Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2017, 10:56   #57
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Nawiguj... jak właściwie masz na imię? - Merlin zerknął na Psuję we wstecznym lusterku i przymrużył kpiąco oczy.
- Psuja. Ragabash z Milczących Wędrowców. Chodź z tym milczeniem to nie do końca tak - wykrzywiła usta w czymś na kształt uśmiechu i mocniej przycisnęła do piersi swój plecak z całym dobytkiem.
Po kąpieli nie zmieniła się tak spektakularnie jakby można tego oczekiwać. Na miejsce kopciuszka nie zjawiła się księżniczka. Psuja nadal była zbyt chuda, zbyt kanciasta. Umyte, pachnące szamponem włosy, nastroszyły się dając wszem i wobec świadectwo, że ładnie układać się nie będą nigdy i za żadną cenę. Nawet czysta, w wyprasowanych ciuchach Merlina, wciąż miała w sobie coś niechlujnego i nieokiełznanego.
- Ty jesteś Merlin. A ten duży to Grant, tak wydedukowałam. Obaj jesteście stąd? *
- Matthias jest solą tej ziemi. Czy też raczej betonem - Merlin uśmiechnął się półgębkiem. - I cieszy się pewną sławą, zasłużoną całkowicie. Wypracował ją sobie własnymi rękami.Ja i Bianca jesteśmy pełzającą inwazją nowojorskich Tubylców na Duluth. Tak ci tu przynajmniej wszyscy powiedzą - uśmiechnął się znowu. I przyspieszył. Prowadził gładko, bez zrywów, ale naprawdę szybko i z ewidentną przyjemnością na łasicowatej twarzy. - Ale nie będziesz wierzyć przecież w plotki?
- Nie słyszałam żadnych plotek. Właściwie nikogo tutaj nie znam. Jak dotąd trzymałam się blisko lasu i tutejszej watahy. Ale po tym jak pozbawiliśmy ich dzisiaj zdobyczy, czyli truchła tamtego stwora… - wetknęła dłoń w dekolt, odnalazła znajomy chłód amuletu. - Myślę, że nie będą już wobec mnie tak przyjaźnie nastawieni.
- Wszystko da się załatwić - ocenił Merlin poważnie. Jego głos tchnął pewnością i spokojem. - To także.
- Możliwe - Psuja się z nim nie kłóciła. - Ale nie jest mi to niezbędne. To żadna rodzina. Zaczepiłam się tam na moment. Zawsze się gdzieś zaczepiam.
Ułożyła wisiorek na piersi, przygładziła na nim podkoszulek z wyzywającym mottem.
- Jak to możliwe, że mieszkacie tak blisko doktorka i go nie znacie? Nie przepadacie za sobą, wy i Indianie?
Merlin przez moment skupił się na prowadzeniu, jakby niezbyt ostry zakręt nagle okazał się wyzwaniem dla jego percepcji.
- Moja rodzina jest tu nowa - wyjaśnił gładko, gdy wyszli z wirażu.
- Albo on nie wychodzi z miasta do lasu. Znam kilku czerwonych, ale nasze stosunki nie zawsze są gładkie - wyszczerzył się z jakiegoś powodu radośnie milczący do tej pory, rozwalony na siedzeniu Grant.
 
liliel jest offline