Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2017, 23:46   #151
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Aria nie potrafiłaby już powiedzieć, który to raz z kolei podczas ostatniej doby została zmuszona do ucieczki. Oczywiście ucieczka zawsze była jej własnym wyborem, w końcu zamiast unikać konfrontacji mogłaby zostać i walczyć. Tylko, że dla Arii Taranis walka nigdy nie była najlepszą alternatywą, zawsze starała się znaleźć inną, ale ci ludzie tutaj mieli zupełnie inne zdanie w tej sprawie. Zatem zamiast walczyć z nimi dziewczyna wybierała odwrót. Kolejny jej czyn nie okazał się być inny. Tym razem z resztą musiałaby pobić jakieś biedne psy, które ktoś posłał za nią a to już w ogóle zakrawałoby na zbędne okrucieństwo.

Jedyną dobrą wiadomością okazał się być fakt, że udało się jej wynieść swój plecak, więc miała odrobinę zapasów, aby dalej kontynuować swoją ucieczkę. Aria rzuciła pieskowi ostatnie spojrzenie, poprawiła paski plecaka i jednym susem przeskoczyła małą rzeczkę. Potem kontynuując swoje długie skoki skierowała się na niegościnną wyżynę i przebyła ją prawie całą docierając niemalże do ośnieżonych szczytów i pozostawiając daleko za sobą ludzkie siedziby oraz nieszczęsny pościg.

Kiedy dziewczyna rozważała czy udać się w góry czy jednak nie dopadło ją potężne zmęczenie i przeraźliwy głód. Musiała zatrzymać się i odpocząć oraz pomyśleć o jakimś jedzeniu. Najwyraźniej nadludzki wysiłek miał swoje konsekwencje a fakt, że ostatni posiłek zjadła wczoraj wieczorem i do tego przez noc nic nie odpoczęła odcisnął dodatkowe piętno na jej ciele.

Aria zatrzymała się i rozejrzała po okolicy. Znajdowała się na owiewanej zimnym wiatrem wyżynie, pełnej kamieni, ostańców, małych oczek wodnych i roślin przypominających mchy. Widziała także zwierzęta, jakieś zające, ptaki i jaszczury wielkości psów. Wszystkie trzymały się od Taranis z daleka. Uznała, że to miejsce nadawało się na odpoczynek tak samo dobrze jak każde inne w promieniu, co najmniej kilku mil, więc nie było sensu szukać czegoś bardziej odpowiedniego. Zdjęła plecak i osunęła się na ziemię. Przeleżała tak dobrych parę chwil, aż w końcu usiadła i wygrzebała z plecaka część swoich zapasów. Zaczęła pospiesznie pochłaniać jedzenie popijając je, co jakiś czas wodą z bukłaka.

Kiedy tak odpoczywała i posilała się zobaczyła, że nad jej głową kołują wysoko jakieś ptaki. Z tej odległości nie potrafiła ocenić, jakiego rodzaju były ptaszyska, ale widziała, że były czarne i że było ich całkiem sporo.

Początkowo zignorowała je, ale po chwili wpatrywania się w suszone owoce i suszone paski mięsa, w które zamieniły się jej przekąski i ulubione cukierki doszła do niepokojących wniosków. W jakiś sposób ten świat "przerabiał" rzeczy z innego świata na ich najbliższe odpowiedniki. Czym zatem mogły być krążące nad jej głową ptaki? Odpowiednikiem dronów, satelity czy jeszcze innego szpiegowskiego szajsu?

Zerwała się na równe nogi, pogroziła zaciśniętą pięścią skrzydlatej zgrai.

- Jak czegoś ode mnie chcecie to przyjdźcie porozmawiać a nie wysyłajcie tych swoich posłańców! - Wrzasnęła do nieba.

Po tym wybuchu poczuła się odrobinę głupio, ale w końcu, jeśli to były tylko zwykłe ptaki to i tak nikt tego nie widział, prawda?

Ptaki zbiły się w chmarę i poleciały w dół, kończąc swój lot ostrym hamowaniem kilka kroków od niej. Zafurkotały czarne pióra i w miejscu gdzie przed chwilą były ptaki pojawiła się smukła, lecz groźnie wyglądająca postać w masce.

Na ramieniu kobiety, bo to chyba była kobieta, siedział jeden kruk i to on odezwał się ochrypłym głosem.

- Bądź pozdrowiona, pani. Mój władca przesyła ci swoje wyrazy szacunku i zaprasza do Gniazda. Są tam już inni, tacy jak ty.

Na widok postaci w masce Taranis cała się spięła gotowa uciekać w każdej chwili gdyby tylko zwietrzyła jakiekolwiek zagrożenie.

- Widzisz mój drogi pierzasty posłańcu twoje słowa są dla mnie zrozumiałe, ale znaczenia ukryte pod nimi już nie. – Stwierdziła Aria.

- Kim jest twój władca? Co to jest Gniazdo? I co rozumiesz mówiąc, że ci inni są tacy jak ja?- Dopytywała Taranis.

- Mój pan nazywa się Jóns i jest władcą Gniazda - odpowiedział ptak. - Jestem jego córką. Inni tacy jak ty to inni Wieloświatowcy. Celine Czysta Fala i Córa Jónsa.

- A czego ode mnie chce twój pan? – Zapytała kruka.

- Zaoferować ci wsparcie w walce z Maską - zakrakał kruk.

- A czemu uważa, że ja mam zamiar z kimkolwiek walczyć?- Odparła Aria.

- Bo inaczej sama zginiesz. Albo ty pomożesz obalić Maskę, albo on unicestwi ciebie.

- To zawsze albo, albo? Nie ma innego rozwiązania?- Dopytywała dalej czarnego ptaka.

- A widzisz jakieś? - Zakrakało ptaszydło.

- A jeśli widzę, albo mam zamiar takiego poszukać? – Odpowiedziała Taranis.

- To powiedz, może Jóns zdoła ci pomóc.

- Może zdoła a może nie, ale i tak chciałabym poznać innych takich jak ja, więc dziękuję za zaproszenie i chętnie je przyjmę. – Stwierdziła dziewczyna.

- Podejdź do mnie i chwyć mnie za dłoń - powiedział kruk.

Aria spoglądała to na kruka to na dziwną postać, ale jakoś udało jej się zachować powagę po usłyszeniu tego absurdalnego polecenia. Doszła do wniosku, że po prostu trzeba chwycić za dłoń tego, kto tę dłoń posiada, więc podała rękę humanoidalnej postaci.

Może ta decyzja nie była do końca przemyślana, może i nie była do końca mądra, ale Taranis doszła do zaskakującego wniosku. Miała już dosyć uciekania, więc jeśli ten cały pan Gniazda chciał ją zwabić w pułapkę to może po prostu lepiej stawić mu czoła niż odwlekać nieuniknione.
 
Ravanesh jest offline