Nad ranem obudził mnie mój własny krzyk. Zerwałam się z łózka spastyczne łapiąc powietrze. Przerażona wpatrywałam się w bielone ściany.Gdzie ja jestem? dopiero po chwili przypomniałam sobie co się wczoraj wydarzyło.Podniosłam dłonie, chcąc w nich ukryć twarz. Kiedy znalazły się na wysokości moich oczu pobladłam,wróciło wspomnienie, przed chwilą przeżywanego koszmaru. Ciemna gęsta maź oblepiała je szczelnie niczym, lateksowe rękawiczki.
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!-krzyknęłam, przerażona, rzucałam się w kierunku stolika, na którym wczorajszego wieczoru poukładałam skrawki materiału.
Szybko zrzuciłam piżamę i zaczęłam dokładnie ścierać pokrywającą mnie breje.Po godzinie czułam już dojmujący ból w rękach, ciało piekło mnie od ciągłego szorowania,ale dla mnie ciągle nie było dość czyste. Popadłam w stan katatonii, skulona kołysałam się w przód i w tył. W takim stanie zastała mnie pielęgniarka, która zaprowadziła mnie do łazienki, w jednej chwili znowu pozbyłam się ubrania, nie czułam wstydu, wewnętrzny przymus był silniejszy.Zaczęłam obmywać się w umywalce.Po krótkiej szarpaninie, siostra założyła mi znowu piżamę i odprowadziła do pokoju.Wyszła, a kiedy wróciła miała ze sobą leki i śniadanie, posadziła mnie przy stoliku. Machinalnie zaczęłam grzebać w talerzu, oddzielając, różne składowe śniadania. Mój umysł nie znosił chaosu, wszystko musiało być uporządkowane. Potem przyszedł czas na leki, nie oponowałam. Najpierw posegregowałam pigułki według wielkości, a potem ułożyłam je na podobieństwo rozszczepionego widma monochromatycznego. Pigułkowa tęcza powoli zaczęła znikać ze stolika w miarę przyjmowania przeze mnie kolejnych leków. Przed połudzeniem, wyprowadzono nas do parku okalającego szpital. Po drodze przyglądałam się pozostałym pensjonariuszom.Boże to jacyś wariaci, ja tu w ogóle nie powinnam być!myślałam przerażona, patrząc na wykrzywioną w posępnym grymasie twarz mężczyzny.Kiedy znaleźliśmy się na niewielkim placyku z krzesłami ustawionymi w koło, zapewne dla nas, spojrzałam w kierunku lasu, promienie słońca podświetliły unoszące się w powietrzu drobinki kurzu.Zaczęłam się krztusić. Usiadłam z boku jak najdalej od reszty, na jak najbardziej otwartej przestrzeni.Skąd mam wiedzieć co za zarazki mają na sobie!Lekarz zaczął opowiadać, delikatnie uniosłam dłoń, chcąc mu przerwać i wytłumaczyć zaistniałą w moim przypadku pomyłkę. Jednak zostałam zagłuszona przez współhospitalizowanych. Mój słaby głos utonął w szumie rozmowy. Nagle do moich uszu dobiegł głos mężczyzny, o smutnych oczach, on z całej grupy budził we mnie najwięcej sympatii. Ten o melancholijnym spojrzeniu podszedł do posępnego typa, który mnie przerażał i zaczął mu szeptem klarować, że ma jakiś plan. Przez chwilę wahałam się, ale możliwość wydostania się stąd była tak bardzo kusząca, że przełamałam opory i zblizyłam się do nich.
Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 09-06-2007 o 12:20.
|