Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2017, 21:43   #76
fujiyamama
 
fujiyamama's Avatar
 
Reputacja: 1 fujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputację
Silke kroczyła miarowo wgłąb złotej połaci. Rytmiczne ruchy - lewo, prawo - wymierzała świszcząca w jej rękach kosa, przed którą kładły się dojrzałe kłosy pszenicy. Słońce zbliżało się właśnie do najwyższego punktu swej wspinaczki, a powietrze drgało niby miedziany talerz, w który uderza świątynny stróż.
Wiedźma była już zmęczona, gdy nagle wyrosła przed nią postać w purpurowym kapeluszu o szerokim rondzie. Jej twarz przypominała czaszkę przez kładące się na niej krótkie i intensywne cienie, właściwe południowej porze.
Mara rozłożyła ramiona i przywołała Silke do siebie; wokół wyrosły znikąd ametystowe kwiaty oplatając swe cierniste łodygi wokół ramion młodej wiedźmy.


**


Silke obudziła się ciężko oddychając. Natychmiast po przebudzeniu sprawdziła swoje przedramiona - całe szczęście nie było na nich ani śladu diabelskich pnączy, które przyśniły się jej tej nocy. Przestraszona dziewczyna usiadła, po czym zdała sobie sprawę, że usnęła na podłodze swojej komnaty. Łóżko zajęła rogata młódka, którą wiedźma musiała otulić dodatkowo swoim płaszczem. Z zeszłonocnej zabawy nie pamiętała wiele; tyle tylko że ziółka Jentrany wprawiły ją w doskonały nastrój i że wygłupiała się do późna w towarzystwie bliźniaków i Grama.
Z uczuciem lekkiego rozbicia naciągnęła buty i zeszła na parter wieży, gdzie pyrkały już garnki z sarniną szykowaną na obiad. Nie widać było ani śladu po towarzyszach - musieli wyruszyć do Nesme wczesnym rankiem. Wiedźma przypomniała sobie jak przez mgłę, że jej zadaniem było zorganizować budulec dla uchodźców... Pochwyciła najbliższą menażkę z wodą, zaczerpnęła łapczywie parę łyków, po czym rozejrzała się po izbie. Przy piecu siedział ćmiąc prowizorycznego papierosa przystojny brunet z którym miała okazję skrzyżować spojrzenia wczorajszego dnia; Silke uchwyciła swoje zmęczone odbicie w metalowym naczyniu i zrozumiała szybko, że bez magii podchodzić nie przystoi. Zbliżyła się zatem do chłopaka czyniąc kilka gestów dłonią i zagaiła przyjaznym tonem:
- Widzę że się nudzisz… Gospodarz tego miejsca prosił mnie, bym zorganizowała drewno przydatne do budowy. Może ty i twoi znajomi zechcielibyście mi pomóc? - rzuciła młoda czarownica uśmiechając się tajemniczo.
- Rusco… tak mam na imię, a ciebie zwą… Silke, tak? - spytał uśmiechając się przyjaźnie i rozejrzał się dookoła.-Znalazłbym kilku krzepkim ludzi do pomocy, ale… kto nas będzie bronił przed niebezpieczeństwem. Tylko ty… to musisz być potężną personą. Na pewno jesteś tajemniczą, bo zniknęłaś zanim zdołałem wczoraj porwać cię do tańca.
- Nie czaruj, nie czaruj, to moja działka - odpowiedziała wiedźma zadowolona z przebiegu rozmowy - Nie macie żadnej broni? Mam nadzieję, że chociaż jakieś siekiery znajdziecie, mamy kilka drzew do ścięcia. Ty byłeś w ogóle na wieczornej imprezie? - rzuciła wiedźma, po czym zaczęła rozglądać się za Yearanem. Bez narzędzi nie poradzą sobie z misją - może młody Harfiarz pomoże im coś namierzyć, jeśli uchodźcy nie wzięli ze sobą podstawowego sprzętu. Poza tym pozostawała kwestia ochrony - być może uda się namówić jednego z bliźniaków, by im towarzyszył? Silke nie bawiło szczególnie zadanie zaopatrzeniowe, ale wiedziała, że nikt inny się nim nie zajmie.
- Byłem i byłem. Ale zanim zdążyłem podejść ty już ulotniłaś się z tą półelfką. A potem żadna z was się nie pojawiła.- pokiwał głową dodając.- Mamy siekiery. Każdy z nas. I noże. Ale to nie czyni z nas wojaków niestety. To ilu chcesz wziąć drwali pod swą opiekę?
- Bardzo dobrze… Weźmiemy pięciu ludzi, tylu powinno starczyć. Weźcie sprzęt: siekiery, liny… - Silke markowała znajomość rzeczy, gdy kątem oka złowiła jednego z bliźniaków - Hej, a ty… Może byś się przeszedł z nami? W razie gdyby wyskoczyła na nas jakaś zielona zakała…
- Moogę…?- zamknięty w swej zbroi krasnolud dość długo się wahał, wreszcie uznał iż powinien udzielić właściwej odpowiedzi.-Taak… pójdę z wami. Będę was pilnował.
-Dobrze.. to spotkajmy się tu wszyscy… zaraz zbiorę całą ekipę.- odparł z uśmiechem Rusco. I rzeczywiście dość szybko udało mu się zgromadzić piątkę całkiem rosłych ludzi, aczkolwiek starszych od niego. Skąd taki młodzik miał taki posłuch wśród innych?
-Prowadź panienko. Ja zamknę pochód.- zaproponował bliźniak.
Czarownica chwyciła swoją kuszę i kołczan, narzuciła na plecy czarny płaszcz z kapturem i dała ręką znak reszcie, by podążali za nią. Wcześniej już wydobyła od Pogwizda w którą stronę należy się kierować, by znaleźć nadające się do wyrębu drzewa. Miała też nadzieję, że znajdzie po drodze jakie interesujące dla wiedźmy rośliny - naszło ją nagle na upichcenie czarciej mikstury. Jak to zrobić? Diabli wiedzą, może Pogwizd pomoże…
Ruszyli dość energicznie i dość najwyraźniej obawiając się orków, choć nadal byli w okolicy wieży, więc… teoretycznie nie powinni być bezpieczni.
-Hej ho, hej ho na orki by się szło. Hej ho, hej ho…- podśpiewywał krasnolud wesoło na końcu.
- Oby nie! - odkrzyknęła wesoło wojowi Silke. Niespecjalnie widziała jej się teraz walka; poza tym trochę dziwnie jej było rozmawiać z bliźniakiem… Na śmierć zapomniała ich imiona.
Dotarli w końcu do owych drzew, które miały zostać ścięte. Kilkanaście pokręconych przez czas i wichry wiązów rzucało cień na okoliczne krzewy, wśród których czaiły się drobne rośliny i owocniki grzybów.
-To ładny zakątek.- ocenił Rusco przyglądając się drzewom.-Szkoda by było wycinać je wszystkie. Jak sądzisz… ile by wystarczyło na początek. Może trzy?
-Ja tam nie wiem co wy ludzie widzicie pięknego w drzewach, to chaos tego zielonego na ich końcach.- stwierdził krasnolud o… imieniu… nieznanym.
-Mówisz o liściach ?- zapytał Pogwizd.
-Właśnie… my krasnoludy cenimy porządek i symetrię.- stwierdził dumnie bliźniak.- Tu jej nie ma.
- Trzy… Tak, trzy. - zmarszczyła brwi ze znastwem Silke. - Świetnie chłopaki, róbcie, ja rozejrzę się za ziołami… Żeby móc was leczyć w razie co.
- Idę z tobą… bo jeszcze zaprzęgną mnie do ścinania drzew.- rzekł krasnolud podążając za Silke.- To topór do ścinania łbów, nie gałęzi.
Długo się jednak nie nachodził, bowiem dość szybko znalazł sobie drzewko z rozłożystymi gałęziami, pod którym to zaległ w drzemce ćmiąc sobie fajeczkę. A sama Silke dość szybko znalazła śliczne żółte kwiatuszki.


Które pomagały na wiele schorzeń odpowiednio użyte i przygotowane.
Silke, jak to dziewczyna z miasta, nie miała wielkiej wiedzy na temat roślin… Jednak dziurawiec chyba każdy by poznał. Narwała szybko naręcze ziela i wrzuciła do podróżnego plecaka, który nosiła ze sobą.
-Będziemy zakładać szpitalik?-zapytał Pogwizd siadając na gałęziach drzewa. -Jeśli tak to może spytasz tą półelfkę, skąd bierze swoje ziołka.*
- Widziałeś ile gąb nam przybyło w wieży? Są brudni, głodni i już w niezbyt dobrym zdrowiu. Wokół trwa wojna i nikt tu nie ma pojęcia o leczeniu. Lada chwila może nam tu się przyplątać zaraza i po nas. Uwierz mi - nie lubię uderzać w poważne tony, ale w polowym szpitalu dość się napatrzyłam. Zresztą… Teraz znaleźliśmy dziurawiec, kto wie, może trafi nam się co ciekawszego następnym razem…- dziewczyna przerwała swój monolog, by zorientować się, że Pogwizd dawno już zajęty był wydłubywaniem ze skorupy złowionego ślimaka i nic a nic nie słuchał swojej pani.
- Taaak.. liczni… idealni wyznawcy nowego kultu.- wymamrotał nagle i bez powodu jakby nie swoim głosem kruk.
- Jakiego znowu kultu?- obruszyła się dziewczyna, wyczulona już na dziwne przebłyski ptasiego kompana. Aby podkreślić wagę swych słów, rzuciła w Pogwizda lekkim patykiem.
- Kultu… eee… a nie wiem? A co… mówiliśmy o jakimś kulcie?- zakłopotany ptak nastroszył pióra, a słuchając jego tonu Silke doszła do wniosku, że to nie Pogwizd się odezwał, tylko ta tajemnicza siła co przez niego przemawiała. Ta która dzieliła się swą mocą z młodą wiedźmą. -Z pewnością… jakiegoś… wspaniałego.
Silke popatrzyła jeszcze chwilę na beztroskie ptaszysko, po czym wstała z ziemi i ruszyła w stronę pracujących, by obserwować postępy. Wiedźma wyglądała na zmartwioną.
-Coś się stało?- Rusco który nadzorował postępy drwali bez koszuli, odsłaniając przez to gibkie acz muskularne ciało powyżej pasa zauważył jej zatroskanie.- Wyglądasz jakbyś… jakby coś cię gryzło. A takie rzeczy najlepiej komuś powiedzieć, zrzucić ciężar z serca.
- Nieważne…- nawet gdyby chciała, jak miała powiedzieć komukolwiek o tym, że jej ptak zachowuje się jakby opętała go… nieczysta siła? Po prostu nie mogła. Natomiast nie chciała urywać rozmowy z chłopakiem. Zadała więc pierwsze pytanie jakie przyszło jej do głowy - Ciekawi mnie, czym parałeś się przed wojną?
-Byłem obwoźnym sprzedawcą cudów, trochę szulerem, trochę magikiem… ale takim od prostych sztuczek, żadnej prawdziwej magii… trochę druciarzem, trochę zielarzem, trochę skrybą. Wszystkim po trochu się parałem. Miałem swój mały wozik cudów.- wyjaśnił z uśmiechem Rusco.-Jeździłem to tu to tam wraz z różnymi karawanami. A ty?
Silke uśmiechnęła się - choć bardziej do siebie, niż do Rusco. Chłopak był niebieskim ptakiem - może nie jakimś apaszem, ale mimo to cwaniurą. Z jednej strony cieszyło ją to, bo czuła że spotkała kogoś ze swoich kręgów, lecz z drugiej… Może wolałaby, by jej ścieżki skrzyżowały się ze statecznym aptekarzem? - Ja… Pomagałam prowadzić rodzinną firmę. Karczmę i inne… usługi. Jestem z Everlund, a ty?
- A ja urodziłem się gdzieś na Wybrzeżu Mieczy. Mój ojciec też prowadził karczmę, tylko że na rozstajach dróg w pobliżu małej wsi. I miał dwóch synów. O jednego za dużo… a ja byłem tym młodszym.
- wyjaśnił z uśmiechem Rusco.- Miałem szczęście bo spodobałem się z lica pewnej żonie, pewnego rycerza. I zostałem jej paziem. Miałem też potem pecha bo jej mąż się dowiedział, że się spodobałem… akurat, gdy przechodziłem swój pierwszy raz… w alkowie jego żony. Zgadnij z kim?- zaśmiał się Rusco.
- No tak… I wtedy musiałeś uciekać, i zastała cię wojna…? Jak klasycznie - wyszczerzyła kły Silke, by chłopiec wiedział, że nie przyjmuje tej jego historii bezkrytycznie - A tamci? - spytała wskazując głową na drwali - Jak to się stało, że zyskałeś wśród nich taki mir?
-Cóóóż.. wtedy musiałem uciekać z zamku w samych gaciach i tak poznał mnie pewien kuglarz o imieniu Alderic, który nauczył mnie podstaw sztuki uwodzenia tłumu. Potem miałem kolejnych nauczycieli. Widzisz… owa żona rycerza lubiła młodych chłopców, więc… nauki zacząłem pobierać dość wcześnie. A wojna złapała mnie w podróży. I okazało się że nauki kuglarskie pomagają przekonać ludzi do siebie, uspokoić spanikowanych, przemówić do rozumu zagniewanym. Umiem walczyć, ale gdzie mi tam do prawdziwych wojaków. Pomagałem w taborze przy zaopatrzeniu podczas wojny, a gdy wojska rozbito błąkałem się pomagając uciekinierom. Oni stracili całe swoje życie… dla mnie to był tylko małe potknięcie na drodze, więc próbowałem ich jakoś pozbierać do kupy. Pokazać że życie nie kończy wraz z rozwaleniem ich chałupy.- wyjaśnił z uśmiechem Rusco. Wzruszył ramionami.- I tak jakoś stałem się ich przywódcą.
- A twoje plany? - kolejne pytania zadawała już z rozpędu. Polubiła tego roztrzepanego chłopaka oi czuła, że się dogadają.
-Ach… ożenić się z ładną dziewczyną, dorobić masy dzieciaków, pokonać smoka, porwać księżniczkę, zostać się bohaterem.- rozmarzył się Rusco, po czym dodał z wesołą miną.- Nie robię planów. Biorę się z życiem za bary każdego dnia i każdego spotykają mnie różne niespodzianki. Czasem miłe jak twój uśmieszek, czasem mniej. Lubię drogę… wędruję od spotkania z Aldericiem i nie wiem czy chciałbym żyć inaczej. Nie mogę porzucić moich podopiecznych dopóki jestem im potrzebny, ale gdy już będę tu zbędny, to ruszę dalej. A ty… jakie masz plany?
- Mam nadzieję, że ktoś… się ze mną skontaktuje. Ktoś z daleka - odparła wiedźma, wbijając wzrok w dal.
- Z pewnością to się stanie.- pocieszył ją Rusco uśmiechając się ciepło. Pewnie sądził że tęskni za rodziną.-A póki co… wątpię byś mogła poczuć się samotnie w takim tłumie ludzi.
- Coś czuję, że mi na to nie pozwolisz- odparła Silke puszczając oko i odeszła, by zagadać drwali - Jak tam???
-Prawie skończone!- usłyszała w odpowiedzi, a Rusco spytał.- A co planujesz robić jak wrócimy do wieży?
- Przypilnować żebyście nie zostawili drewna na noc na zewnątrz i zająć się małą rogatką… Może wejść jeszcze raz do podziemi? Pogwizda tam ciągnie. Jak dla mnie to nic ciekawego, ale ten kruk mi nie odpuści - a sam nie wejdzie - odparła Silke - To co gromada, zbieramy się?
-Z podziemiami mogę pomóc… byłem pomocnikiem malarza tak przez sześć miesięcy. Namalujemy tam jakieś chmurki, słoneczka, gwiazdki, kwiatuszki.- zażartował Rusco, co Pogwizd skwitował słowami.-Profan.
Zaś Rusco spojrzał na dziewczynę.- A może porwę cię na ryby. Ja będę próbował coś złowić, a ty będziesz próbowała ochronić nas przed zagrożeniami.
- Możemy tak zrobić. Wezmę Rudą i spotkamy się po kolacji przed wieżą. Tymczasem wracajmy już z naszym ładunkiem, dzień chyli się ku końcowi - odpowiedziała jakoś tak ozdobnie czarownica i ruszyła motywować chłopów, by zaczynali zbierać się do drogi.
 
fujiyamama jest offline