Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2017, 00:12   #24
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Ale te łódki były fajne! Sunęły po tafli wody i, jeśli się chciało, można było wystawić za burtę rękę, albo kawałek kija. Angie wolała nóż, lubiła noże. Gdy wujek nie pozwolił jej złapać za wiosło, usiadła grzecznie na przeciwko niego i przewiesiła się przez burtę, mocząc kosę w rzece. Mętna, czarna przy braku słońca ciecz opływała ostrze, tworząc po jego bokach zmarszczki, których widok pochłaniał dużą uwagę blondynki. Jej reszta zastanawiała się w co tym razem się wpakowali. Zabrane samochody, pościgi w noc. Powinni kłaść spać, może jeszcze coś zjeść, najlepiej słodkiego! Miała ochotę na kawałek ciasta, albo wiśnie z kompotu. Co pewien czas odrywała wzrok od noża i spoglądała na postawnego blondyna, zastanawiając się tym razem, czy może udało mu się schować w bluzie munduru jeszcze kilka cukierków, ale nie przerywała mu. Pracował, a ona mogła poczekać mimo ssania w dołku.

Początkowo na pokładzie panowała cisza, przerywana rytmicznym uderzaniem wioseł i chlupotem jaki temu towarzyszył. Gdzieś u góry skrzeczały ptaszyska, z trzcin przy brzegu rechotały żaby albo inne mutasy, a Angela węszyła chciwie, łowiąc nowe zapachy. Rzeka tak śmiesznie pachniała, jak błoto i szlam i ryba i rozgnieciona między palcami trawa i było jej tak dużo! Pomyśleć że kiedy mieszkała z dziadkiem widok podziemnej sadzawki z ciurkającym spomiędzy skał cienkim strumyczkiem robił na niej piorunujące wrażenie. Woda była tak cenna i rzadka na pustyni, a tutaj było jej tyle, że można było pić do woli i ile się chciało i jeszcze zostało.
- To… co to jest squaw? - odważyła się zapytać, opierając policzek o ramię. Gapiła się na wujka z nadzieją że jak mu podrzuci zastępczy temat to nie wróci na razie do bicia Patyczaka, o którym tak chciał jeszcze na brzegu porozmawiać.

- Squaw. To po indiańsku. - odpowiedział z wolna wujek Zordon wciąż wiosłując. Zerknął na bawiącą się wodą za burtą nastolatkę i znów pewnie myślał co i jak jej odpowiedzieć. - Squaw to kobieta. Żona. Narzeczona. Dziewczyna. - zaczął wymieniać kolejne wyrazy marszcząc przy tym brwi i wiosłując dalej. Wykonał tak kilka ruchów wiosłem zanim podjął swoją odpowiedź. - Ale też często używa się tego określenia do mówienia tak na branki. Jak jeńcy i niewolnicy. Więc jest mało przyjacielskie. Dlatego tamten mnie tak wkurzył jak nazwał cię squaw. - wujek który siedział tyłem do kierunku w którym płynęli miał więc wciąż przed swoją twarzą Pendleton o widoczne światła lokalu na skarpie z którego niedawno wybyli.

- Żona. Niewolnica - Angela powtórzyła dwa zwroty, marszcząc czoło. To było głupie, nie była żoną wujka, ani niewolnicą, tylko Angie. Byli zespołem - Squaw to taka przymuszona żona… dlaczego tak powiedział? Przecież mnie nie porwałeś, tylko uratowałeś… jesteś bardzo zły wujku? O negocjacje - poruszyła temat który i tak by wyszedł, a wolała nie odwlekać i mieć za sobą - Naprawdę starałam się nie robić trupów.

- Nie wiem dlaczego tak powiedział.
- odpowiedział wujek machając dalej wiosłami. Angie widziała jak powoli ale nieustannie odległość od północnego brzegu się zmniejsza. - Pewnie chciał się podlizać. Żebym się zgodził na jego propozycję. Takie pochlebstwo. By coś uzyskać od drugiej strony. - wyjaśnił wujek Paznokieć marszcząc pewnie brwi. Tego już nie udało się nastolatce dostrzec ale znała ten ton wujka. Zawsze przy nim marszczył brwi w zastanowieniu gdy miał coś zrobić lub powiedzieć.
- Z negocjacjami. No to skomplikowana sprawa. Różnie można negocjować, w różnych okolicznościach i z różnymi ludźmi. Więc nie ma jednego, stałego sposobu negocjacji. - zaczął wujek kolejny wątek podjęty przez podopieczną. Milczał chwilę wiosłując dalej.
Wiosła lekko skrzypiały i stukały w dulkach w rytm jaki nadawali im wioślarze. - Dobrze, że nikogo nie zabiłaś. Nie można zabijać bez potrzeby albo z samego gniewu. To złe. I robi problemy. Problemy się ciągnął za człowiekiem i komplikują mu życie. Czasem nawet wiele lat potem. Dlatego dobrze, że nie zabiłaś nikogo. - najemnik pokiwał głową zgadzając się z tym postępowaniem. - Ale nie jest zbyt roztropne zawsze dać posłuch podszeptowi gniewu i wybierać drogę agresji. Często wystarczy porozmawiać. Dobre są proste pytania. Wielu ludzi boi się prostych pytań. Zapytaj kogoś dlaczego tak mówi albo coś zrobił. Czy każ mu przestać. Wtedy albo zbaranieje bo nie będzie wiedział co robić albo odpowiedzieć albo zareaguje agresją. Wówczas jednak on jest agresorem a nie ty. Ty się wówczas bronisz. Ale jak decydujesz się na coś takiego musisz liczyć się właśnie i z takim rozwiązaniem. A kto wie. Może tamten przestanie albo odpuści i obejdzie się bez przemocy. - wujek tłumaczył i tłumaczył jak widzi sprawę poruszoną przez nastolatkę. Mówił spokojnie i powoli ale też i dało się poznać, że na poważnie. Na koniec dopiero uśmiechnął się co dało się słyszeć w jego głosie.

- Dziadek mówił, że największym szczęściem jest określić wroga, przygotować wszystko, zemścić się, a potem pójść spać. Mówił też, że ołów zamyka gęby wszystkim pieniaczom, tylko trzeba użyć go z odpowiedniej odległości, albo z zaskoczenia. - mruknęła do rozcinającego wodę noża - Zajść od tyłu, cicho. Nie zostawić śladów. Zdobyć przewagę nim zacznie się… kłopot. Ludzie to kłopot, lubił to powtarzać. I żeby być zawsze gotowym… a tu jest dużo ludzi, nie każdy jest dobry i miły jak ty, albo ta starsza pani która dała nam ciasto na drogę. Może… - westchnęła, wracając do siedzenia na podłodze przodem do Pazura - Słyszałeś tam na brzegu. Pytałam, a oni się śmiali, nie umiem pytać. Ale umiem być cicha i to… - podniosła nóż na wysokość oczu - To też umiem.

- Wiem, że umiesz to. - głowa wujka dygnęła w kierunku wystawionego noża. - I że umiesz być cicha. Ale nie wszystko i nie zawsze da się załatwić w ten sposób. U dziadka byliście we dwoje. I sama pustynia dookoła. Teraz wszędzie są jacyś ludzie. U cioci Ellie też będą. Więc nie możemy się zachowywać jak byśmy byli sami na pustyni. - wyjaśnił cierpliwym tonem. Wciąż wiosłował a słychać było chlupot wody uderzającej o burty łodzi i ściekającej z wioseł. - Tam na przystani dobrze ci poszło. W końcu sama widziałaś, że podeszli do nas po twoim pytaniu i zaczęliśmy rozmowę. A przecież o to nam chodziło. By porozmawiać o przeprawie na drugi brzeg, więc właściwie sprawę załatwiliśmy dzięki tobie. To się liczy Angie. Kto wykona postawione zadanie. Reszta to detal. - odpowiedział wioślarz dalej bujając się w rytmie wiosłowania.

Wujek ją pochwalił! Tak poważnie i przy obcych! Powiedział że dobrze jej poszło i się przydała w tych całych pytaniach! Pierś Angeli rozsadziła duma, plecy się wyprostowały, a nóż wrócił tam gdzie jego miejsce - do cholewy buta. Podniesiona na duchu, udobruchana i spokojniejsza, blondynka rozsiadłą się po turecku na dnie łodzi. Pewnie martwił się, że u cioci narobi problemów, a nikt nie lubił problemów. Trupy to problemy i tak, nie byli już sami.
- Dobrze wujku, nie martw się. Najpierw będę pytać, a potem robić trupy, obiecuję - zgodziła się z jego punktem widzenia i przedstawienia sprawy. Chyba o to mu chodziło, prawda?
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 20-05-2017 o 09:59.
Czarna jest offline