Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2017, 18:47   #6
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Will aż miał ochotę zatrzeć ręce, taki mu się trafił klient. Oczywiście nie mógł tego zrobić przy pannie Felder, ale strasznie się cieszył, że trafiła się osoba wypłacalna, która nie będzie kombinować, gdy przyjdzie uiścić ostateczną opłatę. Bo na pieniądze młoda Beatrice narzekać na pewno nie mogła, skoro jeździła nowym modelem Flyer'a, który wyglądał jak wypuszczony spod igły. Musiała też mieć tę swoją posiadłość w jakiejś lepszej dzielnicy, bo w Norbury to by jej od razu to cacko na czterech kółkach podprowadzili którejś mglistej nocy.

Nie rozmawiał za wiele z kobietą w czasie jazdy, rozmyślając nad sprawą. Shrewsbury niby nie miał wrogów, ale któż ich nie ma w obecnych czasach? Nawet, jeśli był duszą towarzystwa i otaczał się przyjaciółmi, ktoś mógł mu zazdrościć zbiorów i po prostu zlecić kradzież, zabójstwo, albo jedno i drugie. Sprawa była podejrzana i śliska, będzie musiał solidnie przyjrzeć się mieszkaniu nieboszczyka i postarać się niczego nie przeoczyć. Kto wie, może jeśli uda mu się rozwiązać tę sprawę, panna Felder rozgłosi jego imię wśród wyższych sfer do których z pewnością należała? Gra warta była świeczki.


Londyn o tej porze roku, skąpany w przygrzewającym słoneczku zdawał się być przyjemniejszy dla oka i zachęcał do zwiedzania, jednak wszystko skryte było pod fasadą pozorów (no i smogu oraz mgły rzecz jasna). To wciąż było miasto, gdzie silniejszy wykorzystywał słabszego, bogaty biednego, a kobiety dzielono na upadłe i tak zwane domowe anioły, czyli niewiasty piękne, zaradne i pracowite. Wilbur wiedział, że parając się swoim zawodem nigdy z taką się nie zwiąże. Zresztą, takie wolały stabilizacje przy mężczyźnie, którego dochody były znacznie większe, niż dwa i pół tysięcy funtów rocznie. Nie było o czym marzyć.

Mieszkanie sir Augustusa wprawiło detektywa w spore zaskoczenie. Widywał już ładnie urządzone miejsca zbrodni, ale to miejsce wyrywało się wszelkim schematom. Crawley nawet pomyślał, że gdyby sprzedać wszystko, co się tutaj znajdowało, możnaby żyć na wysokim poziomie przez kilka dobrych lat. Całość urządzono jakby pod szablon, nawet obrazy z dziwnymi malunkami oprawiono w ten sam rodzaj drewna. Will był naprawdę pod wrażeniem, a gdy obszedł całe, wielkie mieszkanie, zabrał się za przyzwoleniem panny Felder do pracy.

Poprzeglądał książki, zapoznał się z zawartością szuflad, sprawdzając każdą dłonią. Wiedział z doświadczenia, że tacy filantropowie rzadko trzymają wszystkie swoje perełki na widoku, dlatego wolał się upewnić, że niczego nie przeoczy. Szafki w kredensie nie zawierały żadnych ukrytych schowków, więc Wilbur skoncentrował się na biurku. Przejrzał szuflady, w których znalazł tylko przybory piśmiennicze, odwrócił do góry krzesło, by sprawdzić siedzisko i gdy tak siedział niemal w kuckach, w oczy rzuciło mu się kwadratowe wcięcie w spodniej części blatu biurka.
- No proszę... - powiedział na głos, ale bardziej do siebie i odstawił krzesło, by przyjrzeć się znalezisku.
- Coś się stało? - Zapytała panna Felder.
- Jeszcze nie wiem, ale jak na moje oko, to panienki wujek miał w biurku skrytkę.
- Skrytkę?
- Beatrice podeszła do biurka i pochyliła się, jednak nie mogła za dużo zobaczyć, gdyż Wilbur już tam leżał, blokując calym sobą widok.

Istotnie, była to ukryta szuflada zamknięta na niewielką kłódkę. Wilbur odruchowo szarpnął za nią, jednak w żaden magiczny sposób się nie otworzyła.
- Nie ma panienka małego kluczyka przy kluczach do mieszkania? - Zapytał, zerkając na Beatrice.
- Nie, niestety. Znalazł pan schowek? - Zapytała zaciekawiona.
- Na to wygląda. I widzę, że będę musiał zająć się kłódką w klasyczny sposób. Jeśli nie masz nic przeciwko, Beatrice? Mogę ci mówić Beatrice, prawda? Ta ciągła "panienka" mnie męczy.
- Oczywiście. I jak najbardziej może pan otworzyć tę kłódkę.
- Wilbur, Beatrice, mów mi po imieniu.

Uśmiechnął sie spod wąsa i sięgnął do kieszeni spodni, skąd wygrzebał niewielki pęk dziwnych narzędzi, które zrobił mu swego czasu zaprzyjaźniony ślusarz z Whitechapel. Kolekcja ośmiu wytrychów potrafiących zdziałać cuda. Przez dłuższą chwilę dopasowywał kolejne, aż w końcu któryś zaskoczył i zamek odskoczył, uwalniając kłódkę. Will szybko ją zdjął i asekurując się drugą ręką wyjął szufladę, po czym wygramolił się spod biurka i położył ją na blacie.

Zmarszczył brwi, przeglądając zawartość. Nie było tego dużo - największą część szuflady zajmowała dość gruba książka o nazwie "Katalog wierzeń" niejakiego Spaeytsa. Pod nią detektyw natrafił na trzy niewielkie skrawki materiału, pokryte równymi rządkami dziwnych symboli. Od patrzenia na nie robiło się Crawley'owi dziwnie niedobrze.


- Widziałaś to wcześniej? Wiesz, co to oznacza? - Zapytał, pokazując kobiecie materiał.
Beatrice pokręciła głową, wpatrując się w symbole.
- Nie, nie mam pojęcia, co to jest.
- Pewnie coś cennego, skoro twój wujek trzymał to w zamknięciu.

Will odłożył skrawki materiału i chwycił za złożoną na cztery kartkę papieru, która była ostatnim znaleziskiem z szuflady. Po rozłożeniu jej, jego oczy zaatakowało pismo w języku, którego zupełnie nie rozumiał. Od dziwnych zawijasów aż zakręciło mu się w głowie.
- Coś ci to mówi? - Podetknął kobiecie papier niemal pod nos.
- To język hindi.
- To znaczy?
- Indyjski.
- Potrafisz przetłumaczyć?
- Nie.
- Brunetka pokręciła głową. - Wujek wielokrotnie pokazywał mi pisma w tym języku, dlatego wiem, że to hindu, ale nie rozumiem tego języka. Kiedyś starałam się go nauczyć, ale nie poszło mi zbyt dobrze.
- Kto mógłby mi to przetłumaczyć? Skoro leżało w szufladzie pod kluczem, musi być ważne. I nie dla oczu wszystkich.
- Crawley spojrzał na nią.
- Hmmm.... może profesorowie z British Museum? Albo w Królewskim Towarzystwie Nauk? - Rozłożyła ręce.
- Jasne, sprawdzę. - Wilbur złożył kartkę i schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Spojrzał raz jeszcze na symbole wymalowane na starych materiałach przypominających len i wrzucił wraz z książką do szuflady, a następnie umieścił ją tam, gdzie była, zatrzaskując kłódkę. - Będę potrzebował kluczy do tego mieszkania, w razie, gdybym musiał jeszcze z niego skorzystać.
- Mogę ci zaufać i być pewną, że nic nie zginie?
- Możesz. Ewentualnie wiesz, gdzie znajduje się moje biuro. Okolicznym stróżom prawa też jestem dość znany.
- Puścił jej oczko.
- Jakoś mnie to nie dziwi po tym, co tu widziałam. - Uśmiechnęła się cierpko i przekazała Wilburowi klucze.
- Jedziesz gdzieś na miasto?
- W sumie...
- Spojrzała na zegarek. - Za godzinę mam spotkanie z przyjaciółką w Westminsterze, dlaczego pytasz?
- Podrzucisz mnie na posterunek Harkera? Chciałbym zamienić z nim kilka słów odnośnie twojego wujka. Potem jakoś zorganizuję sobie transport do British Museum.
- Uśmiechnął się.
- Mi nie chciał nic powiedzieć, chociaż jestem z rodziny, a powie tobie? Masz o sobie wysokie mniemanie, detektywie.
- Mam swoje sztuczki, droga Beatrice
- rzucił, poruszając brwiami.
- No dobrze, ale wieczorem chcę wiedzieć, jak się sprawy posuwają - powiedziała i wyciągnęła z torebki niewielką karteczkę. - Tutaj jest mój numer telefonu i adres. Wybierz sobie, jaka forma kontaktu będzie ci bardziej na rękę.
- Oczywiście dam ci znać, co udało mi się ustalić, szefowo.
- Zapewnił i schował wizytówkę do kieszeni płaszcza, nawet na nią nie patrząc. - Panie przodem. - Zachęcił ją do wyjścia gestem ręki.

Plan był prosty - najpierw odwiedzić detektywa inspektora Horace'a Harkera, a następnie wybrać się do Muzeum Brytyjskiego i wypytać o kogoś, kto mógłby mu przetłumaczyć tekst z kartki, którą miał schowaną w kieszeni płaszcza. Spojrzał na stary, wysłużony zegarek, który dostał od ojca na łożu śmierci - dochodziła pierwsza, więc miał jeszcze sporo czasu, by pozałatwiać te sprawy. Wyrobi się. Na pewno.

 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 08-06-2017 o 13:17.
Kenshi jest offline