Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2017, 21:49   #77
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Holson. Dzwoniono do mnie z tego numeru - usłyszała głos, który łatwo powiązała z twarzą agenta.
- Witam, po tej stronie Ann Ferrick. Chciałabym zadać panu pewne pytanie dotyczące czasu zanim próbował pan zatrzymać Roberta Dorne'a. Co pan robił bezpośrednio przed tym, zanim stracił panowanie nad swoimi czynami? - Dziewczyna zapytała wprost o problem, który najbardziej ją nurtował.
- Ja… - zawahał się, słysząc zupełnie niespodziewane pytanie od zupełnie niespodziewanej osoby. - Nie pamiętam dokładnie, jechałem załatwić pewną sprawę, o której mówić nie mogę. Zatrzymałem się po jedzenie i picie w barze samochodowym po drodze. Dlaczego pani pyta?
- Zastanawiam się czy miał pan wtedy jakiś kontakt z siecią? Oglądał pan coś, słuchał? Chciałabym sprawdzić pewna teorię. - Ferrick zastanawiała się jak wiele może powiedzieć agentowi, zwłaszcza przez holofon. Skoro istniało prawdopodobieństwo, że ją obserwują, równie dobrze mogli podsłuchiwać jej holofon.
- Kontakt z siecią jest ciągle. Nie jestem pewien, co wydarzyło się wtedy, moje wspomnienia są lekko zamazane. Problemy z siecią utrudniały oglądanie, wiem tylko tyle, że nagle zacząłem odczuwać narastający przymus.
- No cóż… Szkoda, że nie może pan sobie przypomnieć dokładnie co się działo. Przepraszam, że zawracałam głowę.
- Nie ma sprawy, ale tak jak mówię, niewiele pamiętam z tamtych chwil, moje wspomnienia są bardzo… - zawiesił głos na chwilę szukając słowa - ...roztrzaskane, jeśli pani to cokolwiek mówi. Jak wazon o podłogę. Strzępek tu, strzępek tam. Mówią, że podziałała na mnie hipnoza przymusu czy coś takiego, ale nie mówią co ją wywołało.
- Właśnie tego próbuję się dowiedzieć. - Ann westchnęła. - Wygląda to jednak na ślepy zaułek.
- Chciałbym pomóc, ale mogę powiedzieć tylko tyle. Reszta ma tyle dziur, że nie składa się w całość. Zresztą lekarze i policja ze mnie wszystko już wyciągnęli - sądząc z tonu jego głosu, nie było to przyjemne doświadczenie.
- Rozumiem, dziękuję za te informacje i życzę by coś takiego nigdy się już nie powtórzyło. - Ann była rozczarowana, tym bardziej, że zupełnie podobna historię obawiała się usłyszeć od niedoszłych porywaczy córki burmistrza na 13-tym posterunku. Mimo wszystko postanowiła jednak nie rezygnować z tego spotkania.

Agent rozłączył się, a Ferrick zastanowiła co dalej. Miała tego rana zaplanowane kilka telefonów. Postanowiła zacząć od Felipy. Zanim jednak zadzwoniła do jej znajomej, jeszcze raz wysłała wiadomość do latynoski, z zapytaniem co się z nią dzieje i ku swojemu zaskoczeniu, otrzymała nieoczekiwaną odpowiedź:
"Hola!Jestem w Philadelphii, wpadłam w szał świątecznych zakupów i odpoczywam od syfu Wielkiego Jabłka. Wyślę wam kurierem jakieś ładny regalo. Feliz Navidad! Pozdrów Mika, niech dba o Michaela. Odezwę się. Buziaki. Felipa"
Słowa i zachowanie idealnie pasowały do de Jesus. Pewnie nawet nie przyszło jej do głowy, że ktoś może się o nią martwić. Ann westchnęła spoglądając na dołączone do wiadomości zdjęcie.
W sumie dobrze, że kobieta bawiła się dobrze, a nie padła ofiarą jakichś odurzonych porywaczy. Przynajmniej ten problem miała z głowy.
Kolejny na holofonicznej liście był patolog, Carter Treharda. Azjatka miała nadzieję, że nie odsypia właśnie kolejnego nocnego dyżuru, a jeśli nawet, że wybaczy jej zakłócanie spokoju, gdy zaprosi go na imprezę, na której będzie Lexi. Wybrała jego numer i czekając na połączenie kończyła toaletę. Odebrał po kilku długich sygnałach, niezbyt przytomnym głosem. Tacy jak oni byli nocnymi markami, a była przecież ósma rano w poniedziałek.
- Halo?
- Cześć Carter. Mówi Ann Ferrick. Przepraszam, jeśli cię obudziłam. Czy możesz teraz rozmawiać czy mam zadzwonić później?
- Ah.. Ann. Hej. Tak. Znaczy nie. Mogę rozmawiać - zaplątał się, budząc powoli. - Coś się stało?
- Dzieje się wiele rzeczy. - Odpowiedziała pogodnie - Ale nic takiego by zrywać człowieka ze snu. Ostatnio mam dość spraw na głowie i nie pomyślałam, że jesteś raczej nocnym człowiekiem. Chciałam po prostu zapytać o sprawy o których rozmawialiśmy no i zaprosić cię na moją parapetówkę. Organizuje ją Lexi. - Rzuciła na koniec marchewką.
- Ja… tak, chętnie wpadnę… - zamotała go już całkiem, nieprzywykłego do rozmawiania z dziewczynami i wielu innych rzeczy. - Te rzeczy… wiesz, zabronili nam o wielu rzeczach mówić - przełknął głośno ślinę. - Co… co dokładniej cię interesuje? Może… bo wiesz, przez holo… - nie dokończył. Brzmiał jakby faktycznie obawiał się o sprawie rozmawiać i być może właśnie dlatego nie dzwonił wcześniej.
- Oczywiście rozumiem. Może spotkamy się na lunchu i porozmawiamy? - Podsunęła mu Azjatka.
- No nie wiem czy to dobry pomysł… - jego głos zdradzał niepewność. - To… jak obiecasz, że nie będziesz chciała nic o czym nie mogę mówić - zdecydował.
- Spokojnie. Przecież nie powiesz mi tego czego nie możesz. - Powiedziała Ann nieco enigmatycznie. - To kiedy i gdzie?
- Gdzie chcesz, ale bliżej centrum - westchnął, decydując się wreszcie. - Przed późnym popołudniem na pewno, mam drugą zmianę.
Ann zastanowiła się chwilę:
- To może o drugiej? Lubisz włoską kuchnię?
- Ja… - z dziewczynami na pewno umawiał się rzadko. Nawet takimi jak Ann, choć nie dało się też przecież ukryć, że Ferrick była bardzo ładna. - ...może być.
- Świetnie - Odpowiedziała szybko Ann starając się wykorzystać jego chęć współpracy. - Jest taka włoska restauracja na rogu Pięćdziesiątej siódmej i Szóstej. Nazywa się Quality Italian. Wygląda bardzo obiecująco, a jeszcze tam nie byłam i mam ochotę spróbować co serwują.
- Nie wiem jak zarabiasz Ann, ale mi nie płacą za dobrze - powiedział niepewnie na tę sugestię.
- Nie przejmuj się. Ja zapraszam, ja stawiam. - Odpowiedziała beztrosko. - Czyli widzimy się o drugiej na miejscu?
- Ok, niech będzie - zgodził się i rozłączył z krótkim pożegnaniem.

Kolejny telefon Ann wykonała do dziennikarki. Jessicki Mayers. Nikt nie odbierał pod tym numerem, po jakimś czasie włączyła się poczta głosowa.
"Jessika Mayers, proszę zostawić wiadomość!"
"Hej Jessica, tutaj Ann Ferrick. Myślę, że powinniśmy się spotkać i porozmawiać. Daj znać kiedy możesz." - Ferrick zostawiła wiadomość, rozłączyła się i napisała wiadomość do Remo:
"Kiedy możemy się wybrać na posterunek?"
Odpowiedź otrzymała szybko. Gdzieś zza okna, z oddali, dotarł do niej dźwięk eksplozji.

"Nie wiem czy uda mi się wyrwać w najbliższym czasie, mój pracownik właśnie zaatakował konferencję na której byłem. Podejrzewam wirusa z nocy. Zastanawiam się czy nie wyłączyć czego można, aby się przed tym uchronić."

Dziewczyna podeszła do okna czytając wiadomość. Zastanawiała się gdzie mogła nastąpić eksplozja. Zważywszy, że miała przed sobą tylko Central Park, wybuch musiał nastąpić gdzieś na ulicy. Wybrała numer do Dru. Odebrał od razu.
- Dru słyszałeś wybuch? Widziałeś coś? - Zapytała bez wstępów.
- Całe miasto zwariowało, widziałem drona goniącego człowieka - oznajmił opanowanym głosem. - W pobliżu poza tym spokój.
- Czyli wybuch nie nastąpił z twojej strony. - Stwierdziła Azjatka. - Ja z pewnością słyszałam eksplozję. No nic. Muszę jeszcze wykonać kilka telefonów więc narazie się rozłączam.
Szybko napisała kolejna wiadomość do Kye'a:
"Mamy czas do lunchu, bo potem ich przenoszą. Wyrobisz się czy mam iść sama? Możesz mi przekazać pytania jakie chciałbyś im zadać."
- Włącz wiadomości - usłyszała jeszcze od Dru. Kiedy posłuchała tej rady, zdołała zobaczyć ostatnie ujęcie dymiących się wraków samochodów policyjnych. I to wcale nie na Bronxie, wielki czerwony napis znikający tylko w przerwie na reklamy głosił: "zaatakowano 13 posterunek".
Dokładnie ten, gdzie przebywało dwóch aresztowanych ludzi.

Następna wiadomość do hakera, pisana w pośpiechu podczas ubierania butów i kurtki, brzmiała:
"Zaatakowano nie tylko CT. Właśnie był wybuch na 13 posterunku. Jade rozejrzeć się tam z Dru."
Odpisał tak samo sprawnie jak wcześniej.
“Nie wciskaj się między wódkę i zakąskę, ci dwaj nie są tacy ważni. Ja jestem uziemiony w firmie co najmniej na kilka godzin.”
"Myślisz, że zamachu dokonano z innego powodu?" - Zapytała Ann w odpowiedzi.
“Nie wiem, ataki były wszędzie. Kilka na firmę. “ - Przyszła szybka odpowiedź.
"Sprawdzę co się dzieje na posterunku, ale nie będę szarżować. Zresztą Dru by mi nie pozwolił "

Dru czekał przy samochodzie, spokojny i opanowany jak zawsze. Na ulicy nie widziało się specjalnie wiele zamieszania, może tylko był większy korek. Przemieszczanie się wozem wydawało się już na pierwszy rzut oka pomysłem niezbyt trafionym.
- Posterunek nie jest aż tak daleko. - Stwierdziła Ann podchodząc do niego. - Proponuję mały spacerek.
 
Eleanor jest offline