Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2017, 16:50   #6
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Akcja przy wozie

Alchemik nie był zadowolony z samego faktu podróżowania z nowopoznanymi, a co dopiero mówić o rozmawianiu z nimi. Siedział więc na dachu wozu i przypatrywał się z uwagą dwóm “odważnym”, którzy skradali się do fortu. Uśmiechnął się pod nosem z nutką kpiny, ale nie miał najmniejszej ochoty dołączać się do cyrkowców za to może miał nieco czasu, aby zorientować się co robi reszta… A i nasłuchiwał w ciszy ściągając z pleców łuk. Może i był leniwym dupkiem i nie miał zamiaru dopuszczać do zwarcia z domownikami wieży, ale i nie za bardzo też uśmiechała mu się opcja bycia nabitym na róg.

Luthias stał lekko zdezorientowany z włócznią legionisty. Zastanawiał się co z nią zrobić, skoro i tak nie umie walczyć… Starał się nasłuchiwać co się dzieje w forcie i jednocześnie zbliżył się do wozu by sprawdzić czy więzień jeszcze daje jakieś znaki życia.

Jedyne oznaki życia jakie przy wozie zauważył, należały do Clarita, sprytnie ulokowanego na jedynym w tej chwili bezpiecznym miejscu.

Doszedł go krzyk jednego ze skradających się mężczyzn i tylko cud sprawił, że nie spadł z dachu. Wielu rzeczy się spodziewał, ale na pewno nie tego. Pokręcił z dezaprobatą głową i spojrzał w dół na boidupka.
- Hej, ty tam. Jak z więźniem? Chociaż możliwe, że to nasze najmniejsze zmartwienie teraz…

- Hę…? - Clarit obudził Luthiasa, który opierając się o wóz i wsparty na włóczni mimo lekkiego strachu zasnął z zmęczenia - Nie, nic nie słyszę, ale wolałbym nie sprawdzać co z nim. Poczekajmy na Primusa. *ziew* - powiedziawszy to wrócił do wcześniejszej pozycji.

Przewrócił oczami słysząc, że najwyraźniej właśnie obudził drugiego mężczyznę. No tak, w końcu to była idealna chwila na drzemkę. Nie mógł zrozumieć jak bardzo można mieć wylane w takiej chwili. Nie szkodzi... Po prostu wiedział kto w razie czego odpadnie jako pierwszy.

Aaron zszedł z wozu, żeby rozprostować nogi. Nie pchał się na akcję zwiadowczą, bo już poszło jego zdaniem wystarczająco wielu; korzystał z chwili względnego spokoju. Szop też miał okazję ruszyć się z miejsca. Poza tym, że zwierzątko ruszyło się z miejsca, to wciąż było zmuszone udawać zwyczajnego szopa, co nie zmieniało faktu, że potajemnie sprawdzało, czy i jak daleko znajduje się za nimi pościg. A Aaron jadł kolację, bo był głodny i mógł jeść.
Szop to, co wypatrzył najbardziej interesującego, to wyjątkowo tłusty czerw, którego złapał i przegryzał w tym momencie. Czyli nie coś, co mogło interesować towarzystwo zebrane przy (i w) wozie.

- Kto ma igłacz? - zapytał lekko znudzonym głosem Aulus. - Wygląda na to że więźnia trzeba będzie przenieść. Luźny worek też by się przydał żeby mu na łeb zaciągnąć.

Aaron ruszył leniwie z miejsca, by poszukać igłacza. Wyszło na to, że mieli dwa egzemplarze tego rodzaju ogłuszacza, z których jeden wkrótce znalazł się w ręce pustelnika.
- Mam igłacza - oznajmił Aulusowi.

- No to czekamy na resztę, aż się rozeznają czy jest w ogóle gdzie przenieść więźnia - odparł Aulus.
- Aron, tak? Skąd jesteś? - zapytał jakby dla zabicia czasu.

- Z Imperium - odparł Aaron. - Dokładniej to z jednej z wielu wiosek bez nazwy - dorzucił mnich od niechcenia, a szop skończywszy posiłek, niuchał za kolejnym. - A ty? - zapytał mnich, też dla zabicia czasu.

- A też głupie pytanie. Ja przez lata służyłem w Ósmym, ale od dłuższego czasu jestem członkiem zakonu Iustitii- odwinął połowę płaszcza z pleców, na chwilę pokazując symbol wyszyty po jego prawej stronie.

“No pięknie”, pomyślał Clarit poprawiając płaszcz na ramionach i zeskakując z wozu z gracją. Przerzucił łuk przez ramię i zmierzył obu rozmawiających wzrokiem.
- A nie można wystawiać wart czy czegoś tam? - zapytał bez przekonania, bo i tak widział, że reszta ma już swój własny plan działania - Jakby rozpalić ogniska to nic nie powinno podleźć.

- Wątpię żeby jednorogowi twoje ognisko w czymkolwiek przeszkodziło. Słyszałem, że agresywne sukinsyny. Jeśli już to łatwiej cię wytropią. Na noc musimy się przenieść do środka wieży - nie zgodził się Aulus.

- Nie znam się na tych jednorogach, więc nie będę się o nich wypowiadać - stwierdził Aaron. Nie miał w zwyczaju szukać kłopotów tam, gdzie ich nie było ani przejmować się problemami, które nie istniały w danej chwili. - Z ogniskiem na pewno możemy się bardziej ujawnić tak czy siak. Co do wieży, nasi jeszcze z niej nie wrócili. Można by chwilę zaczekać na nich, jak nie wrócą, wtedy pomyśli się co dalej.

- Ja też niezbyt się znam na tutejszym tałatajstwie, ale bezpieczniej przyjąć najczarniejszy scenariusz, czyż nie? - zapytał retorycznie Aulus. - No, ale wrócą to się przeniesiemy.

- Nie będę się martwił na zapas, szkoda nerwów i sił na to. Jak będzie się miało wydarzyć najgorsze, to i tak się wydarzy - Aaron pośrednio podzielił się swoją “mądrością”, a jednocześnie poglądami. Szop tymczasem był bardziej zainteresowany pełzającym jedzonkiem niż rozmową trzech kolegów.

Wzruszył na to ramionami. Alchemik musiał w końcu przyznać, że sam gówno wiedział o tych całych jednorogach. Pierwszy raz spotykał się ze zwierzęciem, które nie zdradzało żadnych obiekcji przed zbliżeniem się do źródła ognia, ale jak widać po prostu jeszcze wszystkiego w życiu nie widział i nie słyszał.
- Komu mielibyśmy się zdradzić? Co jest takiego niezwykłego w naszym więźniu? - zapytał z przekąsem - Jest nas sześciu na jednego. Czym musi w takim razie być, że aż tak się go obawiacie?

- A cholera go wie. Oddział zbrojnych go eskortował, więc musi być istotny. No i ponoć takie były ostatnie słowa centuriona aby nie kontaktować się z pojmanym. nic więcej nie trzeba - Aulus wzruszył ramionami.

- Jestem alchemikiem, zawsze mogę go przebadać i sprawdzić czy ma jakieś magiczne zapędy - zaproponował Clarit, ale nie liczył na entuzjazm drugiego mężczyzny.

Pustelnik nie uważał się za niańkę Clarita, więc jego stanowisko brzmiało jak: “Rób co uważasz”.

Luthias cały czas uważnie przysłuchiwał się rozmowie reszty drużyny. Słysząc, że Clarit chce wejść do więźnia postanowił zareagować, ale starał się przy tym nie poddać emocjom.
- Nie radziłbym. Byłem już tam, jeszcze w Keht… Strach był stać obok niego, mimo, że został potraktowany czarnokrzewem. Dużą ilością czarnokrzewu... - myślał co może jeszcze powiedzieć, ale obawiał się reakcji towarzyszy, więc na tym skończył.

- Czyli wiesz coś o nim. Gadaj więc, abyśmy i my mieli pojęcie na czym stoimy! - ponaglił Aulus.

- Nie mogę. Przysięgałem na Łaski przed Vespianem. Już chyba i tak powiedziałem zbyt wiele.

- No nic. Siłą tego z ciebie nie wyciągnę. Ale przynajmniej możesz potwierdzić że więzień jest niebezpieczny? - zapytał już spokojniej.

- Na takiego wygląda. Jak już powiedziałem, był oszołomiony dużą ilością czarnokrzewu, normalny człowiek w teorii nie powinien przeżyć takiej dawki, a sami słyszeliśmy jak się szamotał w wozie - odpowiedział, starając się nie zdradzać strachu przed więźniem, aczkolwiek w głosie można było wyczuć ciekawość.

- No to nagle te przenosiny przestają wyglądać tak sensownie - zamyślił się Aulus, obserwując kupę gruzu tarasującą przejazd. - Na pewno nie damy rady tego ruszyć? - zapytał jakby sam siebie.

- Dalej z chęcią bym się mu przyjrzał, w końcu mamy zapas czarnokrzewu więc to nie powinno sprawić kłopotu. Chyba, że szanowny pan zdradzi nam ileż to soku poszło na naszego kolegę z wozu? I nie jestem pewny od kiedy równoznacznikiem bezpieczeństwa jest - nic wam nie powiem, to dla waszego dobra. Błąd. Sprawiasz, że tylko inni zaczynają się go bać bardziej, a ja z większą chęcią bym sobie pogadał z miłościwym panem.

- To pytaj się Primusa. Jak dla mnie to on tutaj teraz dowodzi. Ja jedynie staram się dotrzymać rozkazów Vespiana. A co do więźnia, nie wiem ile tego weszło w niego, nie liczyłem. Twarzy też nie zobaczyłem bo była zasłonięta. I w sumie tyle o nim wiem, jakby ktoś chciał go poznać dokładniej to musielibyśmy go dostarczyć do Lantis zanim sobie coś zrobi w tej klatce. Poczekajmy na Primusa, wtedy wszystko ustalimy, dopóki nie ma tu jednorogów, to chyba nic nam nie grozi. - nie miał pomysłu jak uciąć rozmowę, więc zostawił wszystko na barkach Primusa.

- Mieliśmy nie gadać to nie gadamy - odpowiedział twardo Aulus.
- A z przenosinami zobaczymy, choć pewnym jest że tu nie może zostać.

- Jeśli musimy tego więźnia przetransportować w jednym kawałku, to w razie najazdu tych jednorogów trzeba pewnie będzie przenieść go do wieży - pogdybał na głos Aaron, próbując od czasu do czasu rzucić okiem na to, co porabia jego szop.

Nadchodzący Primus usłyszał końcówkę rozmowy.
- Żaden z nas nie może zostać na zewnątrz. W środku będzie bezpieczniej. Jeden staruszek. Wieża wygląda na solidną. Do niej powozem nie wjedziemy.

- No to ogłuszymy parszywca, spętamy jak szynkę i nie powinien sprawiać problemów. Dajcie igłacz, mamy jakieś liny? Worek na łeb też mu jakiś naciągniemy. Nie marnujmy więcej czasu - zaproponował Aulus.

- Byle na niego nie patrzeć. Najlepiej i nie gadać bez potrzeby. Musi dotrzeć do Lantis. Nie było rozkazu że musi dotrzeć żywy, chyba, że Luthias wie więcej.
Primus nie czekał na odpowiedź. Kiwnął głową Aulusowi zadowolony, że ktoś przejął dowodzenie, odebrał włócznię od Luthiasa i poszedł za wóz. Wpatrywał się w ciemność ubezpieczając drużynę. W razie ataku jednorogów będzie bronił tyłów wycofującego się oddziału.

- Ma być żywy. Vespian nie określił w jakim stanie ma przybyć do Lantis, ale ma być żywy. -Odpowiedział zgodnie z prawdą - Primusie, widziałeś go, czy jestem jedyną osobą, która wie jak to wygląda? - dodał jeszcze pytanie.
- Nie - Odparł krótko Primus nie odwracając się - Waszych rozkazów też nie znam. Centuriona poznałem dopiero w trasie. W ostatnich słowach kazał was tu odstawić i zakazał patrzeć na więźnia.

- Nie dostałem innych rozkazów niż reszta - odparł Aaron.

- Nie interesują mnie za bardzo Wasze rozkazy, ale tak jak Primus powiedział - musimy schronić się w wieży, nawet jeśli jednorogi nie pojawią się w okolicy, to i tak bezpieczniej będzie mieć jakiś dach nad głową. Nie widzę teraz innej możliwości prócz tej, którą zaproponował Aulus. Proponuję, żebyśmy tam w trójkę weszli, ja, Aulus i Primus, obaj wyglądają na takich którzy są w stanie okiełznać więźnia, a ja spróbuję wbić w więźnia czarnokrzew. Jakoś. Jeśli pojawiłyby się problemy, będziemy wołać. Co Wy na to? - zaproponował szybko Luthias, prawie nie myśląc o wojowniku z wschodu, który pozostał w forcie.

- No to róbcie, co trzeba - Aaron zasygnalizował towarzystwu, że mogą wcielać plan w życie. Sam miał igłaka w razie potrzeby.

Trzech mężczyzn ruszyło do wozu, chwilę majstrowali przy skoblu, otworzyli drzwi, a w ciemności dostrzegli…


Oczy. Tak dziwne i nieludzkie, wwiercające się w każdego swoją soczystą zielenią pionowych źrenic. Aulus szybko skupił wzrok na jego smukłej posturze omijając ten jeden punkt, pomny przestrogi centuriona i Primusa. Spiczaste uszy wystawały spod długich włosów, a niemal mlecznobiała cera widziana w świetle księżyca, dodatkowo nadawała mu obcy, nieludzki wygląd.
Aulus zostawił włócznię na zewnątrz i wszedł do środka jako pierwszy, niemal musząc się przeciskać przez ciasne dla niego drzwiczki. W środku postąpił krok do przodu dając możliwość przejścia i załatwienia sprawy czarnokrzewem, lecz nie odsłaniając więźniowi bezpośredniego wyjścia na zewnątrz.

Widząc Aulusa pewnie wchodzącego do klatki i Primusa osłaniającego tyły, Luthias zabrawszy igłacz również wszedł do środka. Oniemiał na widok więźnia, w świetle księżyca wyglądał dostojniej niż w Keht. Z lekko drżącymi dłońmi spróbował wycelować igłaczem w okolice klatki piersiowej. Mimo, że stworzenie wyglądało na spokojne to i tak się tego czegoś obawiał, z trudem powstrzymywał się od zadania pytania “Czym ty jesteś?”.

Więzień wiedział co miało się zaraz zdarzyć, podobną procedurę przechodził już wiele razy. Jednak tym razem było inaczej, tym razem człowiek celujący do niego z igłacza nie był z tą bronią tak dobrze obeznany jak centurion. Z zadziwiającą prędkością rzucił się do wyjścia próbując przebić się między Luthiasem a Aulusem. Ten pierwszy nie wytrzymał i odruchowo nacisnął spust igłacza. Pocisk trafił, lecz nie dokładnie tam gdzie celował Luthias. Z siłą rozpędu więzień runął na swych oprawców. Obalił na ziemię Luthiasa lecz nie miał szans z siłą i masą Aulusa, od którego po prostu się odbił. Po kilku chwilach czarnokrzew zaczął działać, jak zawsze niezawodny, mięśnie więźnia zwiotczały, a on padł na ziemię jakby był nie więcej niż szmacianą lalką.
Dopiero teraz Aulus dostrzegł, że ręce więźnia zakute są w dyby wzmocnione żelaznymi okuciami, zaś w jednej z dłoni trzymał czarną chustę. Prócz tego więzień miał na sobie tylko bieliznę.

- Wyrywny jak kot- skomentował Aulus klękając nad więźniem. Z jego ręki wyjął chustę i obwiązał mu nią głowę, zakrywając oczy.
- To chyba było tutaj- skomentował.
Z braku kawałka liny, Aulus zdjął swój pas i związał nim nogi więźnia.
- No to koniec tego biegania bratku- przerzucił go przez ramię niczym worek i i był już gotów do wyjścia.

- Niech ktoś zajmie się osłem, ja zaniosę tego tu- potrząsnął trochę więźniem jakby chciał pokazać kogo miał na myśli.

Aaron słysząc rumor w wozie przygotował się do wystrzału na wypadek, gdyby więzień miał zwiać, ale okazało się to niepotrzebne.
- A nogi i ręce mu połamaliście? - zapytał facetów, którzy wychodzili z wozu.

- Nie. Nie będziemy go uszkadzać. Przynajmniej na razie. Odstawi coś głupiego to się pomyśli, ale najlepiej chyba będzie postarać się nie uszkodzić zbytnio więźnia - odpowiedział Aulus.

Luthias spróbował wstać po szarży więźnia. Poczuł lekki ból w tyłku, ale stwierdził, że to nic takiego. Zauważył, że Aulus już wyszedł z więźniem, więc także wyszedł z wozu, zamknął drzwi i ruszył bez słowa za Aulusem.

- Aronie, odepniesz osła? Zwierze musi nocować z nami w wieży - Aulus zapytał kompana.

- Się zrobi - Aaron najpierw rzucił okiem za szopem, a kiedy wyszło na to, że szop skończył małe polowanie na robaczki i wrócił do kompanii, to mnichu zajął się odprowadzaniem osła w ustalonym kierunku (szop usiadł na ośle).

"Nawet sprawnie poszło", pomyślał sobie alchemik-łucznik i poprawił odruchowo broń na ramieniu. Nie mógł jednak odpuścić sobie przyjrzenia się sparaliżowanego czarnokrzewem więźniowi. Z tą chustą na głowie nie wydawał się odstępować niczemu innym ludziom, no może tylko niezwykła bladość skóry, lecz i to można było czymś wytłumaczyć, ale jego uwagę zaraz zwróciły wzmacniane okowy na rękach. Gwizdnął cicho pod nosem i odwrócił się do reszty plecami.
- To co? Ruszamy ku przygodzie? - zapytał z nutką wesołości idąc już samemu w kierunku wieży.
 
__________________
Once upon a time...

Ostatnio edytowane przez Okaryna : 15-05-2017 o 23:43.
Okaryna jest offline