Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2017, 12:35   #115
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Życie nagle zrobiło się urocze.
Miała tyle planów, tyle spraw na głowie. I żadna z nich nie wiązała się z jakąś mroczną tajemnicą. Tyle pytań, których potencjalne odpowiedzi jej nie przerażały. Znów mogła być wolną od trosk kapryśną francuską arystokratką… z jedną małą różnicą.
Miała narzeczonego… fałszywego ponoć, ale narzeczonego.
I prawdziwego kochanka. I to takiego, jakiego nigdy by się nie spodziewała u swego boku.
Prawdziwego dzikiego ogara, a nie salonowego pudelka.
Namiętnego i dzikiego w swej pożądliwości. Takiego co… pokazał hrabiance świat doznań, których mogłaby nigdy nie poznać. I o właśnie o tym świecie, o tych doświadczeniach opowiedziała Lorettcie.
Na samą myśl o tym, twarzyczka hrabianki robiła się czerwona, a policzki piekły ze wstydu i ekscytacji zarazem.
A musiała się opanować, wszak szła do leża tego rozpustnego drapieżnika, jakim był jej narzeczony.
Do jego gabinetu. Tym razem w nim był zajęty jakimiś sprawami związanymi z zarządzaniem majątkiem.
Czy nie miał od tego ochmistrzyni ? Nie miał najętych zarządców?
Marjolaine zupełnie nie rozumiała takiego podejścia. Ona nie zaprzątała sobie swej ślicznej główki takimi detalami jak finanse. Lubiła klejnoty, ale monety? Te były... takie plebejskie.


Wkroczyła do gabinetu od razu, po zapukaniu… by zrobić swemu narzeczonemu niespodziankę. W końcu była ciekawa co robi, gdy jest sam. Jakie ma sekrety o których jeszcze nie wiedziała?


Budziło to mały dreszczyk ekscytacji i pozwalało zapomnieć o powodzie spotkania z Maurem. Tym drobiazgiem o którym wspominała rano Beatrice. Tym maleńkim drobiazgiem jakim było to, że będzie dzieliła sypialnię z Gilbertem. Bo łóżko praktycznie dzieliła co noc. Czasem swoje, czasem jego.
Kiedy ostatnio nie zasypiała i nie budziła się w jego ramionach? Już w zasadzie przywykła do tego i byłaby niezadowolona, gdyby obudziła się nie będąc przytulona do jego ciepłego ciała.
Niemniej to co oburzyło Beatrice było… nie do pomyślenia. Było szalone.
I jeśli naprawdę spełni ten kaprys, to… czyż nie groził jej, żartobliwie co prawda, że ją porwie i poślubi w jakimś małym kościółku przymuszając księdza do udzielenia im ślubu?
Z Maurem był właśnie ten problem, że nigdy nie mogła być pewna czy żart pozostanie żartem, czy też on zdecyduje się go zrealizować. Ileż to razy zaskakiwał ją od czasu, gdy się poznali?
Ileż to razy zbijał ją z pantałyku?
Ileż to razy sprawiał jej radość… nie była w stanie policzyć.
A teraz zobaczyła go zajętego nudnym, wedle niej zajęciem, księgami rachunkowymi. Widywała swego ojca w takiej sytuacji… on również zajmował się tymi tabelkami. Co mężczyźni w nich widzą?
Wtedy będąc małą dziewczynką siadywała mu na kolanach i odciągała uwagę od owych nudnych spraw. Wtedy… dziś nie była już małą dziewczynką, ale młodą damą. Z drugiej strony, była też jego narzeczoną, a oni byli sami.
Nagle… dostrzegła coś co zaróżowiło jej policzki i wzbudziło w niej popłoch. Księga oprawiona w złoto i klejnoty. Ta księga… z tymi obrazkami, przedstawiające wyuzdane zabawy zahaczające czasem o popisy akrobatyczne w alkowie.
Czemu ją miał na wierzchu, czyżby z jej niej korzystał?
Na pewno nie potrzebował jej do prowadzenia rachunkowości. Jakiekolwiek miał plany względem tej księgi, to były one lubieżne i niecne i związane z hrabianką właśnie.
Tylko czy ona… powinna się przyznać, że wie jakie to wyuzdane tajemnice kryje owa księga i tym samym potwierdzić iż grzebała w jego gabinecie pod jego nieobecność?
Czy też może udawać niewiniątko i nie przyznawać się, że zna zawartość tej perfidnej pułapki jakim była owa pozycja literacka.


Podarek! Ładnie opakowany podarek czekał na hrabiankę w jej sypialni. Ponoć zamówiony specjalnie dla niej u bardzo drogiego rzemieślnika. Mistrza w swym fachu. Podarek od Gilberta.
Cóż to mogło być? Kolia? Pierścionki? Buciki? Może suknia? Non… bardziej pasowałaby garderoba, jakieś pończoszki lub gorsety.
Niestety… Hrabiankę czekało rozczarowanie.


Jej narzeczony zamówił dla niej parę pistoletów. A jakże! Tych strasznych przedmiotów przynoszących śmierć i zło. W ogóle nie pasujących do łagodnej i szlachetnej ptaszyny. Co za przewrotna złośliwość, non?
Oczywiście po rozpakowaniu prezentu rzuciła je na łóżko przyglądając się im z odrazą. Z początku.
Bowiem owe pistolety nie były ciężkimi armatami z których miała okazję strzelać. Non. Te były mniejsze i bardziej smukłe. I pokryte złotymi zdobieniami. Prawdziwe dziełka sztuki rusznikarskiej, jak i jubilerskiej. Jak się okazało złoto i mahoń tworzą przyjemną dla oka kombinację kolorów. A zdobienia przypominały arabskie kaligrafie znajdowane w księgach Maura. No.. cóż… to nadal była broń, ale taka bardziej znośna. Taka która potrafiła cieszyć oko hrabianki. I nie tak ciężka i nieporęczna jak pistolety, które dotąd trzymała w ręku. No bo wszak musiała sprawdzić w lustrze czy ładnie z nimi wygląda, non?
Ale kto przy zdrowych zmysłach kupuje francuskiej arystokratce parę pistoletów?! Nikt inny tylko Maur.
Dobrze że przynajmniej były śliczne, zgrabne i leciutkie. Tak jak ich właścicielka
Tyle, że ona była również zupełnie niewinna i delikatna, a one.. akurat takie nie były. Nie były biżuterią, którą mogłaby dopasować do swych kreacji. Oui, można je było nazwać swego rodzaju dodatkami, których obecność w żaden sposób nie uwłaczałaby jej urodzie i znawstwu obecnie panującej mody, lecz.. jak Gilbert sobie wyobrażał, że ona je będzie ze sobą nosić?! Przecież nie w swoich malutkich dłoniach! A chociaż sprawiały wrażenie bardziej przeznaczonych dla kobiet niż mężczyzn, to ciągle były zbyt duże, by mogła przynajmniej jeden schować pod swoją suknią. Oczywiście, mogłaby poprosić Beatrice o znalezienie dla nich miejsca gdzieś na ścianie swojego dworku lub karocy, gdzie pełniłyby przede wszystkim rolę niezgorszych ozdób. Byłby to pewien sposób.. aby docenić ten specyficzny podarunek. Niewiele prezentów, jakie otrzymała w swym życiu od różnych mężczyzn, miało okazję gdziekolwiek zawisnąć na widoku. Nie raz trafiały głęboko do piwnic.

Ah.. w omdlewającym ruchu opadła na łoże, tuż obok ładnie błyszczących i cieszących oczy pistoletów. Zamieszanie wokół balu skutecznie pozwoliło jej odepchnąć w niepamięć tamto wydarzenie, ale teraz na widok broni wróciły te straszliwe wspomnienia.
O karocy napadniętej przez bandytów i biednej, przerażonej panieneczce zamkniętej w potrzasku.
I bezużytecznych strażnikach i tym jednym intruzie, którego spojrzenie chyba już na zawsze miało się wypalić w jej myślach.
A potem broń pojawiła się w jej drżących dłoniach, huk wypełnił uszy i.. ta krew. Tak dużo krwi, nigdy wcześniej nie widziała jej tak dużo.
Późniejszy, niezwykle lubieżny czyn Maura także nie zdołał ukoić nerwów Marjolaine. Wręcz przeciwnie, zszargał je jeszcze mocniej.

Co ten jej narzeczony sobie myślał, i tamtej nocy, i obdarowując ją tym prezentem..
Ta, której dawną codziennością było wodzenie szlachciców za nosy, aby otrzymać od nich prześliczne świecidełka, w tym mężczyźnie odnalazła wyzwanie dla siebie. A przecież rozpieszczana całe życie nie była przyzwyczajona do wyzwań, a raczej do otrzymywania wszystkiego na zdobionych tacach.

Biedna hrabianeczka, chyba już całkiem zapomniała jak zwykłe było jej życie przed tamtym balem zaręczynowym. Zwykłe, przewidywalne i takie... nudne.


Paryż w panice! Paryż w chaosie!
A przynajmniej ten Paryż który miał znaczenie dla Marjolaine. Bowiem mieszczanie i chłopi żyli cenami żywca, chleba, wina i cebuli. Zajęci swoimi trywialnymi sprawami nie potrafiliby zrozumieć prawdziwego armagedonu jaki toczył się ponad ich głowami. Wynikał on z tego, że hrabianka nie była jedyną osóbką wśród arystokracji, która otrzymała zaproszenie tak skandalicznie późno. Oznaczało to jednak, że wszystkie elegantki Paryża, wszystkie córki arystokratów, wszystkie młode żony, wszystkie wesołe wdówki.. wszystkie one rzuciły się jak stado wilczyc na wszelkie słynne salony krawieckie Paryża, by jak najszybciej mieć gotową wymarzoną oryginalną kreację… nieważne za jaką cenę.
Dla paryskich artystów igły i nici było to zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. Błogosławieństwem bowiem mogli zawyżać ceny, zaś przekleństwem gdyż musieli zaspokoić kaprysy licznych klientek, którym odmówić nie mogli.

Zaś dla hrabianki nie było żadnego błogosławieństwa w tej sytuacji. Nie dość że musiała wstać skandalicznie wcześnie, bo o dziewiątej rano, to jeszcze przemęczyła całą podróż przez ciasne zaułki Paryża, by zjawić się u swego ulubionego krawca. I na miejscu dowiedziała się że będzie musiała poczekać w poczekalni, gdyż inna hrabianka przedłużała swój pobyt u krawca, zajmując czas przeznaczony dla Marjolaine i uwagę jej krawca!
Skandal!
Tej zniewagi nie mogła znieść spokojnie. Nawet podane jej słodkie babeczki z filiżanką gorącej czekolady słodzonej wanilią nie pomagały w tej sytuacji. Co za bezczelność! I to wobec niej, córki szanowanego rodu Pelletier d’Niort!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-10-2017 o 21:19.
abishai jest offline