Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2017, 19:56   #79
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Zanim jeszcze nawet się rozłączyli, Psyche i Mik usłyszeli stłumiony odległością kobiecy krzyk. Konferencja nie odcinała ich od rzeczywistego świata, dzięki czemu od razu nabrali pewności, że coś działo się w placówce C-T, w której przebywali. Nikt inny na konferencji nie słyszał dźwięków ich otoczenia.
- Mówiłem, kurwa, że mamy w firmie kreta. - Mik założył kask motocyklowy, przełączając system celowniczy na jego szybę. - Nikt z zewnątrz nie mógł namierzyć tego połączenia.
Włączył zainstalowany wczoraj wszczep alarmowy, podający lokalizację i wzywający wsparcie.
Wyszarpnął pistolet maszynowy i podszedł do drzwi sali komunikacyjnej, uchylając je i wyglądając na korytarz w stronę schodów. Byli na pierwszym piętrze firmowego salonu dla klientów VIP, na ruchliwym skrzyżowaniu Malcolm X blvd. i 116 ulicy. Jednym słowem w dobrej dzielnicy, gdzie wojna gangów nie docierała. Ktoś kto chciał ich dorwać był bardzo zdesperowany i nie liczył się z niczym.
- Sądzę, że oni wiedzieli o krecie. Ani Remo, ani Wittengstein nie wyglądali na zaskoczonych - Psyche nie była podłączona, rozłączyła się w klasyczny sposób, a w jej dłoni pojawił się pistolet. W postaci i stroju Marlene była od razu w pełni gotowa do akcji. Zapięła kurtkę, skanując otoczenie, szczególnie od strony, z której dobiegł ich krzyk.
Najpierw zobaczyli dwójkę uciekających w głąb budynku ludzi, a potem usłyszeli szum od schodów. Nim mogli zastanowić się co oznaczał, na korytarz zaczęły wylatywać pierwsze drony. Prawdziwy rój. Od malutkich zabaweczek, po większe i cięższe roboty kurierskie, wszystkie bzyczące i buczące, jakby ktoś uruchomił na raz cały sklep z tymi zabawkami. Albo fabrykę, bo bystre oczy patrzącej na to dwójki wyłapały pierwszego policyjnego drona wylatującego na korytarz. Cała ta chmara prawie od razu skierowała się prosto na nich, nie zważając na nic i nikogo innego.
- O w chuj! - krzyknął cyborg, wpadając plecami na Psyche i zatrzaskując z powrotem drzwi. Otwierały się tylko na firmową przepustkę, więc nie było ryzyka, że drony nacisną sobie klamkę, ale kto wie jaki napór wytrzymają. Na szczęście ściany były ceglane a w sali komunikacyjnej nie było okien. Oznaczało to też, że znaleźli się w pułapce. Drony nie były uzbrojone, lecz wprawnie sterowane ich śmigła mogły zmienić twarz w kotlet mielony.
Mik wymacał w kieszeni kombinezonu charakterystyczny kształt granatu EMP. Podał Psyche szarą metalową kulę, gładką za wyjątkiem klapki, pod którą ukryty był przycisk. Pięć sekund od wciśnięcia do elektromagnetycznego wyładowania.
- Jak uchylę drzwi, rzuć na korytarz.
Psyche po pierwszym szoku zacisnęła usta i szybkim ruchem wycelowała i wystrzeliła pojedynczy pocisk w policyjnego, najbardziej niebezpiecznego na pierwszy rzut oka drona. I zaraz schowała za drzwiami, podpierając je razem z Mikiem.
- Będziemy w zasięgu - spojrzała mu w oczy, biorąc od niego granat. To była bardzo niebezpieczna zabawa, sprawdzanie wytrzymałości swoich zabezpieczeń przed brutalnym wyłączeniem.
Chmara dronów załomotała o drzwi. Wydawało się, że uderzyły w nie z pełną szybkością i mocą, ale nie udało się ich wyłamać. Nie przystosowane drzwi zostały jednak przebite tu i ówdzie. Tuż obok głowy Psyche pojawił się wąski płomień przecinarki, bez najmniejszego problemu tnąc szkło i drewno. Całość wibrowała i co chwilę czuli kolejne uderzenia.
- Chyba nie mamy wyjścia! - Mik przesunął dłoń, którą przytrzymywał drzwi, z trasy palnika. - Musisz rzucić dalej w korytarz, zaraz potem zwiewaj wgłąb pokoju!
W drugiej dłoni Maroldo błysnęła firmowa karta wstępu. Zamierzał uchylić drzwi tylko na tyle, by mogła rzucić granat i natychmiast je zatrzasnąć, używając całej swojej niemałej siły. Drony były tak skonstruowane, że nie mogły napierać na drzwi nie niszcząc sobie śmigieł a co najwyżej samobójczo je atakować. Zatrzasnąwszy drzwi, Mik planował odskoczyć w ślad za partnerką. Siła wyładowania malała wraz z odległością. Z pewnością tak jak on miała zabezpieczone kluczowe obwody przed słabszymi impulsami, ale lepiej było dmuchać na zimne.
- Gotowa? Trzy, czte-ry!
Miał rację. Innym wyjściem byłaby próba przebiegnięcia przez drony i wyskoczenia przez okno, ale tym ryzykowaliby jeszcze więcej. Nacisnęła przycisk zanim jeszcze Mik skończył odliczać, co dawało im dwie, może trzy sekundy na ucieczkę. Kiedy drzwi się uchyliły, rzuciła granat i w tym samym momencie odepchnęła nogami, co powinno jeszcze na moment pozostawić przejście zamkniętym. Adrenalina i wspomagacze popłynęły jej żyłami i w jednym potężnym skoku pofrunęła na drugi koniec sali konferencyjnej.
Dwa małe drony zdążyły się wcisnąć w szparę w uchylonych drzwiach, zanim para wspólnymi siłami zamknęła je, skacząc jak najdalej od nich i próbując znaleźć namiastkę schronienia za stołem i krzesłami. Wtedy granat eksplodował. Dla Mika na moment zapadła zupełna cisza, kiedy implanty w uszach oberwały. Zniknął też obraz. Wrócił po chwili, wraz z głośnym piskiem. Nowe implanty nie zdążyły się w pełni zaadaptować i ich zabezpieczenie było słabsze. Psyche odczuła EMP słabiej, lekkim zawirowaniem i zawrotami głowy. Ładunek eksplodował na tyle daleko, że nic nie wyłączył całkowicie. Oprócz dronów, z których prawie wszystkie spadły na ziemię. Zarówno te śmigłowe, jak i magnetyczne czy nawet odrzutowa zabawka, powlatywały na ściany lub zwaliły się wprost na ziemię. Jeden kręcił się w kółko, ciągle wisząc w powietrzu.
Nie zdążyli się zebrać, kiedy pojawił się następny. Wirował powoli i bujał się w powietrzu, musiał więc też oberwać, ale nie ustawał w swoich wysiłkach dostania się do swoich celów.
Za nim nadlatywały następne. Już wolniej, już nie taką chmarą, ale ciągle stanowiły zagrożenie.
Nie było to jednak nic z czym nie mogła sobie poradzić broń maszynowa. Uchyliwszy drzwi Mik skrócił krótką serią męki tego uszkodzonego i rzucił kolejny granat EMP daleko w stronę schodów. Zatrzasnął drzwi z powrotem.
Ważniejsze od walki z głupimi narzędziami było teraz namierzenie osoby, która nimi steruje.
- Ktoś atakuje nas masą zhakowanych dronów - powiedział, gdy tylko połączył się z Dirkauerem. - Trzeba go namierzyć.
- Musimy się stąd wydostać! - zaskoczona Psyche krzyknęła na ponownie zamykającego drzwi Mika. Tu byli uwięzieni, na motorach czy w samochodzie zdecydowana większość dronów nie byłaby w stanie ich dogonić. - Musimy być w ruchu!
Otworzyła ledwo trzymające się już drzwi, unosząc broń i strzelając pojedynczymi pociskami w najgroźniej wyglądające drony. Zabawki nie mogły im zrobić większej krzywdy. Poszukała wzrokiem wyjścia awaryjnego, zwykle zamkniętego na wiszący w pobliżu klucz. Tamtędy drony nie mogły łatwo wlecieć i tamtędy zamierzała uciekać. Wyskakiwanie przez wzmocnione okna zostawiła sobie jako ostateczność.

Kolejna eksplozja EMP zatrzymała drugą falę. Psyche strąciła jeszcze jednego drona, który uniknął wybuchu. Mik z zaskoczeniem stwierdził, że jego komunikator milczy. Nie miał pewności, czy sygnał o niebezpieczeństwie dotarł gdzie miał dotrzeć i nieszczególnie pozostało mu dużo czasu na namyślanie się. Pięć buczących zabawek odbiło się o drzwi, lecz te otwarte ponownie przez Psyche nie dawały teraz ochrony. Mógł tu zostać lub pobiec za kobietą, która już dotarła do wyjścia ewakuacyjnego. Jak w większości przypadków w tym mieście, prowadziło przez okno na metalowy podest i dalej drabinę opadającą w dół na ulicę. Tego okna jednakże nie musiała wybijać, dało się je otworzyć. Tam też kręciły się latające robociki, jakby jednak mniej niż tych wlatujących ciągle na piętro budynku. Następne trzy to były w pełni policyjne, anty-zamieszkowe. Ich główne systemy zabezpieczał pancerz, mogący wytrzymać nawet kule pistoletowe. Psyche uniosła pistolet i dokładnie celując, wystrzeliła. W przeciwieństwie do Mika, nie nosiła ze sobą całego arsenału i musiała oszczędzać kule.
- Mik! Rusz się! - krzyknęła, nie wiedząc co wstąpiło w Maroldo. Chciał tu czekać na pomoc? Życie go nie nauczyło, że pomocy należy udzielać sobie samemu, bo inaczej do niczego się nie dojdzie?
Sięgnęła do tyłu i otworzyła okno, strzelając raz jeszcze do policyjnego drona. Były anty-zamieszkowe, ale to oznaczało głównie odporność przed kamieniami. Kule potrafiły być i dla nich “śmiertelne”. Taką miała nadzieję, czekając jeszcze krótki moment na decyzję mężczyzny.
Był tuż za nią, ostrzeliwując kolejne drony nadlatujące korytarzem, przypominającym już cmentarzysko maszyn. Rozdzielanie się nie było teraz najlepszym pomysłem.
Mik zmienił magazynek, tym razem na taki z amunicją przeciwpancerną.
- Leć do motorów, osłaniam! - krzyknął, szykując się do wyskoczenia przez okno zaraz za nią. Naturalnie nie miał zamiaru korzystać z drabiny.
Jeden z dronów policyjnych rozbił się o ścianę i spadł iskrząc i bipiąc głośno. Otwierająca okno Psyche dostrzegła, że drony na zewnątrz już ją zobaczyły i teraz pędziły na wprost, z pełną prędkością. Jeden włączył palnik, inny wysunął pistolet strzałkowy. To był dron weterynaryjny, jeśli go załadowano to mógł mieć środki uspokajające lub przeciw wściekliźnie w swojej strzykawce. Te policyjne były jednak gorsze. Zmieniający magazynek Maroldo nagle ujrzał jak z jednego wysuwa się małe ramię i wystrzeliwuje w jego stronę siatkę z haczykami. Zdążył wyskoczyć na metalowy podest ewakuacyjnego wyjścia, ale siatka leciała szybciej i owinęła się wokół górnej połowy jego ciała, ostrymi haczykami łapiąc za ubranie i skórę.
- Ugh! - Oplątany na moment stracił równowagę i wpadł na barierkę. Lecz z nadgarstków wysuwały się już grafenowe ostrza, rozpruwając sieć od dołu. Oswobadzając się nie stał w miejscu, chwilowo niezbędne były mu tylko nogi. Przecisnął się obok drabiny i zeskoczył na chodnik. Trzy metry to dla cyborga żadna wysokość, nawet bez całkiem swobodnych rąk dla zachowania równowagi.
- Jedziemy jednym! - krzyknęła Psyche, oddając dwa strzały w nadciągające drony i zeskakując z podestu, z większą gracją od Mika, równie bez trudu lądując w zaułku. Od razu ruszyła sprintem, rozwijając prędkość o wiele większą niż osiągalna dla zwykłego człowieka. Prosto do swojego motoru, zamierzając wskoczyć na niego i odpalając od razu zawrócić po Maroldo. I nie zapomnieć o kasku, który mógł okazać się bardzo ważny w starciu z lecącymi kursem kolizyjnym dronami.
Lądowanie było proste, ale już chwilę później musieli oganiać się od dronów. Jednego Psyche ominęła, drugi z całą prędkością rąbnął w jej bok i odbił się częściowo połamany. To były zabawki. Rzuciła się do biegu i widziała już motory. Oraz wyfruwające ponownie z głównego wejścia drony. Szyba w drzwiach nie istniała, ludzie chowali się za czym mogli, ktoś krzyczał. Nad motorami pojawił się wojskowy dron zwiadowczy i dwa ciężkie transportowe, pędząc w jej stronę. Uderzenie ze strony czegoś takiego nie skończy się zwykłym siniakiem.
Maroldo tymczasem pozbywał się siatki i jednocześnie także próbował biec, lecz duży czterośmigłowy dron wleciał mu między nogi i wywrócił. Mik przetoczył się, zerwał siatkę i… oberwał taserem. Ładunek elektryczny prawie całkowicie sparaliżował jego ciało, które pochwyciły drgawki, a ból byłby oślepiający gdyby nie jego edytor zamontowany niedawno. Wiszący nad nim dron policyjny nie popuszczał, a drugi ze ścigających go właśnie wysuwał własne ramię z siatką.
Psyche otworzyła ogień w stronę niewojskowych dronów. Zacisnęła zęby, ignorując ból i opróżniła cały magazynek, licząc, że ruszą w jej stronę. Do dopalenia motoru potrzebowała zaledwie chwilę. Gdyby udało się wykonać ślizg pod wojskowym robotem i od razu wskoczyć na maszynę…
Telepany prądem cyborg zdołał jedynie przewrócić się na brzuch, żeby kolejna sieć nie splątała mu rąk. Wciąż kurczowo ściskał pistolet maszynowy. lecz o celnym strzelaniu nie było teraz mowy. Przynajmniej był grubo ubrany a pancerny kask chronił czaszkę przed brutalnym rozłupaniem przez oszalałe maszyny. Te dwa policyjne najwyraźniej upatrzyły go sobie nie do zabicia, a całkowitego unieruchomienia. Siatka trafiła bezbłędnie niemal nieruchomy cel, owijając się ciasno wokół ciała cyborga. Drugi nie przestawał używać prądu. Jakby wiedząc, że tu już nie ma zagrożenia z jego strony, wszystkie pozostałe drony skoncentrowały się na Psyche.

Potrzeba odciążenia transportowców sprawiała, że ich zewnętrzną powłoką było cienkie sztuczne włókno, które zupełnie nie radziło sobie z odpieraniem pocisków. Dwie maszyny spadły, a w pokazie niezwykłej zwinności i kaskaderstwa, Psyche wymanewrowała na krótki moment wojskowego drona, wskakując na swój motor. Wtedy się zorientowała, że Mik leży, a całe te latające badziewie, oprócz dwóch policyjnych, pędzi prosto na nią. Wylatywały z budynku niczym chmara owadów. Z oddali docierały odgłosy syren, ale żadna nie wydawała się zbliżać bezpośrednio w ich stronę. Psyche spróbowała ignorować tę pędzącą ku niej kupę żelastwa. Odpaliła motor i w tym samym momencie ruszyła do przodu, wykręcając w stronę Mika. Docisnęła gaz ile mogla, sięgając po wysunięty z boku karabinek maszynowy i płynnym ruchem celując w policyjne drony nad Maroldo opróżniła magazynek. Jedyną szansę w walce z tym wszystkim widziała w… ucieczce. Do tego trzeba było jakimś cudem wsadzić ciężkiego cyborga na motocykl.
Policyjne drony zajęte oplątanym siatką i paraliżowanym Maroldo, nie próbowały uników. Kul było na tyle dużo, aby znaleźć kilka słabych punktów i wyłączyć w sposób brutalny najważniejsze funkcje niedużych robotów. Otępiały od elektrycznych impulsów mózg Mika zarejestrował, że co prawda wszystko nakurwia go jak cholera, to jednak może się ruszać. Problemem pozostawała tylko siatka. Dla Psyche zaś - nadciągająca chmara dronów. Te co szybsze - na szczęście dla szybkości musiały być małe i lekkie - już do niej dotarły, rozbijając się o ciało i motor. Odłamki tworzywa sztucznego latały we wszystkie strony, a ciało i kości kobiety odczuło bolesne uderzenia. Resztę mogłaby prześcignąć tylko wtedy, gdyby nie musiała zwolnić lub wręcz zatrzymać się przy leżącym na ziemi Maroldo, który dopiero rozcinał stalowymi szponami sieć. Jej płachta zwisała mu wciąż z pleców, ale ręce i nogi miał wolne. Podnosząc się dostrzegł ścigający partnerkę rój.
- Aeeaarrgh! - wydobywając z siebie przytłumiony kaskiem bojowy ryk natychmiast opróżnił cały magazynek. Przez trzy sekundy pociski z przeciwpancernym rdzeniem siały spustoszenie wśród najbliższych maszyn. Na zmianę magazynka nie było czasu. Z nadgarstka wysunęła się już lufa wszczepionego automatu, by kontynuować ogień ciągły. Na szczęście wszyscy cywile już uciekli z pola widzenia, więc ryzyko postrzelenia postronnych osób było minimalne.
Psyche nie zwalniając schowała broń i z całej siły nacisnęła na hamulce dopiero tuż przy Miku.
- Wskakuj! - krzyknęła, wkładając kask. Jak tylko mężczyzna usiadł i się złapał, wcisnęła przysłowiowy gaz do dechy. Liczyła, że zdążą uciec zanim drony uczynią poważną krzywdę im lub motocyklowi. Fantazja w takiej sytuacji miała małe znaczenie, miały je szybkość i wytrzymałość.
Szybkość i wytrzymałość tym razem wystarczyła. Wpadło na nich kilka kolejnych małych dronów, które zestrzelić w takiej chmarze trudno było nawet pełną serią z bliskiej odległości, lecz te uderzenia nie mogły zrobić prawdziwej krzywdy. Maroldo zaliczył pęknięcie na kasku, coś odpadło z motoru, ale ten wystartował. Najgroźniej wyglądające - budowlane i transportowe drony - nie zdążyły dolecieć. Ruszyli.
I dosłownie po chwili złapali zasięg i głos Dirkuera.
- Maroldo?! Psyche! Co tam się dzieje?!
Większość dronów pozostała z tyłu, trzymały się ich tylko te najszybsze. I ten wojskowy, zawieszony wyżej i obecnie unikający bezpośredniego kontaktu. Śledził ich za to bez wyraźnych problemów. Psyche zacisnęła zęby, skupiając się na jak najszybszej jeździe. Przepisy ruchu drogowego przestały się liczyć, gdy skierowała się w stronę mostów. Manhattan był zbyt zatłoczony, a taktyka garaży podziemnych i innych zadaszonych kryjówek miałaby sens dopiero wtedy, gdyby mieli pewność zestrzelenia drona. Na razie postawiła na szybkość i zgubienie drona. Wojskowy czy nie, te nisko latające zwrotne maszyny miały swoje ograniczenia.
- Zostaliśmy zaatakowani przez drony, jeden z nich musiał mieć zagłuszanie. Wyrwaliśmy się, ale ciągle mamy ogon - zameldowała do Alana przez wbudowany w kask mikrofon.
- Policyjne, wojskowe, nasze… - dodał Maroldo. - Musicie namierzyć tego, kto nimi steruje! Teraz śledzi nas jakiś wyglądający na wojskowy czy Gwardii Narodowej, zadzwońcie do nich i spytajcie czy ktoś nie zhakował ich maszyn.
Obejrzał się za siebie, by sprawdzić czy drony nie są za blisko.
- Kieruj się na ekspresówkę - powiedział do partnerki. - Tam je prześcigniemy.
Holofony nie zarejestrowały odpowiedzi Alana, wtrącił się za to inny głos. Skojarzyli go z głosem Remo, wystarczająco charakterystycznym.
- Ataki były wszędzie, zgubcie lub rozwalcie to co was śledzi. Mam dla was coś innego. Wracajcie do C-Tower jak najszybciej.
Małe drony zgubili szybko, ten wojskowy uniósł się wyżej, ale kiedy Psyche wcisnęła na podniebnej autostradzie pedał odpowiadający za prędkość, również i on zaczął pozostawać w tyle. Choć pewnie miał bardziej zaawansowane sposoby na obserwację i śledzenie celów.
- W porządku, jadę najkrótszą drogą - zdecydowała od razu Psyche nie wdając się w dyskusje. - Postarajcie się w razie czego zdjąć mi ogon, skoro zaatakowali firmę to ukrywanie przynależności nie ma teraz sensu.
Adrenalina krążyła mocno w żyłach kobiety, która pędziła przez autostradę, wymijając samochody dosłownie o milimetry. Mandaty się nie liczyły, glin nie było widać, a jeśli nawet, to specjalne upoważnienia miały zgasić pościg w zarodku. Bycie tajną bronią korporacji miało swoje zalety. Bycie rozpoznaną tajną bronią korporacji miało zaś pewne wady, takie jak bycie zwierzyną łowną.
- Dzień jak co dzień - stwierdził Mik, trzymając się mocno uchwytów. Nie przestawał jednak rozglądać się wokół, wypatrując zagrożeń. Ktoś kto przejął kontrolę nad setką dronów, mógł przejąć kontrolę nad wszystkim. W mieście były setki tysięcy podatnych na ataki obiektów: drony, autonomiczne pojazdy, roboty, androidy, pojazdy prowadzone przez androidy...
- Słuchaj… - powiedział do Psyche, wykorzystując spokojniejszy moment, gdy pędzili poboczem Trump Skyway. - Wiesz kim był ten przylizany koleś na konferencji, który lampił się na mnie jakby mnie nie lubił, choć pierwszy raz go w życiu widziałem?
Psyche upewniła się, na tyle ile mogła w obecnej sytuacji, że aktualnie tylko Mik ją usłyszy. Przy tej prędkości i wyłączonym holo i tak musiała krzyczeć.
- To przez to jak się zachowywałeś! To było bardzo nierozsądne, nawet głupie. To Michael Boor, mój… nadszef. Opiekun w firmie. Rości sobie do mnie… duże prawa. I ma bardzo duże plecy, takim jak on schodzi się z drogi!
- Chyba żartujesz. - Mik również wyłączył holo, nachylając się do jej ucha. - Ja nie schodzę z drogi nikomu, kotku.
- Szkoda... - cichą i pełną smutku odpowiedź Psyche porwał wiatr, kiedy jeszcze bardziej docisnęła maszynę, próbując prędkością wyrzucić z głowy złe i niepotrzebne teraz myśli.
 
Lady jest offline