Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2017, 13:31   #35
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Tam jest asystentka - wskazała Carmen - Dobrze by było ją przechwycić! Masz jakieś wynalazki do tego? - zapytała Gabrieli.
- Dla jednej osoby… - odparła Gabriela odsuwając się od broni. - Dla ciebie. Jesteś lżejsza od agenta Orłowa. Dolecisz dalej.-
Po czym wyjęła z plecaka nieduży cylinderek z lotkami przypominającymi pocisk rakietowy. Który okazał pociskiem rakietowym. Oprócz tego zwinięte płótno i masę rurek… z których to zaczęła szybko składać stelaż małej prostej lotni.
- Rakieta da ci rozpęd, ale po trzech sekundach odczep ją. Powinnaś dolecieć do niej i… będziesz zdana tylko na siebie. Ona jest już poza zasięgiem mojej snajperki.- stwierdziła Gabriela montując wszystko i pokazując akrobatce jak odczepić rakietę podczas lotu.- Wystarczy nacisnąć ten zacisk i sama odpadnie.-
Po raz kolejny ucieszyła się, że przyszło jej pracować w cyrku. I choć sama zajmowała się akrobacją, a nie była wystrzeliwana, czasem lubiła porozmawiać z człowiekiem-kulą. Często porównywali doświadczenia w trakcie lotu, toteż Carmen mniej więcej miała pojęcie, co może odczuć.
- W porządku. Wystrzel mnie trochę bardziej przed Arabkę, żebym mogła ją przechwycić w trakcie ucieczki.
- Pamiętaj… trzy sekundy… lepiej mniej niż więcej. Ta lotnia nie wytrzyma takiego lotu zbyt długo i może rozpaść się w powietrzu. A wtedy zginiesz. - rzekła Gabriela przypinając Carmen. Potem odpaliła napęd i z głośnym rykiem wyrzutni rakietowej Brytyjka poderwała się w powietrze. Wtedy też zdała sobie sprawę, że żadna rozmowa nie mogła ją przygotować na to doświadczenie. Poruszała się zdecydowanie szybciej niż człowiek kula i musiała sama korygować tor lotu, bowiem napinające się płótno miało tendencję do zwiększa wysokości całej lotni. Raz… dwa… nie czekała na trójkę. Odczepiony pocisk poleciał gdzieś, a potem do uszu Carmen doszedł odgłos eksplozji. Sama akrobatka zajęta zaś była utrzymanie lotni w powietrzu i w kierunku gęstniejącego tumanu kurzu ukrywającego uciekającą Arabkę. Przebiła się przez niego i opadając powoli w dół patrzyła jak Aisha oddala się spokojnie na wielbłądzie od atakowanego obozowiska. Lotnia na której podróżowała zaś traciła pęd i wysokość… lądowanie też nie zapowiadało się przyjemne. Dlatego też Carmen odpięła paski uprzęży jeszcze w locie i puściła lotnię, gdy uznała że może bezpiecznie upaść na miękki piasek. Wylądowała jakieś dziesięć metrów przed zdziwioną Arabką która podróżowała truchtem na wielbłądzie oszczędzając jego siły na ewentualną dramatyczną ucieczkę.
Carmen przeturlała się po piasku, który na szczęście zamortyzował upadek... przynajmniej częściowo, na tyle by mimo obolałych członków, Carmen była w stanie podnieść się na nogi i ruszyć biegiem do wielbłąda.
- Zatrzymaj się! - krzyknęła do Arabki, choć nie liczyła za bardzo na jej współpracę, szykowała się raczej do “abordażu” i zrzucenia kobiety z grzbietu zwierzęcia własnym ciężarem ciała.
Aisha zatrzymała się zaskoczona i przyglądała zdziwiona Carmen. - Victorio... radziłabym ci uciekać. Nie wiem kim jesteś i dla kogo pracujesz. Ale bez względu na to, kto wygra w obozie ty… zostaniesz zabita. Lepiej więc zostaw mnie w spokoju i ratuj swoje życie.
Carmen wykorzystała czas, który kobieta poświęciła przemowie by do niej podbiec i spróbować ściągnąć z wielbłąda.
Udało jej się. Aisha spadła na nią i obie upadły na ziemię przetaczając się po piasku. Niestety ostatecznie Arabka była górą, leżąca na agentce i przyciskając Carmen plecami do podłoża. I co gorsza przyciskając krągłe piersi do biustu Brytyjki… z której ust wyrwał mimowolnie cichy, ale zmysłowy jęk.
Były takie miękkie i sprężyste jak sobie Carmen wyobrażała. Oczy Aishy zwęziły się na moment, a potem rozszerzyły szeroko w zdumieniu. Znów zwęziły, gdy uśmiechała się lisio. - A więc… nie przewidziało mi się. Ktoś mnie wczoraj odwiedził w nocy… podobało ci się to co widziałaś Victorio? Było ekscytująco?
Przełknęła ślinę. Była jednak przede wszystkim agentką, toteż wykorzystała moment dekoncentracji przeciwniczki na to, by zrzucić ją z siebie.
Udało się także dlatego, że sama Aisha chciała zwiększyć dystans odskakując od akrobatki. Znalazły się ledwie metro o siebie, szykując się do… Carmen planowała związać liną przeciwniczkę, a Aisha.
To co zrobiła wprawiło ją w osłupienie. Arabka chwyciła za swe piersi i zaczeła je zmysłowo masować przez swój strój zmuszając wzrok Carmen na skupieniu się na nich.
- Nie możesz mnie zaatakować. Nie chcesz zrobić mi krzywdy, prawda? Pragniesz… czegoś innego.- wymruczała zmysłowo obserwując ruchy Carmen, by na nie odpowiedzieć. Sama Brytyjka czuła jak drżą jej dłonie, jak nie może oderwać spojrzenia od palców Aishy krążących po jej biuście. To mogło utrudnić jej atak na Arabkę.
- Pieprz się... - powiedziała Carmen walcząc ze samą sobą. To ona chciała pieprzyć. I być pieprzoną. Szlag!
- No dobra, czarownico... wygrałaś. - powiedziała potulnie.
Postanowiła jednak sprytnie wykorzystać uczucie pożądania względem Arabki. Tak jak zrobiła poprzedniej nocy z Orłowem i potraktowała go niejako jak swoją własność, tak samo zamierzała związać kobietę po to, by uczynić ją “swoją”.
Rzuciła się z liną oplątując jedną dłoń Arabki i gdy próbowała tak splątać drugą ta chwyciła ją za twarz i przycisnęła ją do swojej całując namiętnie i rozkoszując się tym pocałunkiem. Siły… i wola zaczęły odpływać. Ciężko się było skupić Carmen na swym planie, gdy czuła smak Aishy i jej bliskość.
- Zabiją nas... - próbowała oponować, lecz bliskość Arabki działała na nią jak kowalski miech na już rozgrzany kawałek żelaza. - Przestań... - starała się oponować tak, jak we śnie, jednocześnie mocno trzymając linę. Przez sekundę opanowania w jej umyśle pojawiło się pytanie co myślą Gabriela i Orłow widząc teraz je przez swoje lunety.
- Jeśli nas znajdą… a odgradza nas burza piaskowa… odgrodzi… wkrótce. - Aisha ocierała się zmysłowo swym ciałem o Carmen i lizała językiem jej szyję niczym kotka. - Bardzo mnie pragniesz prawda? Ale zrobisz wszystko… bym przestała?
Takie udręki Carmen nie czuła chyba jeszcze nigdy. O dziwo jednak, ostatnim źbłem trawy którego się uczepiła, było... jej uczucie do Jana Wasilejewicza. Sama była zdziwiona, jednak prawdą stało się iż ten mężczyzna był dla niej kimś więcej niż tylko zdolnym kochankiem.
- Kurwa... - warknęła, samej nie wiedząc czy chodzi jej o wpływ Aishy czy o to, co właśnie pojęła w kwestii własnych uczuć. Chcąc się uwolnić, a zarazem wyładować frustrację, wyprowadziła cios prosto w czoło Arabki.
I ku swojej wściekłości… chybiła, tuż przed trafieniem… zawahała się i przesunęła dłoń. Aisha odskoczyła dodając z ironicznym uśmiechem. - Jesteś w mojej mocy. Niełatwo zerwać więzy, w które przypadkiem się wplątałaś. Ale… proponuję rozejm. Na razie stąd odjedźmy, a potem dokończymy spór w bezpiecznym miejscu Victorio.
Ponieważ wiedziała, że jej towarzysze ich obserwują i powinni do niej dołączyć, gdy nie będzie im groziło zdradzenie swych pozycji, przystała na propozycję.
- Niech będzie, ale skończ z tym. - burknęła, choć tak naprawdę wcale nie chciała kończyć.
- Chodźmy… więc.- Aisha ruszyła ku wielbłądowi i zerknęła w kierunku obozowiska w którym toczyła się walka. Carmen związana liną z Arabką podążała za nią i też zerknęła odruchowo w tamtym kierunku… Ściana piasku wzbudzana przez wichry zakrywała wszystko. Gabriela i Orłow nie mogli ich dostrzec, a tym bardziej pomóc Carmen. Aisha miała rację… burza piaskowa odetnie ich od obozowiska i rozgrywającego się tam boju. To jednak było niczym w porównaniu co czeka obie kobiety, jeśli rozpoczynająca się burza piaskowa je dopadnie.
- Co to za jedni? - zapytała, gdy się przemieszczały. Starała się niepotrzebnie nie dotykać kobiety. Co było prawdziwą próbą woli… poruszający się wielbłąd powodował kuszące kołysanie całego ciała Arabki, ocieranie się o Carmen. Jej zapach kusił, jej głos kusił… Carmen musiała zaciskać dłonie na siodle, gdy wielbłąd podążał w kierunku wybranym przez Aishę.
- Którzy? - spytała Arabka.
- Jedni i drudzy. - warknęła.
- Bandyci… i mumie…- odparła enigmatycznie i zerknęła za siebie dodając. - Pewnie ty wiesz więcej ode mnie, skoro zniknęłaś zanim oni się zjawili. Nakarm mnie czymś słodkim, to ja odwdzięczę się tym samym.
- Zacznijmy od tego, że cię nie zabiję. Teraz twoja moc nie działa już tak bardzo na mnie - powiedziała, starając się nadać swojemu głosowi ton pewności.
- Kłamiesz…- odparła Aisha wychylając się do przodu, a przez to ocierając się pupą o siedzącą Carmen, budząc w jej ciele drżenie. - Tego nie da się strzepnąć z siebie jak piasku z płaszcza. Bądź wobec mnie szczera, to i ja będę … czy to nie proste?
- Niech cię... powiedz mi chociaż kim jesteś, do cholery. To magia? - warknęła Carmen, mając ochotę chwycić za te jędrne pośladki i unieść je po to, by językiem zakosztować słodyczy Aishy - tak jak w śnie.
- Magia… hmm… i tak i nie… starożytna sztuka kapłanek-prostytutek służących Isztar, Izydzie i podobnym boginiom. - Aisha zerknęła za siebie dodając. - przynajmniej raz w roku każda z nich musiała oddać się nierządowi przez jeden dzień i złożyć utarg jako ofiarę swemu bóstwu. Starsze i brzydsze miały więc… orzech do zgryzienia. I to czego przypadkiem doświadczyłaś jest rozwiązaniem ich problemu.
- To wciąż nie wyjaśnia kim ty jesteś.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie, prawda?- zapytała Aisha spoglądając przed siebie. - Nie jesteś wszak trzpiotowatą turystką.
- Nie jestem. I ta zabawa w kotka i myszkę może cię sporo kosztować. - powiedziała groźnie Carmen, znów odsuwając się - W końcu twoje sztuczki przestaną działać.
- Tak. Ale kto powiedział że to moje jedyne sztuczki, nieprawdaż?- odparła Aisha z dość złowrogim uśmieszkiem. - Victorio… przedtem byłaś męcząca, a i tak milsza niż teraz.
- Mam na imię Carmen. Badam pochodzenie naszyjnika z aukcji w Paryżu. - wyburczała dziewczyna, po czym dodała - teraz twoja kolej.
- Mam na imię Aisha… i wiem kto go zabrał. Moja siostra.- wzruszyła ramionami Arabka. - Badasz dla Anglików?
- Nie, to niezależna strona. - skłamała - Walczyłam z mumiami w Paryżu. Opowiedz mi o swojej siostrze zatem.
- Jest piękna zmysłowa i przebywa tam od lat. Więc… pracujesz dla Szwajcara? Jesteś agentką nasłaną na Goodwina, po jego małym… wyskoku?- zapytała w odpowiedzi Aisha i nachyliła się opierając plecami o ciało Carmen. Przysunęła swe usta do jej ust nie stykając ich jednak z jej wargami.- Skoro jesteś niezależną agentką to… czego pragniesz. Bogactwa, wygód, potęgi? Rozkoszy? To co daje ci Szwajcar, ja mogę również dać i więcej.
Carmen westchnęła.
- Więc mi o tym opowiedz. I o tej siostrze. Jak ma na imię? Jak steruje tymi... mumiami?
- Egipt był kiedyś… wielkim mocarstwem. Dawno dawno temu był cały zielony.- zaczęła mówić Aisha.- Był piękny, a jego władcy mieli wszystko czego pragnęli. Z czasem to wszystko… stało się pyłem. Ja i moje siostry… chcemy to zmienić. Chcemy powrotu chwały o której słyszałyśmy. Bogactwo i potęga… także może być twoja. Jeśli chcesz… także kontrola nad tymi co odeszli, ale wymaga to poświęceń.
- To że oferujesz coś takiego obcej kobiecie wydaje się co najmniej podejrzane. - Carmen starała się grać swoją rolę, choć usta Aishy zdecydowanie działały na nią dekoncentrująco.
- Obcej kobiecie która ma w sobie wiele… interesujących informacji.- czubek języka Aishy musnął kącik ust Carmen wzbudzając w całym ciele agentki rozkoszny dreszcz.
Po czym odwróciła głowę do przodu i dodała spokojnie. - Na razie ty mi mówisz niewiele, ale wiem że interesujesz się Hekesh. Lędźwiami rodzącymi potwory… jej lędźwiami. Wiesz że zamurowali ją żywcem w grobowcu? Że taka była ich zemsta?
- Miałaś przestać mi to robić. - powiedziała cicho Carmen, dziękując bogom za to, że miała na sobie bieliznę, choć ta była już podejrzanie wilgotna. Dodatkowo rytmiczny chód zwierzęcia nie pomagał jej się uspokoić. Agentka próbowała więc zmienić tor swoich myśli - Uważasz, że na to nie zasłużyła? Te potwory... te mumie... to ty i twoja siostra je przywołujecie, tak? W jaki sposób?
- Oczywiście że sobie nie zasłużyła. Zabili jej męża, a ona wszak chciała utrzymać uczynić Egipt najpotężniejszym z imperiów. Ale nie w tym rzecz… zamknęli ją w grobowcu, ale nie zabili. Hekesh nadal żyje.- wyjaśniła spokojnym tonem ten godzący we wszelką logikę fakt. Po czym znów spojrzała na Carmen.- A ty miałaś odwdzięczyć się szczerością, ciągle pytasz… ale żadnych odpowiedzi nie udzieliłaś.
Popędziła nagle wielbłąda przyspieszając tempo jego ruchów i wymuszając ocieranie się ich ciał o siebie.
- Nie wiem co chcesz wiedzieć. Prowadzę śledztwo. moim zadaniem było odkryć pochodzenie mumii. Dobrze mi za to zapłacono. - dodała, udając najemniczkę. Przypuszczała bowiem, że Aisha powie jej więcej, chcąc przeciągnąć ją na swoją stronę.
- Kto ci zapłacił? - dłoń Aishy spoczęła na biodrze Carmen wodząc po nim leniwie. Cichy pomruk rozkoszy mimowolnie wyrwał się przez zaciśnięte zęby Brytyjki.
Westchnęła przeciągle i spojrzała w oczy Arabce.
- Znów mi to robisz. - poskarżyła się - Kiepski byłby ze mnie profesjonalista, gdybym ot tak zdradzała nazwiska klientów. Zresztą ciebie bardziej powinno interesować to, jak jego ofertę przebić niż kim jest. Nie twierdzę, że jestem nieprzekupna, choć pewną lojalność zawodową zachowuję do końca... - mówiła Carmen, która nie pierwszy raz grała podwójną agentkę. Srawnie więc manewrowała między prawdą, półprawdą a kłamstwem. Gdyby jeszcze potrafiła się w pełni skupić na tym, co robi…
- Powiedz mi czego naprawdę pragniesz… co motywuje cię do pracy… ile ci płacą, co chcesz… w zamian za lojalność. Nie mówimy tu o zwykłej zmianie pracodawcy. Możesz uzyskać więcej niż u innych, ale poświęcając się bardziej.- Aisha nie przejmując się oskarżeniami Carmen nadal wodziła palcami po udzie agentki.- Owo spętanie umysłu, to nie jedyna wiedza jaką poznałam ze zwojów świątyni Izydy. Także… jak zadowolić… w samej alkowie.
Akrobatka przełknęła ślinę. Musiała sama siebie upominać w myślach, że to tylko gra z jej strony.
- Przywykłam do roli narzędzia, ale nie znaczy to, że się z tą rolą godzę. - powiedziała w końcu, starając się opanować drżenie, gdy Aisha dotykała jej skóry - Chcę wiedzieć. Chcę... mieć wpływ. Tymczasem to co mi robisz... choć wspaniałe... wciąż czuję się wykorzystywana.
- Przypominam ci tylko o twojej pozycji. - odparła ironicznie Aisha przerywając, ku rozczarowaniu Carmen, słodką torturę. - Twierdzisz że w końcu się uwolnisz od mego wpływu. I masz rację. Za kilka dni, tygodni może…- uśmiechnęła się ironicznie. - O ile nie będziesz mnie widziała, o ile mnie nie usłyszysz, dotkniesz. Sama świadomość że jestem blisko wystarczy jako kotwica. Więc kto tu jest więźniem Carmen?
Powiedziała jej imię, to dodatkowo zadziałało na akrobatkę. Tak bardzo chciała słyszeć jak kobieta je szepcze... krzyczy... Warknęła odruchowo.
- Możesz ze mnie zrobić swoją niewolnicę w alkowie...
“O tak, zrób to” - błagały jej myśli, dlatego musiała przełknąć ślinę, by mówić dalej.
- ... Ale nie przydam ci się na wiele wtedy. A nie stanowię dla ciebie jako takiego zagrożenia. Moim celem jest tylko zbieranie informacji. - powiedziała - Poza tym sama pytałaś o moje pragnienia. Chcę wolnej woli. Tylko tyle i aż tyle. Bogactwo, wpływy... to można wypracować, ale nie chcę być narzędziem.
- Zacznijmy więc od sznurka… nie masz powodów byśmy były tak blisko siebie. No chyba że chcesz posmakować… innej zabawy, co? - zapytała zalotnie poruszając dłonią nadal z linką agentki na nadgarstku. Spojrzała za siebie uśmiechając się zadziornie. - I pamiętaj Carmen… że przez ostatnie kilkanaście miesięcy każdą noc spędziłam dopieszczając starego Anglika. Chwila zapomnienia w twoich ramionach, byłaby więc miłą odmianą. Nie podsuwaj mi takich sugestii… jeśli nie chcesz bym je zrealizowała.-
Po czym spoważniała dodając.- Wkrótce dotrzemy do oazy… samotnej wyspy wśród piasków pustyni o której prawie nikt nie wie. Tam będziemy mogły porozmawiać o wolnej woli.
- Puszczę cię dopiero, gdy ci zaufam. A teraz nie ufam ci w ogóle. - odparła Carmen z trudem powstrzymując się, by nie rzucić się na Arabkę... nie zedrzeć z niej ubrań i nie kochać się z nią na gorącym piasku pustyni, za nic mając sobie wszelkie niebezpieczeństwa. Jęknęła cicho na samą myśl o tym.
- Zapominasz o swojej sytuacji… Jak sądzisz, ile zajęłoby mi sprowadzenie cię do roli mej niewolnicy oddającej z rozkoszą swe ciało moim kaprysom?- mruknęła zadziornie Aisha zerkając na Carmen z ironicznym uśmieszkiem.- Czy ta lineczka daje ci… złudne poczucie kontroli nad sytuacją? O to chodzi? To wiedz że zamierzam się rozebrać i wykąpać w tej oazie. Noooo.. chyba że wolisz sama mnie rozebrać? O taką wolną wolę ci chodzi?
- Jeśli ta lina nic nie znaczy, czemu tak bardzo jej się chcesz pozbyć? - zapytała Angielka wodząc palcem po wydatnych ustach Arabki - Jak sama powiedziałaś, stary profesor pewnie nie należał do wyśmienitych kochanków, toteż przypuszczam, że i bez magii jestem dla ciebie atrakcyjna. - uśmiechnęła się zmysłowo - A kąpać możesz się nawet z linką. Chętnie będę ci towarzyszyć. - Carmen zmieniła styl gry, stając się prowokacyjną kocicą.
Usta Arabki zamknęły się na jej palcu, pochwyciły go i pieściły. Carmen czuła dreszczyk przechodzący po jej plecach, gdy Aisha zerkając w oczy akrobatki pokazywała na jej palcu jak miękkie są jej usta i jak zwinny jest jej języczek. Nie spieszyła się z tą pieszczotą. Angielka zastygła jednocześnie delektując się tą chwilą i dręcząc.
- Mogę... odpowiedzieć tym samym. - szepnęła.
- Możesz…- zamruczała Aisha uwalniając jej palec. Oblizała wargi i nachyliła swe usta ku wargom Carmen. - Ale możesz skosztować czegoś... słodszego.-



Tego było za wiele. Temperament wziął górę. Carmen wpiła się w usta Arabki, jednocześnie napadając na nią całym ciałem i wraz z nią spadając z grzbietu wielbłąda.
Potoczyły się po piasku całując się namiętnie… palce Arabki podciągając sukienkę Angielki i pochwyciła jej pośladki chwytając i ugniatając je drapieżnie.
Siłą wytrenowanych mięśni Carmen zepchnęła ją na dół i usiadła na niej.
- Powiedz to... powiedz czego chcesz... - warknęła w twarz Aishy, po czym zaczęła obsypywać pocałunkami jej szyję i dekolt.
- Zdejmij sukienkę… pokaż mi jak jesteś piękna pod tym strojem… a potem… chcę twoje usta na mej muszelce… twój słodki języczek… we mnie…- wymruczała pomiędzy pocałunkami Aisha masując z wyraźną rozkoszą swój biust, przyciągając spojrzenie Carmen i tylko bardziej podsycając ogień Angielki.- Postaraj się wykazać Carmen… spraw bym zawyła z rozkoszy… a otrzymasz… to samo.

Akrobatka zdecydowanym ruchem zdjęła swoją sukienkę, ciesząc się, że rano nie miała chwili, by porządnie zawiązać gorset i teraz szata nie stanowiła żadnego problemu. Pozostała jedynie w skąpych, niebieskich majteczkach, które otrzymała w prezencie od Yue - cóż za zrządzenie losu i wysokich butach, co nadawało jej nieco dzikiego wyglądu.
- Dobrze wiesz, że wcale cię nie chcę... to te twoje cholerne czary... - próbowała przekonać samą siebie.
Coraz bardziej jednak nakręcona, potężnym szarpnięciem rozdarła odzienie Aishy, odsłaniając jej krągłe piersi. Na chwilę znieruchomiała, zupełnie pochłonięta tym widokiem. Były tak samo piękne jak w namiocie, a potem w jej śnie, z tym że teraz były prawdziwe. Postanowiła się o tym przekonać i nie dość brutalnie złapała jedną pierś, podczas gdy drugą zaczęła pożądliwie ssać, wyładowując całą swoją frustrację i... pożądanie.
- Kłamiesz... widziałam jak patrzyłaś na mnie, gdy spotkałyśmy się pierwszy raz. Jak na konku… rentkę…- jęknęła pod wpływem gwałtownych pieszczot i lekko wygięła się w łuk, by dumnie zaprezentować swe krągłości.- … podobałam ci się… doceniasz moją... urodę.
Uśmiechnęła się drżąc od pełnych dzikości pieszczot Carmen i sięgnęła palcami między jej uda. Niewiele mogła zrobić, poza delikatnym wodzeniem opuszkami po majteczkach Angielki, ale w tej chwili akrobatka była bardzo wrażliwa na dotyk. A piersi które pieściła, były tak cudownie miękkie i sprężyste jak to sobie wyobrażała. Dlatego dziewczyna też całkiem się w nich zatraciła, przechodząc pocałunkami z jednej na drugą i raz skubiąc je delikatnie, kiedy indziej namiętnie miętosząco. Jej ciało wiło się przy tym jak ciało żmijki, ocierając o brzuch i uda Aishy oraz o jej palec.
- Po prostu wiedziałam... że tam nie pasujesz... nie lubię kobiet... - kłamała coraz bardziej rozpaczliwie, za co postanowiła ukarać Arabkę, przygryzając jeden z jej sterczących, diabelsko kuszących sutków.
- Widzę… to…- zaśmiała się chrapliwie Aisha muskając palcami dłoni Angielkę.-... tak bardzo nie lubisz… że aż nie słuchasz…. poleceń… powinnam cię… ukarać.-
Ale w tej chwili sama była również rozpalona. Nagle mruknęła.- Majtki.. zdejmij… wypnij je… spuścimy trochę pary z twego kociołka.
- Ja wcale nie... - Carmen aż pokraśniała od rumieńca, który nagle pokrył jej oblicze - To ta magia…- broniła się, lecz polecenie wykonała. Wstała na nogi i patrząc z góry na kobietę - z mieszaniną fascynacji, pożądania, ale też ciągle wewnętrznego buntu, zdjęła niespiesznie fikuśne majteczki i odrzuciła je na gorący piasek pustyni.
Aisha usiadła z łobuzerskim uśmiechem i znajdując się pomiędzy jej udami, objęła jej nogi rękami ocierając się biustem.
- Ja wcale nie co… nie chcesz być ukarana? Nie lubisz kobiet… nie zwróciłaś na mnie uwagi? - Aisha ustami cmoknęła mokre podbrzusze Angielki. - Hmm… twoje ciało nie kłamie. Nie możesz wszystkiego zwalać na moje… sztuczki.
Po czym językiem zaczęła leniwie, acz stanowczo wodzić po podbrzuszu stojącej Angielki, smakując kochankę i przygotowując się do podboju jej bramy rozkoszy.
Podbródek Carmen zadrżał, lecz bynajmniej nie od płaczu lecz powstrzymywanej żądzy.
- Ty za to nie masz wymówki... - próbowała zmienić punkt zainteresowania z siebie na Arabkę, przy okazji delikatnie dotykając dłonią jej włosów pełnych piasku. Przez chwilę żałowała, że nie udało im się dotrzeć do oazy.
- Stary i nudny… kochanek?- zamruczała chwytając dłońmi pośladki dziewczyny delikatnie wbijając w nie paznokcie. Język Arabki sięgnął głębiej i Angielka poczuła tego zwinnego intruza grającego na strunach jej zmysłów i wyrywając jęki z jej ust. Samej Carmen coraz trudniej było ustać na nogach pod wpływem tych obezwładniających fal ekstazy.

Czuła, że dłużej tak nie da rady, a nie chciała dać Aishy tej satysfakcji doprowadzenia jej jako pierwszej. Odsunęła się z jękiem od kobiety i opadła na kolana. Warcząc zwierzęco, przewróciła egzotyczną piękność na plecy i zadzierając resztki jej szaty, ustami dopadła jej krocza.
- Zadziorna… z ciebie…- wydyszała zaskoczona i bezbronna w tej chwili kochanka. Opleciona w pasie zadartymi szatami, Aisha bezwstydnie zsuwała niżej swą bieliznę, by Brytyjka mogła zrobić to na co miała ochotę. Język Carmen nie czuł miodu, ale i tak sytuacja i zapachy i widoki rozpalały jej zmysły i pragnienia. Akrobatka mimo iż nie ważyła więcej niż Arabka, sprawnie manewrowała jej ciałem, tak, że już po chwili Aisha leżała plecami na rozpalonym piasku, pozbawiona bielizny, a jej nogi spoczywały w rozkroku na ramionach Carmen. Ta uśmiechnęła się teraz przebiegle.
- Dam ci rozkosz... a ty będziesz mówić... o swojej siostrze... o mumiach...zdradzisz mi wszystkie tajemnice. - i nie czekając na odpowiedź przejechała zmysłowo językiem po jej kwiecie kobiecości.
- Ooooch… to musisz się bardziej… postarać…- jęknęła Aisha drocząc się z Carmen i prowokacyjnie chwyciła za swe piersi masując je powoli i drżąc.- Jesteś rozpalona tam w dole… jak kowalski piec.
Carmen wiedziała, że to prawda. Wiedziała jednak, że nie jest w tym osamotniona.
- Ja? - zapytała z miną niewiniątka. Delikatnie rozchyliła płatki kwiatu kobiey, po czym złożyła między nimi pocałunek. Jeden, drugi, trzeci... dziesiąty. Po kilkunastu sekundach wsunęła do środka języczek - a właściwie tylko jego koniuszek, drażniąc nim swoją “ofiarę”.
- Tyyy… ty…- jęknęła Aisha poddając się pieszczocie Carmen wijąc się coraz mocniej i drapieżnie ściskając piersi swe. - Nie daam… sięęę tak łatwooo... Carmen.

Pękała… niestety dość powoli. Brytyjka drżała słysząc jej jęki, bo jej własne ciało domagało się spełnienia.
W tej chwili była szczególnie wdzięczna Orłowowi, który zeszłej nocy zadbał o jej “potrzeby” a także w ostatnich dniach można powiedzieć, że poddał agentkę intensywnemu treningowi samokontroli. Nie mówiąc o doskonaleniu umiejętności oralnych. I bynajmniej nie chodziło o przemówienia.
Carmen uniosła się lekko na łokciach.
- Mów... Aisho. - zachęciła kochankę, po czym jej usta skierowały się do malutkiego punkciku - klejnotu, który aż się prosił, by go possać, wyciągnąć z niego całą słodycz. W tym czasie palce Angielki raz za razem przesuwały się po jej muszelce, mieszając ze sobą jej ślinę i soki Arabki.
- Ona tam… mieszka od urodzenia. Działa w półświatku, kontroluje jego część. - jęknęła w końcu poddając się i zerknęła na pieszczącą ją Carmen.- Odzyskała dla nas mapę, ale klucz… do jej odczytania… Szwajcar przejął zanim…- drżała pieszcząc swe krągłe piersi i pojękując słodko.- … och Carmen… moja śliczna… zdobądź dla nas klucz, a zobaczysz… jak przyjemna jest.. moja wdzięczność i mych sióstr.

Brytyjka zadrżała… znów wróciły wspomnienia zmysłowej nocy… i snu, gdy trzy Aishe zaspokajały jej najbardziej wyuzdane potrzeby i fantazje.
- A mumie? Skąd się biorą? - zapytała dziewczyna, lecz nim Aisha się odezwała, poderwała się na kolana. W końcu zdobyła istotną informację, musiała się... nagrodzić. Przełożyła nogę ponad biodrem Arabki i poczęła ocierać się swoją muszelką o jej rozgrzaną kobiecość. Jednocześnie dłoń Angielki pieściła mały klejnocik, zwany łechtaczką. Ruchy bioder dziewczyny były przy tym narowiste i szybkie. Tak bardzo pragnęła spełnienia, tak bardzo chciała usłyszeć jak ta kobieta krzyczy z rozkoszy... Nagle cały jej tor myślenia sprowadził się tylko do tej jednej ścieżki - ścieżki rozkoszy.
- Z ziemi... z grobów…- jęknęła dziewczyna patrząc rozpalonym spojrzeniem na Carmen. Jej dłonie prowokująco pieściły sprężysty biust, a widok ten tylko pobudzał agentkę tylko wzmagał wysiłki Brytyjki. Rozkosz jaką czuła ona pieszcząc i ocierając się o Aishę była olbrzymia, ale pragnienia jeszcze większe. Carmen chciała czuć mocniej i silniej: czy wytrzyma czy podda się pragnieniom błagając Arabkę o spełnienie?

Nawet jak doprowadzi siebie i Aishę do szczytu, to dla niej będzie on za słaby w stosunku do apetytu, który czuła. Jeszcze kilka ruchów palców i bioder i ciało Arabki oddało się kunsztowi kochanki wyginając się w łuk od nadmiaru rozkoszy. Carmen znów padła do jej nóg, łakomie spijając soki ze źródła i potęgując tym rozkosz kochanki. Po chwili, gdy Aisha się uspokoiła, Brytyjka podpełzła ku górze, by ją pocałować.
- Proszę... daj mi to... - wyjęczała pomiędzy spotkaniami ich ust.
- Co… powiedz…- droczyła się Aisha łapiąc oddech pomiędzy pocałunkami i rozkoszując się niedawną ekstazą, jaką dała jej Brytyjkę.- Powiedz… co ci mam dać… jak bardzo tego… pragniesz Carmen… i co uczynisz, co zrobisz dla mnie by to… dostać.
Jej stopa zwinnie wsunęła się pomiędzy uda Angielki wodząc prowokująco po złaknionym pieszczot obszarze akrobatki. - Ostatnio gdy chciałam ci dać… popchnęłaś… mnie w piasek.
- Dałam ci rozkosz... dobrze wiesz... - szeptała Angielka między gorączkowymi, błagalnymi wręcz pocałunkami, całym ciałem dociskając się do Aishy.
- I tak byś dała…- zamruczała Aisha chwytając za włosy Carmen i przyciągając władczo jej twarz do swej piersi. - … ale wtedy, gdy chciałabym ją otrzymać. Na moich warunkach.-
Angielka poczuła pod ustami znajomą i słodką krągłość piersi kochanki. - Mam cię tak zostawić za karę… niezaspokojoną i żebrzącą o pieszczoty?
Carmen poczuła narastającą panikę i pożądanie. Chociaż tak bardzo denerwowało ją zachowanie krnąbrnej Arabki, podobało jej się ono. Zwykle wszystko bowiem dostawała z łatwością dzięki swojej urodzie, wystarczyło się postarać. Teraz była faktycznie zmuszana by żebrać o zaspokojenie. I choć wszystko w niej się buntowało przeciwko temu, czuła, że naprawdę gotowa jest zrobić wiele.

- Nie... - wyrwało jej się - Jestem akrobatką... pracuję w cyrku... mogę zrobić cuda... o których marzyłaś... - szeptała, pożądliwie całując krągłości kobiety. Liżąc i ssąc bez opamiętania jej sutki jakby były najsłodszymi łakociami pod słońcem.
- Pokaż mi swe cuda… pokaż… mi swój talent akrobatyczny… jeśli mnie zachwyci… ulżę twojej udręce… tym razem… jeśli.- zagroziła żartobliwie muskając leniwie uda i podbrzusze akrobatki stopą.
- Na środku pustyni?! - załkała Carmen - To niemożliwe... nie drażnij mnie, proszę... - lizała jej piersi w gorączce, dłonią znów dobierając się do muszelki, aby pobudzić znów głód kochanki.
- To powiedz moje imię i kim dla ciebie jestem Carmen… i kim ty dla mnie jesteś…- mruczała delikatnie wijąc się pod pieszczotami. Nagle chwyciła jej dłoń, którą Angielka próbowała ją pobudzić. - Za mocno, za niecierpliwie… zbyt szybko, by mogło to być tak skuteczne jak pragniesz.
Łatwo jej było mówić, ciało Carmen drżało jak w febrze. Oddałaby wszystko za spełnienie.
Podniosła rozpalony wzrok na kobietę.
- Jesteś Aisha... jesteś moim więźniem... a ja twoim... nienawidzę cię.... i pragnę. Chcę poczuć twój język w sobie... palce... byłam dobra dla ciebie... - szeptała, napierając całym ciałem.
- Jeszcze trochę mogłabyś pocierpieć… aż całkiem złamałabyś się. Czasami poniżenie bywa bardzo… ożywczym doświadczeniem.- wymruczała zmysłowo Aisha.- To co zostało złamane można poskładać w nową i piękną istotę. Usiądź na piasku… tyłem do mnie… i nie drgnij… jeśli się poruszysz. Jeśli jękniesz zanim ci pozwolę, przerwę figle… rozumiesz?
- Ty... suko! - choć była na granicy wytrzymałości, temperament Carmen nie poddawał się łatwo. Akrobatka znów zebrała siłę mięśni i rzuciła się na Arabkę. Położyła się na niej w pozycji 69, językiem dopadając łechtaczki, a drżącymi palcami rozszerzając uda swojej dręczycielki.
- To nic nie da… jeśli nie zechcę współpracować.- cmoknęła delikatnie skórę uda dziewczyny. - Zrób to co ci każę, a pokażę ci rozkosz której sobie wyobrazić nie możesz.
Po raz pierwszy w życiu Carmen poczuła, że jest bliska płaczu z powodu frustracji. Nie chcąc ulec pieściła zapalczywie Arabkę, lecz gdy ta nie reagowała, w końcu łkając ze złości wstała i wykonała polecenie, siadając na piasku. Z całych sił starała się teraz zapanować nad ciałem, by opanować jego rozdygotanie.


- No… już już..- usłyszała, gdy siadająca za nią Aisha, przytuliła się miękkimi piersiami do jej pleców. Jedna dłoń Arabki spoczęła na piersiach, druga ześlizgnęła się między uda i zaczęły namiętnie acz powoli pieścić jej ciało. Palce egzotycznej kochanki, sprawnie muskały jej biust, czasem mocno, czasem słabo… podczas, gdy palce poniżej od razu dostarczały silnych doznań wstrząsając rozkosznymi dreszczami samą Carmen.
- Będę dla ciebie łagodna… pozwalam ci reagować… nie możesz jedynie mnie dotykać.- szeptała Aisha liżąc szyję i kąsając delikatnie ucho Brytyjki. - Jesteś moim instrumentem… więc pozwól mi zademonstrować swą wirtuozerię.
I też demonstrowała, raz po raz wzbudzając kolejne fale rozkoszy wyrywające się głośnymi jękami z ust Carmen i osuwając w otchłań rozkosznego szaleństwa. Przestała się liczyć misja, przestała się liczyć obecna sytuacja, przestał się liczyć nawet fakt kim była Aisha i jaka była. Liczyły się tylko doznania i jej dotyk… liczyły się jej palce, jej pocałunki, stała się nagle całym wszechświatem Carmen, która szczytowała kilka razy z rzędu uwalniana od tak długo budowanego w jej ciele napięcia. Czuła, że ma już dość, że jej układ nerwowy więcej nie zniesie. Soki z jej muszelki ściekały obficie po wewnętrznej stronie jej ud na piasek pustynny, by tam zaraz wyparować. Dziewczyna siedziała cały czas w tej samej pozie z rozchylonymi ustami i na wpół przymkniętymi powiekami, jakby śniła. Była tylko instrumentem. Nie miała woli, nie miała głosu, jedyne czego pragnęła teraz, to być przydatną i służyć swojej użytkowniczce.

W końcu nadszedł ostatni orgazm, najmocniejszy… nie miała jednak sił by oznajmić głośno światu jak wielką rozkosz sprawiła grająca na niej Aisha. Osunęła się w ciemność… wszystko znikło.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 12-05-2017 o 13:33.
Mira jest offline