Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2017, 11:08   #78
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Leah obudziła się spokojna i zadowolona, co ostatnio zakrawało o rzadkość.
Ferro jeszcze spał, kiedy brała prysznic i ubierała się w zestaw bardziej schludny niż zazwyczaj. Skórzaną kurtkę zastąpiła marynarka, spraną koszulkę z nazwą zespołu - biała jedwabna koszula. Podczas śniadania przeglądała jeszcze teczkę z papierami sprawy Tomkinsów, aby wszystko sobie poukładać w głowie przed odprawą na komisariacie.
Gdy w sypialni rozdzwonił się budzik Ferra zaniosła mu na nocną szafkę filiżankę mocnej kawy i pocałowała czule.
- Pojadę wcześniej, ty się nie spiesz. Jak zdam raport wpadnę do was do technicznego.
Gdy opuściła mieszkanie doszła do niej wiadomość od White’a. Myślała intensywnie nad odpowiedzią. Czy spotkanie z grupą nawiedzonych hippisów coś jej da? White na pewno będzie grzeczny jak ministrant ze szkółki niedzielnej wiedząc, że ma towarzystwo policjantki. Z drugiej strony początkującym wyznawcom na pewno nie zdradzają żadnych istotniejszych tajemnic, nie wrzucają ich mózgów od razu do ideologicznej pralki. Nic tam się nie wydarzy. Porozciąga się na macie i posłucha kilku wyświechtanych religijnych frazesów.
Warto tracić czas, Leah? - pytała się w myślach. Ostatecznie odpisała. “Proszę podać adres.”
Będzie jeszcze miała okazję aby ustawić sobie listę priorytetów. Najwyżej zrezygnuje z tego punktu. Z drugiej strony była pewna, że gdyby udało jej się zbliżyć do White’a mogłaby zdać się na swoją psią intuicję. Miała nosa do ludzi. Kilka godzin w towarzystwie guru pozwoliłoby Leah na nakreślenie jego profilu. Jego przestępczych skłonności i równowagi psychicznej. Prawie od razu, jakby tylko na to czekał, pojawił się adres wskazujący jakieś mieszkanie na Manhattanie.

Cicho zamknęła za sobą drzwi od mieszkania i stanęła przed bliźniaczymi drzwiami do mieszkania naprzeciwko. Nie była pewna czy Caldwell nie wyjechał już na święta, ale zapukała delikatnie. Ciche pukanie mogło nie pomóc, ale miał przy drzwiach przyciszony dzwonek, który działał lepiej, a którego dźwięk nie był słyszalny poza mieszkaniem. Pojawił się chwilę później, uchylając drzwi. Ciągle w szlafroku, z trzydniowym zarostem na twarzy. Uśmiechnął się na widok Leah.
- Dzień dobry. Zwykle wpadałaś później - mrugnął do niej, uchylając drzwi szerzej.
- Cześć - odwzajemniła uśmiech. - Taaak. Bo zwykle wpadałam w innych celach niż zawodowe. No, może nieoficjalnie zawodowe. Mogę na moment wejść?
- Jasne, wchodź - wpuścił ją i zamknął drzwi. Mieszkanie nie różniło się od tego, które zapamiętała ze swoich wizyt w nim. - Napijesz się czegoś?
Wczesna pora mu nie przeszkadzała. Nie wyglądało też na to, żeby gdziekolwiek się spieszył.
- Nie odmówię szybkiego espresso. - Miał świetny ekspres do kawy. Trochę za nim tęskniła.
Ruszyła w głąb mieszkania. Dobrze znała drogę. Usiadła na jednym z wysokich stołków przy kuchennej wyspie.
- Prowadzę takie śledztwo - zaczęła. - Mam trupa i SI, jako jedynego świadka. Choć właściwie android utrzymuje, że akurat wyszedł, gdy doszło do zabójstwo. Trochę mi się jego wersja nie klei.
Otworzyła teczkę na stronie dotyczącej Alexa.
- Tu masz dokładny opis modelu. Został zakupiony w twojej firmie. House Robotics.To ekskluzywny model?
Jeśli był rozczarowany, że przyszła do niego porozmawiać o śledztwie, nie dał tego po sobie poznać, wstawiając ekspres. Kawa zaczęła się mielić, wydzielając przyjemny zapach. Caldwell zerknął na to co mu pokazała.
- Byłej firmie - sprecyzował. - Pamiętam ten model. Jeden z lepszych, z rozwiniętymi funkcjami zarządzania. Sprzedaż ich szła jeszcze całkiem dobrze, teraz to nie wiem. Generalnie ich funkcje zakazywały im mówić nieprawdę.
- Wywalili cię? - Leah nie kryła zaskoczenia. - Po tamtej aferze z Malickiem?
- Sam odszedłem - parsknął, podając jej przygotowaną już kawę. Potem włączył następną, dla siebie. - Za dużo wspomnień i niezbyt przyjemna atmosfera. Moi prawnicy ciągle prztykają się z nimi. Teraz jestem wolnym strzelcem - mrugnął do niej z uśmiechem. - Przynajmniej dopóki nie minie mi zakaz konkurencji.
- Tacy jak ty zawsze spadają na cztery łapy - próbowała go pocieszyć.
Jack, bezrobotny czy nie, na pewno z głodu nie umrze - pomyślała mimowolnie nurkując wzrokiem w dekolcie jego szlafroka. Upiła mały łyczek z małej filiżanki.
- A wracając do androida. Alex, tak się nazywa ten konkretny. Nie wiem czy imię nadaje mu się fabrycznie to przywilej kupca. Mówisz, że ma protokoły prawdomówności, ale… czy to możliwe aby ktoś się do niego zdalnie włamał. Wiesz, tak jak w przypadku Malicka? On też wykorzystywał maszyny do swoich celów. Zmieniał im protokoły i były nawet zdolne działać przeciwko ludziom. Twoja była żona… - ucięła.
Android sprzątający. Ślad po wkłuciu. Kurewsko podobne okoliczności jak ze starym Tomkinsem…
- Mógłbyś mi jakoś pomóc? Wskazać gdzie szukać. Jeśli oczywiście jest czego szukać.
Nalał sobie kawy i zbliżył do niej, zatrzymując bardzo blisko. Pachniał drogą wodą kolońską, zdecydowanie nie sprawiając wrażenia człowieka, któremu brakuje pieniędzy. Szczególnie, że za zakaz konkurencji także nieźle płacono. Patrzył na Leah intensywnie, ze słabym uśmiechem w kącikach ust.
- Imiona nadają kupcy, wpisuje się im je do oprogramowania. W czym mógłbym ci pomóc, Leah? Lukę, którą wykorzystał haker, załatano. Ile jest innych, nie wiem. Na pewno są, ale nawet ja ich nie znam. Protokoły są uznane za bezpieczne, niemożliwe do hakowania na dystans bez podłączenia się oraz oprogramowanie uniemożliwia robotom działanie na szkodę, z nastawieniem działania na szkodę ludzi. Za nisko stałem, aby wiedzieć jak daleko jest posunięty rozwój oprogramowania. Czy może ono… zmorfować do częściowo samodzielnie myślącej AI? Lepiej, żeby nie mogło. To co można zrobić na sto procent, to podpiąć się do androida bezpośrednio i przejąć nad nim kontrolę. Przed tym nie da się zabezpieczyć ani robota, ani żadnego komputera.
- Rozumiem - wypiła do ostatniej kropli, odłożyła filiżankę na spodeczek. - A jeśli ktoś się podpiął i namieszał, to będzie to widoczne jak na dłoni? Czy mógł po sobie posprzątać tak, że niczego nie znajdziemy?
- To jest możliwe - odpowiedział po chwili. - Wszystko jest w tym przypadku możliwe, magicy komputerowi… zresztą pamiętasz tego, który spowodował ostatnio tyle zamieszania w naszym życiu. A tamten wcale nie był najlepszy - westchnął.
- Znasz te modele - spojrzała mu w oczy w ten sposób gdy chciała coś na nim wymóc. - Mógłbyś mi jakoś pomóc, aby policyjni technicy niczego nie przeoczyli? Podać jakiś GOD MODE producenta?
- Gliny, to znaczy twoi szanowni koledzy i koleżanki, już wszystko mają - odwrócił wzrok, ale nie dlatego, że coś ukrywał. Raczej w ramach protestów przed takimi naciskami. - W każdym razie ja nie wiem o czymś ukrywanym. Każdy android jest w pełni dostępny po nakazie, da się sprawdzić całą czarną skrzynkę. Nie da się tylko go przeprogramować, ale tych kodów to nawet ja nie miałem. Leżą w specjalnych miejscach w firmie, ze ścisłą kontrolą dostępów do nich.
- Okej, dzięki za poświęcony czas, Jack.
Nakryła dłonią dłoń Caldwella.
- To nie tak, że cię chcę w jakiś sposób wykorzystać. Jesteś przyzwoitym facetem, Jack i chodzi o to, że ja ci ufam. To rozmowa prywatna, nie zawodowa.
Uśmiechnął się do niej i odstawiając kawę, drugą swoją rękę położył na jej talii. Może odrobinę zbyt intymnym gestem.
- Dzięki. Ale wydaje mi się, że nie mogę pomóc. Wszystko co ma w głowie android powinno być dla was dostępne. Nawet korpo ciągle nie ryzykują przemycania czegoś ukrytego w fabrycznym sprzęcie. Weź tylko pod uwagę, że byłem zwykłym dyrektorem. Cholera wie o ilu rzeczach nie wiedziałem. Sprawa z tym błędem w oprogramowaniu tylko utwierdziło ich w przekonaniu, że nie warto mi nic mówić.
- Rozumiem. Ale i tak wolałam zapytać. Dzięki.
Leah podniosła się z miejsca i zrobiła coś, co wydało jej się dość groteskowe, zważywszy jakie rzeczy, ona i Jack, w przeszłości wyrabiali.
Pocałowała go w policzek.
Gdy Caldwell odprowadzał ją do drzwi dostała na holo wiadomość sygnowaną elektronicznym podpisem Remo.

"Witam panią detektyw. Przekazano mi bardzo dziwną w treści wiadomość od pani. Nie wiem jaki efekt miała przynieść. Jeśli mnie zdenerwować i wymusić żywiołową reakcję, wtedy muszę panią zawieść. Żaden inny powód - szczególnie biorąc pod uwagę końcówkę, nie przychodzi mi do głowy. Bez dowodów grożenie aresztowaniem jest niepoważne dla osoby już od kilku lat pracującej w pani zawodzie i to samo w sobie wyklucza naszą współpracę, niezależnie od tego jak w teorii miałaby ona wyglądać."


- Wszystko w porządku? - zapytał Jack widząc jej minę.
- Jasne. - Uśmiechnęła się odrobinie wymuszenie.
Skasowała wiadomość i zbiegła schodami na osiedlowy parking. W camaro puściła sobie ostry garażowy jazgot Kyuss.

*
Na komisariacie odhaczyła się na bramkach i pojechała windą prostą pod salę odpraw. Przywitała się skinieniem z Motą.
- To dobrze - odparła na informację o Aleksie. - Miejmy nadzieję, że technicy coś z niego wyskrobią.
Na znak od Hicksa wkroczyła na podest, z boku rozłożyła swoją teczkę.
- Mamy dwie ofiary - zaczęła zawieszając na tablicy korkowej zdjęcia portretowe - Amanda Tomkins i Scott Tomkins. Ona wysadziła się w sądzie podczas rozprawy przeciwko Dzieciom Raajnesha. On, zginął trzy dni później w swoim domu. Co do wybuchu wiadomo, że użyto semtexu wzbogaconego o jakieś nietypowe nanokryształy. Zresztą temat ładunków wybuchowych się przez sprawę przewija także drugi raz, kiedy podłożono podobny ładunek wybuchowy pod samochód detektywów prowadzących poprzednio tą sprawę. Jeden zmarł, drugi - Hawkins, jest w szpitalu w stanie ciężkim, jeszcze się nie wybudził. Wybuch w sądzie miał najprawdopodobniej uciszyć świadka, Ricka Bauera - tu kolejne zdjęcie, już z lodówki, dołączyło do ojca i córki. - Bauer miał zeznawać, że sekta działa na zasadzie piramidy finansowej. Niestety wybuch w sądzie skutecznie go wystraszył i uciszył, wycofał się z zeznań. Wczoraj razem z detektywem Motą znaleźliśmy go martwego w jego mieszkaniu. Przedawkowanie narkotyków. Ilości jakie znaleźliśmy w domu sugerują, że nie tyle używał co handlował. Po przeanalizowaniu wiadomości z holofonu Bauera doszliśmy do osoby Alberto Silva, który był jedną z dwóch osób odwiedzających denata przed śmiercią.
Na tym zdjęciu rosły Latynos był żywy, za to trzymał w ręku tabliczkę z numerem policyjnej sprawy.
- Silva jest notowany. Odsiedział krótki wyrok za handel metaamfetaminą. Silva twierdzi, że to nie on dostarczył mu trefny towar. Przywiózł za to sporo elektroniki.Holofony, rutery, serwery, mierniki do określenia czystości powietrza. Większości sprzętu brakuje, co pozwala przypuszczać, że rzeczywiście po Silvie odwiedził Bauera prawdziwy sprawca, który zabrał elektronikę i pozostawił tam narkotyki. Nasi technicy uważają, że ze sprzętu można skonstruować serwer obsługiwany zdalnie przez holofony, współpracujący z miernikami powietrza i na podstawie odczytów wykonujący jakieś akcję. Niestety trudno na razie to doprecyzować.
Zrobiła krótką pauzę i popiła kilka łyków wody.
- Wracając do Amandy. Wiemy, że była mocno związana z sektą Dzieci Raajnesha. Widziano ją parokrotnie z ich guru, Izaakiem Whitem. Na pierwszy rzut oka papiery organizacji wyglądają w porządku. Wszystkie środki finansowe przepływają przez konto White i, tu pojawia się pewne nazwisko - Artur West.
Na tablicy wylądowało zdjęcie mało ciekawego człowieka o wyglądzie naukowca.
- West podobno nic nie wiedział o swoich udziałach w przychodach sekty, aż do kilku dni wstecz kiedy odwiedziła go para Ferrick i Remo, pracujący nad sprawą Tomkinsów z ramienia korporacji Corp-Tech. Zresztą to oni również, jako ostatni odwiedzili Scotta Tomkinsa żywego. Co ciekawe - Leah przypięła do magnetycznej tablicy zdjęcie Azjatki i Afroamerykanina - panna Ferrick jest fachowcem od materiałów wybuchowych. Pan Remo natomiast specjalizuje się w systemach komputerowych. U Tomkinsa wraz z nimi była jeszcze Danielle Morrison - prawniczka ofiary oraz niejaki James Shelby, były komandos, obecnie uznany za zaginionego. Jego mieszkanie wygląda jak po przeszukaniu. Z nim samym nie można się skontaktować, ani z jego żoną i dzieckiem.
- Sekcja Amandy Tomkins wykazała, że przed śmiercią była pod wpływem narkotyków, prawdopodobnie o działaniu rozluźniającym, co miało ułatwić jej samobójcze kroki. Podobnie na skutek zaaplikowanych środków chemicznych zginął Scott Tomkins. Związki chemiczne zdążyły niemal całkowicie zniknąć z jego organizmu, pozostał jedynie ślad po zastrzyku. Od przedawkowania narkotyków zginął też Bauer, dlatego mam podejrzenia, że za trzema zgonami stoi jeden człowiek, lub też organizacja. Dzieci Raajnesha? Za każdym razem mieli motyw. Wiemy, że sekty religijne często dysponują zapleczem narkotykowym aby przywiązać do siebie wyznawców. Niestety nie mamy na razie żadnych dowodów.
Co do Scotta Tomkinsa dzisiaj nasi ludzie z działu technicznego prześwietlą androida, SI należące do Tomkinsa, który, jak twierdzi, wyszedł do apteki tuż przed tym jak doszło do zabójstwa. Istotnie w aptece się pojawił, ale nie wykluczamy, że kiedy wychodził z domu Scott Tomkins mógł już nie żyć. Trzeba sprawdzić czy nikt nie pozmieniał mu protokołów. Dziwne jest również, że ktoś wyłączył alarm w domu, nie ma jako takich śladów włamania. Nie działały też kamery osiedlowego monitoringu na tym odcinku Inner City. Dziś chciałam pojechać z technikiem do firmy ochroniarskiej aby ustalił w jaki sposób doszło do wyłączenia tych kamer.
Leah zamilkła. Zerknęła na swój raport by upewnić się, że niczego nie pominęła.
- Na razie to tyle. Śledztwo jest rozwojowe - zapewniła kapitana i komendanta. - Ale pracujemy tylko w dwójkę i potrzeba nam czasu.
- Dziękuję - Hicks skinął głową. To jednak McDermid miał zadawać pytania, bo patrząc prosto na Leah, wskazał brodą na tablicę.
- Padła nazwa Corp-Tech. Rozumiem, że to jedynie poszlaki i obecnie poza nimi nie ma podejrzeń, że jest to interes korporacyjny? - jego głos był szorstki, słowa wypowiadał jak pułkownik wydający rozkazy. - Panno Wierzbovsky, z tym co tu mamy nie można iść do prasy, rozumiemy się? Mają pożywkę na Bronxie, ale wkrótce sobie przypomną i o zamachu. Żadnych nazwisk, żadnych nazw. Przyjrzałem się wspomnianej przez pani grupie, donoszono mi, że należą do niej znane osoby. Nie możemy na razie oskarżyć ich w żaden sposób. Jeśli to owe Dzieci Rajneesha są winne, potrzebujemy konkretnych nazwisk. Kto z nich. I mocnych dowodów. Miała pani już wcześniej sprawy związane z fanatykami?
- Co do Corp-Techu to nie są poszlaki. Mam kopie umów jaką korporacja podpisała z panem Remo, panią Ferrick i panem Shelbym. Jasno określa ich zadania i wynagrodzenie. I nie - odparła równie sztywno. - Nie prowadziłam wcześniej śledztwa dotyczącego sekty.
- Poszlaki odnośnie ich zamieszania w śmierć państwa Tomkins - doprecyzował komisarz. - Wszelkie nazwiska proszę też najpierw zgłaszać do przełożonego. Niestety musimy podchodzić do tej sprawy bardzo ostrożnie. Nie ma bowiem możliwości przewidzenia jaka będzie reakcja…

Nie zdążył dokończyć. Potężna eksplozja, gdzieś od strony wejścia do komisariatu, skutecznie go zagłuszyła. Wstrząs powalił połowę osób i krzeseł w pomieszczeniu, ze ścian i sufitów posypał się tynk, a w uszach zadzwoniło. Pył wypełnił salę konferencyjną. Ktoś krzyczał.
Leah zachwiała się, ale nie upadła. Dłoń sięgnęła do kabury pod marynarką.
W uszach dzwoniło, głośno i jednostajnie.
Jedną ręką podtrzymując się ściany ruszyła w stronę źródła huku. Inni postąpili podobnie, jedynie Hicks i McDermid pozostali z tyłu. Mota okazał się pierwszym, który otworzył drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Leah widziała przez jego ramię i rozbitą szybę w drzwiach pył, dym i ogień od strony wejścia na posterunek. Ktoś strzelił, potem rozległo się kilka kolejnych strzałów, ale ciężko było stwierdzić kto strzela do kogo. Wykrzykiwano rozkazy, ale w panującym harmidrze słychać było niewiele. Z tej odległości nadal nie potrafiła stwierdzić nic na pewno. Przez buczenie w uszach nie była nawet pewna skąd dochodzą strzały. Domyślała się tylko, że od strony wejścia, gdzie zdetonowano ładunek.
Zamierzała posuwać się w tamtą stronę. Ostrożnie, od zasłony do zasłony, aż widoczność się poprawi. Trudno było określić co się wydarzyło. Zauważyła samochód częściowo wbity w wejście, ale na tyle kompletny, że to raczej nie on eksplodował. Dym w wejściu nie pozwalał wyjrzeć na zewnątrz, ale strzały rozległy się znowu. Jakaś młoda policjantka strzelała. Do drona, który chwiejnie leciał w jej kierunku. Telefony dzwoniły, wentylacja zaczęła jakby głośniej buczeć, a może tylko się wydawało? Na komisariacie prawie nie było ludzi. Nagle drzwi obok otworzyły się z hukiem i wypadł z nich robot na gąsienicach, używany przez techników i saperów, wpadając na zaskoczonego Motę. Kupa stali przewróciła detektywa i w jego kierunku wyciągnęły się stalowe ramiona.
Dla Leah to był powrót do koszmaru sprzed niemal roku.
Przypadek, czy może wtedy to była zapowiedź szykującego się pandemonium?
Musiała działać błyskawicznie. Ratować Motę bo gdyby stalowe szczypce dosięgnęły celu została by z niego krwawa paciaja.
Leah może nie miała żadnego cybernetycznego wspomagania ale po jej stronie była wiedza. Uczyła się o tych modelach. Znała mocne i słabe punkty.
Celować tam, gdzie pancerz jest cienki i można uszkodzić jak najwięcej elektroniki.
Przycelowała i pociągnęła za spust wypluwając z lufy od razu cały magazynek. Robot miał bardzo wytrzymałe płyty ochronne, ale przystosowane do wybuchu bomby na wprost niego, a nie ostrzału z tyłu. Jego ramiona sięgały już do twarzy przerażonego Moty, kiedy pociski z pistoletu rozwaliły mu panel kontrolny i większość najważniejszych kabli. Zastygł. W pomieszczeniu głównym ciągle krzyczała kobieta, Hicks pobiegł w tamtym kierunku z jeszcze jednym mężczyzną.
- Wyłączcie zasilanie! - przez kakofonię dźwięków przebił się chyba właśnie głos komendanta. Arturo podnosił się z trudem, wzrokiem dziękując Leah za pomoc. Gdzieś tu był też Ferro. Wraz z Alexem. Leah podała Mocie rękę, aby pomóc mu się podnieść. Nadal była zdezorientowana a dźwięki przebijały się jak przez szklaną szybę. W głowie buczało i wibrowało. Próbowała odszukać w tym galimatiasie Ferra. Upewnić się, że jest cały. Poza tym jeśli ktoś wiedział jak odciąć zasilanie w tym pieprzonym budynku, to właśnie on.

Nie było go w jego klitce. Ktoś z tyłu znowu strzelił. Mota trzymał się blisko, z pistoletem w ręku i niemal odruchowo wystrzelił w coś co wyjeżdżało z magazynu rzeczy znalezionych. Chyba odkurzacz. Następne do sprawdzenia było pomieszczenie przesłuchań. Te okazało się zamknięte, w środku siedział android. Całkiem spokojny, z dłońmi na blacie. Nie widział Leah patrzącej przez lustro weneckie. Pod lustrem kulił się jeden z młodych techników.
- Wszystko oszalało, nawet nie zdążyliśmy się do niego dobrze zabrać!
- Wiesz jak wyłączyć w budynku zasilanie? - zapytała technika rozglądając się za ewentualnymi zagrożeniami.
- W piwnicy? - spróbował. - Trzeba wyłączyć bezpieczniki!
Mota stał przy drzwiach, co chwilę nerwowo wyglądając na korytarz, lecz wyglądało na to, że w najbliższej okolicy nie ma zagrożeń.
- No to rusz się - zachęciła go. - Będziemy cię osłaniać.
Nie uśmiechało jej się szukanie skrzynki z bezpiecznikami a technik wyglądał na takiego, który wie gdzie ona może być. Popatrzył na nią jak na wariatkę, lecz ostatecznie skinął głową. Wyszli na zewnątrz. Znów ktoś strzelił. Minęłi kilka zamkniętych pomieszczeń, docierając do klatki schodowej.
- Co tam się wydarzyło?! - spytał technik po drodze, zerkając w stronę wyjścia z komisariatu. Jakaś kobieta przebiegła ze schyloną głową, nawet się nie zatrzymując. Zeszli piętro niżej i technik użył swojej karty do wejścia do piwnic, gdzie znajdowały się mało istotne z policyjnego punktu widzenia pomieszczenia. Kłódkę przy skrzynce z bezpiecznikami trzeba było odstrzelić, ale po chwili wszystko zgasło i pogrążyli się w ciemności piwnicy.
Leah wyjęła z policyjnego pasa latarkę. Korytarz rozbłysnął jasnym światłem.
- Elektronika zwariowała - po czasie odpowiedziała na pytanie technika. - Maszyny zaatakowały ludzi. Wszystkie. Od dronów po odkurzacze. Przydałyby się granaty EMP albo broń działająca na układy elektryczne. Zahaczymy teraz o policyjną zbrojownię.
I znajdziemy przy okazji Ferra - dopowiedziała sobie w myślach. Złapała się na tym, że się o niego martwi. Nowe, dziwne uczucie. Nie do końca jej się podobało.
 
liliel jest offline