Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2017, 13:54   #60
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Jerry uważnie przyjrzał się Merlinowi z tradycyjną dla siebie nie wyrażającą emocji indiańską maską.
- Obecność tego Bashira u Czirokezów nie jest aż tak zaskakująca, bo do plemienia należą dziś też ich dawni czarni niewolnicy. Poza tym Czirokezi zawsze byli najbliżsi osadnikom. Zajęli się rolnictwem, handlem, a także chętnie zakładali rodziny mieszane z białymi. A kim byli ci biali? Prawie wyłącznie Szkotami i Irlandczykami. Wiedział pan o tym? Nie uświadczy się już dziś czystej krwi Czirokeza. Warto więc znać swoją historię panie McMahon. Co zaś się tyczy Kocha… Możliwe, że jest świadek tego morderstwa.
Grant wziął od Merlina telefon i kiedy tamci gadali, sam zaczął go przeglądać. Zmarszczył brwi. Popukał palcem w zdjęcie Murzyna, wskazując go Merlinowi. To robiło sprawę nieco bardziej osobistą.
- Kojarzycie w ogóle ludzi z fotek? - Psuja przysunęła się do Granta by mieć wgląd w przeglądane zdjęcia. - Jednym z nich jest pewnie kochaś Andy. Rozmawiałam z Louise z baru i mówiła, że ten tu - stuknęła paznokciem w wyświetlacz - jest z miejscowego szczepu. Czekoladka. Regularnie łaja Louise za jej odmienność. Chyba mu za nią wstyd czy coś.
Z gardła Merlina wypsnęło się pogardliwe prychnięcie, nie wiadomo dla kogo przeznaczone. Wyjął z dłoni dziewczyny komórkę i przewinął zdjęcia.
- To jest Koch. Nasz zabity Krewniak. Sumienny pracownik, kochający ojciec i wierny mąż. Anioł nie człowiek… no dobrze, próbował mnie naciąć. Ale na niedużo, w granicach rozsądku i dobrego wychowania.
Wyciągnął własną komórkę i oddał się poszukiwaniom zdjęć pozostałych dwóch ofiar, Dubnera i Leinberera, choć liczył się z tym, że podobiznę zakazanego ryja tego pierwszego będzie musiał wycisnąć z Dwighta.
- Tego od Andie pokazali wczoraj w telewizji - ozwał się doktor. W milczeniu przyglądał się jak trójka białych z zaaferowaniem i na wyścigi przegląda telefon indiańskiej dziewczyny - Biały mężczyzna w sile wieku. Ciemne włosy, szare oczy i kilkudniowy zarost. Na zdjęciu miał marynarkę. Nazywała go Lou. Mówiła, że był żonaty i obiecał jej rozwieść się i zabrać ją do Europy. To wasz Koch?
Merlin kiwnął.
- Lou. Luther - potwierdził. - Był żonaty. Dwójka małych dzieci.
- No dobra, czyli ten Luther posuwał Andy i jej zmajstrował bachora - Psuja próbowała sobie wszystko poukładać. - Ta go ponoć z wzajemnością kochała ale nałykała się prochów żeby się zabić. Wyżyła, bo ją zaniosłam do doktorka, ale pozbyła się problemu średnio chcianej ciąży. W tym czasie jej kumpela Daanis tworzy indiańskie amulety aby przywołać ścierwogolema, by ten zabił Bashira. Wcześniej tej samej sztuczki używa z koralami aby pozbyć się tirowca, który skrzywdził Andy tuż przed jej próbą samobójczą.
Wilkołaczyca podrapała się po niesfornej czuprynie bo jednak kleiła jej się cała historia raczej marnie. Miała wrażenie, że umyka im samo sedno.
- Nic nie łapię. Trzeba przycisnąć Daanis. Niech wyjaśni po co przyzywa ścierwogolemy. I kluczyk Bashira. W nocy włamię się do banku i sprawdzę co jest w tej skrytce. Pójdziesz ze mną? - zwróciła się niespodziewanie do Merlina.
Nie wyglądał na zaskoczonego. Merlin McMahon nie pozwalał życiu się zaskoczyć.
- Chcesz mnie sprowadzić na ścieżkę zbrodni, bellissima? - żachnął się, ale widać było, że propozycja go nie obraziła, a wprawiła w dobry nastrój i wreszcie poczuł się swobodniej w tej indiańskiej szopie. - W moim wieku… - wyznał tonem zgrzybiałego starca - jak kraść… to miliony.
- Powinniście w swych poszukiwaniach założyć panowie - dodał Indianin - że wasz Luther nie tylko zrobił dziecko indiańskiej dziewczynie, ale i że zadawał się z Bashirem, Toomem i grupą wspomnianych Czirokezów. Podejrzewam, że Andie widziała jego śmierć. W efekcie doznała delirium i niczego nie pamięta. Ale… są sposoby by opowiedziała o tym co się wtedy wydarzyło. Pewne jest, że poza Andie i Kochem, w tym miejscu był ktoś jeszcze. Podejrzewam Tooma.
Merlin pokręcił głową, wykrzywił wargi w wyrazie powątpiewania.
- Mimo wszystko… to jakoś nie pasuje do Luthera. Mógłby zdradzić mnie, dla pieniędzy, sprzedać jakąś tajemnicę. Najpewniej to zrobił. Nie zdradziłby żony. Do tego - nie wszystkie ofiary Andie uwieczniła w pamięci swojego telefonu.
Skubnął ryży zarost i odwrócił się do Psui.
- Skrytkę sprawdzę sam z samego rana, tak będzie bezpieczniej. Tymczasem… - dodał, błysnął zębami w szarmanckim uśmiechu i zanęcił swojego prywatnego anioła, żeby ten mu nie zwiał urażony odmową wspólnego napadu na bank. - Zapraszam cię do mnie. Pobawimy się telefonem Bashira. Sprawdzimy też tożsamość pozostałej części znajomych Andie… Mogę zrobić spagetti? - zasugerował.
Doktor przez chwilę zastanawiał się czy równie szarmanckim uśmiechem Koch nie częstował Andie. Spojrzał kontrolnie na Psuję.
- Zgraj sobie te zdjęcia jeśli musisz. Ale telefon już oddaj. Powinna go odzyskać.
Po czym zwrócił się do Czarnego.
- Nie wspominaj Bryzie niczego o Andie. To prośba. A tymczasem to chyba wszystko. Chyba, że ktoś chce coś jeszcze dodać?
- Spagetti brzmi świetnie - odpowiedziała po namyśle Psuja. - A telefon oddamy, ale najpierw Merlin niech wszystko skopiuje.
Ruszyła do wyjścia z lekkim oporem. Obejrzała się jeszcze na Winnetou.
- Będziemy w kontakcie, co nie?
Jeśli cokolwiek dało się wywnioskować z jego milczenia to chyba tylko to, że nie przypadła mu do gustu decyzja o telefonie. Skinął jednak głową.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline