżowanego elfa na niewielkim wozie, którego ciągnął kuc, po czym oddalili się w stronę wspomnianego przez Narniel miejsca.

Po godzinie drogi, której lwią część zajęło przedzieranie się przez gęsty las, ukazała im się dziko porośnięta polana, nieopodal której przepływał strumień. Dało się spostrzec, że w przeszłości miejsce to było często używane, prawdopodobnie przez elfy z Leśnego Królestwa, ale musiało minąć od tego czasu wiele lat, albowiem polana mocno zarosła wysoką trawą i niskimi krzewami. Stanowiła jednak idealne miejsce na odpoczynek - otaczające ją zarośla osłaniały przed nieprzyjaznym wzrokiem, a otwarte nocne niebo umożliwiało zaczerpnięcie świeżego powietrza, tak rzadkiego w przepełnionej duchotą i zapachem zgnilizny Mrocznej Puszczy.

Wycieńczony Belgo rzucił się na ziemię, narzekając że nigdy więcej nie da się zabrać na wyprawę przez Mroczną Puszczę, lecz jego ojciec wcale go nie słuchał. Baldor ruszył w stronę najbliższego strumienia z zamiarem napełnienia bukłaków, nie zamieniwszy z nikim choćby słowa. Towarzyszące wędrowcom wierzchowce zaczęły się spokojnie paść na polanie, skubiąc wysoko rosnącą trawę, a tymczasem reszta awanturników zaczęła rozbijać obóz.
Elfka wypełniła płuca świeżym powietrzem, poświęcając chwilę by spojrzeć w górę i oczy swe nacieszyć widokiem gwiazd. Zaraz jednak spojrzenie jej przeniosło się na wóz, zanim jednak podeszła by sprawdzić stan ocalonego, skierowała się w stronę narzekającego chłopca, przy którym przyklękła.
- Zmęczenie przez ciebie przemawia - zwróciła mu uwagę z naganą, którą jednak uśmiechem osłodziła. - Twój ojciec także zmęczonym jest, jak my wszyscy. Nie dokładaj mu przeto ciężaru na barki. Podróż ta dla każdego trudną jest, lecz tyś wszak młodym i silnym mężczyzną, czyż nie, Belgo? Ojciec twój pomocnikiem cię uczynił, dzieli się z tobą swym czasem i doświadczeniem. Wdzięczny mu przeto bądź, bowiem nie wiesz jak długo danym ci będzie cieszyć się jego towarzystwem - zakończyła przemowę brutalną prawdą, po czym powstała i nie zwracając już na chłopca więcej uwagi, podeszła do wozu by sprawdzić na ile działanie trucizny ustało.
Leżący na wozie elf poruszył się kiedy szturchnęła go Narniel i po raz pierwszy od chwili napaści spojrzał na nią trzeźwo.
- Co… co się stało? - wysapał i próbował gwałtownie wyprostować się, lecz ciało wciąż pozostawało sztywne i odmówiło mu posłuszeństwa. - Kim jesteś? - powiedział patrząc elfce w oczy. - Czym trafił już do Leśnego Królestwa? Jedyne co pamiętam to wielki cień i… Coś mnie chyba zaatakowało na drodze - mamrotał, usilnie próbując sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia.
- To 'coś' to były pająki - wyjaśnił Erland. - Na szczęście postanowiły zanieść cię do spiżarni, a nie skonsumować na miejscu.
- Miałeś szczęście trafić na odważne krasnoludy, którym nie straszne jakieś pokraczne plugastwa! Tak to byś już dawno zeżarty był - wtrąciła dumna z siebie Rayna.
- Jak rzekli towarzysze moi, zostałeś zaatakowany przez potomków Ungolianty, które na Ścieżkę odważyły się wejść. - Elfka poparła słowa Erlanda i Rayny, nie komentując przy tym jej słów o krasnoludzkich zasługach. Wedle jej mniemania, zasługa nie mogła być przypisana jedynie niektórym z ich grupy, a całej.
- Zwą mnie Narniel - podała mu swe imię. - I nie, jeszcześ do granic Królestwa nie dotarł. Znajdujesz się na jednej z polan, na których niegdyś Thranduil zwykł ucztować. Miejsce to bezpiecznym się zdaje i na nocleg zostało wybrane, byśmy i my odpoczynku w blasku gwiazd zaznali. O ile odpoczynek dany nam będzie - dodała, łagodny uśmiech na usta przywołując i zerkając na Dzieci Aulego. Mówiła zaś w języku ludu swego, przez co pozostali domyślać się jedynie mogli o jakich to sprawach prawiła.
- W takim razie jestem wśród przyjaciół - odparł wesoło elf, po czym z wielkim trudem podniósł się z pozycji leżącej i siadł na skraju wozu.
- Nazywam się Amrestor i jestem posłańcem lorda Elronda z Rivendell. Wysłano mnie z misją dostarczenia ważnej wiadomości do króla Thranduila z Leśnego Królestwa. Jestem wam bardzo wdzięczny za ratunek, ale niestety nie mam teraz jak się wam odwdzięczyć. Na pewno wieść o was dotrze do Rivendell i może nawet zdołam skomponować jakąś pieśń na waszą cześć. W domu Elronda zawsze będziecie mile widziani - powiedział elf uśmiechając się szeroko.
- Nazajutrz ruszam dalej. Byłem niegdyś gościem Thranduila, więc drogę znam, ale powiedzcie mi, bo po tych wszystkich wydarzeniach zdążyłem się już pogubić; daleka to droga?
- Dni osiem do granic Królestwa - odparła Narniel, cieplejszym znacznie uśmiechem, elfa obdarzając. Odstąpiła jednak od wozu, bowiem obowiązki na nią czekały i na łowy wypadało się udać by ugościć Amrestora mieli czym i własne brzuchy wypełnić ciepłym posiłkiem. Była pewna, że Aerandil zajmie się ich bratem.
Ten przysiadł się wkrótce, gdy tylko pewności nabrał, że niedawno przebudzony przynajmniej część swych sił.
- Niechaj wolno będzie przedstawić mi towarzyszy wszystkich w drodze przez Taur e-Ndaedelos. Narniel poznać już zdążyłeś. Drugie Plemię Dzieci Iluvatara reprezentowane jest przez Sagę i Erlanda do spółki z Baldorem i synem jego, Balgo. Sąsiadów naszych, z lat dawnych, przedstawicielami są siostry Rayna i Famira oraz spoza rodziny ich, Darr, a mnie ojciec mój Aerandilem nazwał mnie - przedstawił się.
- W zacne grono trafiłem - zauważył z uśmiechem Amrestor, kłaniając się nisko. - Niechaj Elbereth oświetla wasze drogi, przyjaciele.
- Cienie coraz silniejszymi są, a dobre nowiny u nas jak nowonarodzeni Pierworodni. Niewielka jest ich ilość. Czy Imladris z podobnymi trudnościami się zmaga? - zapytał Aerandil chwilowego towarzysza.
- Nie bezpośrednio - odparł krótko Amrestor. - Imladris, szerzej znane jako Rivendell - mówiąc to spojrzał znacząco na pozostałych członków drużyny, aby i oni mogli zrozumieć o czym rozmawiają - jest latarnią wśród wzburzonego morza ciemności i pozostanie nią przez jeszcze długi czas. Nie mniej jednak ponure wieści dotarły nawet do nas i z tego właśnie powodu zostałem wysłany do króla Thranduila z zamiarem zaproszenia go na naradę. Mój pan zna stanowisko waszego władcy wobec Białej Rady, ale tym razem Pani Galadhrimów nie będzie obecna, więc może Thranduil przychylniej spojrzy na zaproszenie i przybędzie do Rivendell na prośbę lorda Elronda. Obawiamy się, że tym razem izolacja Leśnego Królestwa nie pomoże mu w przetrwaniu nadchodzącej burzy.
- A czemuż to spotkanie bez niej odbyć będzie się musiało? - zastanowił się syn Erestora.
- Z przyczyn mi nieznanych. Jestem tylko posłańcem i o pewnych sprawach nie byłem informowany. Pani Galadriela na pewno ma ku temu ważne powody - odpowiedział Amrestor.
- No dobra - odezwał się na głos Darr, tak aby każdy mógł go usłyszeć, a kiedy już upewnił się, że wszyscy zwrócili na niego uwagę, kontynuował:
- Skoro rozbijamy obóz to wypadałoby wyznaczyć warty. Ktoś chętny do pierwszej? - Zapytał, lecz jego jedyną odpowiedzią był szum przepływającego obok strumienia. - Las rąk - stwierdził z przekąsem. - A już miałem nadzieję, że chrapnę sobie dłużej.
- Możesz mnie zbudzić na ostatnią - zgłosiła krótko Saga, kontynuując po tym pracę.
- Na mnie też możesz liczyć! - Niespodziewanie zgłosił się Balgo, na którym awanturnicy zrobili wielkie wrażenie i momentami sobie wyobrażał, że sam jest jednym z nich. Pomyślał sobie, że w ten sposób może swoją zabawę przekuć na coś użytecznego.
- Naprawdę? - zapytał Darr unosząc podejrzliwie brwi, lecz jednocześnie nie potrafił ukryć uśmiechu rozbawienia, który pojawił się na jego twarzy. - I nie zaśniesz na warcie?
- Słowo daję! Będę czujny jak zając! - powiedział przykładając dłoń do piersi.
- W takim razie trzymam ciebie za słowo, mały. Lepiej byś nie zasnął na swojej pierwszej warcie, bo biada nam - odparł ze śmiechem krasnolud. - W takim razie mi została środkowa zmiana. Na razie poczekamy za myśliwymi i kiedy wrócą to zjemy coś i kimniemy się.
- Oj tak, kima to zawsze dobry pomysł - powiedziała Famira, niemniej jednak ponieważ nie miała zaufania, co do czujności chłopca, postanawia czuwać razem z nim. Nie powiedziała tego zaś głośno, gdyż nie chciała ani obrazić ani zniechęcić młodzieńca do dalszej pomocy.


Kiedy myśliwi wrócili z upolowaną zdobyczą - sporych rozmiarów sarną - zwierzynę pośpiesznie oskórowano i przyrządzono mięso pod ognisko. Późnym wieczorem zjedli sytą kolację i położyli się spać. Tej nocy mieli okazję oglądać bezchmurne niebo, mieniące się światłem tysięcy gwiazd i blaskiem księżyca w nowiu. Podczas pierwszej warty nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Belgo usnął tak jak spodziewała się tego Famira; spał z głową na jej kolanach, w ręku trzymając amulet, który był jedyną rzeczą jaka została mu po matce. Druga warta również upłynęła w miarę spokojnie, natomiast podczas trzeciej warty niespodziewanie zbudził się Baldor, który podszedł do czuwającej na straży Sagi.
- Gdzie jest Darr? Nie miał on przypadkiem teraz pełnić wartę? - zapytał ją, rozglądając się uważnie po polanie. Był ospały i ledwo trzymał się na nogach, a w dodatku czuł wzbierające się w nim pragnienie, toteż nie czekał za odpowiedzią kobiety. - Całą noc śnią mi się jakieś koszmary, ciągle się budzę. Pójdę nad strumień. Nie da się tak spać przy suchym gardle…
Kobieta z założonymi rękoma stała plecami do ogniska poza jego jasnym kręgiem. Nieśpiesznie przesunęła głowę i spojrzała przez chwilę na człowieka i wróciła wzrokiem w oświetlony gwiazdami las.
- A skąd mam to wiedzieć? - odpowiedziała bez zaangażowania. - Patrz pod nogi i idź za wonią bimbru. To trzecia warta, kolej Darra przespałeś. Do strumienia daleko, jeszcze coś cię zje po ciemku.
Kupiec w odpowiedzi wymamrotał coś pod nosem zaspanym głosem, lecz tego Saga już nie była w stanie zrozumieć. Gdyby jednak miała elfie uszy, usłyszałaby: “Czy ty kiedykolwiek byłaś miła?”.
Saga przestała już na niego zwracać uwagę, wpatrując się przez jakiś czas w otaczający ją pierścień zarośli, kiedy niespodziewanie usłyszała jak ktoś za nią szybko biegnie. Był to ten sam kupiec, z którym przed chwilą zamieniła kilka zdań, lecz w jego oczach coś się zmieniło… ujrzała w nich czyste szaleństwo.
- Kim wy jesteście?! - krzyknął Baldor na całe gardło, budząc wszystkich awanturników. Nawet śpiący jak kamień Darr obrócił się w jego stronę z malującym się na twarzy otępieniem. - Gdzie ja jestem? Gdzie… Tam jest ogień, ogień pod Górą! Ci głupcy zbudzili Smoka! Muszę znaleźć Hallę! Ja… Wy! Wyście mnie porwali, wy złoczyńcy! Gdzie u licha jest Belgo?! - Krzycząc to zaczął się rozglądać po polanie w poszukiwaniu swego syna.
- Co się drzesz? Zdurniał? Stulże dziób, pobudzisz wszystkich! - warknęła blondwłosa.
Famira poderwała się gwałtownie obudzona nagłym hałasem. Do jej świadomości przedarło się wyłącznie jedno słowo SMOK i zaczęła się bezradnie rozglądać, wychowana na opowieściach o Smaugu aż wstrząsnęła się z przerażenia
- Smok, gdzie jest smok??!!
- Tatku, tu jestem - nastałą po słowach Famiry ciszę przerwał nieśmiały głos Belgo. - Nie ma tu żadnego smoka, nic nam nie g…
- Co?! Ty nie jesteś moim synem! - zagrzmiał Baldor, tak iż przerażony chłopiec skulił się w sobie.
- Mój syn ledwo rok przekroczył. Nie zostanę tu ani chwili dłużej! - krzyknął i ku zaskoczeniu wszystkich rzucił się biegiem w gęste zarośla, znikając im z oczu.
- No i po chłopie - skomentowała krótko Rayna, podnosząc się do siadu. Od dłuższego czasu nie spała, a jej czujny wzrok dojrzał odchodzącego w stronę strumienia Baldora. Gdy wrócił, zachowywał się już w sposób szaleńczy
- Chyba coś mu się w mózgu cofnęło, smok to z dekadę temu był i to na pewno nie tutaj, a chyba sami wiecie gdzie. Biedak albo to przeżywa, albo po prostu… - krasnoludzica zmrużyła oczy i pogładziła się po skórze brody.
- Do głowy mi przyszło, żem kiedyś czytała o strumieniu magicznym. Co pity nocą we łbie miesza i się pierdzieli mocno pod kopułą. Chlupnął se chyba, bo inaczej tego nie wytłumaczysz. Miasto nad jeziorem się mu przywidziało. Pewno nasze ylfy potwierdzą to co żem kiedyś wyczytała. I nie wiem, leci ktoś za nim czy co? Bez sensu to jakieś - podrapała się po głowie na zakończenie wywodu.
- Musicie go uratować, bo go krzywda spotka! - zapłakał Belgo, wyraźnie wstrząśnięty całą tą sceną. Po słowach swojego ojca, który nie rozpoznał w nim syna, chłopiec poczuł się zdradzony.
- Nosz co za... Wracaj tu cholero! - uniosła się zagotowana Bardanka zbierając się na prędce w kierunku, w którym zniknął mężczyzna. - Chłopa nie ma i zapłaty też. Zamiaru nie mam wysłuchiwać rozpaczania brodatego - przeciskała pod nosem marudząc bardziej na własne uciążliwości, niż na życiowy dramat malca. - Zachciało się łażenia po nocy na mojej warcie... Niańkę ze mnie robią... Żarty jakieś...
Famira gdy tylko zauważyła, że nie ma żadnego smoka bez słowa pobiegła za kupcem, planując go przewrócić i obezwładnić, lecz kiedy tylko przekroczyła linię drzew, spostrzegła, że ten jakby rozpłynął się w powietrzu. Gnany strachem i adrenaliną musiał być zdecydowanie szybszy od niej.
W tym samym momencie podniósł się Darr, patrząc półprzytomnym wzrokiem w miejsce, w którym przed chwilą zniknął Baldor. - A temu co? - zapytał, spoglądając na pozostałych z wielkim zdziwieniem malującym się na twarzy. - Najadł się czego? Cholipka… Złe czasy nastały! Z bólem muszę wam wyznać, że Saga po raz pierwszy w życiu ma rację i skoro chłopa nie ma, to i hajsu nie będzie. Biada nam! Chwytajta za topory, bo spacerki po Mrocznej Puszczy do dobrych dla zdrowia nie należą! - mówiąc to podszedł do swojego wierzchowca i wyciągnął ukryty pod siodłem topór. Na szybko założył też swoją skórzaną kurtę i stanął w pełnym rynsztunku przed swoimi towarzyszami.
Także i Narniel zebrała swój oręż i przygotowała się, by w pościg za kupcem ruszyć. Wszak odpowiedzialność za jego bezpieczeństwo na ich barkach była, a co za tym szło zostawić go nie mogli by samemu pośród drzew się błąkał. Szczególnie iż drzewa te w Mrocznej puszczy się znajdowały. Głosu jednak nie zabierała, nie widząc ku temu potrzeby. Pozostali wykazywali ku temu wystaczający zapał. Zamiast więc mową, gotowość swą wyraziła czynem, ruszając w milczeniu za towarzyszkami.
- Dobra! - czarnobrody krasnolud powiedział na głos, kiedy skończył szykować się do pościgu. - Młody, weź się w garść! Zaraz przyprowadzimy twego tatulka, w jednym kawałeczku. Amrestor, zostaniesz z nim i przypilnujesz wierzchowce, a reszta pójdzie śladem Baldora. Erland! - zwrócił się do łowczego. - Pójdziesz przodem, bo na tropieniu tyś znasz się najlepiej!
- Famira! - krzyknął Darr rozglądając się za brodatą krasnoludką po polanie. - Do stu… Gdzie ta cholera się podziała? - mruknął niezadowolony. Po chwili jednak dostrzegł ślady małych stóp; znajdowały się tuż obok śladów zostawionych przez buty kupca i prowadziły w stronę zarośli, przez które Baldor przebiegł.
- No ładnie… Ledwo coś nieoczekiwanego się wydarzyło i już się rozdzielamy. Po moim, kurna, trupie! Trzymać się razem, bo wam zady sznurem zwiążę! - rzekł krasnolud, wyraźnie niezadowolony z chaosu, który wdarł się w ich szeregi, po czym głośno westchnął i zebrał wokół siebie pozostałych awanturników.
- Jeśli Famira zbłądzi to ruszymy najpierw jej śladem - mówiąc to ściszył głos, tak aby Belgo go nie usłyszał. - Co jak co, ale jej życie jest dla mnie ważniejsze od hajsu tego kupca.
- Faktem jest, że rozdzielać się nie możemy - powiedział Erland. - Musimy znaleźć i ją, i jego, a nie rozleźć się na cztery strony świata i pogubić. Co gorsza nie wiemy, co w kupca wstąpiło. Urok kto na niego rzucił, czy Baldor zeżarł coś, co mu rozum odebrało. Słyszeliście o takich przypadkach? - spojrzał na pozostałych dosyć szybko stykając się z niezadowolonym spojrzeniem Rayny, która miała ochotę zdzielić go kijem przez łeb. Nie tak dawno o tym mówiła, więc opcje były dwie; albo człowiek był cofnięty na umyśle, albo po prostu miał ją w dupie. Obydwa warianty jej się nie podobały. Na Erlandzie spojrzenie nie zrobiło żadnego wrażenia.
- Tak, dosłownie sprzed chwili o takim jednym przypadku usłyszałem z ust Rayny - mruknął Darr z kwaśną miną na twarzy.
- Wolałbym z ust Narniel usłyszeć, że nasze obozowisko leży niedaleko magicznego strumienia - odpowiedział Erland.
- Masz jakiś problem z naszą rasą, czy może ze mną? - krasnoludzica wstała zagniewana i od razu dobyla swój topór.
- Teraz idę szukać siostry i nie mam czasu na szturchanie się z takimi jak ty. Ale nie radzę ci robić sobie wrogów poprzez własną ignorancję, człowiecze - skrzywiła się groźnie mrużąc przy tym oczy. Wyminela Erlanda uderzając go z barku. Nie przeszkadzało jej to, że była od niego niższa. Co on myślał, że zdolna by była opowiadać jakieś głupie bajki?! Idiota! Miała większą wiedzę niż on ze swoim mózgiem wielkości fistaszka. Wściekła ruszyła w las za Famirą, nie próbując jednak wyprzedzać innych jakoś nadto.
- Ten stary głupiec napił się wody ze strumienia i kompletnie zbzikował. Idziemy za nim… Te! Saga! Dokąd to tak śpieszno? Poczekaj za resztą, głupia, bo skończysz w paszczy jakiejś bestii! - krzyknął za oddalającą się kobietą. Widać było po nim, że rozsierdziło go to całe zamieszanie. Po prawdzie miał nadzieję, że w końcu pośpi sobie więcej niż trzy-cztery godziny, a tu klops.
- Nie drzyj się tylko pochodnie bierz! - otrzymał w krzyczącej odpowiedzi od blondwłosej, która to czekać nie miała zamiaru.
Darr już nie odpowiedział, nie chcąc wpaść w szał podobny do tego, który widział w oczach kupca - tak bardzo go ta dziewczyna irytowała. Chwycił za żagiew, rozpalił ją nad ogniskiem i chciał już ruszyć śladem Famiry, kiedy raz jeszcze odezwała Saga doprowadzając go do szewskiej pasji.
- Powiedziałam *pochodnie*! Na co ty mi z jedną leziesz jak nas szóstka?!
- Rączki ma? Nóżki też? To ruszaj zad i weź se jedną, a nie gderasz mi nad głową jak moja starucha! - huknął na nią krasnolud, nie mając zamiaru się już cofać. - Byle szybko!
 
Kerm jest offline