Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2017, 20:45   #10
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Aaron usłyszał podejrzane rżenie. Poszukał szopa, który był zajęły żarciem trzeciej kolacji.
- Szopen, idź na dach - szepnął do szopa.
Zwierzę przerwało posiłek.
- A co ja, wiewiórka jestem? - spytało z wyrzutem.
- Ej, jak chcesz, to mogę cię lepiej przekonać, wiesz o tym?
- Nie wyrzucisz mnie~

Aaron wystawił szopa za okno.
- Aa. dobra, dobra! Pójdę na dach - szop wierzgał, po czym łapką dał znać mnichowi, żeby go dał na parapet.
- Tylko sza, Szopen - mnich pogonił zwierzę. - Rozeznaj się w sytuacji i wracaj.
- Zastanowię się - burknął szop i jakimś cudem wdrapał się na dach.

Mam nadzieję, że nikt tego nie słyszał”, mruknął Aaron.
Osioł był w domostwie. Dziwoląg też. Teraz trzeba było coś zrobić z tymi przerośniętymi krwiożerczymi konikami.

Primus wyjrzał przez okno. Jednorogi odcinały drogę do Keht. Szanse przebicia się siłą ocenił na minimalne. Szanse na przewiezienie więźnia przy okazji - na zerowe. Nie widział jednak machin oblężniczych, uznał więc, że nie ma się co spieszyć.
- Pora obudzić resztę - zwrócił się do Aarona, odezwawszy się może drugi raz podczas tej warty.
Czekał na śniadanie i przejęcie obowiązku pilnowania więźnia przez innych. Z chęcią przespałby jeszcze ze dwie godzinki, skoro i tak nie mają jak wyruszyć dalej w tej chwili.

Aaron upewnił się, że Primus jeszcze popilnuje więźnia, poszedł obudzić resztę.
- Panowie, jednorogi otoczyły nam siedzibę.

Kiedy zaś obudził resztę, postanowił udać się na ostatnie piętro, żeby odebrać Szopena wraz z jego raportem.
Na szczycie wieży znalazł spore pomieszczenie wypełnione różnorakimi przedmiotami których przeznaczenia nie potrafił odgadnąć. Jedynie trzy wydawały się na tyle znajome że mógł zgadywać czym są, astrolabium, sekstans i jakaś dziwna aparatura gorzelnicza.
Na obecną chwilę mnicha bardziej interesowało występowanie okna w tym pomieszczeniu. Musiał jakoś odebrać Szopena. Otworzył więc to okno bez większego zastanowienia i rozejrzał się za swoim zwierzem.
Dach wieży był stromy, lecz Szopenowi udało się dotrzeć do okna i wleźć przez nie do pomieszczenia.
- Wybacz, stary, musiałem cię jakoś zmusić - mruknął Aaron do futrzastego.
- Jeśli mi załatwisz jakieś porządniejsze owocki, to ci wtedy wybaczę - mruknął Szopen.
- Widziałeś co ciekawego?
- Jednorogi - oznajmił szop.
Bardzo odkrywcza wieść.
- A ile?
Szop pokazał łapkę raz, potem drugi raz. Po chwili z wyraźną konsternacją pokazał trzecią.
- Dobra, niech zgadnę, nie umiesz liczb? - mnich nieco się zażenował.
- Liczby?
Aaron westchnął ciężko.
- To dużo nie pomoże.
- No, jest ich więcej niż ja mam palców na łapach, to na pewno. W każdym razie - są wszędzie. Wylegują się, jedzą trawę, takie tam.
- Powiedz mi jeszcze, że wiesz, jak można się z nimi uporać.
- Nie. Znaczy się, nie wiem. Przecież nie jestem chodzącą ency… no, takim czymś na wiedzę. - żachnął się szop. - Ale za to czuję jedzenie na dole.
- Nie sądziłem, że to powiem, ale chyba pójdę zwiedzić bibliotekę staruszka - mruknął Aaron. - Może coś tam znajdziemy o tych całych jednorożcach.
- Ja tam bym wolał pójść na jedzenie. W tej bibliotece nie wiem co jest, ale chyba nie jedzenie - stwierdził szop. - Ale pójdę z tobą, nie chcę siedzieć sam z tym knurem, co mnie nazwał fretką. Wygląda mi na stukniętego i jeszcze brakuje mi tego, żeby ze mnie zrobił sobie szalik.

***

Mnich wraz z szopem ruszyli w kierunku biblioteki.
- Chyba ktoś tam śpi - stwierdził szop.
Aaron zapukał do jej drzwi. Odpowiedziała mu tylko cisza, przerywana głośnym chrapaniem. Po tym mężczyzna sprawdził, czy drzwi są otwarte, i wszedł cicho do komnaty, a szop polazł za nim.
W sypialni staruszka panował nieporządek, na wielkim biurku leżała otwarta księga, sądzac po obrazkach był to zielnik. Po kątach walały się stare ubrania, zupełnie jakby gospodarz miał za mało czasu by zwyczajnie zebrać je w jedno miejsce. Pysznił się tu też regał pełen ksiąg podobnych do tej na biurku. Większość traktowała o gwiazdach ziołach, kilka było poświęconych teorii magii i wykorzystania prany w magicznych urządzeniach. Jest jeszcze jedna księga, nie bardzo pasująca tematyką do pozostałych “Historia Zachodniej Prowincji”.
Clarit nawet nie miał zamiaru wyglądać za okno. Już usłyszał o tych zawszonych jednorogach i wiedział, że nic im nie zrobi. Zerknie na nie najwyżej przy okazji kiedy będzie chciał się już zabić z nudy. Odruchowo sprawdził czy wszystkie jego rzeczy są na miejscu po czym rozejrzał się za czymś do jedzenia i picia. Gdy już jednak zaspokoił swoje najniższe potrzeby to postanowił rozejrzeć się po wieży. Zdążył już wywnioskować, że starzec musi mieć chociaż trochę ziółek gdzieś na zbyciu więc na pewno się nie pogniewa jak alchemik sobie nieco ‘pożyczy”. Tak też trafił na wyższe piętra i otwarte drzwi więc nie czaił się tylko wkroczył za poprzednikami.
- Węszymy? - zapytał cicho mając nadzieję, że wystraszy Aarona.

Jeśli chodziło o takową nadzieję, to cóż, Clarit był całkiem blisko z tym wystraszeniem. Gdyby Aaron nie był bardziej opanowany, Clarit pewnie w tym momencie skończyłby z rozkwaszonym nosem. Szop miał coś powiedzieć w momencie, gdy Clarit znalazł się blisko drzwi, o mały włos się nie wygadał, zdążył z powrotem do udawania zwykłego szopa.
- Mnie pytasz czy kogo? - mnich zadał retoryczne pytanie. Widać, że nie czekał nawet na odpowiedź alchemika, bo wnet dorzucił. - Za czym tu przyszedłeś? - pytanie mogło sugerować oschły ton, ale nic z tych rzeczy; ton był jak najbardziej neutralny.

- Za ziołami... A ty? - zapytał podobnym tonem, ale już dostrzegł kolekcje książek i wyminął Aarona i podszedł do zbioru, aby go zbadać.

- Za księgami - mnich wzruszył ramionami. - Myślałem nad poszukaniem jakiegoś sposobu na te przerośnięte kuce - dodał od niechcenia, też rzucił okiem na księgi. Miał dość ciężki wybór, ale nie w kwestii jednorogów, niemniej jakby miał na nie spróbować coś zaradzić… postanowił na szybko przejrzeć Historie Zachodniej Prowincji, spróbuje w niej poszukać wskazówek.
Księga była ciężkim, opasłym tomiskiem. I było w niej informacji zdecydowanie więcej niż Aaron mógłby się spodziewać, a przy tym były spisane bez żadnego dającego się pojąć wzoru, zupełnie jakby autor pisał to co akurat sobie przypomniał lub uznał za ważne. Aaron nie usatysfakcjonowany wynikami poszukiwań odstawił księgę. Popatrzył więc za pierwszą księgą, która nie zajmowała się zagadnieniami magicznymi, a mogła być użyteczna na przykład w lecznictwie. I od razu pomyślał o otwartym na biurku zielniku, tym którego kolorowe, misterne ilustracje ujrzał zaraz po wejściu do komnaty. Toteż zaczął ją studiować.
A alchemik szybko pochwycił porzuconą przez Aarona księgę i sam zaczął ją wertować. Nie ufał im i obawiał się utracenia każdej ważniejszej informacji. Nie miał też zamiaru odpuszczać woluminom traktującym o magii zaś po tym.. Po tym miał zamiar iść zwiedzać dalej co dziadzia mógł sobie urządzić w takim miejscu. Zerkał tylko co jakiś czas na kudłacza z szopem kontrolnie, aby w razie czego wiedzieć czy ten coś znalazł wartego uwagi.
Aaron znów miał pecha, nie znalazł niczego, co by go zainteresowało, więc porzucił dalsze przepatrywanie księgi, jak i dalszego studiowania ksiąg. Tymczasem do szopa uśmiechnęło się szczęście, znalazł coś co z pewnością było coś warte, choć niestety nie było jedzeniem, zwracał teraz na siebię uwagę Aarona, a ten poszedł obejrzeć znalezisko. Niewielkie pudełeczko które staruszek trzymał pod łóżkiem, nie było zamknięte, zaś w nim Aaron znalazł plik kartek, wygladały jak oficjalne dokumenty legiony, ze wszelkimi sygnaturami. Brakowało na nich tylko treści, były całkowicie puste i na pewno nowe, nie został bowiem żaden ślad po wywabianiu atramentu.
Historia Zachodniej Prowincji zawierała kilka ciekawych informacji, jeśli wiedziało się jak ich szukać. Po pierwsze, była tam wzmianka o jednorogach, choć nazwano je nieco inaczej, po drugie jedyna taka wzmianka pojawia się dopiero po czasach Czarnego Mnicha, wcześniej nie ma o nich słowa, choć sama księga opisuje czasy odległe nawet o kilka stuleci. Wspomina się również o wieży owego złoczyńcy, która zgodnie z opisem jaki zawiera księga, jest obecnie wieżą bractwa alchemików nieopodal Pasaram. Lecz księga wspomina również, że wieżę było widać ze wzgórza na którym znajdował się fort legionów. Fragment ten jest dość niejasny, i przypomina raczej kopię raportu lub pamiętnika legionisty niż opracowanie historyczne. Alchemikowi udało się ustalić, że był to o dziwo fragment opisujący wydarzenia poprzedzające Rebelię Czarnego Mnicha.
Clarit nie czekał długo aż zagubi gdzieś informacje i po prostu rozejrzał się za czymś do pisania i chociaż skrawkiem czystej kartki, aby utrwalić to czego się dowiedział. Na razie wprawdzie nie mówiło mu to wiele, ale coś czuł, że to może się zmienić w najbliższej przyszłości. Czarny Mnich i jednorogi tuż po nim...
Tymczasem Aaron nie był zajęty czytaniem informacji o Czarnym Mnichu czy jednorogach, natomiast starał się wziąć pudełko bezszelestnie i sprawdzić dokładniej papiery. Stwierdził, że “zarekwiruje” cichaczem kilka papierów, może się do czegoś przydadzą. Reszta papierów wylądowała na starym miejscu. Sęk w tym, że zrabowanych papierów nie miał jak przechować.
- Miałbyś gdzie przechować dokumenty? - spytał się Clarita, pokazując pozyskane arkusze.

Odwrócił się w stronę drugiego mężczyzny i spojrzał co też tamten pochwycił. Wziął do ręki jedno z pism i aż zamrugał zaskoczony.
- Nasz dziadzia bawi się w fałszerkę? - po czym spojrzał na Aarona i wziął resztę papierów - Myślę, że miejsce się znajdzie.. No kto by pomyślał? - dodał nieco rozbawiony zaistniałą sytuacją.

- Jakaś księga by się przydała - stwierdził Aaron. Tylko że nie wiedział, kto z ferajny był molem książkowym. - Albo co płaskiego i składanego.

Posłał mu spojrzenie pełne zawodu, Naprawdę myślał, że wsadzi to w skarpety?
- Rozumiem, zaopiekuję się nimi, a nuż się nam przydadzą.. Inną sprawą jest to dlaczego w ogóle znalazłeś coś takiego u tego miłego staruszka zajmującego się ziółkami na kompletnym pustkowiu.

- Znalazłem przypadkiem - Aaron wzruszył ramionami, nie tłumacząc wiele. Szop zaś nie znalazł już więcej nic ciekawego.

Zakonnik chyba nie zrozumiał co alchemik miał na myśli. Nie interesowało go jak Aaron to znalazł tylko dlaczego w ogóle staruszek coś takiego miał w swoim posiadaniu. Wzruszył więc na zapewnienie drugiego mężczyzny ramionami.
- Potem możemy o to najwyżej zapytać samego podejrzanego, ale teraz musisz mi wybaczyć. Idę sobie dalej pozwiedzać. Może wpadnę na coś jeszcze. Nie wiem. Jeszcze się okaże, że dziadek jest w zmowie z jednorogami i dzielą się łupami albo przerzuca je za pomocą tych papierów za granicę - zażartował - W razie czego zgłoś się po te dokumenty to ci je oddam - dorzucił na odchodne.

- Coś mi się wydaje, że dziadek niechętnie podzieli się z nami odpowiedzią, po co mu te dokumenty, o ile nie przyprze się go do muru - Aaron rzucił do Clarita. - No to miłego węszenia - dodał. Kiedy Clarit wyszedł z pomieszczenia, mnichu rzucił jeszcze okiem na księgi.

Gdy alchemik oddalił się wystarczająco daleko od mężczyzny i szopa, zwierzę rzuciło półgębkiem do swojego właściciela:
- Uf, mało brakowało. Ale by było, jakbym się przy nim wygadał.
Aaron zamknął drzwi do sypialni staruszka po tym, jak szop opuścił pomieszczenie.
- Całkiem dobrze ci idzie udawanie zwykłego zwierzaka.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że coś jeszcze na dole zostało z jedzenia.
- Pewnie zostawili ci okruszki.
- To wezmę od więźnia - stwierdził szop. - A ty będziesz się za mnie tłumaczyć, co się stało z jego jedzeniem.
- Pewnie, że nie będę się za ciebie tłumaczył. Ja nie będę gadał z tym dziwolągiem. Kto wie, czy jakie czary na nas nie rzuci i nie będziemy rzygać własnymi bebechami czy coś w tym rodzaju.
I tak duet udał się na dół, żeby się posilić.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline