Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2017, 11:13   #211
Slan
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Następny niepełny tydzień zszedł wszystkim na przygotowania oraz załatwianie spraw osobistych w końcu cała wyprawa miała trwać prawie dwa tygodnie. Ponadto pozostawała jeszcze kwestia zwerbowania kilku osób do karawany choć i to nie przysporzyło im takich problemów, nie musieli się zbytnio natrudzić by namówić Sabinę do udziału w wyprawie. Dziewczyna właściwie aż się wyrywała by wziąć udział w prawdziwie heroicznej wyprawie nawet jeśli miała się tylko zajmować zwierzętami, powożeniem lub innymi zadaniami w czasie podróży. Biednemu Henricowi nie zostało więc nic innego niż załamywanie rąk gdy przekazali mu tą nowinę w portowej spelunie Sandpoint, ten już mniej chętnie zgodził się na udział w wyprawie w roli ochroniarza bądź zwiadowcy komentując że ktoś musi mieć oko na młodą wiedźmę.

Lajos kupił sobie magiczną koszulkę kolczą na którą poszło większość jego pieniędzy ale jak to mawiał jego mentor nie ma co skompić na rzeczy które chronią życie jeżeli chce się dożyć starości. Odebrał również zdobiony kufel który stał się jego nowym świętym symbolem. Pewnego dnia gdy wracał z pomagania w świątyni zobaczył wściekłego farmera ciągnącego małą upartą kozę.

- Rusz się ty przeklęta kreaturo zobaczysz sprzedam cię na mielone mięso jeżeli natychmiast się nie ruszysz! - Odgrażał się.

- A ile by Pan chciał za to urocze stworzenie ? Przyda mi się świeże kozie mleko w podróży a to urocze stworzenie pomoże mi w podrywaniu kobiet! Co ty na to kuzko masz ochotę na życie poszukiwaczki przygód? - Słysząc słowa Lajosa kózka zastrzygła uszami zupełnie jakby go rozumiała i podbiegła do kapłana przewracając przy tym rolnika w błoto. Steelwell mógłby przysiąc że stworzonko go rozumie zapłacił byłemu właścicielowi kilka monet dzięki czemu stał się dumnym opiekunem Cwaniary.



***


W końcu wyruszyli na szlak w trzech wozach należących do Sandru, tak jak mówił miał jeden wóz mieszkalno-podróżny, tradycyjny Varisiański powóz wróżbity w pewnym sensie należący do Koyi oraz standardowy wóz zaopatrzeniowy wyładowany prowiantem jak i różnymi dobrami w tym wyrobami pochodzącymi z tutejszej huty szkła. Podróż do najbliższego miasta zajęła im niespełna trzy dni i ku rozczarowaniu co niektórych spośród podróżnych nie wydarzyło się na drodze nic ciekawego, ani za dnia ani w czasie noclegu. Jednak jak Sandru mówił trasa była regularnie uczęszczana a okoliczne miasta i osady dbały o swoje interesy starając się by podróżni nie napotykali problemów w postaci goblinów czy rabusiów na szlaku.


Ich pierwszym przystankiem było miasto Galduria będące głównym źródłem drewna oraz zboża w tych stronach Varisii wszystko dzięki jego dogodnemu położeniu, jednak miasto nie było znane tylko ze swego handlu dobrami. Swoją siedzibę miała tu też Akademia Zmierzchu uczelnia magiczna założona przez użytkowników sztuk mistycznych którzy chcieli rzucić wyzwanie pozostałym uczelniom magicznym czyli Kamieniowi Widzacych z Magnimaru oraz niesławnej Acadamae z Korosvy.

Sandru był wyraźnie zadowolony z inwestycji poczynionych w jego karawanę chwaląc sobie że udało im się dotrzeć tutaj wcześniej niż normalnie i po tym jak rozładowali część towarów udał się wraz z Ameiko sprzedać część dóbr oraz uzupełnić zaopatrzenie. Z tego co mówił zamierzał tutaj przenocować i wyruszyć nazajutrz niekoniecznie z samego rana jako że kolejna osada była całkiem blisko. Mieli więc jeszcze kilka ładnych godzin do zapadnięcia zmierzchu…

Arabel wyjeżdżała z miasta machając to żegnających ich tłumów… Znaczy się tych kilku osób, które przypadkiem były obecne… No co? To zawsze coś!

Hotarubi starała się w tym czasie ustawić swojego konia tak by być w pobliżu paladynki. Nieo obochodziło jej czy ktokolwiek z miejscowych przyjdzie ich pożegnać. Ale pani Arabella tak ładnie się uśmiechała.


“Loża kopytkowa - czyli co koniki by powiedziały gdyby mogły”

“Jechała na swym koniu. Była to ładna biała klaczka nazwana przez swą panią Nobility. Klaczka z pewnym niepokojem obserwowała, że oddala się od Sandpoint, gdzie spędziła większość życia.

- Długo będzie trwała ta przejażdżka? - zapytała Woodego konia/wołu ciągnącego wóz obok.

- Przynajmniej dwa tygodnie prze pani. - odparł przeciągając głoski.

- Jak to dwa tygodnie? To nie przejażdżka tylko odyseja jakaś. - zarżała

- Widzicie jak się ekscytuje na myśl o naszej wyprawie. - zawołała Arabel

- I co będę spała pod gołym niebem? Jadła trawę jak jakaś krowa? Nie chcę!

- My tak mamy ciągle. Na tym polega bycie rumakiem rycerza. - zdziwił się Woody.

- Zaraz, to ona jest rycerzem? - przeraziła się Nobility

- Ta, większość wierzchowców o tym marzy. Tratowanie goblinów, przeskakiwanie nad rowami pełnymi kolców i wreszcie szarża na smoki! - dodał Stony, sąsiad Woodego w zaprzęgu.

- Nie. To nie może być. Ona nie jest tak szalona, by wyprawiać się na smoki! - w głosie, Nobility słychać było desperację.

- Nie opowiadał jej nigdy nikt o jej poprzedniej wyprawie? - Woody zapytał Stonego.


Tak więc przez pierwszy etap wyprawy Arabel prowadziła, a czasem też ciągnęła i niekiedy niosła swojego konia, nieustanie promieniejąc optymizmem. w końcu jednak do Galdurii, która to prezentowała się całkiem przyjemnie.

- Myślicie, że ta akademia robi jakieś pokazy albo co? - zapytała towarzyszy.

- Całkiem możliwe pani Arabello.- stwierdziła Hotarubi.


Hotarubi starała się okiełznać swojego nowego konia- drobnego kasztanka. Tej nieznośnej bestii było daleko do gracji jej sokoła Arrowa, który leciał za nimi. Kierowała go tak by rzucić od czasu do czasu okiem na pozostałych towarzyszy. Choćby po to by zagadać Lajosa i Arię. I by upewnić się, że Kenji nadal nie robi niczego dziwnego. Zasłużyła na chwilę rozmowy z paladynką.


Kenji nie miał konia, spędzał więc czas podróży w wozie, siedząc sobie i patrząc zza okna na mijane krajobrazy. Było całkiem przyjemnie i mógłby tak spędzić dużo czasu.


Słyszał o Galdurii, jakżeby inaczej, był wszak adeptem magii. Co prawda jego talent był wrodzony, a nie powstał w wyniku studiów, ale znał to miejsce z opowieści. Wątpił by go tu czegoś nauczono, ale dobrze było pomyśleć o tym mieście jako osadzie nauki i kultury - nie wnikał czy to prawda czy nie, po prostu miał takie wyobrażenie.


Gdy skończyli się już rozładowywać, podszedł do przyjaciół Aiko - Czy jest coś, co chcielibyście w tym mieście zrobić razem? Nie wiem, udać się do karczmy, akademii magii, pozwiedzać ulice? Myślę, że to byłaby dobra okazja, by poznać się lepiej.- stwierdził.


Arija również nie miała konia, toteż przemieszczała się w wozie… w którym mieszkała od dawna i teraz z trudem musiała dzielić swe lokum z reszta towarzystwa, nie psiocząc i pomstójąc do nieba. Kenji okazał się mało kłopotliwym towarzyszem. Nie wydawał się też, zanadto rozgadany, toteż całą swą negatywną energię mogła przelać na wiecznie pijącego kapłana Lajosa z którym wykłócała sie godzinami o byle pierdołę. Ich utarczki słowne były pełne pasji i kunsztu literackiego godnego starego małżeństwa o wieloletnim stażu. Obie ze stron nie chciały ustępować drugiej, gdy tylko zaczynali na siebie nagabywać, wnet szybko reszta karawany w cudowny sposób wyparowywała, co by nie zostać przez przypadek wciągnięta w sam środek wojny damsko-męskiej.


- Poznać się lepiej można i przy ognisku - burknęła maguska, spoglądając srogo na młodzika w stażu. - Na pewno będzie bezpieczniej i taniej… i nie będzie trzeba daleko nosić schlanych w trupa… paladyn i kapłana.

- Zgadzam się z naszą czarującą zołzą! Lepiej usiądzmy przy ognisku bo magiczne koszulki kolczę są droższe niż myślałem i nie mam funduszy żeby wspierać zacnych karczmarzy. Wypraszam sobie jednak twierdzenie jakobym upijał się bez opamiętania! Pije z umiarem i zawsze trafiam do własnego łóżka! - Ogłosił z dumą.

- Jakbyś je jeszcze miał - żachnęła się płomiennooka, krzyżując ręce na piersi.

- Natura jest najlepszym łóżkiem i toaletą a to że łapiesz mnie za słówka zdradza że nie masz argumentów bursztynowooka mówił ci ktoś że masz oczy jak dobra Whiskey ? W sumie co za różnica czy śpi się w hamaku, w łóżku czy w śpiworze na ziemi? To ostatnie jest zresztą zdrowsze dla kręgosłupa niż jakiś miękkie piernaty… Chodzi o to że nie ważne gdzie mi akurat wyznaczono spanie mam na tyle samokontroli przy piciu żebym tam doszedł i nie zasnął przy barze albo w rynsztoku. Arabellka za to ma na tyle mocny łeb że przed wyjazdem przepiła krasnoluda więc też nie musiałabyś się martwić że straci przytomność lub zdolności poruszania się - Kapłan plótł trzy po trzy przeskakując z tematu na temat.

- Jak natura taka wspaniała to dziś śpisz na zewnątrz bo mam dość twojego chrapania… zupełnie jakby kto mi smoka pod poduszkę podłożył. Zobaczymy jutro czy będziesz taki zadowolony i hop do przodu - odparła zgryźliwie, przyglądając się z cieniem uśmieszku na smukłej twarzy. Na temat komplementów, dyplomatycznie sie nie odezwała, co by ukryć swoje własne zdziwienie jak i przyjemność z zasłyszanych słów pijusa.

- Arabel jest paladynem… ona nawet krowie gówno zeżre i się nie pochoruje bo ją łaska boska trzyma, więc nie myśl, że mnie przegadasz w kwestii ochlejstwa. Ty jak nie paciorki odstawiasz to do butelki zaglądasz… to tylko kwestia czasu, aż padniesz pod nogi.

- To ty nie słyszałaś że ja też potrafię wymodlić błogosławieństwa leczące które oczyszczają organizm ? W zaświatach nie będę się musiał martwić ograniczeniami ciała a mój mentor opowiadał mi że jeden sprytny czarodziej pracuje nad rewitalizacją wątroby za pomocą dakotu z krwi trolla… Do tego sam uczę się robić mikstury żeby ugotować coś na odtrucie w razie potrzeby - Wyjaśnił z pasją.

- Ho, ho, ho no proszę, nagleś taki wszechmogący? To co... powiedz jeszcze, że twoje szczyny są święte i potrafią wskrzeszać! - Kobieta się wyraźnie rozzłościła. - Zamiast lać pod krzaki, może trzeba ci taki konfesjonał wybudować z dziurą na ptaka..? - przy ostatnich słowach prychnęła rozbawiona, a rozgniewanie jakby się rozwiało pod naporem wesołości.

- Rychło w czas powiedziałeś o miksturach… nie musielibyśmy wydawać tyle kasy w mieście…


Hotarubi obeszła kilka sklepów dla uzupełnienia sprzętu. Kto wie co ich czeka? Wykupiła nowy hak, linę. Sprzedawca zapewniał, że jej nowy płaszcz będzie miał specjalne zdolności - cokolwiek to miało naprawdę znaczyć. Miejscowe stragany były lepiej wyposażone niż się spodziewała skoro znalazła nawet maskę bojową jak z jej kraju. Musiała ją mieć! Tak samo tamtą buteleczkę perfum.
Ciekawe czy spodobają się pani Arabeli?
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline