Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2017, 22:10   #188
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Lato zdecydowanie nie było ukochaną porą roku Wagnera. Słońce piekło niemiłosiernie, robactwo żarło i właziło do oczu, a ciuchy kleiły się do człowieka chętnie jak świeże łajno do niedawno wypastowanych trzewików arystokraty. Brudny i zmęczony Moritz nie myślał o niczym nieprzyjemnym pocieszając się widokiem pięknych Gór Szarych. Ponoć małe miasteczko Heisenberg, do którego zmierzali podróżnicy przeklęte było klątwą Gigantów. Gdzie zatem jak nie tam szło najłatwiej upolować olbrzyma?

Piękne i monumentalne Góry skrywały w swych trzewiach wiele tajemnic. Krasnoludzkie twierdze, bandyci, mutanci, orki, gobliny, a nawet wiecznie knujący i gotowi do ataku kultyści. Nic jednak obecnie nie interesowało tak czeladnika jak cel ich wędrówki. Giganci.

Pogłoski o umierających dzieciach i starcach wielce zmartwiły Wagnera. Było to na długo przed tym jak czeladnik i jego przyjaciele spotkali rodziny uciekające z Heisenbergu. Uciekinierzy nie tylko potwierdzili plotki, ale wzbudzili w Wagnerze pewien niepokój. Nie chciał on aby ktokolwiek cierpiał, a na pewno nie on czy jego wierni towarzysze.

Splądrowany wóz oraz wybita do nogi rodzina wstrząsnęły czeladnikiem. Nie był on w stanie pojąć jak ktoś mógł dla odrobiny dóbr upchanych na wozie zrobić coś takiego. Nie była to tylko kradzież i zabójstwo, ale też gwałt i bezczeszczenie zwłok. Czegoś takiego nie tłumaczył żaden głód czy inne pragnienia. Ktoś kto był za to odpowiedzialny powinien zostać surowo ukarany cierpiąc po stokroć gorzej niż jego ofiary...


Czerwony namiot, połamane koło u wozu, gotująca się w kotle strawa i dwójka niecodziennych podróżników. Taki widok pobudził zainteresowanie Wagnera, który zachęcony przez jednego z mężczyzn podszedł do miejsca przygotowywania posiłku.

Jan Vahn był alchemikiem, a jego kompan Brecht Jugen dbał o jego bezpieczeństwo. Z oczu uczonego biła ciekawa energia, a wojownik uśmiechał się całą paletą żółtych zębów.

- Witam Panów. - zaczął rozmowę Wagner. - Jam jest Moritz Wagner, czeladnik kaligrafii, a moi kompani to Detlef, Aldric, Kaspar oraz Grimm. - przedstawił kolejno kompanów mężczyzna. - Przybywamy w te strony z wyraźnego powodu jednak nie wiem czy moi kompani będą skorzy się tym podzielić. Jak rozumiem Panowie chcieliby już wyruszyć, ale połamane koło u wozu to uniemożliwia? Grimm, jak to krasnolud, zna się na stolarce i może by mógł pomóc. Co o tym myślisz, Grimmie?

-Tak. Dłużej w miasteczku przebywać nie chcę. Po mojemu, to zaraza jaka chyba jest. Prosił mnie nie jeden o lekarstwo. Ale co ja mogę. Lepiej z oczu im zejść nim poczną kozłów ofiarnych szukać przyczyny tej tragedii. A koło trzeba nowe. Zjemy i Brechta poślę z powrotem coby zakupił. - odpowiedział alchemik.

- Może opowie mi Herr o objawach oraz kiedy się to całe zamieszanie zaczęło? - zapytał z ciekawością czeladnik.

- Sraka i wymioty. Tyle zobaczyć zobaczyłem. Słabowici chorujący, chudną. Apetyt tracą. A kiedy to się zaczęło to nie wiem. Kilka dni zaledwie byłem. Nie jest to też epidemia chyba strasznie zaraźliwa, bo nie wszyscy chorują. Jedni więcej. Inni mniej. Lekarzy pytać trzeba w mieście. U mnie desperaci szukali ratunku jakoby mógłbym im w jakiś cudowny sposób pomóc. Lecz ja na medycynie znam się wcale lepiej od nich. - wzruszył smutno ramionami uczony.

- Może lepiej nie ryzykować i ominąć miasteczko? - zasugerował Kaspar. Na leczeniu się nie znał, a zarazić nie miał zamiaru.

- Obawiam się, że nie możemy sobie na to pozwolić. - odparł z powagą Aldric. - Trzeba będzie choćby prowiant w miasteczku uzupełnić, o giganty miejscowych wypytać. Ja mogę iść, jak nie chceta. Może i lepiej, żeby tylko jeden ryzykował.

- A wiesz może, Herr Vahn, czemu to Klątwą Gigantów zwą? - spytał Bauer alchemika.- Na szlaku tak to właśnie nazywali.

- A to nie wiem. Ale też słyszałem tą nazwę. - zgodził się alchemik.

- Jak ktoś ma ryzykować to lepiej abym był to ja. - rzucił Wagner. - W razie ewentualnej potyczki na wiele się nie zdam więc chociaż tak przyczynię się sprawie. Plan z alkoholem nadal aktualny czy chodzi nam jedynie o pytania i zapasy?

- Najpierw zapasy i pytania, a jak wszystko będzie po naszej myśli, to trzeba będzie o alkohol się zatroszczyć. - odparł Kaspar. - Oby tylko miejscowi wszystkich swych zapasów nie wypili, traktując piwo czy gorzałę jako uniwersalne remedium. Zwierzęta też chorują, czy są zdrowe? - zwrócił się do Vahna.

Alchemik wskazał ręka na pole gdzie leżało truchło krowy.
- Ten dym i zapach to właśnie palone bydło.

- Może to od wody? - zamyślił się Kaspar.

- Myślę tak sobie, że pewnym całkiem nie jestem czy zapasy w zarazy mieście uzupełniać bym chciał. - wtrącił Khazad opierając o prawe kolano przedramię, zaś o lewe otwartą dłoń.

- Musimy na pewno zachować dalece idącą ostrożność. Może uda mi się nawiązać kontakt z jakimś znachorem albo medykiem i rozeznać co może być przyczyną zarazy. - powiedział Wagner.

- Ja tam byłem i piłem i żyję. - Jan uśmiechnął się. - Polecam “Dziurę w ścianie”. Dobra kuchnia. Jeszcze lepsze trunki. Heisenberg rzecz jasna słynie z wyrobu i handlu winem. Winnice jednak stratne. To niesławny będzie rocznik.

- To jak, ja i Mortiz spróbujemy się czegoś wywiedzieć o sytuacji w mieście i samych gigantach, a wy tu poczekacie? - spytał Aldric towarzyszy. - Wtedy zdecydujemy, czy spędzić noc w karczmie, czy pod gołym niebem. Zgoda?

- Jak dla mnie pomysł dobry. - powiedział Moritz.

- Zarazić tylko niczym nie dajcie się. - skomentował Hammerfist.

- No to idźcie. - powiedział Kaspar. - Ta "Dziura w ścianie" to pewnie najlepszy wybór. Spotkamy się po drugiej stronie miasteczka?

- Dobra. Tylko uważajcie na siebie. - powiedział Wagner zbierając się do wymarszu.

Kaspar tylko uśmiechnął się lekko i skinął głową. Sądził, że ci, co pójdą do miasteczka, powinni uważać na siebie, niż ci, co obejdą mieścinę szerokim łukiem. Ale wiedział też, że los czasami płata różne figle…
 
Lechu jest offline