Zahija skinęła i zwróciła się w kierunku trolla.
Jedną myśl zajęły jej rozważania czym zaatakować.
Hamadrio był obok. Patrzył kątem oka. Dobrze. Niech zobaczy czym się para. Niech się boi. Czary to nie igraszka a magia bywa dzika i nieprzewidywalna, tym bardziej w rękach kobiety.
Zahija ześlizgnęła się z końskiego grzbietu. Kucnęła na mokrej ziemi i wyciągnęła przed siebie ręce. Wiatr targał poły jej czarnych zwiewnych szat. Błysnęło zakrzywione ostrze noża. Zapiekło.
Polała się krew.
Rusanamanka poczekała aż zbierze się jej więcej w zagłębieniu dłoni.
- Alssamah shawkat alddam alshsharabi - wysyczała magiczne formuły, głośniej niż było to w rzeczywistości konieczne. - Alssamah ladaghat shawkat aljism.
Wpiła palce w podłoże. Poczekała aż jej krew wymiesza się z błotnistą ziemią, wyda na świat magię, tak jak ziemia wydaje na świat plony. Niech krwawe ciernie oplotą trolla. Niech wypiją z niego krew. Niech kąsają jego ciało. |