Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2017, 17:26   #75
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Zinbi czaiła się z miśkiem w krzakach. Dzięki bogom była maluśka, toteż większość chabazi porastających Północ, były w stanie przysłonić drobną osóbkę druidki.
Puchaty siedział u jej boku, przyglądając się z ciekawością, co też zielone stwory rozkopywały. Na gniazdo mrówek to to nie wyglądało… na trutni również… słodkawy zapach zgnilizny świadczył, iż kiedyś było tam mięso… nawet całkiem sporo. Niedźwiadek jednak wiedział, że woń była stara i prawdopodobnie poczęstunku to on już nie uraczy, a więc… dlaczego kopali? Jak nie dla jedzenia, to po co?

Drobna dłoń gnomki spoczęła na pyszczku zwierzęcia, przerywając jego rozmyślania i dając mu znak, by przygotował się do walki. Gdy cicha inkantacja została wykonana i podniebienie misia wypełnił znajomy smak kwasu, popatrzył za palcem starszej siostry, która wskazała mu jednego z przeciwników.
Miś ruszył bokiem do kopiących i pokrzykujących wrogów, po czym wyskoczył z trawy warcząc i prychając groźnie, w tym samym momencie, w którym mała żmijka pojawiła się między nogami zielonoskórych, gotowa dziabać każdego, kto jej stanie na drodze.
- Wy pieruny przebrzydłe, ciotke Klotylde mi rozkopujecie?! - wydarła się zielonowłosa, wyskakując z dzidą, żeby zabić… a jeśli nie, to przynajmniej pogonić gnidy gdzie pieprz rośnie.
Kusznik, ugryziony przez węża, krzyknął z bólu odskakując, następnie bełtem przyszpilił gada do ziemi zabijając go jednym strzałem. Trucizna jednak wniknęła do jego krwiobiegu.

Puchaty rozpędził się i niczym mała futrzasta kulka uderzył na hobgoblina tak szczęśliwie, że nachylony lekko typek przewrócił się na ziemię i… stąd do szyi biedaka było już niedźwiadkowi blisko. Jedno zaciśnięcie się ociekających kwasem szczęk i… hobgoblin był umierający.

Z całej trójki Zinbi była najmniejsza i najwolniejsza, toteż stanęła oko w oko z uzbrojonym w miecz przeciwnikiem. Dźgnęła włócznią chybiając, a hobgoblin odpowiedział szerokim zamachem po przekątnej. Również nie trafiając. Może i druidka nie była mistrzynią włóczni, ale nadal była ruchliwym i upierdliwym celem.

Kobietka skakała niczym zając raz w lewo raz w prawo, obserwując butnie przeciwnika przed sobą.
- Nie bądź taki hop do przodu głupi bucu! - prychnęła, spluwając pod nogi miecznikowi. - Puchaty podobijaj i ruszże się… - zawołała do miśka, który ochoczo zabrał się za wykonywanie polecenia.
Atakujący Zinbi hobgoblin potknął się i machnął na oślep, będąc obecnie większym zagrożeniem dla siebie niż dla gnomki. Zahaczając butem o trupa którego okradał… czyżby zemsta zza grobu?
Kolejny strzelił do druidki z kuszy, zapewne w celu ubicia krzykliwej pannicy… bełt chybił o niecałe ćwierć metra od szyi Zinbi.
Puchatkowi jednak szczęście też nie dopisało, bowiem chybił zębami próbując capnąć strzelca za łydkę.
Gnomka olała na razie atakującego z zasięgu przeciwnika, który otruty i rozpraszany przez miśka i tak długo nie pociągnie, przynajmniej w założeniu.
Postanowiła więc spróbować swoich sił z pierdołą z mieczem, korzystając z okazji, iż aktualnie hobgoblin zbierał swoje jestestwo z ziemi, bo o dumnie nie było tym przypadku mowy. Zamachnąwszy się, zaryzykowała rzucić dzidą, starając się przyszpilić wroga.
Trafiła… ledwie, ale trafiła hobgoblina w bok, boleśnie go raniąc. Zabić się nie udało, ale przeciwnik zawył z bólu i zamachnął się mieczem, by trafić druidkę. Prawie mu się to udało, świst powietrza nad głową Zinbi świadczył o tym jak blisko było.
Drugi z hobgoblinów odrzucił kuszę i zabrał się za wyciąganie miecza, bowiem atakujący Puchatek do tego go właśnie zmuszał. Miś zdołał z tego skorzystać i ugryzł go w udo wypełniając jego ranę kwasem, a jego usta wrzaskiem bólu.
Pozbawiona broni druidka, zaczęła się wycofywać, prowokując obelgami do wszczęcia za nią pogoni. Odbiegała szybko i w podskokach, wyciągając sierp, którym miała zamiar się bronić, ale zanim to nastąpi postanowiła rzucić na hobgoblina klątwę, która miała ułatwić jej zmaganie się z przeciwnikiem.
Niedźwiadek widząc, że wróg zaczyna sięgać po miecz, zrozumiał, że jego czas się kończy i niedługo będzie musiał uciekać, by nie zostać zranionym. Wstając na tylnie łapki, spróbował podciąć i przewrócić zielonoskórego, by dostać się do jego gardła.
Na szczęście dla wolniejszej od hobgoblina druidki, on postanowił pomóc swemu kompanowi w zwalczeniu Puchatka, zagrażającemu jego życiu.
Trafił on boleśnie niedźwiedzia w grzbiet, w przeciwieństwie do jego kompana chybiającego mocno i próbującego zranić rozwścieczonego zwierza, tym bardziej, że obu zaczęło coś dziwnie swędzieć ciało.

Niedźwiadek capnął zębami za udo, raniąc głęboko i boleśnie drapiącego się hobgoblina… sprawiając, że po jego nodze pociekły stróżki krwi.
- NAZAD! - krzyknęła przestraszona Zibni, widząc jak jej miś dostaje klingą w plecy. Sama zaś, niczym rozpędzone łosiątko pognała na plecy drapiącego się wroga, atakując go sierpem w okolice lędźwi.
Trafiła boleśnie, napastowany przez nią hobgoblin zawył z bólu i obrócił się, by oddać jej za tą napaść na jego plecy… te poniżej pasa. Puchatek to wykorzystał i rzucił się na swego oprawcę powalając go na ziemię i zagryzając.
Został tylko jeden… który uznał, iż lepiej zrobi dając dyla i drapiąc się po swędzącym zadku.
- HA! I Wara mnie od cioteczki grobu! - zawołała głośno zielonowłosa, skacząc po plecach dopiero co ubitego hobgoblina. Zakrwawiony i obśliniony miś, skandował jej głośnymi fuknięciami, wyżywając się na szyi jednego z poległych.
Ukontentowana druidka, poklepała się po ramieniu, gratulując sobie szczęścia w głupocie… bo inaczej nie można było nazwać tego co zrobiła… a mianowicie, że rzuciła się sama na trzech rosłych (może i głupich, ale zawsze) chłopa.
- Zostaw go już… jeszcze się zarazisz… pokaż plecy… - odezwała się w końcu, ciepłym tonem głosu, chwytając zwierza za ucho i przyciągając do siebie, przyjrzała się ranom.
Zadowolony z boju Puchatek w ogóle zapomniał o ranie, dopóki mu druidka o tym nie przypomniała. Wtedy… zabolało i oczywiście niedźwiadek musiał się jej poskarżyć smutnym pomrukiwaniem.
Zinbi obmyła wodą rozciętą tkankę, cmokając słodko w kierunku biadolącego misia. Niestety nie miała już czarów na podorędziu, którymi mogłaby uśmierzyć ból swojemu czworonożnemu dzieciaczkowi.
- Wytrzymaj, wrócimy do leża i cię opatrzę… - wymruczała w niedźwiedzim, głaszcząc pupilka za uchem, po czym zabrała się do przeglądania zwłok i zbierania rzeczy.
Trupy i łupy… to zajęło Zinbi parę chwil bowiem hobgobliny zabrały jedynie podstawowe drobiazgi. Miały odrobinę pieniędzy i podejrzenie zielony ser. No i trochę broni z których jedynie ręczny toporek wydawał się magiczny. No i jeszcze pozostała zbroja “ciotki Klotyldy”, ciężki adamantowy napierśnik, może magiczny. I równie podejrzanie magiczny elfi hełm.

- Szczęście ci sprzyja ty mała pluskwo! - zawołała do miśka ukontentowana druidka, gdy znalazła w rzeczach trochę bandaży i leków, które miały ułatwić gojenie się ran. Zinbi szybko zabrała się za zasypywanie proszkiem nacięcia na grzbiecie niedźwiadka, chroniąc tkankę przed zakażeniem, po czym dłuższą chwilę zajęło jej obandażowywanie, tańcującego i wesoło prychającego berbecia, któremu ani było w głowie grzeczne stanie i poddawanie się zabiegom… nawet jeśli miały mu przynieść ulgę.
Wkrótce po tym, zabrała się za selekcjonowanie zdobyczy, wyrzucając ser za siebie, ale po chwili reflektując się, że w zasadzie… to może jej się do czegoś przydać. Zanim jednak obładowała siebie i kompana toną żelastwa, musiała zastanowić się co zrobić z rozkopanym grobem, oraz wywleczonym rynsztunkiem “cioteczki Klotyldy”.
Okradanie zmarłych nie było czymś, czym chciałaby się chlubić, z drugiej jednak strony… Elfowi i tak już zbroja do niczego się nie przyda… a może komuś z wieży, uratuje życie… Tylko z drugiej strony… komu ona by chciała ją dać? Druidka garbiła się nad mogiłą, a miś z nudy zaczął węszyć i wyraźnie zasadzał się na bielejące kostki.
- Gdzie mi tu… paszła won! - pogoniła go zielonowłosa, zabierając się do zakopywania biedaka. Puchaty zaraz dołączył, stwierdzając, że to całkiem niezła zabawa. Dopiero gdy kopiec ziemi był znów na swoim miejscu, Solpadeine zorientowała się, że zbroja i hełm zostały na powierzchni.
Trudno… weźmie je ze sobą… prześpi się i najwyżej wróci i rozkopie dziadygę jeszcze raz, by zwrócić mu jego rzeczy… teraz nie było na to ani czasu, ani… w sumie tylko czasu.
Bo hobgoblin mógł zwołać kumpli, choć uciekał w przeciwnym co do miasta kierunku. Czort go jednak wiedział, co mu się pod kopuła ubzdyrało i kobieta nie chciała ryzykować podstępnego ataku z zaskoczenia.
Nakładając hełm na głowę i wrzucając zbroje oraz bronie na miśka, uzbroiła się w dwa sztylety niczym rasowy łotrzyk… gdyby nie to, że do pleców przytwierdziła se toporek.
- Do Grama… - sapnęła przez żelastwo bujające się jej na głowie i ruszyła chwiejnym krokiem… a obok niej miś… równie chwiejnie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline