Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2017, 20:01   #79
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Podziękowania dla Asderuki za wspólnego posta ;)

Erven i Echo w Garollo

Kolejny dzień po walce. (dzień, noc, dzień)
Garollo nie różniło się zbytnio od Loungher, może było trochę rozsądniejsze i bardziej ukamienowane. To tu znajdowała się główna część administracyjna tej części unii i kilka innych ciekawszych przbytków.
Jedna zaleta z całej tej bitwy... w mieście ożywi się handel.
Główne punkty aktywności miasta stanowią:

Karczma “Biały rycerz”, z szyldem rumaka. Co oznaczało, wśród pospólstwa że serwowano tu dania z koniny.
Ratusz, pełniący większośc funkcji administracyjnch. Nawet to on, a nie karczma, posiada tablicę ogłoszeń i zleceń.
Winiarnia Dionizego. Będąca odrobinę dalej za miastem.
Mała arena walk oraz zakład pana robocika. Naprawy wszelkiej maści sprzętu i drobne projekty.
Erven spojrzał nam miasto z pewną dozą smutku. Było takie… zwyczajne.
Echo już w pełni sił uśmiechnęła się krótko. Podzieleła smutek Ervena, choć z innego powodu.
- Moja siostra powinna nieco bardziej zwracać uwagę na to czym zabija demony. Zdaje sobie sprawę ile dla ludzi znaczy ich majątek. Martwi mnie co innego. Ozyrys powiedział, że skazili ziemię i nieumarli będą powstawać. Musimy zminimalizować straty jakie nadejdą.
- Odwlekłem skażenie ziemi, ale zawsze mogli znaleźć kogoś innego do tej roboty, albo sam Croatan się wysilił. Tak czy inaczej, to co mówił było... nie, jest prawdą. - mówił spokojnie Erven kierując swoje kroki ku wnętrzu karczmy - Tak czy inaczej, demony mają parę asów w rękawie. Błąd demona, że się wydał z częścią z nich, choć sumie nie powiedział nic czego bym nie wiedział.
Wciąż pozostało jednak kilka niewiadomych powstałych podczas starcia... (rodzina, pataya i może coś jeszcze)
Wnętrze karczmy, układ, był raczej nietypowy. Przypominał bardziej Nimfę niż jakąkolwiek z flagowych karczm każdego miasta Unii. Zaraz przy wejściu znajdował się mały kontuar z niewielkim zapleczem. Miejsce to służyło jako recepcja. Nie było tu typowego baru, a wszystkie potrawy były przynoszone bezpośrednio z kuchni przez dwie... trzy kelnerki. Jedna była uskrzydloną o zielonych piórach, a dwie pozostałe to ludzkie bliźniaczki.

Karczma miała 4 poziomy. Części parteru, piwnicy i pierwszego piętra stanowiły jadalnię. Druga, nie dostępna od jadalni część piwnicy była magazynem. Część parteru stanowiła kuchnia i zapewne pomieszczenia gospodarcze. Całe drugie i część pierwszego piętra był częścią sypialnianą. Odpowiednio prywatną i wspólną. Z dodatkowych spostrzeżeń.
W piwnicy można było spróbować sił w kilku grach hazardowych.
Część jadalni umiejscowiona na piętrze, będąca de facto jedynie balkonem z 2 stolikami, była rezerwowana. Tak wynikało ze słów recepcjonistki. Bez wyraźniej zgody osób tam przebywających nietaktem było ich nachodzenie. Dodatkowo... można było odnieść wrażenie, że są pewne osobistości mające pierwszeństwo w rezerwowaniu tamtejszych stolików.
Co do obecnych... ich duża liczba wcale nie sprawiała że w karczmie było tłoczno.
Parter:



Xernea
Cheaster [czester]
Siostry wojny, bez Three i Four. Five zasiadła przy innym stoliku prowadzą z kimś rozmowę.
Herbia, Ihasta, przy których zasiadała młoda czarodziejka o imieniu Weronika

Do tego zauważalna większośc obecnych pochodziła z Loungher, prowadząc ożywione plotki o walce.
Piwnica:



(zakapturzona)

Erven, choć spodziewał się, że zakwaterwanie i wyżywienie będą musieli załatwić na własny rachunek został zaskoczony kiedy się dowiedział, że to już zostało uregulowane. No cóż, nie narzekał… na wszelki wypadek wypytał o pokoje i który został komu przydzielony. Ot, dobrze wiedzieć rozkład sił… na wypadek problemów. Tak czy inaczej, odebrał klucz.
- Rozejrzę się. Odpocznijcie, od jutra zaczynamy naszą pracę na poważnie. Treningi, werbunek ludzi i stawianie fortyfikacji.
Po tych słowach udał się do piwnicy pragnąc zacząć swoje przeszukiwania od dołu ku górze. I musiał przyznać, że był to dobry wybór, bo jego oko pochwyciła biało-rudowłosa.
Z delikatnym uśmiechem podszedł do niej i powiedział.
- To nietypowy widok posiadać włosy w dwóch kolorach. Jeszcze rzadszym jest aureola. To przypadek, czy zrządzenie losu mieć takie hojne dary?
- Sama byłam zaskoczona jak zaczęto się do mnie modlić. To aż tak niespotykane przybory? - zapytała jakby po dłuższej chwili. Widocznie Lure musiało podziałać na nią przyjaźnie.
- Dość niespotykane, ale nie martw się, nie będę zamęczał modlitwą. Prawdę mówiąc nie wierzę w siłę wyższą. - odpowiedział Erven po czym drobnym gestem wskazał na krzesło przy jej stoliku - Można?
- Proszę. - wskazała gestem wolne miejsce - Racja. Siły wyższe nie istnieją, a jeśli... to gdzieś na pewno leży ich przyziemna przyczyna.
Erven usiadł nieśpiesznie na krześle i powiedział.
- Niektórzy mawiają, że jedyni bogowie jacy są to my sami. Bogowie ucieleśnieni. Muszę przyznać, że to dość ciekawa koncepcja.
- Wolę tą że bogowie to jedynie byty wyższe zrodzone z czystej mocy i obranego elementu. Taka wiara brzmi trochę dziwnie, ale przez coś tak wielkiego mogę uznać... że wiara wynika raczej z respektu. A gadatliwi... echem -wy jak mało kto.
Erven skinął głową.
- Jest też teoria, że bóstwo umiera kiedy ginie ostatni wyznawca, bo z wiary czerpie moc… ale co ja się znam. Napijesz się czegoś?
- Dziękuję piłam niedawno kawę. Miła odmiana po napojach z Irytem. O tej teorii też słyszałam, nawet z pierwszej ręki od pewnego kapłana. Bodajże, bóstwa nie mogą się odrodzić bez wiernych. Ale czy giną bez nich tego nie był w stanie uzasadnić. Może to kwestia typu bóstwa.
- Ponoć są bóstwa, które czerpią moc bezpośrednio ze zjawisk i emocji z którymi są powiązane. - zauważył mężczyzna po czym pochylił się lekko ku niej i ściszył głos konspiracyjnie - Szczególnie to dotyczy się bóstw Osnowy.
- Mówisz o bóstwach dziedzinowych? Też o tym słyszałam. Podobno są bardzo paskudne. Choć nie dane było mi jeszcze spotkać tych tak zwanych demonów osnowy.
- Moje źródło podaje, że te z Osnowy nie zmaterializują się w tym świecie, bo jest dla nich toksyczny. To bardziej paradygmaty, myślokształty ukształtowane z pierwotnych potrzeb, emocji i myśli istot żywych. Dlatego ciężko z nimi walczyć. Od tego mają swoje pomioty, demony, które po “śmieci” w świecie materialnym wracają do swojego wymiaru. Czy jakoś tak.
- Intrygujące. A są jakieś znane metody walki z nimi?
- I tu jest właśnie pies pogrzebany… bo jak walczyć z czymś co się żywi tym co sprawia, że jesteś żywą, myślącą, pragnącą istotą?
- Chyba rozumiem. Szkoda, wiedziałabym jak przygotować moje bomby na ewentualne spotkanie. Ech... może Ki ale rzeczy niematerialne nie są w stanie go przetrzymywać. - westchnęła z uśmiechem że nic na to nie jest w stanie poradzić.
- Oh, uwierz mi. Z demonami za pasem będziesz mieć wiele okazji powysadzać trochę w powietrze. - powiedział rozbawionym głosem mężczyzna i się zaśmiał - Tak czy inaczej, Osnowa to problem na potem. Mamy Garollo do utrzymania i nie może upaść, bo wtedy wszystko stracone.
- Słyszałam że mieliście niezły ubaw w Loungher. Całe miasto poszło z dymem. Ale wiem jakie są karczemne opowieści... wiesz jak to było z pierwszej ręki?
- Bitwa była już wygrana. Na polu walki został koronny i mały zastęp demonów, ale… jakiś anioł interweniował i wymazał wszystko co materialne włączając w to miasto i demony. Można powiedzieć, że wszystko poszło “ze światłem”.
- Ha ha ha. Już wiem czemu w Gata tak dziwnie na mnie patrzono.
W sali rozległ się nagle okrzyk wiwatu za stołem przy którym siedziała Four, pozostał już tylko jeden zawodnik, reszta wiła się pod stołem coś tam mamrocząc.
Z kolei tuż przy ścianie, gdzie rzucano nożami do drewnianej tarczy, trwała zacięta rywalizacja między dwoma szermierzami, jednym z opaską na oku, krukiem na ramieniu, a drugim ubranym w czarny kombinezon, który rzucał tylko sztyletami ze srebra.
Drobne zakapturzone dziewczę spoglądało właśnie w ich stronę, choć zapewne było nieśmiałe by dołączyć.
- Wygląda na to, że mamy towarzystwo… - mruknął czarnoksiężnik i spojrzał na kobietę z którą prowadził rozmowę po czym się przedstawił - Erven Sharsth. Jeszcze nie znany w tych okolicach, więc zapewne o mnie nie słyszałaś... ale to się, zapewne niedługo, zmieni.
- Jackelin'O. Przybyszka, przystanęłam tutaj, ale niedługo ruszam dalej na zachód. Wiesz, mogliśmy się już gdzieś wcześniej spotkać? Mam dość dobrą pamięć do twarzy... o ile ich nie wysadzam. - dodała z uśmiechem - San Serandinas, a może Londynium?
- Zdecydowanie San Sarandinas... - odpowiedział z szerokim uśmiechem - ...i tak, też jestem przybyszem. Można powiedzieć, że znajduje się tam moja baza operacyjna i większość wolnego czasu tam spędzam. Nie chciałabyś zostać z nami? Zbliża się wojna i przyda się ktoś kto zna się na materiałach wybuchowych… pomyśl Jackelin’O. W pełni legalne wysadzanie w dużej ilości!
- Wiesz jak skusić kobietę. - zaśmiała się zarzucając włosami i nachylając się nad stołem - Doświadczony zawodnik?
- Cóż, jest tylko jeden sposób by się przekonać. - odpowiedział z uśmiechem.
- He. He. Pomyślałam o tym samym.- rzekła nachylając się głęboko nad stołem i chwytając Ervena z kołnierz.
Mag nic nie odpowiedział, zresztą nie był w stanie... jego usta były zajęte.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 17-05-2017 o 20:10.
Dhratlach jest offline