Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2017, 14:51   #17
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Piwnica.


Zaraz po rozmowie z gospodarzem, Aulus poszedł zająć się osłem. Ostrożnie wyprowadził go na zewnątrz i zostawił u podnóża schodów. Gdy wrócił pod drzwi, rozejrzał się po najbliższej okolicy. Ponoć jednorogi pod samą wieże nie podchodziły. Oby.
Po powrocie do środka nalał trochę wody do wiadra aby posprzątać po ośle i więźniu jak się okazało. W końcu wniesienie tutaj stworzenia było jego decyzją i konsekwencje nie mogły spocząć na barkach gospodarza. Aulus szczerze wątpił aby ktokolwiek z jego towarzyszy poczuł się do odpowiedzialności, choćby i zapach stajni rozchodził się po reszcie budowli. Ale czemu więzień nic nie powiedział? Nie umie gadać, czy aż tak nie idzie w zaparte?

Gdy skończył, wylał resztę wody za drzwi. Przynajmniej tyle miał z głowy. Zostało mu jeszcze zmyć z siebie trud ostatnich dni. O łaźni mógł na tym pustkowiu zapomnieć, lecz w piwnicy było ujęcie wody. Bez większego problemu udało mu się odnaleźć balię i nieco mydlnicy. W obecnej sytuacji największy luksus na jaki mógł sobie pozwolić. No może poza grzaniem wody, ale to sobie odpuścił. Rześka woda pozwalała zachować formę i trzeźwy umysł, co w tej chwili było jak najbardziej pożądane.


***


Tymczasem Aaron nie miał zielonego pojęcia, że jego własny szop planuje się dość wrednie odegrać za nieparlamentarne potraktowanie go jako zwiadu, zwierza od brudnej roboty i… no, coś tam. W każdym razie Szopen nie patrzył, czy ktoś za nim lezie.
- Tch, w końcu z dala od smrodu - prychnął szop, zły na Aarona nie za to, że ogłuszył więźnia, ale za to, że zostawił go samego z nieprzytomnym śmierdzielem. Ciekawe, co skombinuje ten drań, żeby wymigać się od kary.
Szop wdrapał się po schodach i wydawało mu się, że usłyszał Aarona, przy pomieszczeniu z masą dziwnych rzeczy, których to Szopen nie potrafił nazwać. Były wielkie i wydawały różne dziwne dźwięki, ale nie pachniały czymś smacznym. I przerastały one jego szopi móżdżek. Więc nad tym nawet nie myślał. Zależało mu bardziej na odegraniu się na kudłaczu. Ten gadał ze starszym facetem. Ciekawe, czy i jego w coś wkręcał. A staruszek kasłał i zagłuszał to, co Aaron mówił. Niedługo jednak miał porządną kryjówkę na jednym ze stopni schodów. Może nawet kudłacz nie zauważył, że Szopen z kryjówki śledził go i nie zamierzał się mu pokazywać.
Szop wkrótce, niezauważony przez nikogo, nawet przez swojego właściciela, zszedł na dół. Zwierzę samotnie szwendało się po domostwie i przypadkiem weszło w drogę Aulusowi.

- A więc tu się pałętasz. – Skomentował Aulus i po chwili szukania znalazł kawałek suszonego mięsa, który wyciągnął w stronę zwierzaka. - Chcesz? Pomachał nim lekko, ciekawy czy szop zainteresuje się przekąską. - Szopen, tak? Dziwne imię. Szopenus? Pasowałoby bardziej. No masz. Weź. Zachęcił stworzonko. - Czyli teraz za mną będziesz łazić? Ciekawskiś, co? Zapytał rozbawiony tą „rozmową”, jakby zwierzę mogło go zrozumieć i odpowiedzieć.

Co prawda zwierzę mu nie odpowiedziało po ludzku, ale przekąską się zainteresowało. Niemniej nie tknęło jej; szop powąchał ją, ale nie palił się do jedzenia jej. Owszem, szop z pewnością był zainteresowany, czy Aulus miał jeszcze inne przekąski, a przynajmniej tym razem zwierzę nie podążało z Aaronem, tylko z Aulusem.

- Nie to nie. Aulus odpowiedział szopowi i sam zaczął żuć kawałek mięsa, po czym zajął się swoimi sprawami.


***


Po chwili wrócił do zamierzonego planu, zniósł balię do piwnicy i niezwłocznie napełnił ją wodą. Kąpiel okazała się być tym czego mu potrzeba. Orzeźwia i zmywała brud poprzednich dni. Nie wspominając o tunice, którą wypadało już uprać.

Gdy wierzchnie ubranie schło, Aulus odziany jedynie w subukulę i nieodłączny pas z gladiusem, wrócił na górę aby przejść wartę nad więźniem. Niestety pomimo zmiany ubrań, ciągle dało się wyczuć delikatną woń szczyn od jeńca. Niezbyt przyjemne towarzystwo.

- Zaszczaniec musi się umyć bo chuj nas z nim strzeli! Biorę go na dół. Jest tam balia to doprowadzi się do ładu. Zakomunikował najbliższym towarzyszom, by po chwili sprowadzić więźnia piętro niżej.
Szybko nalał wody do balii, poluzował pętle, które założył mu poprzedniego wieczora, zostawiając jedynie dyby z którymi go zastali oraz jedną linę, aby mieć gagatka na uwięzi, po czym zdjął opaskę zasłaniającą oczy pojmanego.

- Mogłeś gadać, a nie szczać tak pod siebie. Aulus upomniał twardo i wskazał na balię. - Umyj się. Polecił. - Może i jesteś więźniem, ale jak mam z tobą przebywać to nie będziesz śmierdział mi tu szczynami. I następnym razem gadaj że ci się chce. Może nie będziesz musiał szczać pod siebie jak jebane zwierze. Upominał i z założonymi rękoma stanął u podnóża schodów na górę, bacznie obserwując każdy, nawet najmniejszy więźnia.

Z początku niepewny, i ciągle trochę zamroczony po ciosie Aarona, więzień zrozumiał w końcu o co chodzi. Z pewnym trudem z powodu dyb, zaczął dokonywać ablucji.

Alchemik zszedł za Aulusem kiedy ten oznajmił, że idzie kapać więźnia. Nie mógł przy tym opanować szyderczego uśmiechu.
- Myślę, że nasz przyjaciel zakonnik powinien dostać co najmniej kopa w dupę - powiedział kiedy legionista nakazał związanemu szorowanie swego oszczanego tyłka.
- Co ty na to? - zapytał ze śmiechem, aby zaraz spoważnieć -[i] Przekonam staruszka, aby ‘pożyczył’ mi omniskop. Przebadamy tego gagatka i zobaczymy czy jest w nim coś jeszcze osobliwego. Piszesz się czy mam szukać innych sprzymierzeńców?

- Ano przebadamy. Możliwie po tym jak już nie będzie śmierdział. Trzeba go będzie zabrać na górę, tak? Zapytał Aulus, nie spuszczając oka z więźnia.

- Obawiam się, że inaczej się nie da - odpowiedział na pytanie kiwając jakby dla dodatkowego potwierdzenia nieznacznie głową. W dłoniach trzymał kawałek jakiegoś materiału podwiniętego dziadkowi z międzyczasie.
- Niech się wytrze po tym. Na miłość i litość, jest jesień. Jeszcze nam zlezie na jakieś zapaleni płuc czy inne plugastwo i już nic się w życiu nie dowiemy.- dodał po chwili podchodząc do więźnia i kładąc szmatę obok bali. Miał nadzieje, że ten zorientuje się o co chodzi.

Primus nie miał pojęcia o co chodziło Aulusowi. Więzień śmierdzi, ale więźniowie zawsze śmierdzieli. Nierzadko gorzej. Niemniej, nie zamierzał łamać sobie głowy nad planami zakonnika. Zszedł do piwnicy by ją sobie obejrzeć i przypilnować więźnia w momencie gdy będzie bez więzów.

Tymczasem więzień skończył się myć i rozejrzał się po piwnicy już trzeźwiejszym wzrokiem. Uwadze Aulusa nie umknęło, że odrobinę dłużej zatrzymał wzrok na runicznym napisie, skrzywił się przy tym jakby mu podano gnijące ścierwo na obiad.

Clarit wprawdzie nie dostrzegł, że więzień zatrzymał na czymś dłużej wzrok. Sam napis nie budził w nim takich emocji jak w reszcie kompanii tak więc po prostu podniósł szmatkę z ziemi i narzucił pojmanemu na głowę. Chyba bardziej dobitnie nie dało się przekazać, że ma się wytrzeć.
- Rozumiesz coś co do ciebie mówimy? Cokolwiek? - zapytał spokojnie niepomny uprzedniego oplucia i zbluzgania.

Więzień chwycił szmatę i zsunął ją z twarzy, przyglądał się jej chwilę, jakby nie wiedział czego się od niego oczekuje. Zaś na słowa Clarita zareagował tak jak na wszelkie próby porozumienia się z nim, obojętnością.

- Wiesz co znaczy ten napis? - Aulus zapytał zielonookiego gdy tamten uporał się już ze szmatą Clarita. - Skrzywiłeś się jakbyś wiedział… - Skomentował i sam przygotował czerwoną chustę, którą miał zamiar znów zakryć mu twarz. - Ubieraj się. - Skinieniem głowy wskazał ubrania.

Więzień nie zareagował na pytanie, lecz kiedy Aulus skinął w stronę ubrań, wydawał się rozumieć i z pewnym trudem przywdział je.

- Doskonale. - Aulus podszedł, aby zawiązać więźniowi oczy i ponownie spętać nogi.

- Poczekaj - powiedział nagle alchemik i po prostu ściągnął białowłosemu chustę z twarzy. - Czemu nie możemy patrzeć na niego? Coś jest w jego oczach? - mruknął w zastanowieniu wpatrując się bez strachu w twarz więźnia.

Ściągając chustę, Clarit zwrócił uwagę na to z jaką szybkością zwęziły się źrenice więźnia. Nie było wątpliwości, że ten białowłosy młodzian miał oczy które potrafiły przystosować się do mroku niemal natychmiast.

- Cholera wie, ale lepiej żeby nie widział co się dzieje wokoło. Nie będzie wiedział czy ktoś patrzy, czy nie. Czy może uciekać, czy może bezpieczniej siedzieć cicho. Trochę dezorientacji z pewnością nie zaszkodzi. Wyjaśnił Aulus.

- Tak, z całą pewnością masz rację, ale.. nie o to chodzi. Na pewno nie o to - odpowiedział wciąż patrząc w oczy spętanego.

- Nie patrzeć na więźnia! - ryknął Primus - bez potrzeby - dodał. Rozumiał, że centurionowi chodziło o wpatrywanie się, nie o samo patrzenie, w końcu musieli go pilnować.

- Bo, kurwa, co?! - warknął nieźle rozeźlony ciągłym przywiązaniem Primusa do rozkazów. Może i doprowadzi to pewnego dnia do jego zguby, ale Clarit nie miał zamiaru poddawać się legionistom.

- Bo taki był rozkaz - krótko odparł Primus. Lubił znać odpowiedź na zadane pytanie.

- Bo wam wpierdole. Obu. - Powiedział chłodno Aulus. - Spokój ma być, albo idźcie na zewnątrz wyjaśnić to między sobą. - Po czym ponownie zakrył twarz więźnia i spętał mu nogi.

Tymczasem szop, niezauważany przez mężczyzn znajdujących się w pomieszczeniu obserwował całą sytuację ze spokojem, choć nieco w oddali. Patrzył na więźnia, wbrew zaleceniom Primusa, to na drącego się Clarita.

- Ma oczy jak kot - powiedział tylko kiedy Aulus zakrył więźniowi twarz - Aulusie, pomożesz mi z nim? Zabierzemy go na górę. I dajcie mu coś do przykrycia, bo mi zimno jak na niego patrzę.

- Już nie histeryzuj. - Znudzonym tonem odparł Aulus i narzucił na barki więźnia swój ciężki płaszcz. - To chodźmy na górę i miejmy to już za sobą. - Złapał więźnia za ramię, aby go poprowadzić.
- Idziemy z nim na górę, aby sprawdzić czy czasem nie stanowi większego zagrożenia niż wygląda. Spokojnie. Oka z niego nie spuszczę. - Powiedział do Primusa.

Primus patrzył na Aulusa z błąkającym się uśmiechem na twarzy. Prosty człowiek lubi proste rozrywki a cóż było prostszego niż dobre ćwiczenia fizyczne. Zastanawiał się, czy ten zakonnik będzie miał chęć sprawdzić się w wolnej chwili na tępe końce włóczni albo na miecze, gdyby skończył karierę przed dostaniem się w szeregi Triarii.
Cieszył się też, że Clarit nie nadużył jego cierpliwości. Zdołał już polubić alchemika za wierność swoim przekonaniom i nie chciałby musieć spuścić mu łomotu. A taki właśnie był obowiązek Triarii wobec krnąbrnych rekrutów. Myślał, że zostawił to za sobą, ale widać nie do końca… Zresztą, alchemik miewał dobre pomysły, gdyby tylko był bardziej zdyscyplinowany mógłby zrobić karierę w Legionie.

Primus poczuł, jak ktoś znów szturcha go w łydkę. Był to szop, który chciał na siebie zwrócić uwagę.

- Tak, mały? - Primus zainteresował się szopem i odruchowo szukał jakiegoś owoca czy orzecha, gdy zauważył, że zwierzak stara się mu coś pokazać.

Lecz szop nie zainteresował się przekąskami. Gdy mu się udało zwrócić na siebie uwagę, szop podszedł… do więźnia, starał się wskazać na jego dłonie, a dokładniej na kilka otarć, które chociaż powinny mu zniknąć dalej je miał. A potem wrócił do Primusa, szukając smakołyków.

- Niech to, byłoby łatwiej, gdybyś potrafił mówić - zafrasował się legionista podając mu “mieszankę żakowską” - O cóż też może Ci chodzić? - przyglądał się dłoniom więźnia.

Alchemik odruchowo przeniósł wzrokiem za szopem. Stanął jak wryty. Co jak co, ale coś takiego wykraczało daleko poza zachowanie zwykłego zwierzęcia.
- Czy wy.. To widzieliście? - zapytał dla upewnienia.

- Niektóre zwierzęta są mądrzejsze niż inne. W Legionie mieliśmy kota zwiadowcę. - wzruszył ramionami Primus - Dorlot mu było. Służyliśmy razem na północnej granicy, dawno temu.

- Coś mnie ominęło? - to nie szop się odezwał, tylko… o wilku mowa… Aaron. Nie wyglądał na zbyt przejętego sceną. Nawet miał bezczelność się przeciągnąć. - Tak, wiem, nawaliłem z tym więźniem, moja wina. Mogę za karę wziąć parę dni warty bez przerwy - rzucił do Primusa.
- Coś poza tym ciekawego? - dorzucił pytanie.

- W sumie to nic. Chyba.- Odpowiedział Aulus. - Idziemy na górę, a co?

- Czekajcie - odezwał się Primus - o co chodzi z rękami więźnia?

- Jakimi rękami?- Zainteresował się Aulus.

Aaron okazał zdziwienie w kwestii rąk, nie wiedział, o co chodziło z rękami. Podszedł do więźnia, obejrzał je, ale sam nie wiedział, o co chodzi.
- Nie że coś, ale z tym więźniem jest coś nie tak. Pomijając, że dziwacznie wygląda, to padł od ciosu, od którego nie powinien go powalić i chodzi mi tutaj o siłę ciosu, a nie okoliczności.

- Szopie - odezwał się zerkając krytycznie na zwierzątko - z tobą koncertowo jest coś nie tak - dodał po chwili i podniósł wzrok na Aarona jakby oczekując wyjaśnienia.

- Bo to dobrze tresowana fretka - chyba nie takich wyjaśnień spodziewał się od Aarona, który wyglądał na zdziwionego stanowiskiem Clarita.

- Nie pierdol, szop właśnie wskazał na dłonie więźnia i pokazał tak, że coś jest z nimi nie tak. To nie jest zachowanie dzikiego zwierzęcia. Jeszcze gdyby nic tam nie było… - - powiedział samemu przyglądając się dłonią białowłosego.

- Aaronie. To jest najgorzej ukrywana tajemnica jaką widziałem. A warty poza kolejnością Cię i tak i tak czekają. - spojrzał na szopa - Ciebie nie, Ty swoje odrobiłeś.

- Nie wiem, o czym gadasz, może więzień coś skombinował - Aaron nie dowierzał w wersję z szopem (tak na serio, wierzył, ale nie pokazywał po sobie).
Szop z powrotem wrócił do swojego starego trybu bycia zwykłym szopem.

Zaśmiał się głośno na to wszystko.
- To nie masz nic przeciwko, abym zobaczył czy więzień nie namieszał z jego praną? - zapytał z szerokim uśmiechem.

- A badaj sobie - orzekł Aaron. - Tylko nie zapomnij więźnia zbadać.

- A możecie skończyć pierdolić i powiedzieć o co w końcu chodzi z tymi rękami więźnia? Zapytał po chwili poirytowany Aulus.

Aaron obejrzał dokładniej ręce i początkowo nie wiedział, o co może chodzić z rękami.
- Nie wiem, może o to, że ciągle ma poorane.

- One się nie goją. Ktoś pamięta skąd te zadrapania się wzięły?

- Aulus, to chyba pytanie do ciebie, ponoć miałeś wcześniej styczność z tym więźniem?

- Dziwne, opatrzy mu to ktoś czy pozwolimy, aby weszła gangrena i mu utniemy potem?

- Zajmę się tym, bo zjebałem wcześniejszą robotę.

- Otarcia u więźnia to chyba nic niezwykłego. Podsumował Aulus. - A nie goją się, bo cały czas je obciera? Wzruszył ramionami. - Choć dobrze je opatrzyć skoro to nie problem. A teraz chodźmy już na górę. Ponaglił.

Aaron też wolał pójść na górę, nie siedzieć w piwnicy, w której poza pomazaną ścianą nie było nic ciekawego.

Primus wziął wyjaśnienia Aulusa za dobrą monetę i widząc, że chętnych do przejęcia opieki nad więźniem jest sporo, poszedł na drugie piętro. Korzystając z okazji poszedł w końcu spać. Zanim usnął, naostrzył broń, zdjął i zreperował zbroję jeśli tego wymagała.


Pracownia na szczycie wieży.


Staruszek pracował kompletnie zajęty sobą i swoimi badaniami. Zwrócił jednak uwagę na poszukiwania Aarona a kiedy dowiedział się o co chodzi, skierował go do swej sypialni gdzie na jednym z regałów miał całą skrzyneczkę z medykamentami niezbędnymi przy zranieniach.

Po przyprowadzeniu Zielonookiego na szczyt wieży, do pracowni gospodarza, Aulus posadził go na jednym z krzeseł. - No to do roboty. Ponaglił Clarita. - Będę cię obserwował. Bacznie. Zakończył nieco złowieszczo, opierając się o ościeżnicę z założonymi na piersi rękoma.

- Nie poganiaj mnie - powiedział z nutką pretensji w głosie na słowa Aulusa - Tylko pomóż mi go przywiązać tutaj - alchemik wskazał na omniskop i sam do niego podszedł.
- Nie będzie bolało - zapewnił ku swojemu zaskoczeniu więźnia, ale wewnętrznie czuł, że może to być coś większego i cenniejszego niż wszystko z czym miał do czynienia do tej pory.

- Pocoście go tu przywlekli? - Spytał staruszek, wyraźnie niezadowolony, że znów przerywa mu się pracę. - A zresztą nie chcę wiedzieć, tylko mi tu bałaganu nie naróbcie, a jak coś zniszczycie to… - Pogroził zebranym pięścią i wrócił do swych badań które chyba uważał za znacznie ciekawsze niż jakieś tam dręczenie więźnia.

Rosły Iustitianin bez słowa pomógł Claritowi.

- Myślę, że to może być ciekawe - odpowiedział dziadkowi po czym zabrał się już za właściwe badanie. Miał tylko nadzieje, że więzień będzie się zachowywał i współpracował.

Białowłosy nie przejawiał chęci by uciekać, czy buntować się, najwyraźniej doskonale rozumiał, że teraz nie jest ku temu najlepszy moment i lepiej oszczędzać siły na inna okazję. Alchemik skierował na więźnia soczewki omnitoskopu, regulował ich ogniska za pomocą całej masy różnych pokręteł i dźwigni. Nieco czasu mu zeszło nim obeznał się z obsługą urządzenia, które do tej pory znał tylko w teorii, z opisów swego mistrza. Teraz zaś obserwował, dziwnie wijące się wiry prany w ciele zielonookiego. Były słabe, bardzo słabe, wręcz nienaturalnie. Clarit nie zapomniał też by obejrzeć jakie jest w więźniu stężenie żywiołów, a nawet (skoro już miał dostęp do omnitoskopu) jego elementarny wzór życia.
I oniemiał. O ile stężenie żywiołów było nieodróżnialne od ludzkiego, o tyle wzór życia był niebywale skomplikowany. Clarit nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ów wzór jest zbyt skomplikowany, o wiele bardziej niż było to wymagane dla podobnej istoty. Nawet ludzie których wzorce, według nauk alchemicznych, były najbardziej złożone, nie mogli równać się z TYM. To jak porównywać notatkę nakreśloną na szybko, z wielkim manuskryptem.

Odsunął się czująć ciepło w całym ciele. To chyba było wynikiem oszołomienia. Potrząsnął z niedowierzaniem głową po czym potarł twarz dłonią.
- Możesz podejść? - spytał dalej w szoku stojącego nieopodal staruszka i odsunął się nieco od więźnia.

- Nie teraz chłopcze, jeśli potrzeba Ci pomocy, to będzie jeszcze wiele okazji. Na Pięć Łask, jestem zajęty!

Alchemik westchnął na to i usiadł na krześle nieopodal po czym spojrzał ponownie na więźnia. Białowłosy jest stworzony. Spleciony z czegoś. Z kilku bytów? Możliwe. A tak to przynajmniej wyglądało. Wydawało mu się? Ale ten wzór życia.. Ale skoro tak to czy prana nie powinna być silniejsza? Czy słaby przepływ prany mógł być wyjaśnieniem niegojących się ran? Skąd to bydle w ogóle się tu pojawiło? Kto i gdzie je pochwycił? Co chcieli z nim zrobić? Nauczyć się tworzenia podobnych? Do czego chcieli ich wykorzystać? Ciągle to i nowe myśli przychodziły mu do głowy.

Po zdobyciu opatrunków i medykamentów od “dziadka” i założeniu, że ucieczki białowłosego zostaną udaremnione:
- Łapa - kudłaty mnich rzucił do białowłosego, by podał mu pokaleczoną rękę. Więzień nie zareagował, więc Aaron sam wziął mu rękę i ją opatrzył. Tak samo drugą.
- I co ci wyszło z tym więźniem? - mnich spytał od niechcenia Clarita. Rzucił okiem na pomieszczenie. Poza Claritem, był też Aulus oraz staruszek. Szopa natomiast nie było w pokoju.

Clarit spojrzał na Aarona jakby zaskoczony jego obecnością w pomieszczeniu po czym wstał szybko z krzesła i przeszedł kilka kroków w tę i z powrotem wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Myślał czy powinien zdradzić co właśnie zobaczył. Może czasem i jego metody były niekonwencjonalne i odbiegały od zasad humanitaryzmu jednak to co kłębiło się teraz w jego umyśle było czymś czego nie mógł zrozumieć.
- On jest stworzony. Jego wzór życia jest daleko zbyt skomplikowany jak na to co kiedykolwiek widziałem czy o tym czytałem. A teraz zastanówmy się dlaczego legionowi tak na nim zależy. Czyżby chcieli wyciągnąć z niego ten wzór, aby nauczyć się tworzenia podobnych? Jego prana przy tym jest nienaturalnie słaba. Nie rozumiem tego - przyznał z wyraźną w głosie niechęcią i czekał na reakcje towarzyszy.

- Mam pewną hmmm… hipotezę - Aaron szukał przez chwilę właściwego słowa, nie wyglądał on na zbyt roztrzęsionego czy jakkolwiek rozemocjowanego odkryciem Clarita czy nawet tym, jak więzień został potraktowany. - Nie wiem, czy jest ona właściwa, ale przyszła mi na myśl, jak pomyślałem o tym przygrzmoceniu mu w łeb czy bardziej po tych urazach na rękach. Nie sądzę jednak, że się nią podzielę przy więźniu, na wypadek, gdyby tylko udawał, że nas nie rozumie.

Skinął na to głową po czym spojrzał na Aulusa chcąc mu powiedzieć tak, aby został przypilnować więźnia, a potem wszystko mu wyjaśni. O ile sam to zrozumie. A na razie się na to nie zanosiło.
- Chodź na dół - powiedział Clarit do Aarona.

- No dobra - Aaron powstał z miejsca. - Popilnuj go na chwilę - polecił Aulusowi pilnowanie więźnia, po czym wyszedł z pomieszczenia za alchemikiem.


Szepty na schodach


- O co chodzi? - Aaron zadał pytanie Claritowi. - Tylko z góry uprzedzam, że nie znam się na alchemii.

- Spokojnie, chcę tylko usłyszeć o twojej hipotezie - zapewnił krzyżując jednocześnie ręce na piersi Clarit.

- Sądzę, że ma to związek z demonami. Nie wiem, czy ten gość nie pochodzi czasem od tych parszywców. Kojarzysz może, czym Libertus potraktował demony? Podpowiem, że to był metal.

Przekrzywił w zamyśleniu głowę.
- Mówisz o orchalicium? - zapytał dla upewnienia się alchemik nie wiedział jednak czy trafił. Mitologia i historia nie były jego głęboką pasją.

- Ja słyszałem wersję o żelazie. Przecież on cały czas jest w tych kajdanach. Kojarzę, że ktoś z was mówił, że jak go potraktowano solidnie czarnokrzewem, to go to nie ruszyło, ale jak był skuty, to wystarczył jeden pocisk, żeby się uspokoił.

- Na Pięć Łask… Chcesz mi powiedzieć, że te kajdany powstrzymują go przed zabiciem nas jednym palcem?

- Jest tak skuty, że bez porządniejszych cęgów się nie obejdzie. Do tych kajdan nie ma klucza.

- Chcesz go rozkuć? - zapytał Clarit gdyż zabrzmiało jakby tak chciał uczynić.

- Jakbym chciał się iść zabić, to poszedłbym się prać z jednorogami. Po co mam rozkuwać to szatańskie nasienie?

- Dobieraj słowa uważniej wtedy - odparł alchemik na ironię Aarona po czym się zamyślił.
Czyli możliwe, że został stworzony przez demony albo że sam nim jest? Cholera. Z jednej strony chciałbym zobaczyć jego pranę bez tych kajdan, ale z drugiej strony cenię sobie życie. I co jak, co ale nie uważam, aby dobrym pomysłem było oddawanie go tym z legionu.

Aaron chyba pierwszy raz jawnie się zaśmiał.
- Wy alchemicy naprawdę macie porąbane w tych głowach, badania wam tylko w łbach.
I dość szybko spoważniał.
- Taka jest moja hipoteza, że gość jest jakkolwiek powiązany z demonami, to by wyjaśniało tę dziwną słabość w kajdanach, a może i to twoje odkrycie, chociaż ja nie wiem, co tam zobaczyłeś.
Odnośnie legionów:
- A co do legionów. Zlecenie to jednak zlecenie. Nawet jeśli byś tego gościa nie oddał legionom… to co potem byś z nim zrobił?

- Co to za zlecenie? - zapytał mało taktownie Clarit, ale drugi mężczyzna chyba już dostrzegł, że w alchemiku mało było dobrego wychowania, a więcej konkretu.

- No, mamy go dostarczyć na miejsce. Teoretycznie nic nam do tego, po co mamy go sprowadzić na miejsce. Koniec filozofii - Aaron wyjawił konkrety.

- Czemu akurat ty? Czemu zakon? Nie mogli do tego nabrać po prostu żołnierzy?

- Każdemu zadajesz to pytanie, po co najmuje się do jakiegoś zadania? Najmowali, to się nająłem, tyle.

Alchemik postanowił więc machnąć na to ręką. Może rzeczywiście zaczynał popadać w paranoje. W końcu praca jak każda inna. Chociaż Clarit uznawał, że każda akcja wywołuje reakcję i nic nie dzieje się bez większej przyczyny. To jednak mogło już być schorzenie zawodowe.
- Wybacz. Zboczenie zawodowe - odrzekł na słowa Aarona - I nie wiem co z nim zrobię jak go nie oddam legionowi. Może wypcham i powieszę na ścianie. Gorzej, że nie wiemy też co zrobi z nim armia. A nawet jeśli chcą go tylko badać to ja chcę być przy tym. No jasna cholera. To jest odkrycie stulecia!

- Nie wnikam w to, po co im ten popapraniec jest potrzebny. Mógłbym gdybać w nieskończoność, a pewnie i tak bym nie trafił - stwierdził Aaron dość zimno. - No i nie wiemy, co by było, gdybyśmy go nie dostarczyli na miejsce, a zleceniodawca dowiedziałby się jakoś, że specjalnie sabotowaliśmy. Ja przynajmniej wolałbym tego nie sprawdzać - dodał mnichu. - Taka sytuacja jak między młotem a kowadłem.

- Podsumujmy zatem. Mamy do czynienia z stworzeniem, tak, stworzeniem w dosłownym znaczeniu, wykreowanym prawdopodobnie przez demony lub im podobne i jedyne co nas chroni to żelazne okucie na kajdanach więźnia. Dodatkowo ten ma oczy kota i pazury twarde jak cholerne bydle, a jego krew jest jaśniejsza niż ludzka i nie można mu z bliżej nieokreślonego powodu w te ślepia patrzeć. Kurwa, trzymaj mnie lub nie, jak wolisz, ale ja mam zamiar znowu mu w te patrzały spojrzeć - postawił sprawę jasno alchemik - Najwyżej umrę wiedząc.

- Po co umarłym wiedza, jak martwi będą? - Aaron spytał Clarita nieco rozleniwionym głosem. Najwyraźniej miał problem w słuchaniu długich wypowiedzi, którą ukrywał, ale czasem owo lenistwo się wychylało też w różnej postaci. - Załóżmy zwyczajnie, że to demon, ja przynajmniej nie widzę przeciwwskazań co do tego. Jak chcesz patrzeć mu w patrzały, to sobie patrz… tyle że w razie potrzeby przygrzmocę ci w łeb, jak ci przez te patrzały namiesza w łbie. Zgadzasz się na taki pomysł?

Zaśmiał się na to szczerze. Czasami potrzeba było mu po prostu takiego kogoś kto mu obieca mocne wywalenie w ten jego głupi, fanatyczny alchemiczny łeb.
- Jasne, ale patrząc jak Primus pilnuje rozkazu to się prędzej zesram niż mi się uda ponownie na tego odszczepieńca spojrzeć.

- Wydaje mi się, że Primus poszedł spać. Nie słyszałem o tym, żeby potrafił przez sen kogoś pilnować, więc korzystaj z okazji - stwierdził z rozbawieniem Aaron.

Uderzył się otwartą dłonią lekko w czoło na spostrzeżenie Aarona. Rzeczywiście! Clarit zupełnie zapomniał o tym szczególe zbyt pochłonięty swoim odkryciem.
- I tak zostaje jeszcze Aulus. On też nie był za tym, aby więzień chadzał bez zakrytej twarzy. Myślę, że to musi poczekać. Tak czy inaczej wracajmy może na górę, bo pewno biedny legionista posra się z ciekawości - zażartował po czym odwrócił się i już chciał iść z powrotem na górę kiedy coś sobie przypomniał. Cios był szybki jednak niezbyt mocny, ale odczuwalny. Tak. Aaron zaliczył w łeb.
- Za burdel z zaszczanym więźniem - wyjaśnił i zaczął wchodzić na górne piętro pogwizdując.

Zbyt daleko nie uszedł tymi stopniami w górę, za to jednak alchemik zobaczył w przelocie sufit, potem podłogę, znajdującą się za Aaronem, a potem ciało Clarita zaliczyło solidny, lecz i nie jakiś specjalnie dotkliwy upadek. W tym czasie mnich wygiął się do tyłu na tyle, że głową prawieże dotykał podłoża, a później mnich odbił się zręcznie rękami od ziemi, ułożył się z boku i zaraz przy tym założył dźwignię alchemikowi na bark. Wszystko poszło w ciągu… paru sekund czy jakoś tak.
- E, spokojnie, już obgadaliśmy to z Primusem. I nie fikaj tak, bo jeszcze pomyślę, że cię ten popapraniec zaczarował, i będę ci musiał spuścić manto - Aaron uśmiechnął się złośliwie, blokując Clarita.

- Kurwa mać! Aaron! - huknął na całą wieże zaskoczony alchemik. No co za zwaliste bydle z tego zakonnika! Miał nadzieję, że to już koniec całego przedstawienia, ale wtedy drugi mężczyzna założył mu kolejny chwyt.
- Czy ja mam cię zabić? Puszczaj! Słyszysz? Na Pięć Łask! Puszczaj! - awanturował się dalej. Wiele mógł się spodziewać, ale na pewno nie czegoś takiego! Szczególnie, że jeszcze był obolały po lawinie.

Mnich puścił go. Wybił się zręcznie od podłogi rękami i stanął na nogi, zostawiając leżącego alchemika. Mnich wyglądał na takiego w lepszym stanie niż pewnie faktycznie był. Roześmiał się na reakcję zdenerwowanego Clarita.
- Dobra, wstawaj Clarit. Puściłem cię. - Aaron wyglądał dalej na ubawionego miotającym się ze wściekłości alchemikiem.

W pierwszej chwili zaskoczyło go to, że Aaron zwrócił się do niego po imieniu. Nie odnotował tego u żadnego innego wspólkompana do tej pory, ale zaraz się otrząsnął.
- Pomóż mi ty psi synu - odpowiedział alchemik, ale już dużo spokojniej. Niemal jak do kumpla.

- Przecież sam możesz wstać - Aaron oparł się o najbliższą ścianę, nie kiwając palcem w kierunku alchemika. Przy tym go obserwował, minę miał jakąś z powrotem obojętną, kiedy przestał się wygłupiać.

- Obiecuję ci. Nie znasz dnia ni godziny, a obiecuję ci, że cię kiedyś huknę, ale tak cię huknę, że ci nawet Pięć Łask nie pomoże - mruknął dochodząc już do siebie i wstając. Otrzepał się z całego syfu, który był na podłodze i spojrzał na drugiego mężczyznę, ale coś we wzroku alchemika się zmieniło. Czyżby pojawił się w nich szacunek do zakonnika? A może to było tylko złudzenie? No, psi syn! Gdyby tylko się spodziewał… Na pewno z łatwością by tego uniknął. Był nieco zły sam na siebie, że dał się zrobić jak burą sukę.

- No i dobrze. Zacząłbym się martwić, że nie będziesz mi się chciał odwdzięczyć łomotem za tę akcję - mnich uśmiechnął się złośliwie. - No cóż, jak sprzedaliśmy sobie przysłowiowo cios po mordzie, to możemy zająć się swoimi sprawami, czyż nie? - zadał pytanie, trudno powiedzieć, czy retoryczne, ale z pewnością pytanie. Przestał się uśmiechać złośliwie, zaczął się zachowywać ’normalniej’. - Zapomniałbym, że Aulus pilnuje więźnia, a miałem go z nim zostawić tylko na chwilę.

- A idź w cholerę - pożegnał się Clarit i począł schodzić na dolne piętro. Musiał sobie zapisać wnioski z dzisiejszego badania.


***


Gdy po badaniu towarzysze wyszli porozmawiać, Aulus stał dłuższą chwilę po prostu wpatrując się w więźnia. Kim on mógł być i gdzie się do tej pory uchował? Nie sprawiał wrażenia jakby mieszkał w jakimś lesie, czy jaskini. Nawet pomimo niezbyt komfortowych warunków, wyglądał na dość zadbanego.

Po chwili z zamyślenia wyrwały go odgłosy szamotaniny na schodach. Aulus wyprostował się, znieruchomiał i nasłuchiwał. Na szczęście wyglądało że to nic wielkiego i nikogo nie trzeba będzie przywoływać do porządku.
- A pies ich trącał. Pomyślał zrezygnowany.
Rozumiejąc że badanie już się zakończyło, Aulus odwiązał zielonookiego od krzesła, pomógł mu wstać i zaczął sprowadzać niżej, do sali w której spali i gdzie znajdowało się łóżko. Chyba najlepiej żeby nie trzymali go blisko wyjścia.
Więzień ciągle okryty był płaszczem Aulusa. W końcu lato już się skończyło, a jeszcze tego im brakowało, zeby trzeba bylo po drodze leczyć zdechlaka. Może i gadali że był silny, lecz ostatnie doswiadczenia pokazywały raczej słabowitą naturę. Ale skąd ta zmiana?

Aulus chciał dowiedzieć się teorii Aarona o więźniu, to się dowiedział. Za drzwiami, poza pokojem, gdzie siedział białowłosy, bo mnich odmawiał dzielenia się poglądami przy jeńcu.
- Sądzę, że więzień ma coś wspólnego z demonami. Albo został przez nie stworzony albo sam jest demonem, ja obstawiam, że teraz jest tym drugim. Powołuję się na fakt, że kiedy cały czas jest w kajdanach, które wyglądają na jeden kawał żelastwa i nie mają zamka, jest dziwnie słaby i nie goją mu się rany. Może to też tłumaczyć rozbieżność między plotkami, a obecnym stanem rzeczy - mnich wygłosił swoją teorię Aulusowi.

- Miałoby to sens i poniekąd potwierdza cześć moich przypuszczeń. Zgodził się Aulus, kiwając lekko głową. - Na człowieka to on z pewnością nie wygląda, choć bardziej do mnie przemawia to iż jest demonem niz że one go stworzyły. Jakby nie było demony są historią i to zamierzchłą. Chociaż cholera jedna wie skąd legion go wytrzasnął. Sprawia wrażenie jakby nie mówił po naszemu i rozumiał tylko gesty. Za to z pewnością rozpoznał napis na ścianie w piwnicy i skrzywił się na jego widok jakby go kto octem napoił. Ciekawe, nie sądzisz?

- Brzmi ciekawie - zgodził się Aaron. - ale to że nie mówi, nie wyklucza możliwości, że rozumie, co mówimy, stąd wolę przy nim nie dzielić się swoimi poglądami czy planami.

- To oczywiste i biorę to pod uwagę. Dlatego też nalegam na to żeby miał zakrytą twarz. Mniej widzi to i mniej wie.- Zgodził się Aulus i wrócił do pokoju. Nie miał za wiele do roboty poza zerkaniem co jakiś czas na więxnia, więc jeszcze raz natarł broń i kolczugę olejem, siedząc w ciszy.

- Musiałbyś mu jeszcze uszy zatkać - zauważył Aaron, a kiedy Aulus odszedł do pokoju, ruszył szukać swojego szopa.

- I może jeszcze dupe?- Na odchodne, już z pokoju, odpowiedział Aulus.

- To już twoja sprawa, ja się do tego nie mieszam - Aaron “rzucił” odpowiedź niczym piłeczkę do Aulusa.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline