19-05-2017, 19:33
|
#15 |
| Starszy (KOGO NAZYWASZ STARYM!?) Miły (ŻE CO? ) Pan, właśnie się obudził, jak zwykle z wschodem słońca.
Ledwo przez okno wyjrzał, a tu jakaś chołota na placu przed chałupą się zbiera.
Tutej jakieś samoloty z Hamerykanami, tam jakieś ruskie przylatujo,
a tam jeszcze jakieś głupie lewaki. Dzień prawie jak codzień. Jedynie dziwna postać, która coś do wszystkich krzyczała była czymś nowym. Żwawym krokiem ruszył więc do kuchni chwycił za telefon i zadzwonił do syna
- Haloo...? Haloo, słychać *khe* mnie? A no cześć Andrzej, co tam słychać... A u mnie to nic w sumie, chyba jakieś jehowy czy inne gówniaki. No prawie jak codzień... Wiesz, wstałem dopiero, zaraz tam podejdę dopiero, zobaczę co się dzieje i no... Wpadnij kiedyś, Zenek trochę bimbru przyniósł, to może się napijemy.
Chwilę (Znaczy się godzinę później), w pełniu ubrany i gotowy na ten jakże Ciepły Zimowowiosenny Majowy dzień
Miły Pan wyszedł na zewnątrz. Pierwszą rzeczą jaką usłyszał, to była rozmowa o Jezusie. Pewnie znowu zmartwychwstał, że też mu się to nie nudzi...- Pomyślał w pierwszej chwili.
Jak już doszedł do placu, usłyszał głos Dziwaka, który coś o krzyżowaniu (Znowu Jezusa?) gadał, coś tam o jakiejś mafii... Chyba na plan jakiegoś filmu znowu trafił. Prawie jak za dzieciaka, gdy kręcili jakiś film z strzelającymi wszędzie idiotami na koniach, którzy coś krzyczeli o jakichś Indianach. Więc jedyne co zrobił, to przystanął na skraju, z włączonym aparatem słuchowym, żeby słyszeć WSZYSTKO |
| |