Trochę było tego za dużo, żeby z marszu przyswoić wszystko, przetrawić i odpowiedzieć z sensem. Przynajmniej dla Harla Manhattana. Przez jakiś czas zmieniał się nieznacznie na twarzy, jakby próbował pod płaską krasnoludzią czachą różnych rozwiązań. I z żadnego nie był zadowolony. Paluchy nawet nie drgnęły na opuszczonym skromnie bandolecie, ale mógłby zawieść się srodze, kto by uznał, że z takiego chwytu staremu kondotierowi trudniej podrzucić broń do oka i wypalić niż pierdnąć. - No to, skoro już zająłeś to truchło, żeby gadać - odezwał się wreszcie niechętnie - mów, co masz powiedzieć.
- Wewnątrz - dorzucił skąpo młody mag i po dłuższej chwili zastanowienia moc wiążąca Leffa zniknęła. Nie oznaczało to jednak, iż zaufał temu, co znalazło się wewnątrz nieboszczyka oraz wnętrzu wieży. Nie miał zamiaru wejść prosto w pułapkę. Niemniej niedobrze było również rozprawiać o problemach w miejscu publicznym. Theodore skinął im głową, po czym usunął się na bok, by mogli wejść do środka. - Chciałbym wpierw prosić panów, by się przedstawili oraz złożyli przyrzeczenie, że nie naruszą magicznej równowagi wieży. |