Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2017, 19:03   #15
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Z powrotem przy stole.

Staruszek właśnie zabierał się do opowiadania swej teorii kiedy zobaczył schodzącego z góry Clarita i gestem zaprosił go do stołu, licząc na kolejnego słuchacza. Nim jednak alchemik zdążył zareagować, z piwnicy wyszli Rinmotoki i Aulus.

Aż przystanął widząc gest staruszka i zastanowił się, aby w końcowym rezultacie dojść do wniosku, że może jednak więzień nie ucieknie, a Aulus sam się znajdzie. I o dziwo znalazł, ale alchemik już zasiadał przy stole mierząc Zakonnika Clementi podejrzliwym spojrzeniem. Nie ukrywał, że ma nadzieję na coś ciekawego, a jeśli nie… No cóż. Nie miał zamiaru bawić się w konwenanse i po prostu odejdzie porozmawiać z Aulusem.


Widząc zbierających się towarzyszy Luthias się lekko ucieszył, przynajmniej nie będzie musiał nic nikomu tłumaczyć, jak zrobi to staruszek. Ale zaniepokoił go widok Clarita schodzącego z góry, wiedział, że wyżej są tylko pokoje gospodarza, a skoro Clarit stamtąd schodził to znaczy, że musiał tam czegoś szukać. Pogrążony w tych myślach czekał, aż się wszyscy zjawią przy stole i w końcu pozna tą teorię.

Rimnotoki nie był zbyt zadowolony z tego, że będzie musiał poczekać z informowaniem reszty o przejściu, ale widząc że nie ma innego wyboru, przysiadł się do stołu i posłuchał tego, co ma do powiedzenia starzec.

Po chwili z dołu przyszli Aaron z szopem i dosiedli się do stołu. Rzecz jasna, Szopen zarezerwował sobie miejsce NA stole.

- Trzymałbyś to zwierze na podłodze. Skomentował Aulus. - Kto to widział tak po stole łazić? A kysz! Machnął na futrzaka ręką.

Szopen skoczył na podłogę i poczłapał w kierunku więźnia , potajemnie łypiąc na Aulusa. Aaron obserwował całe zajście z obojętnością.
- W czym ci przeszkadzało to, że mój szop siedział na stole? - rzucił pytanie do Aulusa, po czym zwrócił się do staruszka. - O co chodzi?

- Stół. Miejsce gdzie jesz. Zwierze. Łazi po ziemi. Brud. Niejasne? - Wyjaśnił Aulus.

- Że też większych problemów nie masz? - Aaron machnął ręką. A dziwadła to co, nie brzydził się? A osioł w domostwie? Mnich nie pojmował priorytetów zakonnika Iustitii, ale nie zamierzał się tym też martwić, uznając, że ma już wystarczająco problemów na głowie, żeby przejmować się tak mało istotnymi kwestiami jak najbardziej cywilizowane zwierzę w domostwie siedziało sobie bez przeszkadzania komukolwiek na stole, i dokładać sobie kolejne kłopoty na łeb. [Aaron] Zerkał to na starca, to na szopa, który podżerał soczysty owoc.
- Mówi ten, co osła wniósł do tej nory - burknął pod nosem Szopen, ale tego nie słyszał nikt poza samym szopem.

- A możecie się do kurwy nędzy zamknąć? - warknął na obu alchemik.

Warknięcie alchemika zdawało się schodzić po Aaronie jak woda po kaczce. Clarit mógł równie dobrze wrzeszczeć na ścianę, bo mnich mu nic nie odpowiedział ani na to jakoś specjalnie nie zareagował, ten zerkał na starca albo miał na oku szopa (z urażoną dumą).

- Słowo daję, jednorogi wam niepotrzebne - zakpił staruszek, po czym znów zwrócił się do Luthiasa. - A więc posłuchaj. W kronikach nie ma najmniejszej wzmianki o jednorogach przed czasami rebelii. Wzgórza te były wówczas nazywane po prostu zielonymi, a największymi drapieżnikami były tu wilki. Skąd więc wzięły się jednorogi? Przybyły ze wschodu? Oczywiście, że nie, inaczej ktoś w Imperium by o nich wiedział. Więc może z południa? Też nie, zaraz za wielkim bagnem mamy ocean, a wątpię by były dobrymi pływakami, w ich wyjście spod wody też nie uwierzę. No więc może zachód? Nie sądze, Wielki Mur jest największym pasmem górskim jakie widziałem, a widziałem nie jedno, do tego jest najbardziej stromy i zdradliwy ze wszystkich, to właśnie dlatego Imperium nie rozszerza swych wpływów na zachód. Co więcej, jednorogi nie wydają się być podobne do kozic, mogą sobie żyć na tych łagodnych wzgórzach ale już nie na szczytach Wielkiego Muru. Zostaje nam zatem północ, ale to też mało prawdopodobne. Byłeś kiedyś na północy? Rośnie tam gęsty las, zbyt gęsty dla tak wielkich zwierząt. To jeszcze nie wszystko, zimy na północy są znacznie bardziej srogie niż te które mamy tutaj, a jednorogi nie lubią zimna, bardzo nie lubią. Przez lata kiedy tu mieszkałem widziałem nie jednego który padł od mrozów, więc jak miały by przeżyć na północy? Jedyne, co mogło się stać, to Czarny Mnich. Musiał jakoś wpłynąć na materię pierwotnych stworzeń, i przemienić je w jednorogi, to jedyne wytłumaczenie!

- Czyli Czarny Mnich w jakiś sposób poznał tajniki alchemii w takim stopniu, że mógł manipulować tak dobrze stworzeniami, że mógł stworzyć z nich całkiem inny twór?

- A ja się zastanawiam po co? Przecież mógł swoją wiedzę i umiejętności wykorzystać lepiej niż kreując krwiożercze konie z rogami - rzekł z zamyśleniu Clarit.

- Mam wrażenie, że tworząc jednorogi potrafił też nad nimi zapanować. Więc z małą armią jednorogów, które potrafiłby kontrolować, mógłby zgnieść oddziały legionu. Masz jakąś teorię, w jaki sposób otrzymał on te jednorogi? Spaczył obrzęd teurgiczny, manipulował praną, czy może coś innego?

- Widzę, że myślisz tak jak mógłby myśleć Czarny Mnich, ale powiedz mi, widziałeś kiedyś jednoroga z bliska? Widziałeś jak się zachowują? Nie, oczywiście, że nie widziałeś. Powiem Ci coś, one są szalone, całkowicie szalone, w ich pomarańczowych oczach widać tylko obłęd. To nie są naturalne stworzenia i one o tym wiedzą, a to powoduje szaleństwo. - Staruszek rozwiał przypuszczenia Luthiasa. - Choć stwarzając je, mógł o tym nie wiedzieć. A jeśli idzie o sposób, cóż trzeba by zapytać alchemików, w końcu to oni przejęli całą bibliotekę Czarnego Mnicha, ba przejęli też jego pracownię wraz z całą jego siedzibą. Mam ja jednak podejrzenia jak zdobył niezbędną wiedzę, demony, musiał zdobyć dostęp do ich wiedzy!

Aaron nie odzywał się nie dlatego, że nie miał pytań, ale dlatego, bo sam próbował wyciągnąć więcej
wniosków niż te, co podsuwał staruszek, poza tym nie chciał jakoś na głos naprowadzać towarzyszy podróży na trop odnośnie jego pupilka. Przyszło mu na myśl, że nigdy nie zapytał Szopena o jego przeszłość, bo przyjął, że szop to szop, na pewno nie żył tyle lat… to znaczy ile?
- Od kiedy te jednorogi pałętają się po tutejszych ziemiach? - niespodziewanie Aaron zadał pytanie. Może głupie pytanie, ale słyszał kiedyś zasadę, że nie ma głupich pytań - są tylko głupi odpowiadający. Czy jakoś tak.

- Dobre pytanie, lecz odpowiedzi na nie nie znam. Najpewniej sto, może sto dwadzieścia lat temu pojawiły się po raz pierwszy. To właśnie wtedy Czarny Mnich był najbardziej aktywny, tak przynajmniej twierdzą kroniki.

Czy Szopen mógł mieć sto czy sto dwadzieścia? Czemu nie. Mógł mieć równie dobrze i więcej. Tylko Aarona jakoś to do teraz nie interesowało, przyzwyczaił się, że ma gadającego zwierza i tyle, a nawet aż tyle. Dla postronnych jednak gadające zwierzę było równoznaczne z plugastwem, tak jak dla mnicha każdy przejaw nadprzyrodzonych znaków uznawał za jedno ustrojstwo, co biorąc pod uwagę było dziwne, że gadającego szopa nie sprzedał do wędrownego cyrku albo nie przerobił na szalik. W tym momencie stwierdził, że gadające zwierzęta to mają przerąbane, zwłaszcza takie, co nie potrafią legionów przerabiać na krwawą masę.
Pytanie jeszcze, czy staruszek wiedział o tym, co skrywa w piwnicy. Musiał wiedzieć. Miły starszy pan nie musiał być miły, ale na pewno był skryty. A poza tym, jak staruszek radził sobie z tymi jednorogami? Przecież musiał jakoś z tej wieży wychodzić, żeby jakoś żywność sobie sprowadzić czy coś...
- Jak długo tu mieszkasz? - Aaron zadał pytanie staruszkowi. Takie z innej beczki, żeby nie powiedzieć, że z dupy, ale w tym momencie mnicha nawet dość oświeciło, jak na jego olewackie i leniwe podejście do rzeczywistości.

- Oj długo, pół życia, ale nie, nie jestem tak stary by pamiętać początki jednorogów. - Staruszek zaśmiał się odpowiadając na pytanie Aarona.

- Nie obchodzą mnie tyle początki jednorogów, co to, jak sobie radzisz z tym, że w każdej chwili pod domostwo mogą podejść te jednorogi? Masz jakiś sposób na nie albo jakieś tajne przejście, żeby obejść ich… hm, terytoria?

[i]- To żadna tajemnica ani nic w tym guście. Po prostu wiem kiedy można wyjść bezpiecznie, jak byłem młodszy udało mi się odczytać pewien schemat ich zachowania. Widzisz, teraz przylazły za wami ale w końcu sobie pójdą, zwłaszcza, że zbliża się zima, zimą walczą nawet między sobą.

Alchemik przez chwilę milczał przysłuchując się rozmowie, ale w końcu nie wytrzymał.
- Skończcie te farmazony i lepiej powiedz nam co ty tutaj robisz na tym pustkowiu? Do czego starcowi na odludziu omniskop i inne narzędzia najwyższej klasy? Co ty tutaj tworzysz? Jednorogi mało mnie obchodzą, bo i tak to zdziczałe kreatury bez nadziei na poprawę, za to jednak ciekawi mnie dlaczego pustelnik bawi się w alchemię i badanie przepływów prany na najwyższym poziomie.

Aaron nie miał problemów z powstrzymaniem się od przygwożdżenia łba Claritowi do blatu stołu. Co prawda można to było tłumaczyć tym, że Aaron nie czuł szczególnego pociągu nie tylko do alchemii i magii, ale także do wikłania się w mało- czy nieistotne sprawy, którymi nie miał się zajmować, oraz opanowania wykształconego przez parę (ale zawsze ileś) lat w zakonie. Jego akurat nie obchodziło, co staruch robił na odludziu, bo uznał, że to sprawa starucha. Aaron potrzebował sposobu na jednorogi, jakiegokolwiek, czy to jakąś wyjebistą technikę ćwiartowania jednorogów z kolana czy zdmuchiwania ich z powierzchni ziemi za pomocą wpierdolu w parszywy rogaty ryj, a tamten wyjeżdża z jakimiś duperelami, które nie uważał za ważne czy interesujące dla niego.

- Żyje tu sobie, to niech sobie żyje, na chuj drążyć temat. - krótko i zwięźle odparł Primus, poczuł jednak, że wypada rozwinąć wypowiedź - Mógł nie otwierać drzwi, a wpuścił bandę pokrwawionych obdartusów do wieży bez zbędnego wypytywania i, jak dla mnie, możemy odpłacić mu tym samym. Zresztą, ciekawie gada.
Jak każdy wojak, Primus czuł nieodparty pociąg do historii. Za dobrą historię można było zawsze dostać kubek gorzałki od kompanów, miejsce przy ognisku, czasem całusa od ciągnących się za armią markietanek. Primus nie miał talentu do opowiadania i zapominał połowę w ciągu kilku dni od usłyszenia, ale opowiadaczy szanował.
Zresztą, dobrze rozumiał potrzebę spokoju na emeryturze. Staruszek wyglądał mu na maga, a tacy ciągle mieli pełne ręce roboty. Pamiętał jak w Legionie ciągle ich po coś wołali i stale czegoś od nich chcieli. Osiadł sobie z dala od wiosek i bawi się w eksperymenty? I dobrze, po co ludzi ma narażać.

- Nic dodać nic ująć - zgodził się z Primusem Aaron. - jeśli nikt nie pilnuje więźnia, to się tym zajmę- rzucił z innej beczki, wstając ze stołu i kierując się na wartę nad jednym, czy raczej dwoma wybrykami natury. Jeśli miał słuchać rozmów o nieistotnych duperelach, to już wolał robić coś konkretniejszego. Nie lubił rozmów, na których można było tracić tylko czas. Liczył na to, że może Primus pozyska wiedzę, jak poradzić sobie z jednorogami.

- Wiedza od demonów… - mruknął barbarzyńca, kiedy rozmowa na chwilę ucichła. - Jeśli się nie mylę, wiesz o demonach nieco więcej niż przeciętny obywatel imperium, mam rację?

Luthias praktycznie zignorował to co mówili towarzysze i skupił się na słowach Clarita. Z jednej strony był oburzony jego zachowaniem, ale z drugiej… Faktycznie po co mu tyle urządzeń na odludziu? Już chciał wyrazić co sądzi o tym co zrobił, ale obcokrajowiec go wyprzedził i zadał pytanie gospodarzowi, a Luthias postanowił powtórzyć to pytanie, ale bardziej szczegółowo.
- Czyli sądzisz, że Czarny Mnich, mógł być potomkiem demonów, znać kogoś takiego, lub użyć demonicznych mocy lub krwi do tworzenia istot?

- No, jasna kurwa… - mruknął niezadowolony reakcjami współtowarzyszy. Co za głupie, otumanione legionowe psy! Tylko im te popaprane zadanie we łbie! Nic ich nie obchodził więzień i jego pochodzenie ani dlaczego w ogóle był transportowany. Spojrzał na dokumenty, które wręczył mu
Aaron, a teraz leżące na jego kolanach. To była jego jedyna szansa, aby te kundle zainteresowały się całą sprawą, ale wolał to zatrzymać na nieco później.
- Nie, nie rozumiecie mnie. To co ten staruszek tutaj trzyma to wiedza i narzędzia pierwszej klasy. Ktoś to musiał mu nasponsorować, bo nie jest możliwe, aby było go na to stać. W piwnicy za to ma jakieś bełkoty demonów na ścianie. Dalej uważacie, że to nie jest dziwne? On tu coś kręci, a ja mam zamiar skorzystać z jego przyrządów. Chociaż tyle z tego będziemy mieli, że przebadamy tego więźnia, a potem zdecydujemy co dalej. Facet może się też bawić w badania nad praną i mieć związek z tym całym Czarnym Mnichem czy tam Zdzichem czy kimkolwiek dziad był, a tym samym z jednorogami, które aż tak was pasjonują. Co was też pcha tak do tego miasta? Ty! - tutaj wytknął palcem zakonnika Clementi - Powiesz nam w końcu coś o tej całej zabawie? Wiem, że coś wiesz. Nie ukrywaj tego albo narazisz i siebie i nas na niebezpieczeństwo. Do czego legionowi ten więzień? Podejrzewam, że jego prana jest równie kwiecista i niecodzienna co wygląd więc nie wciskaj kitu. Śmierdzi mi to wszystko większym przekrętem.

Staruszek przyglądał się całej rozmowie z szeroko otwartymi oczami, lecz sam milczał pozwalając by sprawę najpierw rozwiązali między sobą goście. Nauczony życiem wolał nie mieszać się w konflikty które nie dotyczyły jego osoby bezpośrednio, nieważne, że był powodem owego sporu.

Aulus przysłuchiwał się rozmowie przez dłuższy czas, starając się nadążyć za rozmową.
- Skaczecie między tematami jak żołnierz na przepustce po burdelach. Podsumował.
- Jednorogi i cały ten Czarny Mnich z pewnością są bardzo ciekawe, ale nic to nie zmienia w naszej sytuacji. liczy się tylko że tam są i chcą nas zeżreć. No i jakoś trzeba je ominąć. Może za radą naszego gospodarza poczekamy dzień, dwa? A nuż dadzą spokój i poszukają innego pastwiska? Zaproponował. - Pakowanie się w ten dziwny loch wydaje się zbyt niebezpieczne i powinno być ostatecznością.

- Poszukają na pewno, te zwierzęta nie potrafią ze sobą wytrzymać pod koniec jesieni, czyli jakoś tak teraz. Rozejdą się za góra trzy, no może cztery dni. Jak się sami do tego czasu nie pozabijacie to będziecie mogli ruszyć w dalsza drogę. - staruszek przytaknął Aulusowi. - A jak będziecie mieli szczęście to nie spotkacie też żadnego po drodze.

- Oby. Aulus pokiwał głową. - Ale skoro już ktoś wspomniał, to zdradzisz nam kim jesteś? Ponoć masz tu całkiem cenne sprzęty, a to nie pasuje do przypadkowego pustelnika. Czyżbyś badał tego Mnicha i jego “dzieła”?

- Im dłużej tu będziemy siedzieć tym gorsze myśli będą przychodzić do głowy więc prosiłbym, abyś choć trochę ułatwił sprawę i odpowiadał na pytania. Niedomówienia zostawiają za duże pole do popisu. Jesteśmy wdzięczni za schronienie jednak pozostawienie nas w obecnej sytuacji doprowadzi do konfliktów. A na pewno ja nie zostanę bezczynny, ale jeśli jest to coś czego postronni nie zrozumieją to możemy porozmawiać jak uczony z uczonym na osobności - powiedział już dużo spokojniej Clarit.

- Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz. Daj starszemu od siebie dojść do słowa. Aulus machnął ręką na wywód kompana.

- Czyżbym was okłamał, czy oszukał? Nie, nigdy nie mówiłem, że jestem przypadkowym pustelnikiem. - stwierdził staruszek rozbawiony całą sytuacją. - Ale masz rację, badam dokładnie to co przypuszczasz, spuściznę Czarnego Mnicha, choć nie mam takiego zaplecza jak Kolegium Magistrów, to jednak udało mi się kupić trochę przyrządów, i tą ziemię. Nie była droga, nikt inny jej nie chciał. Teraz już jesteście spokojni o swój los?

[i]- Ja tam byłem cały czas.[/] Spokojnie odpowiedział Aulus. - Teraz jedynie przez najbliższe dni będzie tutaj nieco gwarniej. Mam nadzieję że to nie problem? Bo utknęliśmy czy tego chcemy, czy nie.

- Jakoś sobie poradzimy, ale osła mógłbyś jednak wyprowadzić do ogrodu. Za mojej pamięci, żaden jednoróg nie przeskoczył przez mur, więc możesz być spokojny o swego zwierzaka. - Staruszek podążył za ciosem.

- Nie tyle mojego, co istotnego dla nas z… pociągowego punktu widzenia. Ale niech i tak będzie. W końcu masz tu lepsze rozeznanie niż my. Aulus pokiwał głowa na zgodę. - Jak tylko skończymy to go wyniosę. Coś jeszcze? Przesunął wzrokiem po zgromadzonych.
- Niemal bym zapomniał! Tak właściwie to mam jeszcze jedno pytanie. Po chwili sam sobie odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
- Wiesz oczywiscie o tym dziwacznym napisie w swojej piwnicy. Skupił wzrok na gospodarzu. - Mógłbyś powiedzieć nam o tym coś więcej? Próbowałeś kiedyś otwierać to przejście? O ile w ogóle jest to przejściem.

Gdy po słowach Aulusa dyskusja się skończyła, a przynajmniej przygasła na tyle, że nie sprawiała wrażenia, że zaraz pójdzie na noże, Primus, jako to żołnierz, postanowił wykorzystać wolny czas, żeby się wyspać na zapas. Potrafił spać i na trawie i w deszczu, ale skoro już miał okazję przespać się w prawdziwym łóżku, ufny że w razie czego go obudzą wstał od stołu i poszedł spać na drugie piętro. Rozejrzał się jeszcze po okolicy z okna, zamknął okiennice i hołdując odwiecznej zasadzie legionistów, że śpi się kiedy można, a wstaje, kiedy każą, owinął się cienkim kocem i zasnął, zanim jeszcze jego głowa dotknęła poduszki. Nie wyspał się jednak. Już kilka, może kilkanaście minut później cała kawalkada żądnych wiedzy osób przetuptała za staruszkiem w drodze na wyższe piętra wieży.
Ponieważ Primus był opanowany, nie powiedział co myśli o budzeniu strudzonych żołnierzy, którzy pół nocy i spory kawał dnia pilnowali więźnia, gdy inni sobie odpoczywali. Westchnął jedynie i polazł za resztą na górę, bo najwyraźniej było to jednak coś ważnego. Nie było. To znaczy może i było, ale niczego z całej rozmowy nie zrozumiał, jedynie rozbolała go głowa.


Pracownia gospodarza.


- A ja mam jeszcze inne jeśli można.. Na kim prowadzisz eksperymenty? Omniskop chyba nie jest tylko jako dekoracja? - dorzucił od siebie alchemik unosząc brew.

- No dobrze, pokażę Ci, chodź. - po tych słowach starzec wstał od stołu i ruszył po schodach na górę. Pomimo podeszłego wieku, staruszek okazał się dość żawawy i po kilku chwilach byli już na czwartym piętrze. Tu staruszek otworzył jeden z niewielkich regałów stojących pod ścianą i z jednej z licznych szufladek wydobył niewielki kamień.

- Wiecie co to?


Spytał z błyskiem w oku i podał kamień Claritowi.

Luthias jednak wolał się zatrzymać z tyłu, nie wie prawie nic o alchemii, lecz stanął w takim miejscu, w którym widział dokładnie przedmiot staruszka. Mimo to nie wiedział co to jest.

Aulus jedynie przysłuchiwał się w ciszy i ciekawie rozglądał po pomieszczeniu.

- Wygląda mi na czysty szmaragd - powiedział w zamyśleniu oglądając podany przez staruszka kamień. Wprawdzie słyszał też, że niektórzy przypisywali mu właściwości ochrony przed magią i klątwami.. Ba! Słyszał i nawet takie teksty, że ktoś przepowiadał z tego przyszłość, Ale szczerze? Alchemik wątpił w takie bajania więc czekał na wyjaśnienia staruszka.

- Brawo, trafiłeś idealnie, ale nie masz do końca racji. To nie zwykły szmaragd, to jeden z jak je nazywam berylów mocy. - Staruszek przyjął dumną pozę. - zbadaj go pod omnitoskopem a sam zrozumiesz, przynajmniej część.

Uniósł w zaskoczeniu brwi. Co też ten staruszek wygadywał? Ale jak ten poradził tak też bez zbędnego pieprzenia się podszedł do urządzenia i umieścił w odpowiednim miejscu szmaragd.
- W ogóle ładne cacko - mruknął z aprobatą na temat przyrządu i zabrał się za swoje.

Na początku beryl niewiele różnił się od zwykłego kamienia, jednak kiedy clarit wyregulował urządzenie by obejrzeć je w spektrum prany, zauważył coś niezwykłego, nie tyle w samym kamieniu co w pranie go otaczającej. Wyglądało na to, że kamień coś z nią robił, zmieniał, odkształcał, lecz w sposób jakiego Clarit jeszcze nigdy w życiu nie widział.

- Co? - padła kolejna elokwentna odpowiedź tego dnia od alchemika. Odsunął się od przyrządu i spojrzał na staruszka.
- Co.. I jak? Jakim cudem? To manipuluje praną! - był w szoku! Czyżby dziadek dostał coś czego on poszukiwał tyle lat?

- Właśnie! - Staruszek ucieszył się, że trafił na kogoś podobnie myślącego, lecz po chwili ze smutkiem dodał. - Czterdzieści lat próbuję odgadnąć jak to możliwe. Kamień który trzymasz stworzyły demony… jakoś - dodał niezbyt zręcznie.

- A udało ci się wymyślić jakieś zastosowanie do tego? - zapytał oglądając jeszcze raz kamień biorąc go do ręki. Takie małe a takie rzeczy w sobie skrywa!
- I kto to sponsoruje?

- Zastosowanie? Chłopcze, ten kamień działa ciągle po ponad tysiącu lat, nikt nie musiał uzupełniać prany ani go nadzorować. Oczywiście to nie jedyny, mam hipotezę, że podobne kamienie pracowały w grupach, każdy spełniał jakieś zadanie. Nie tak jak nasza magia. Widzisz, ten kamień był odpowiedzialny za tworzenie bardzo gorącej kuli, możesz ją nazwać po prostu kulą ognia jeśli chcesz, choć to nie do końca to, ale podobne. Przy nim był też inny kamień, tamten kanalizował pranę, i jeszcze trzeci który jak sądzę miał wykrywać istoty żywe. Niestety kiedy je wydobywałem dwa pozostałe z trójcy nie przetrwały tego procesu, szkoda. - Staruszek był przygnębiony wspomnieniem, tak, że prawie zapomniał o drugim pytaniu, lecz po chwili odzyskał rezon.
- Sponsoruje, ha, za wszystko zapłaciłem sam! To moje badania, całkowicie moje, choć przysłużą się całemu imperium, ot co.

- Widzicie, wszystko w porządku, za własne pracuje i nikomu nie wadzi. Ba, i dla naszego dobra eksperymenta czyni - rzekł przekonany wyjaśnieniami staruszka były legionista.

Podczas rozmowy Luthias spojrzał znacząco na Aulusa, jako sługa Iustitii, obrońca porządku, powinien coś z tym zrobić, a nie stać bezczynnie z dala od wszystkich.
- Jeśli dobrze Cię zrozumiałem, to póki co ten kamień jest bezużyteczny? Czy na świecie może być więcej takich “pamiątek”? I czy jesteś je w jakiś sposób zlokalizować? - Jeśli kiedykolwiek powróci do miasta, musi wiedzieć jak najwięcej, żeby przekazać choćby namiastkę informacji przełożonym.

- Myślę, że ty też mógłbyś coś wyjaśnić zakonniku, a nie tylko zadajesz pytania - Clarit odezwał się do Luthiasa po czym spojrzał na drugiego alchemika wyraźnie sugerując, aby ten milczał. Nie podobało mu się, że Clementi tak chciał wszystko wiedzieć, a nic od siebie nie wnosił. A informacje były cholernie ważne i cenne. Szczególnie te teraz. Przecież te kamienie to pieprzone perpetum mobile! Gdyby tylko udało się to odtworzyć na czymś innym..

- A co ja miałbym powiedzieć, czego nie powiedziałem wcześniej. Już dawno dowiedzieliście się ode mnie wszystkiego, czego przysięgałem nie wyjawiać. To nie ja jestem szarlatanem, który grzebie po rzeczach gospodarza pod pretekstem szukania zagrożeń. - Odpowiedział wyraźnie zirytowany podejrzliwością alchemika. Już nie miał przed nimi niczego do ukrycia, o naszyjniku też prawie wszyscy wiedzą, więc tym bardziej nie ma tutaj czego ukrywać.

- Jasne, pewnie jest ich jeszcze sporo, takich jak ten i podobnych. Myślę też, że mógłbym je zlokalizować, tylko po co? W takiej formie jak teraz są bezużyteczne, chyba, że jako obiekt badań, ale te świetnie potrafię sam przeprowadzić. - CIągnął swe wykłady staruszek, niepomny spojrzeń Clarita.

Westchnął głęboko na zachowanie drugiego alchemika. Chociaż tyle, że wyraźnie dał do zrozumienia zakonnikowi, że kamienie są teraz bezużyteczne, ale co jeśli ten przekaże to dalej? Jeśli wpadnie tu potem legion i zabierze wszystko dla siebie i swoich sługusów? Musiał potem koniecznie powiedzieć o tym dziadkowi. Ścisnął mocniej kamień w dłoni po czym oddał go staruszkowi. Chętnie też przedyskutuje z nim przeznaczenie papierów, które ciągle miał przy sobie, ale to nie teraz.
- Widziałeś więźnia wcześniej

- Tego coście go sprowadzili? Nie, nie wtrącam się do nie swoich spraw, to zawsze sprowadza kłopoty. - Odparł staruszek filozoficznie. Primus kiwnął głową, w końcu był jakiś fragment rozmowy, który zrozumiał. Ale i tak, jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego, miał wielką ochotę wrócić jednak do łóżka.

- Wnoszę o zmianę warty nad więźniem - Aaron beztrosko wszedł do pomieszczenia, w którym staruszek oprowadzał część kompanii po znaleziskach. Szop tym razem nie towarzyszył mnichowi.

Nie wyglądało na to, by Primus zdołał się wyspać. Mnich zostawił więźnia samego… Uznając, że cywile nie takie głupoty robili więc dziwić się nie ma czym zamiast spać poszedł przypilnować więźnia. Spojrzał przelotnie na Aulusa, by ten go później zmienił. Pokazał jeszcze Claritowi, by ten mu towarzyszył, ale nie sprawdził, czy za nim podążył.

Ku zaskoczeniu zebranych lub i nie, podążył za Primusem, bowiem był na tyle zaskoczony, że ten chciał, aby akurat on z nim poszedł. W końcu do wyboru miał też świętoszkowatego zakonnika Clementi, a jednak to nie od został ‘zaszczycony’. Nie miał zamiaru męczyć na razie staruszka. wrócą do tego potem, a papiery w tym czasie znów przejrzał i złożył po czym utknął za paskiem spodni.

- A wy jeśli nie macie pytań też lepiej już idźcie, mam zamiar popracować i nie lubię jak mi się przeszkadza. Na Lunę, to był jeden z powodów dla których się tu przeniosłem! - Staruszek odpędził dłonią Luthiasa i Aulusa którzy ciągle pozostawali w jego pracowni. Następnie umieścił beryl na jego miejscu w szufladce, a z innej wyjął malutki mieszek i podszedł do kolumny rektyfikacyjnej, postukał w nią palcem, wymruczał po cichu jakąś abrakadabrę i z malutkiego mieszka nasypał srebrnego proszku do jednej z licznych kolb.


Zapomniał chyba przy tym o Aaronie, który na razie siedział cicho i oglądał sobie poszczególne rzeczy w laboratorium. Ale tamten przynajmniej go o nic nie pytał.


Jeszcze w trakcie wychodzenia Luthias zapytał się szybko- Można przejrzeć księgi z Twojej biblioteki? Zauważyłem po oprawach co najmniej kilka, których w bibliotece zakonnej nie widziałem.

- Co? Ach, tak, tak oczywiście, czytajcie sobie do woli, jeśli tylko chcecie.


Słysząc zadowalającą go odpowiedź Luthias zszedł do pokoju staruszka i tam zaczął przeglądać księgi. Szukał głównie tomów zawierających informacje o historii okolicy, demonach, a także ksiąg, które mogłyby mu przybliżyć trochę bardziej rytuały teurgiczne Zakonu.


Przy okazji Aaron zerkał, co staruszek wyczynia przy tej całej kolumnie, ale starał się nie zbliżać się do tego urządzenia. Jak i do szuflady, w której leżał magiczny kamyczek.

Tymczasem staruszek odkręcił kilka zaworów i kapnął parę kropel ostro pachnącej cieczy do kolby z proszkiem. Reakcja była piorunująca, w ciągu kilku sekund zaledwie pomieszczenie wypełniło się gęstym, gryzącym, zielonym dymem.
Następne co Aaron zauważył to staruszek przewieszony przez ramę okna i próbujący złapać oddech.
- Niech to…- kaszlał - znów to samo, a taką miałem nadzieję. A co ty tu jeszcze robisz? - zapytał wielce zaskoczony gdy dostrzegł w rzednących oparach Aarona.

Aaron bez słowa wyjaśnienia wyprowadził staruszka z pomieszczenia, żeby tamto mogło się wywietrzyć z dymu, a starszy pan nie wypadł przypadkiem przez okno. Dopiero jak znaleźli się poza zasięgiem dymu, Aaron odezwał się:
- Jestem - odparł żartobliwie mnich, który szybko spoważniał. - Co zamierzałeś zrobić?

Luthias ledwo zdążył podejść do biblioteczki, a już usłyszał kaszlącego staruszka, a chwilę później znoszącego go Aarona. Odruchowo podszedł do nich, żeby tylko sprawdzić czy pustelnik się czymś nie zatruł. Teraz był dla niego skarbnicą wiedzy, o którą musiał dbać, żeby dowiedzieć się jak najwięcej na temat jednorogów, Mnicha i tych dziwnych kamieni.

- Wiesz co to Łzy Luny? - staruszek odpowiedział pytaniem na pytanie ciągle się krztusząc.

- Nie - odparł Aaron.

- No, to właśnie próbowałem zrobić, mówi się, że Łzy Luny to napój z czystej prany, ale nikomu nie udało się go jeszcze przyrządzić. Jak widzisz, mi też się nie udało, ale w końcu odniosę sukces!

- A po co Ci to? NIe lepiej spożytkować czas na próbach ustalenia działań innych kamieni, lub też sposobach tworzenia nowych istot? Wiem, że stworzenie tego eliksiru jest kuszące, ale skoro najlepsi alchemicy mają z nim problem… Czy potrzebujesz jakiejś pomocy teraz?- Skomentował niezbyt miło eksperymenty pustlenika, ale i tak był chętny pomóc.

- Nowe istoty?! Chłopcze wyjrzyj przez okno i zobacz do czego takie eksperymenty prowadzą. Nie, nie mozna cały czas skupiać się tylko na jednym, umysł potrzebuje nowych idei, nowych bodźców by lepiej pracować. Jeśli chcesz możesz uznać, że pracuję nad Łzami Luny by odpocząć.

- Ale bez pełnego skupienia się nad jedną dziedziną, nie można dojść do perfekcji w niej. Rozumiem czego pragnie Twój umysł, ale, nie można mieć wszystkiego. Gdyby się dało nabyć te wszystkie zdolności zesłane nam przez Łaski tylko o nich czytając, to czyż nie byłoby to wspaniałe? -Luthias nagle przerwał swój filozoficzny wywód, bo po prostu sam nie wiedział co powiedzieć. Rozumiał co czuje starzec, sam też pragnął posiąść wiedzę wszelaką, ale nie był w stanie zrobić tego bez doświadczeń, a teraz próbuje odwieść człowieka mądrzejszego, od jego pracy, która w gruncie rzeczy niewiele się różni. - Albo… Może jednak masz trochę racji. Ale prace nad tworzeniem istot mogłyby pozwolić nam na odnalezienie ich słabych punktów. - Próbował jeszcze jakoś wybrnąć z tego bagna, w które się wpakował własnymi słowami.

- Tylko żebyś przy tym nie kopnął w kalendarz, bo wtedy te Łzy Luny na nic nie będą ci przydatne - palnął Aaron, którego taktowność i wyczucie były na poziomie kamieni leżących w ogródku pustelnika. Czasem mogło się zdawać, że byle zeschły listek miał więcej taktu czy duszy niż kudłaty mnich. Niemniej Aaron nigdy się tym jakoś specjalnie nie martwił, jeśli w ogóle był do tego zdolny.

- Przeżyłem osiemdziesiąt lat, przeżyję jeszcze przynajmniej dziesięć, nie musisz się martwić. A ty, młodzieńcze - zwrócił się do Luthiasa. - Pomyśl o tym co teraz powiem. Wyobraź sobie, że odpowiedź na nurtujące Cię pytanie jest na wyciągnięcie ręki, tuż tuż obok Ciebie, lecz Ty jej nie dostrzegasz bo wzrok masz utkwiony tylko w jednym punkcie. Tak przyjacielu, od ambicji do obsesji jest tylko jeden krok, krok którego nie zamierzam zrobić.

Aaron miał powiedzieć, że nie martwi się, lecz tego na szczęście nie powiedział. Skoro staruszkowi nic poważnego nie dolegało, to problem się skończył. Nie bardzo miał pomysł, co by powiedzieć, w zasadzie i tak z alchemii i magii miał coś gorszego niż dwie lewe ręce, bo był laikiem totalnym. Niemniej dalej nie rozumiał, po co staruszkowi był ten napój z prany, jak prawdopodobniej prędzej wykituje. Jaki chciał z niego użytek robić?
- Pewnie zadam głupie pytanie, ale jaki może być użytek z takiego napoju?

- Och to nie tak, że on ma być bardzo użyteczny - staruszek uśmiechnął się serdecznie - ale pomyśl tylko, czysta prana, znacznie bardziej skoncentrowana niż w winie czy piwie!

Już bez żadnej odpowiedzi, Luthias skierował się znów w stronę biblioteki, żeby szukać ksiąg, które mogłyby go zainteresować. Rozpoczął od przejrzenia otwartej księgi leżącej na biurku, podchodząc spostrzegł, że jest to coś na kształt zielnika, bardzo podobny do zielników przygotowywanych przez zakonników. Spojrzał więc na regał, tam ujrzał jedną lekko wysuniętą księgę, zabrał więc ją i przeczytał tytuł “Historia Zachodniej Prowincji”. Otworzył więc ją na pierwszych stronach i zabrał się za czytanie.

- Po co robić coś, z czego nie ma użytku? - Aaron dalej nie pojmował skomplikowanego alchemicznego umysłu. Za prosty był na takie komplikacje, pojmował świat tak prostymi drogami, jak się tylko dało. Również jak najwięcej rzeczy starał się czynić przy minimalnym koszcie. Toteż ani nie zagłębiał się w to, jak radzą sobie kompani z więźniem, ani nie domyślał się, na co staruszkowi strata czasu na jego zdaniem niepotrzebne dywagacje.
- Nigdy jakoś nie rozumiałem wcielania idei dla samej idei - stwierdził, zresztą zgodnie z własnymi przekonaniami. - i raczej nie zrozumiem.
Niemniej gdy się upewnił, że staruszkowi nic poważnego nie dolega, a z pomieszczenia wywietrzał zielony dym, pozwolił emerytowanemu alchemikowi zająć się swoimi zabawami, a gdy było to konieczne, to mógł mu asystować. Aaron później prawdopodobnie pójdzie poszukać swojego zwierza, bo ten nie przyszedł i nie wiadomo co z nim było. Szopen przeważnie mu towarzyszył, ale tym razem chyba trochę zbyt podle go potraktował, może się obraził i poszedł do kogo innego albo gdzieś się zaszwendał. Pewnie i słusznie boczył się na mnicha.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline