Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2017, 16:16   #34
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- To było… niespodziewane. - mruknął Orłow, głaszcząc po pośladkach Carmen.- Ta gwałtowność.
Zdyszana opadła na jego pierś.
- Chyba... nie miałeś... problemu... by jej sprostać. - wysapała dziewczyna, gładząc przeciętą przez jej paznokcie skórę na torsie mężczyzny - Wybacz... poniosło mnie.
- Czy wyglądam na kogoś… komu by to przeszkadzało?- zapytał ciepło Rosjanin chwytając za oba pośladki Carmen i lekko je ściskając.- To musiały być dla ciebie bardzo nudne dni.
- Za to ty pewnie bawiłeś się świetnie - dopowiedziała z przekąsem - Możesz mnie już puścić, wiesz?
- Leżąc na gorącym piasku, słuchając trajkotu Gabrieli nad uchem i patrząc jak przechadzasz się po wykopaliskach, niczym jakaś księżniczka… i wyobrażając sobie, co bym z tobą zrobił? Taaa… po prostu urlop moich marzeń.- zażartował sarkastycznie Rosjanin nie zdejmując dłoni z jej pośladków. Co więcej, zaczął je mocniej ugniatać i masować.- Mogę cię puścić… ale nie zamierzam.
- Jestem pewna, że znasz sposoby, by zatkać kobiecie usta, toteż nie rozumiem narzekania na trajkotanie naszej koleżanki. - Carmen uśmiechnęła się, drażniąc jednocześnie Orłowa zmysłowymi ruchami bioder.
- Znam… mam ci je pokazać?- zapytał ironicznie Orłow spoglądając w oczy Carmen.- Chyba nie sądzisz, że to iż teraz będziemy siedzieć w ciasnym samolocie powstrzyma mnie przed dobieraniem się do twej bielizny.
- A co ty chcesz od mojej bielizny, mam ci jakąś podarować? - zachichotała dziewczyna, przeciągając się leniwie tak, aby mimo mroku nocy kochanek mógł dokładnie zobaczyć zarys jej piersi na tle gwieździstego nieba - Zamiast rozprawiać o moich majteczkach, przydałoby się też opracować jakiś dalszy plan działania…
- Dobrze wiesz co chcę… w tej chwili.- palce mężczyzny znacząco muskały Carmen pomiędzy jej pośladkami.- Nie wiem czy dobrze się stało, że tak niespodziewanie uciekłaś. Może... gdybyś przybliżyła się do tej agentki osmańskiej. Może coś by się jej wymsknęło?-
Jej piersi.. na przykład… uwolnione od stroju, kuszącą kołyszące się w rytm ruchów bioder. Carmen odruchowo oblizała usta, gdy ta wizja pojawiła się w jej umyśle na wspomnienie o Aishy. Jeszcze wydarzenia z namiotu profesora były za świeże w jej pamięci.
- Może wiesz, czym się szczególnie interesowała, albo na co zwracała uwagę, albo czym się zajmowała?- dopytywał się Rosjanin, nie przestając wodzić opuszkami palców po pośladkach i pomiędzy nimi.
Carmen jęknęła cicho. Ugięła łokcie, by oprzeć się o nagi tors mężczyzny i delikatnie smakować jego szyję pocałunkami. Wciąż była nienasycona, lecz teraz gwałtowność zniknęła z jej ruchów.
- Była asystentką profesora i na dobrą sprawę zawiadowała całą logistyką tych wykopalisk - szepnęła mu do ucha, robiąc tylko krótką przerwę na kilka muśnięć płatka usznego - Masz rację, nie rozgryzłam jej do końca, jednak pozostaje pytanie dlaczego akurat ta ekipa archeologów miałaby coś odnaleźć? Ten naszyjnik to było szczęście. Obawiam się też, że jeśli za dużo uwagi poświęcimy jednej ekspedycji, coś może nam umknąć. Ja bym wzięła na spytki tego tuziemca Benizelecha. I to spytki niekoniecznie po dobroci. Chyba że chcesz na niego tracić majątek... - ugryzła kochanka w szyję.
- Porwać go… wydusić z niego wszystko co wie. - wymruczał Orłow, mocniej zaciskając dłonie na pośladkach dziewczyny i wodząc językiem po jej barku. - Twarde negocjacje…-
On też sam zresztą był już twardy, w najbardziej rozkoszny ze sposobów.- Tym mogę zająć się ja. Ciebie wszak widział. Więc.. co ty planujesz?-
Westchnęła cicho pod wpływem jego pieszczot.
- Rozumiem, że rola niewolnicy seksualnej nie wchodzi w grę... - wymruczała mu do ucha, jednocześnie unosząc pośladki znad jego lędźwi - Chcę z perspektywy Skylorda przyjrzeć się wszystkim pracującym w tym okręgu ekipom.
- Rola mojej seksualnej niewolnicy? Cóż… musiałabyś się wykazać… inicjatywą i pokazać mi jak widzisz siebie w tej roli.- jego wzrok wędrował po jej włosach wzburzonych niczym fale morskie, uniesionej dumnie głowie krągłych piersiach i nagim brzuchu, schodzącym aż do ukrytego w mroku nocy intymnego zakątka. I po udach okrytych pończoszkami i podwiązkami je podtrzymującymi… wszak Carmen po prostu zrzuciła z siebie to… co przeszkadzało jej w osiągnięciu swego celu. Wzrok ów był łakomy i drapieżny… podobało mu się to co widział.
- Ach tak... - uniosła się na rękach, by spojrzeć mężczyźnie w oczy - W takim razie moja oferta przestała być aktualna, skoro nie jesteś przekonany. Może za to złożę ją naszej znajomej Chince... gdy znów się spotkamy. - droczyła się z mężczyzną.
- Nie mówię że nie jestem… - zaczął szybko się wycofywać z tej kwestii Orłow chwytając dla odmiany za piersi dziewczyny i ściskając je zachłannie jakby się bał, że znów mu ucieknie.- Po prostu… jeśli masz być moją seksualną niewolnicą, to będziesz musiała być mi całkowicie posłuszna. I nie mieć żadnych oporów… Bo ja mam duży apetyt i niekoniecznie dbam o to w jakim miejscu go zaspokajam.
Dziewczyna jednak zdjęła jego dłonie ze swojego ciała i zaczęła wstawać.
- Przykro mi, oferta jest już nieaktualna. - mrugnęła do niego - I nigdy nie dowiesz się czy mówiłam poważnie…
Pochwycił ją za dłonie, pociągnął do siebie brutalnie i gwałtownie. Szybko i sprawnie… nie zdążyła zareagować, gdy przylgnęła do jego ciała.Obrócił się na bok pociągając ją za sobą, a potem położył na niej. Teraz to ona czuła ciepły jeszcze piasek pustyni pod sobą i rozgrzane ciało Orłowa. Na sobie.
- Doprowadzasz mnie do szału Carmen.- szepnął cicho i zaczął całować jej usta namiętnie i władczo, zachłannie przyciskając swe wargi do jej. Bardziej niż chętnie odpowiadała na jego pocałunki, uśmiechając się przy tym. Z jakiegoś powodu uwielbiała akurat tego agenta doprowadzać do skraju wytrzymałości, badać jego opanowanie i doświadczać żądzy, które nim targały. Gdy wyswobodził na chwilę jej usta, postanowiła dolać oliwy do ognia:
- Naprawdę? Nie zauważyłam... - uśmiechnęła się bezczelnie.
- Pragnę cię teraz.. pragnę twego ciała i twych ust… na mojej męskości. Mogę się jednak odwdzięczyć tym samym. - zaczął się targować Orłow ustami schodząc na szyję i obojczyki Brytyjki.- Pragnę cię posiąść znów… mocno… i przyznaję… pragnę tego wszystkiego teraz… naraz… ciężko mi zdecydować.-
- To może ty się zastanów, a ja się ubiorę? - kpiła mu prosto w oczy.
- Myślisz że jakieś szatki mnie powstrzymują… zedrę je z ciebie… a teraz… się zemszczę.- jak ta zemsta miała wyglądać, Carmen przekonała się po chwili. Władczo chwycił za jej uda szeroko rozchylając jej nogi i tak trzymając ją, zabrał się za pieszczoty językiem jej intymnego zakątka i trącając jego czubkiem jej guziczek rozkoszy, włączając nim przyjemne doznania przeszywające jej zmysły.
- Och, nie wiedziałam, że jesteś taki mściwy... - jęknęła, odruchowo przymykając powieki - A może dasz mi też możliwość rewanżu tej zemsty?
Powoli… nie przerywając pieszczot językiem jej podbrzusza i ud powoli obrócił się, tak że nad jej obliczem znalazło się jego podbrzusze, a duma jego muskała czubkiem jej usta ocierając się lekko. Carmen poczęła pieścić kochanka delikatnymi smagnięciami języka, dopiero po chwili ujęła jego męskość w usta. Bezsprzecznie stęskniła się za Orłowem, jego cudownymi pieszczotami i umięśnionym, wyćwiczonym ciałem... a jednak raz po raz przed jej oczami wracał obraz krągłych piersi Arabki o kolorze dojrzałej brzoskwini. Aż sama zaczęła zastanawiać się nad własną orientacją, tym bardziej angażując w pieszczoty Jana.
Kolejne muśnięcie języka, kolejny dreszczyk… Orłow sięgał głębiej budząc coraz silniejszy odzew ze strony ciała Carmen. Podobnie ów smak kochanka w jej ustach, jakoś się jej nie nudził. A wspomnienie widoku piersi Aishy tylko dodawało żaru. Czy jednak to ją powinno dziwić… Może i Yue była tylko miłą odmianą, ale przynosiła przyjemność i jej nagie ciało było piękne w oczach akrobatki. Brytyjka wszak nie byłaby jedyną osóbką w cyrku, która doceniała rozkosze przynoszone przez obie płcie.
Kolejne muśnięcię języka i ciało Carmen samo napięło się jak struna, a z ust wyrwał się lekko zduszony pomruk. Orłow nadal obeznany był z jej ciałem i grał na strunach jej zmysłów niczym wirtuoz na ulubionym instrumencie. Ona zresztą też nie pozostała mu wdzięczna, pieszcząc jego rozgrzany pal coraz szybciej i coraz zachłanniej ssąc go, jakby dopraszając się soków, które lada moment miały trysnąć na jej twarz.
I jej kunszt zakończył się sukcesem… Jan nie mógł się dłużej opierać jej pieszczot obficie oddając jej to czego domagała się swym zwinnym języczkiem. On sam zresztą również doprowadził jej ciało do drżenia i wygięcia się w łuk od nagłej rozkoszy, kiedy jego język zachłannie pieścił najbardziej intymny z jej obszarów ciała. Po czym położył się obok niej dysząc ciężko i spoglądając w nocne niebo.
- Będziemy musieli wracać.. do obozowiska.- mruknął niechętnie.- A jutro znów się rozdzielić, choć tym razem, tylko do wieczora.
- Jakiego obozowiska? - zapytała nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Do naszego obozowiska… tego przy samolocie. Przecież nie możemy spać w Skylordzie. Pomijając kapitana, który lubi drzemać w kokpicie. Rozbiliśmy dwa małe namioty przy nim. Jeden dla mnie, drugi dla Gabrieli i ciebie.- wyjaśnił Orłow spoglądając w niebo.
- Nie boimy się... gości? - zapytała, podnosząc się i ubierając powoli.
- Gabriela założyła miny gazowe dookoła obozowiska. Nieproszeni goście zostaną uśpieni przy próbie wtargnięcia.- wyjaśnił Jan również zabierając się za ubieranie.
W odpowiedzi Carmen tylko się uśmiechnęła. Jej myśli wciąż błądziły wokół Arabki, a raczej jej niezwykłego wpływu.
- Gotowa - powiedziała po chwili, ubrawszy się.
- Chodźmy.- odparł Orłow podając jej dłoń.- Będę twoim przewodnikiem.


Podróż przez pustynię upłynęła dość szybko, trzymając dłoń Orłowa Carmen czuła jeszcze wspomnienia niedawnych chwil rozkoszy na swym ciele i wspomnienie kuszącej Arabki w swym umyśle. Nie mogły ich spłoszyć, kolejne widoki. Dobrze jej znanego Skylorda, przy którym to przycupnęły dwa małe namioty, a pomiędzy nimi niewielkie ognisko.
Wraz z Orłowem manewrowała pomiędzy obszarami w których to Gabriela ukryła swe małe niespodzianki, aż doszli do samego obozowiska przy którego to ognisku ciemnowłosa pomocniczka zatopiona była w czytaniu dziennika Langstroma.
- Coś ciekawego? - zapytała Carmen, przechodząc obok i kierując swoje kroki do aeroplanu. Chciała przywitać się z kapitanem maszyny.
- Na razie… odkryłam, że profesor szukał różnych mitycznych miejsc. Bez skutku. Głównie datego, że jego tezy były oparte na bardzo… wydumanych przesłankach. I nie znajdowały sponsorów… do czasu aż zaczęła pomagać mu asystentka Aisha… a potem pojawił się Goodwin z funduszami. Ostatnio miał pasmo sukcesów… ale nie takich jakich pragnął. Ot znalazł kilka grobowców urzędników i kapłanów egipskich. Ale to nic co mogłoby przynieść mu sławę. Za to… zaczął wreszcie zarabiać.- zaśmiała się zerkając za idącą do Skylorda Carmen.- Dziś już lepiej nie zaglądać do kokpitu. O tej porze kapitan śpi… ululany swą ulubioną szkocką.
- Pozwalacie mu pić w trakcie misji? - dziewczyna zmarszczyła brwi groźnie.
- Nie upija się do upadłego. Ale lubi doprawić się odpowiednio przed snem. - wyjaśniła Gabriela. - On mógłby po pijaku posadzić Skylorda na lodowcu, acz nigdy nie upija się aż tak bardzo. Ale teraz z pewnością mocno śpi i nie chce by mu przeszkadzać bez powodu.
Carmen mierzyła przez chwilę wzrokiem dziewczynę, zastanawiając się czy nie przypomnieć jej, że to na jej rozkazy powinna być obsługa aeroplanu, a nie odwrotnie, ale dała sobie spokój. Spojrzała mało przychylnie na namiot, po czym stwierdziła:
- Mimo wszystko będę spać w samolocie. Na sofie, gdzie siedziałam było dość miejsca.
- Nooo dobrze… a co jutro robimy?- zapytała Gabriela wstając i ruszając do swego namiotu.- Co oprócz koca ci przynieść?
- Nic, dzięki. Agent Orłow już mamy zaplanowane zadania, ty skup się na dzienniku, a potem dowiedz się jakich odkryć dokonał niedawno niejaki Chadwick. Generalnie wszyscy mamy oczy i uszy otwarte na imię Hekesh, bo to prawdopodobnie z postacią tej wiedźmy związani byli nasi dziwni przyjaciele z Paryża. - spojrzała przeciągle na Jana, przypominając sobie gonitwę po dachach, kiedy po raz pierwszy ją pocałował. To wcale nie było tak dawno temu, a jednak w tym czasie... nie było już na jej ciele miejsca, którego nie całowałby Rosjanin. Czyżby była... łatwa?
Może… a może to wina jego spojrzenia. Dzikiego i namiętnego. I rozkoszy którego obiecywało. I faktu, że Orłow dotrzymywał tych milczących obietnic.
- Dooobrze..- odparła z entuzjazmem Gabriela. Ją tak łatwo było zadowolić. Wystarczyło dać coś jej do roboty i powiedzieć, że było ważne.
Carmen weszła na pokład samolotu przypominając sobie jak tu jest ciasno. I ciemno… gdy elektryka była wyłączona. Jakoś dotarła do przedziału pasażerskiego i zabrała się za przygotowanie się do snu. Usiadła w swoim siedzeniu, pozwalając Baronowi swobodnie ześlizgnąć się na ziemię i zaznać nieco swobody. Spojrzała na wejście do przedziału. Przez chwilę zastanawiała się kogo chciałaby tam ujrzeć. Orłowa? Nie... była naprawdę zmęczona. Dopiero teraz poczuła jak od kilku godzin non stop jej zmysły były w stanie czujności. Teraz więc przyszedł czas na zregenerowanie sił. Rozebrała się do bielizny, opłukała pobieżnie ciało z kurzu, a następnie znów wróciła na sofę i mimo tego, że jej stopy wystawały przez poręcz, zasnęła niemal od razu, gdy tylko przykryła się kocem.


Przebudziła się nagle… jakby coś ją obudziło. Jakieś przeczucie czy może instynkt. Było cicho, ale za to czuła unoszący się wokół zapach silnych ziół, jakby ktoś rozpalił kadzidła. Dopiero wtedy zauważyła, że nie jest sama. Że ktoś powoli idzie korytarzykiem do tej kabiny. Lekko chybotliwy krok, kołyszący biodrami w zmysłowy sposób. Aisha. Naga i ubrana zarazem. Jej biodra otulała tkanina, jej piersi okrywała przepaska, a woalka twarz... lecz równie dobrze mogłoby ich nie być. Delikatny materiał prześwitywał w świetle księżyca i podkreślał wszelkie pokusy anatomii Arabki.
Carmen słyszała muzykę, a wchodząca Aisha zaczęła poruszać się w jej rytm czasem “stając” się kobrą kiwającą na boki, czasem żurawiem zrywającym się do lotu… niemniej cały czas zmysłową kusicielką, coraz bliżej niej.
Carmen zerwała się ze swojego siedzenia i odruchowo sięgnęła po nóż. Nigdzie jednak nie było jej ostrzy. Nie było też Barona. Była sama, odziana jedynie w halkę, w której ułożyła się do snu.
- Jak się tu dostałaś? - wysyczała gotując się do ataku.
Nie odpowiedziała. Przyłożyła jedynie palec do swych ust. Uśmiechnęła się tylko tajemniczo i zbliżyła jeszcze bardziej do Carmen. Zsunęła materiał okrywający swe piersi i zaczęła wodzić po nich palcami, masować je delikatnie i spoglądać na Brytyjkę. Jej oczy błyszczały pożądaniem, jej uśmiech był tajemnicą. A jej piersi kusiły by dotknąć, by pochwycić… tańczyła zmysłowo dla Carmen właśnie. Agentka wiedziała, że powinna zaatakować kobietę, ale... nie potrafiła. Stała jak zaklęta, wpatrując się w oczy Arabki i tylko co chwila wodząc wzrokiem po jej kuszących kształtach. Poczuła znajome gorąco oraz lepkość między udami... Przełknęła ślinę.
- Czego... chcesz?
Aisha tańcząc zbliżyła się i kucnęła przed stojącą Carmen. Nadal płynnie kiwając się na ugiętych nogach ocierała się szczytami piersi o nogi Brytyjki, oparła dłonie o jej biodra i musnęła językiem podbrzusze akrobatki. Delikatnie i zaczepnie. Czy to była odpowiedź?
- Prze... przestań. - zająknęła się Carmen, lecz nie odsunęła się. Wręcz przeciwnie. Dziwnym sposobem jej uda lekko się rozsunęły, a ona sama drżała na całym ciele jakby w oczekiwaniu.
Język Aishy niczym wąż poruszał się po obszarze rozkoszy Carmen, najpierw smakując otoczenie, potem sięgając w głąb. Arabka przylgnęła twarzą do łona Brytyjki, co jednak nie powstrzymało jej zmysłowych ruchów i ocierania się piersi o skórę nóg agentki.
- Przestań! - w akcie rozpaczy, resztkami siły woli Carmen złapała kobietę za ramiona i odsunął chcąc spojrzeć jej w oczy.
- Czemu... mnie dręczysz?
Aisha uśmiechnęła się w odpowiedzi i powoli wstała. Jej ramiona otoczyły kark Carmen, gdy przyciągnęła ją do siebie zmysłowo całując i ocierając się tym kuszącym biustem o piersi spanikowanej Brytyjki. Nie była to odpowiedź, której Carmen się spodziewała. Najwyraźniej Aisha wolała czyny od słów. Carmen jęknęła cicho, próbując odepchnąć od siebie asystentkę profesora, jej dłonie natrafiły jednak na jędrne piersi. Odruchowo zacisnęła na nich palce.
Pomruk rozkoszy… pierwszy dźwięk wyrwał się z ust Aishy. Naparła mocniej swym biustem, na dłonie Carmen, by ta w pełni mogła się rozkoszować ich miękkością i sprężystością. Wręcz nienaturalnie przyjemną.
Usta Arabki całowały jej usta i policzki, gdy napierała na nią w kierunku siedzenia na którym niedawno spała.
- Chyba oszalałaś... - oponowała Carmen, pozwalając się jednak spychać na sofę. Kiedy upadła na miękkie siedzenie, spojrzała na Arabkę z pożądaniem.
- Nawet cię nie lubię... nie rozumiem... - oblizała się łakomie na widok łona kobiety, które teraz znajdowało się dokładnie na wysokości jej oczu.
Aisha uśmiechnęła się tajemniczo zrywając zasłonę tkaniny i leniwie poruszając biodrami w rytm pchnięć niewidzialnego kochank. Nachyliła się bardziej ku Carmen tak by ta mogła sięgnąć językiem owego ukrytego skarbu Arabki, sama pieszcząc swoje dwie krągłe piersi i pomrukując cicho.
- Chyba nie myślisz, że ja... - urwała, wpatrując się hipnotycznie w pieszczącą się Aishę.Po chwili, jakby wbrew sobie zbliżyła twarz do jej łona i wyciągnęła nieśmiało języczek, by spróbować soków kobiety, od których były już wilgotne jej uda.
Ów smak… był jak nektar… nie mogła uchwycić… ale była w tym jakaś nieziemska przyjemność. Tak jak i szalona była ta sytuacja. Delikatna pieszczota języka Carmen wyrwała już cichutkie jęki z ust Aishy. Te zaś przywołały kogoś. Kolejne dwie tancerki wkroczyły na scenę. Kolejne dwie Aishe, identyczne jak pierwsza podchodziły hipnotyzując ruchem bioder i masując kusząco swe piersi. Sytuacja stawała się coraz bardziej szalona i absurdalna… i coraz bardziej ekscytująca. Carmen tonęła w morzu rąk, ust i nieprzerwanej rozkoszy. Tracąc poczucie gdzie kończy się jej własne ciało, a zaczynają ciała kochanek, jęczała i drżała spazmatycznie, błagając je niemo o spełnienie. A gdy już... już była blisko... obudziła się.

Wyrwała się z tego stanu nagle, tuż przed świtem… mokra od potu i rozpalona sennymi marzeniami. Gdzieś głęboko w podświadomości czuła, że coś… było ukryte w tym śnie. Jakiś mały drobny detal, który… może ma jakieś znaczenie, może nie?
W każdym razie Carmen czuła, że asystentka Langstroma odcisnęła piętno na jej umyśle. I nie zdoła się go łatwo pozbyć.
Agentka odgarnęła włosy ze spoconego czoła, a stęskniony Baron od razu owinął się wokół jej ramienia. Dziewczyna przyjrzała się pupilowi, po czym przyłożyła policzek do jego chłodnej, łuskowatej skóry.
- Coś mi umknęło... - szepnęła - Ta Arabka jest niebezpieczna... może powinnam ją zabić? - westchnęła, po czym wstała, by się ubrać.
- Popadam w paranoję... - mruknęła do Barona. Po 5 minutach była już gotowa, by przywitać się z Victorem oraz pozostałymi.
Słońce powoli wschodziło nad horyzontem rozgrzewając ciała. Victor wraz z Orłowem właśnie się golili. Jeśli kapitan wczoraj zażywał alkoholu to rano nie było nic po nim widać. Za to Gabriela zabrała się energicznie za pichcenie śniadania. Jajecznicy ze… wszystkim co miała pod ręką.
- Dzień dobry - powiedziała Carmen trochę nienawykła do takiej “domowej” atmosfery. Nie wiedząc co ze sobą zrobić skupiła się na Baronie i wypuściła go na małe polowanie.
- Dobrze się spało?- zapytała radośnie Gabriela i zerkając na Jana dodała.- Bo jemu chyba nie… parę razy wstawał.
Mężczyźni mają brzytwy na przy szyjach ograniczyli się do machnięcia dłonią, a Rosjanin do zgromienia wzrokiem Gabi, gdy ta się wygadała.
- Znośnie. - powiedziała Carmen, tylko przelatując wzrokiem po twarzy Jana. Nie zamierzała go o to pytać. Przynajmniej nie przy wszystkich.
- Jak wygląda kwestia naszych zapasów? - zapytała, po czym dodała - Jest tu w ogóle gdzieś w pobliżu jakaś oaza? Marzę o porządnej kąpieli.
- Musielibyśmy polecieć do Abydoss.- stwierdził Victor. - Oazy są… ale trzeba udać w głąb pustyni. Paliwa mamy sporo, a i o żywność oraz wodę nie musimy się martwić. Do miasta mamy rzut kamieniem jeśli wyruszy…- zanim dokończył wypowiedź, spojrzenia całej czwórki agentów zwróciły się na południowy wschód. Usłyszeli bowiem echa wystrzałów.
- Obóz Langstroma.- stwierdziła Gabriela nagle.
- Trzeba zobaczyć, co tam się dzieje. Gdzie macie lunety? I skąd najlepiej widać? - zapytała Carmen, błyskawicznie zakładając szal na głowę, by uniknąć ostrego już słońca.
- Musimy przebyć kilka wydm by się zbliżyć. Gabi bierz sprzęt. Victor szykuj Skylorda, na wypadek gdybyśmy musieli szybko wyruszyć.- zadecydował Jan biegnąc do swego namiotu, podobnie jak Gabriela do swojego.

Wyruszyli natychmiast. Jan z Gabrielą na przedzie, Carmen tuż za nimi. W pośpiechu wspinali się i schodzili po wydmach, aż w końcu dotarli na miejsce. Tu cała trójka położyła się na piasku. Jan z Carmen z lornetkami, a Garbiela z lunetą na karabinie snajperskim.




Poniżej w obozie toczyła się regularna bitwa…
Po jednej stronie walczyli beduini



wpadając na wielbłądach do obozu i próbując zabić każdego kto się nawinie. Przeciw nim stawały… mumie podobne tym, z którymi Carmen i Jan mierzyli się w Paryżu. Tyle że tutaj nie ukrywały swej nieumarłej tożsamości. Pośrodku kopacze i ochrona wykopalisk desperacko starała się nie zginąć z rąk którejkolwiek ze stron.
- Hmmm chyba niezadowolenie tuziemców ich dopadło... - skomentowała cynicznie Carmen, ukrywając jak bardzo jest poruszona widowiskiem. Starała się wypatrzeć w tłumie profesora, Goodwina i oczywiście... Aishę. Ją chyba najbardziej.
- Skąd te potworki tutaj i to w takiej ilości. Jakaś klątwa przy otwieraniu grobowca? Ale w takim razie skąd… beduini? W takiej liczbie… tak szybko. - Jan zadawał pytania, na które i Carmen chciała znać odpowiedzi. Tylko kto by ich udzielił. Na pewno nie Langstrom. Dostrzegła go bowiem. Był martwy. Goodwina w tej całej zawierusze nie dostrzegała, ani Aishy. Jeszcze nie, przynajmniej.
- Beduini akurat nie stanowią zagadki. Benizelek, z którym planujesz się spotkać, przybył na wykopaliska ostrzegając profesora, że jego działalność nie podoba się lokalnym. Mumie natomiast... no właśnie, pytanie czy są z tuziemcami czy mają jakieś własne interesy tutaj. - Carmen mówiła, cały czas wypatrując Aishy.
- Możemy spróbować się podkraść i wykorzystać to zamieszanie. Ryzykowne podejście, ale… może się opłacić.- zamyślił się Orłow. - … Gabi nas będzie osłaniać. Carmen jak myślisz?
- Ale ci beduini nie są lokalni. Musieli przybyć spoza Abydoss i okolic. To nie są stroje podobne tym które noszą kopacze. - zamyśliła się Gabriela. I miała rację, coś w tym zachowaniu beduinów nie pasowało samej Carmen, działali jak zgrana maszyneria. Jak jedno ciało. Jak… wojsko. Ale przecież nie brytyjskie.
- Może Turcy postanowili tak jak my zbadać sprawę u źródeł? Tylko oni w mniej subtelny sposób - zgadywała Carmen, próbując ustalić jak się mają relacje Beduinów i mumiowatych.
- Jak dla mnie chcą wszystkich wybić i zakopać trupy. Uciekłaś tuż przed ich imprezką.- zamyślił się Jan przyglądając rozwojowi sytuacji.- I może im się udać… powoli zyskują przewagę. Gabi… ten trzeci od lewej, usuń go. Bez dowódcy pójdzie im to wolniej.
- Się robi…- Garbiela oparła mocniej kolbę na ramieniu. Nacisnęła spust i rozległ się huk broni, który utoną w ogólnym rozgardiaszu. Wyznaczony przez Jan cel padł bez życia.
Carmen zaś dostrzegła Goodwina czającego się pod ciężarówką z… chyba rewolwerem w dłoni. Brakowało tylko Arabki.
- Pod ciężarówką jest nasz przyjaciel - powiedziała do Jana, ale bynajmniej nie kwapiła się, by udzielić mężczyźnie wsparcia. Wciąż wypatrywała Aishy.
- Cóż… jestem Rosjaninem. Nie mam powodu by go ratować.- stwierdził ironicznie Jan zerkając na Carmen. - A ty?
- Szwajcar? Ten o którym wspominał Langstrom w swym dzienniku? Tylko Goodwin zna jego tożsamość.- przypomniała Gabriela.
- Goodwin działał za plecami Szwajcara, co raczej nie czyni go podejrzany w temacie aukcji.
Gabriela kiwnęła głową na zgodę.- Więc pozwalamy mu zginąć… Bo chyba nie wyjdzie stąd żywy.
Carmen to nie obchodziło. Tylko jedna istotą ją interesowała w tej chwili. I w końcu ją wypatrzyła… Aishę owiniętą w burnus i wsiadającą na wielbłąda. Próbującą się wymknąć z tej całej matni wykorzystując chaos bitwy i… podejrzanie sporą kurzawę osłaniającą ją przed beduinami oraz mumiami i sprawiającą, że ciężko było Arabkę wypatrzyć.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline