Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2017, 18:39   #58
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
wspólny - cz.1

Szczekanie psów oznajmiło przyjazd gości. Gości. Psuja, Czarny i Czerwony. Cała trójka z innego świata, wplątana w sprawy rezerwatu… Bryza napewno ucieszyłaby się z tego spotkania...
Wyszedł przed oświetlony jedynie lampą na werandzie dom i z latarką poszedł otworzyć bramę w zrujnowanym mocno ogrodzeniu. Sam dom w środku lasu też mimo licznych prac renowacyjnych trącił w kilku miejscach starością. Jerry wskazał kierowcy miejsce obok swojego pickupa, a dwóm zdezorientowanym kundlom, które natychmiast podleciały do samochodu, mruknął coś po indiańsku. Poczekał aż oba odejdą, a pasażerowie wysiądą po czym pokazał by poszli za nim. Zaprowadził ich jednak nie do domu, a do drewnianego budynku, który na oko pełnił funkcję szopy narzędziowej i garażu. I na tym właściwie skończyła się cała gościnność. Włączywszy oświetlenie, skinął Czerwonemu i Czarnemu.
- Jestem Jeremiah Ellsworth z klanu Uktena. I dziękuję, że przyszliście.
- Matthias Grant - "Czarny" także wykazał się szczątkową uprzejmością. Rozglądał się uważnie po okolicy, choć jego postawa wydawała się swobodna i raczej ignorancka. - Ten rudy to Merlin. Przyjrzałeś się mojej zdobyczy? - spojrzał Indianinowi w oczy, nawiązując oczywiście do mieszka, który ten zwinął i uciekł z nim jak mysz z kawałkiem sera.
Merlin tylko skinął, gdy Grant go przedstawił. Wielce był mu wdzięczny, że pamiętał, iż Merlin z Indianami rozmawiać nie ma ochoty i robi to tylko przymuszony sytuacją. Jak teraz, choć jego udział w rozmowie był milczący. Samochód opuścił niechętnie i przez moment uwidoczniło się to nawet na jego twarzy. Cały czas był wycofany i tak cichutki, że można było zapomnieć o jego obecności. Przodem puścił nie tylko Matthiasa, co dziwne nie było, ale także Psuję… i teraz czaił się za plecami dziewczyny i udawał niewidzialnego. Przy jego kostce na smyczy siedział równie cichy Ein, któremu nastrój pana musiał się udzielić, bo nie rzucił się poznawać nowych znajomych i nowej okolicy.
Psuji szopa wydawała się prztyulna. W jednym podskoku usadziła swoje cztery litery na drewnianym blacie zagraconym narzędziami.
- Powiedz im, kto stworzył paskudę - przebierała nogami w powietrzu. - I o tym jak ją do ciebie przyniosłam. I dlaczego.
Indianin wyciągnął z kieszeni kurtki zwinięty mieszek. Nadal pachniał ziołami. Nawet bardziej niż poprzednim właścicielem. Podszedł do Czerwonego i podał mu go.
- To talizman - powiedział pokazując gestem by Merlin zabrał przedmiot z powrotem - Ojibwe dają takie zazwyczaj zmarłym, z którymi je grzebią. To… tradycja. Nie wyrabia się ich jednak w szwalniach, czy fabrykach. Każdy robi je samemu. I tym samym zostawia na nich swój ślad… podpis. Ten tutaj wykonała zapewne młoda dziewczyna imieniem Daanis. I nie jest to jedyne jej dzieło. W miejscu poprzedniej napaści tej… istoty, były wykonane przez Daanis koraliki. Tam również zginął mężczyzna. Niejaki Lou. I jemu również towarzyszyła dziewczyna. Możecie coś do tego dodać na razie?
Tym razem oszczędził wyraźnie unikającego spojrzeń Czerwonego i skierował pytanie do Granta.
Jeśli Merlina zdziwiła względna otwartość doktora na dzielenia się informacjami oraz zwrot zdobyczy Granta, to nie dał po sobie poznać. Mieszek zniknął w kieszeni.
- Dziękuję.
Co prawda nie wiedział, na diabła mu woniejąca ziołami sakiewka, ale w jego sytuacji należało docenić każdy gest ze strony Uktena.Postanowił się jednak odezwać.
- Ten stwór nas nie postrzegał - puknął palcem przy kąciku niebieskiego oka - Ani nas, ani mojej siostry. Jakby widział tylko ofiarę. I wiemy, kogo zabił tym razem.
- Daanis. Musiała wykonać to na zamówienie czy została okradziona? - Grant oparł się o ścianę szopy, splatając ramiona na piersi. - Ktoś za ich pomocą tworzy ukierunkowanych zabójców na moją prostą głowę. W środku syfu związanego z leśnym burdelem. Skoro wiemy czyje to jest, to wiemy gdzie dalej szukać.
 
liliel jest offline