Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2017, 00:14   #2
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Primus podniósł się i otrzepał się z pyłu. Pojedyncze zadrapanie nie było warte jego uwagi. Rozejrzał się i zauważył że inni nie mieli tyle szczęścia. Podszedł do miejsca gdzie przed lawiną znajdował się dowódca ich małej karawany. Centurion żył jeszcze. Ledwo. Nie było czasu na rozmowę, ledwo na przekazanie ostatnich słów, słuchał więc. Po chwili pochylił się nad zmarłym i zamknął mu oczy. Był tak pochylony przez dodatkową chwilę, ostatecznie wyprostował się i rozejrzał. Oprócz niego żyło jeszcze kilku ludzi. Niestety, może jeden z nich miał doświadczenie wojskowe. Trudno. Primus i tak się nie zmartwił. Rozkazy zostały wydane, były jasne i proste, jedyne co musieli zrobić to je wykonać. Nic nowego. Czekał na koniec służby dwadzieścia lat, te kilka dni nie zrobi różnicy.

Mogło się zdawać że krztusząc i posapując, spod zawału wygrzebał się właśnie niedźwiedź. Lecz szybko jasnym się stało że to tylko Aulus ze swoim kapturem z niedźwiedziego łba naciągniętym na głowę. Potężnie zbudowany mężczyzna bez słowa podniósł upuszczoną włócznię, rozejrzał się i podpierając się nią niczym laską, podszedł do Primusa. Niestety centurion już nie żył.
- Co powiedział? - Zapytał przyciszonym głosem. - Musimy dalej eskortować więźnia...- Nie czekając na odpowiedź dokończył samemu. Kiwając w zamyśleniu głową skupił wzrok na czarnym wozie, do tej pory ochranianym przez legionistów.

Zapytany Primus wypowiedział więcej słów niż przez ostatnie trzy dni łącznie:
- Ostrzegł przed jednorogami. Wydał rozkazy. Więzień z czarnego wozu musi dotrzeć do Lantis. Nie patrzeć na niego. Na razie kazał zaprowadzić was do starego fortu kawałek stąd. I tam pójdziemy - poinformował wszystkich. Obejrzał sobie Aulusa i zadał mu pytanie -Który Legion? Jaki stopień?

Rinmotoki wstał, kaszląc paskudnie i przeplatając tę czynność masą ciężkich bluzgów ze wszystkich stron świata. Z delikatnej, niebieskiej togi niewiele już zostało, teraz bardziej nasuwała na myśl brudną, zakrwawioną szmatę.
Wstał, upewnił się, iż nic sobie nie połamał, po czym podszedł do zbiegowiska uznając, że widocznie wydarzyło się ważnego, jeśli nie liczyć lawiny.
- Jak pamiętam, jego transportował cały oddział legionistów. A nas jest ośmiu, z czego wojskowi są w mniejszości. To ten tego, panowie… Jak my se mamy z nim poradzić? - odparł, nie dając po sobie poznać, że jest cały obolały.

- Ósmy. Aulus odpowiedział po dłuższej pauzie. - Ale to było dawno temu. W poprzednim życiu, można by powiedzieć. Zaśmiał się. - Teraz służę w zakonie Iustitii, ale niewiele to zmienia. Rozkaz był jasny. Cel wiadomy. Przetarł twarz i z sapnięciem zrzucił z pleców podróżny worek. Wyciągnął z niego bandaż i zaczął prowizorycznie opatrywać swoje rany.

- A z czym tu sobie radzić? Aulus zapytał Rinmotokiego, czy jak tam nazywał się ten cudzoziemiec. - To tylko jeden, zamknięty w wozie człowiek. Bardziej bym się martwił o pozbieranie zapasów i jak najszybsze ruszenie w drogę. Im dłużej tu siedzimy, tym większa szansa że wytropią nas Jednorogi. Ponoć mają nos do krwi.

- Tylko się tam nie rozgadujcie, przydałoby się ruszyć w drogę - głos brodacza odezwał się ze strony osły i czarnego wozu.

- A prowiant? Czy masz zamiar żreć później kamienie? Odkrzyknął nieco poirytowany Aulus.

- To pozbieraj prowiant. Kto ci broni? - ku ewentualnemu rozczarowaniu Aulusa Aaron nie wyglądał ani nie brzmiał na zbyt przejętego jego irytacją.

- I broń - - dodał Primus nie tłumacząc czemu i po co. Zebrał swoje rzeczy, podniósł sześć nieuszkodzonych pila i tyle żywności ile mógł znaleźć bez specjalnego przeszukiwania gruzowiska, wziął sześć zapasowych grotów do pila oraz trzy do włóczni , a po chwili zastanowienia także zapasowy gladius.
Namiot miał swój, zignorował więc inne znajdźki, zamiast tego rozejrzał się, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Zauważył leżące na brzegu zwałowiska ciało bez oznak poważnych obrażeń. Oddychało. Zrzucił przygniatający go kamień, zgarnął z niego gruz i kopnął lekko nogą by go obudzić.
-Wstawaj albo zostaniesz.

Aulus zignorował Aarona i dokończył opatrywanie, bandażując nogę. Następnie zebrał dwa zapasowe groty i zaczął pakować do znaleźnego worka tak dużo żywności jak mu w ręce wpadło.
- To gotowy macie ten wóz? Gotowi do wymarszu? Zapytał głośno.
Primus nie odpowiedział, po prostu rozgarnął co większe kamienie spod kół wozu i ustawił się przed nim w pozycji: “kolumna sił głównych”.
- Gotów. Po dłuższej chwili Aulus dołączył do towarzysza. - Kto powozi? Ja niby umiem… jakoś. Wrzucił worek prowiantu obok ławki woźnicy.

Widząc, iż dyskusja szybko przerodziła się szykowanie się do drogi, Rinmotoki zrezygnował z dalszej rozmowy i zamiast tego postanowił przeszukać miejsce w którym był niedawno zagrzebany w poszukiwaniu czegoś, co mogło mu wypaść w czasie lawiny. Upewniwszy się, iż niczego mu nie brakuje i wymieniwszy ewentualne zniszczone rzeczy, a wracając do powozu rzucił krótko:
- Ja nie. Był kto u więźnia upewnić się, że się nie zranił i teraz nie zdycha?
Nie czekał nawet na odpowiedź i sam poszedł to sprawdzić.
- Nie patrzeć na więźnia - powstrzymał cudzoziemca Primus, wyciągając w poprzek rękę z włócznią i blokując mu drogę.
- Dobrze - odparł Rinmotoki, przystając na chwilę. - Zna magię czy co?
Włócznia zniknęła sprzed Rinmotokiego, a Primus wzruszył ramionami w odpowiedzi.
Rozkaz to rozkaz, nie ma się co zastanawiać po co i dlaczego. Nic dziwnego, że Imperium podbiło większość znanego świata, skoro barbarzyńcy nawet tak prostej rzeczy nie potrafili zrozumieć i ciągle zadawali nieistotne pytania.

Obcokrajowiec już miał zamiar wskoczyć na wóz i czekać na wyruszenie, jednak dostrzegł, iż jeden z członków wyprawy jeszcze nie wstał. Podszedł do niego i niefachowym okiem ocenił jego stan.
Uznając, że nic poważnego mu się nie stało, a po prostu oberwał w głowę czy co i jest nieprzytomny, zataszczył go jakoś na wóz i upewnił się, że nie spadnie. Następnie pozbierał walające się dookoła fiolki, mając nadzieję, że to jakiś napój wyskokowy używany przez legionistów podczas długich wart. W najgorszym wypadku wywali to świństwo i tyle.

***

Na pierwszy rzut oka zdawało się, że to wielka kupa skór i brudnych, płowych, splątanych włosów, koło której krążył szop, lecz po chwili poruszyła się, powstała na nogi i otrzepała. Okazał się to niezbyt wysoki, barczysty, brodaty chłop odziany w brunatne, skórzane, gdzieniegdzie połatane i dziurawe odzienie. Spojrzał na szkody spowodowane przez lawinę, ale nie trwało to długo, gdyż jego uwagę przykuły dudnienia dochodzące z rozwalonego z czarnego wozu więziennego. Zwierzę odeszło za brodaczem, który powoli kierował się w kierunku wielkiej “czarnej skrzyni”.
Im bliżej brodacz podchodził tym wyraźniej słyszał, że dźwięk ten powodowany jest przez uderzające o drewno metalowe narzędzie. Drugim spostrzeżeniem było, iż najpewniej jest tam zamknięta jedynie jedna osoba, w dodatku osłabiona lub otumaniona.

Clarit miał dosyć. Definitywnie i ostatecznie. Wszystko go bolało, ale jednak wiedział, że jego misja to coś co może wkrótce zbawić cały świat. Wygrzebał się więc z trudem spod zgliszczy, aby jego oczom ukazało się pobojowisko. Trupy wszędzie, krew wszędzie, co to będzie, co to będzie? Nic nie będzie. Co najwyżej jakaś epidemia lub zaraz zlecą się dzikie zwierzęta. Pospiesznie odszukał swoje rzeczy, przerzucił łuk przez ramię, na szczęście ten żył i miał się dobrze. Odetchnął z ulgą, ale niestety i bólem w klatce piersiowej. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak oberwał więc rozzłoszczony odczuwanym dyskomfortem zbył trupowisko i wesołe gwary wokół siebie. Z oddali mógł usłyszeć, że ochraniany przez karawanę osobnik miał się dobrze i oświadczał to całemu światu nawalając czymś w pręty. W takim wypadku nie było innego wyjścia…
- Chodź tu tym głupim osłem i daj się złapać grubasie - warknął bardziej do siebie niż zwierzęcia próbując się zbliżyć, dostrzegł zaraz, że do kopytnego zbliża się już jakiś mężczyzna.
- Zwierze jest w szoku. umiesz coś zrobić oprócz wystraszenia go?

Brodacz wysilił się, żeby pójść po osła, choć w normalnych warunkach nie podejmowałby się pewnie działań, woląc się rozkoszować lenistwem. Do osła trzeba było zaprzęgnąć wóz z więźniem, który o dziwo dość dobrze zniósł lawinę. O ile tamten osioł nie będzie uparty.
Był uparty, choć nie nastręczało brodaczowi złapanie zwierza, to już przymuszenie do jakiejkolwiek współpracy było trudne. Gdyby nie szop i jego ugryzienie w ośli tył, oporny zwierz pewnie nawet nie ruszyłby się z miejsca.
Brodacz zwany Aaronem gadkę-szmatkę trzech kompanów z drużyny olał, zajęty zaprzęganiem osła do wozu.
- Tylko się tam nie rozgadujcie, przydałoby się ruszyć w drogę - “futrzasty” odezwał się do “gaduł”, podczas gdy szop dosiadł osła i na nim siedział.
- A prowiant? Czy masz zamiar żreć później kamienie? Odkrzyknął nieco poirytowany Aulus.
- To pozbieraj prowiant. Kto ci broni?
Aaron westchnął w myślach. Gadali jak straganiarki na targu, zamiast brać dupę w troki i ruszać dalej. Nie żeby jemu się specjalnie chciało spieszyć, ale okoliczności były jakie były. Sam miał niemal znikomy ekwipunek, więc ewentualnie poza żarciem nie miał czego zbierać.

Clarit był szczerze zaskoczony tym co zobaczył, ale nie miał zamiaru się nad tym rozwodzić, wzruszył jedynie ramionami na widok jadącego na ośle szopa.
- Dobrze wytresowałeś tę swoją fretkę - powiedział tylko z lekko kpiącym uśmiechem na twarzy, ale zaraz dosłyszał resztę ekipy. Skrzywił się niechętnie na myśl o tym, że miałby podróżować z całą tą zgrają, ale nie miał zamiaru ogłaszać tego wszem i wobec, bo jeszcze mość panowie gotowi byli się obrazić.
- Proponuję zabrać co się może przydać i zawijać stąd jak najszybciej. Zwierzęta już na pewno chwyciły trop, tylko czekać aż się zbiegną. Nie mówiąc o tym co się może podziać kiedy za długo przebywa się niedaleko trupów. Jedno słowo: rozkład - rzekł beznamiętnie i sam począł rozglądać się za jakimiś przydatnymi rzeczami. Może trochę prowiantu? Nowy sztylet? Niektóre wozy kupieckie wyglądały naprawdę solidnie!

Luthias jakoś się ocknął, czuł co się dzieje wokół niego, ale nie był w stanie rozpoznać głosów, ni wykonać jakiegoś większego ruchu. I jeszcze ten dziwny ciężar na nogach. Po chwili ciężar zniknął i usłyszał głos, nie rozumiał co mówi. Próbował się zebrać w sobie, żeby chociaż wstać i ujrzeć co się stało. Mimo to przeleżał na ziemi dobre kilka minut, po czym poczuł jak ktoś zaczyna go nieść i kładzie na czymś twardym. Usłyszał gwar wokół siebie, zrozumiał z tego, że wszyscy zbierają co się da z resztek karawany otworzył oczy i zobaczył, że jest na jednym z wozów, spróbował wstać, ale przeszkodził mu w tym ból przeszywający jego prawa nogę, więc postarał się chociaż usiąść, żeby sprawdzić co z nogą.

Aaron zbył uwagę Clarita na temat wytresowanej fretki, poszukał trochę żarcia, ale że uważał się za hardcore’a, to nie zamierzał babrać się zabawkami typu broń albo tarcze, niemniej sam się chętnie władował na wóz. Ale zanim to, to szop musiał dostać zasłużony poczęstunek w postaci mięsa.
- Następnym razem sami gryźcie sobie osła w tyłek - prychnął szop do siebie pod nosem, na tyle cicho, by tylko Aaron mógł to usłyszeć, i zaczął pałaszować mięso.
I jeszcze pozbierać jakieś tałatajstwa leżące w pobliżu wozu, dalej mu się nie chciało ruszać.
- Suń się - rzucił do Luthiasa, przesuwając go, sam się wepchał i zajął sobie miejsce. - Chyba wszystko gra. Ruszamy? - rzucił pytanie do reszty ekipy.

Łucznik zebrał nieco racji żywnościowych martwych już legionistów, dorzucił do tego suszone mięso i owoce, a na koniec zgarnął z dwa bukłaki wypełnione wodą z oliwą. Jak dawno nie jadł suszonych owoców!
Po swoich łowach wrzucił swój bagaż na wóz i walcząc przez chwile z niechęcią sam na niego wsiadł. Teraz miał czas w końcu na opatrzenie ran i nieco odpoczynku. Dopiero jak rozwalił się z tyłu poczuł jak stres odpuszcza i wprawia dłonie w lekkie drżenie. Żałosne...
Nie spuszczał też oczu z szopa. Coś mu to niecodzienne zwierze śmierdziało i to nie tylko dosłownie.

Samuraj wskoczył zgrabnie na dach powozu i zaczekał tam na resztę ewentualnych “pasażerów”.

A Primus, gdy reszta była gotowa, wziął osła za uzdę by pomóc przeprowadzić go woźnicy przez gruzowisko. W razie potrzeby zmieni Aulusa na koźle.


 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 11-05-2017 o 20:09. Powód: Czerwony kolor jest zarezerwowany dla obsługi.
hen_cerbin jest offline