Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2017, 15:18   #33
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Hektor przystanął w wejściu do posiadłości i obejrzał się w kierunku lasu. Miał nadzieję, że Rybożer odnajdzie drogę, chociaż w takiej pogodzie mogło to potrwać. Pocieszała go myśl, że to mądry zwierzak i poradzi sobie w dziczy.
Odwrócił się i postąpił kilka kroków wgłąb holu.
- Halo! - krzyknął nie oczekując odpowiedzi. - Jest tu ktoś!?
Zawołaniu Hektora odpowiedział tylko szum wiatru wędrującego po pomieszczeniach posiadłości.
- A więc… spędzimy noc pełną grozy w opuszczonej posiadłości nieznanego rodu! - powiedziała beztrosko Lily, wchodząc w głąb budynku. Wzdłuż jej pleców aż przechodziły ciarki ekscytacji. Już sobie wyobrażała te dawne cuda, które tu mogła odnaleźć! Całkowicie zapomniała już o psie. Zrobiła taneczny krok do przodu, by stanąć w księżycowym kręgu i zakręciła zgrabny piruet. Okręcające się wokół niej włosy wręcz błyszczały srebrzystym blaskiem, a blada skóra nadawała jej cech jakiejś pięknej zjawy.
- Wy słońce tylko cenicie / Was tylko słońce zachwyca / Wy kpicie sobie z Księżyca / A ja wam na to odpowiem - / Uważam, że jest rzeczą po prostu bezwstydną / Porównywać słońce ze mną / Bo słońce świeci we dnie, gdy i tak jest widno / A ja w nocy, gdy jest ciemno - w nieobecny sposób wypowiedziała te słowa, spoglądając bezpośrednio w stronę bladego kręgu wiszącego na niebie. Czuła z tą częścią doby wyjątkową więź. Kiedy wszyscy spali, ona mogła działać i czuć się tak, jakby nikt za bardzo się jej nie przyglądał.
Czuła się po prostu wolna.
- To ja się przejdę. Może dowiem się, do kogo należała ta posiadłość! - rzekła do pozostałych i zaczęła się wdrapywać po schodach. Szła wzdłuż ściany i uważnie stawiała kroki. Jeśli miały się one zawalić, to prawdopodobnie przy kamiennych murach miała największe szanse na ocalenie skóry w razie wypadku.
- Nie oddalajcie się zbytnio-stwierdził Esmond myszkując w holu, w poszukiwaniu suchego drewna- opuszczone posiadłości bywają zamieszkane przez dzikie zwierzęta. Zaraz się za nimi rozejrzę, ale wpierw wejdźmy głębiej i zatroszczmy się o nieco ciepła.
- Najpierw to weźmy z wozu co przydatne do diaska - rzucił rycerz. - Chyba że chcecie jeść stare obrazy i zatęchłe drewno, a okrywać będziecie się pajęczynami i kurzem.
Rzucił tobołek z pledami na ziemię i zawrócił do wozu po następny.
Młoda magini zawróciła swoje kroki i ostatecznie wszyscy zabrali się do wynoszenia potrzebnych rzeczy. Jataki cicho pomrukiwały stojąc sobie i nieco blokując drogę. Dizi starał się nad nimi zapanować i jak okazało się to są bardzo stoickie zwierzęta, do takiego stopnia, że wręcz ciężko je przekonać do jakiegokolwiek ruchu. Dostały jednak swoje torby z paszą i pozwoliły się ustawić tak aby nie przeszkadzać. Tobołki z kocami i suchą żywnością zostały ustawione na środku. Lily postanowiłą się oddzielić po skończonej robocie i natychmiast ruszyła na górę prawymi schodami. Jej oczom ukazał się korytarz z wątpliwie stabilną podłogą. Gdy tylko kończyły się schody zaczynało się drewno. Część desek nie wyglądała najlepiej, część mogła utrzymać ciężar kobiety. Nie podobało się jej to, co widziała. Krótką chwilę się zastanawiała co robić, ale jej ciekawość wygrała nad kwestiami bezpieczeństwa. Przyległa do ściany tak mocno, jak tylko była w stanie, i zaczęła drobnymi kroczkami poruszać się w stronę nęcących ją drzwi. Starała się omijać podejrzane deski z całych swych sił.
Krok po kroku kobieta dotarła do drzwi prowadzących na wprost schodów. Otwierając je zrozumiała, iż dalej tamtędy nie pójdzie. Sporej części podłogi, oraz kawałka ściany brakowało. W ciemności nie umiała ocenić czy dalsza część podłogi jest stabilna. Widziała natomiast co znajdowało się za posiadłością. Nie umiała stwierdzić jak daleko ciągnie się skrzydło z zawaloną podłogą, ale gdyby weszła w lewe drzwi na pewno miałaby jeszcze sporo do obejrzenia. Do tego był jeszcze ogród i jakiś inny budynek. Przyglądała się temu przez krótką chwilę, mając w myślach wspomnienia różnych nocy spędzonych na obserwowaniu pogrążonego w śnie miasta. Jej mała kryjówka zawsze znajdowała się wysoko nad ogródkiem jakiejś posiadłości nieznanego właściciela. W dodatku blask księżyca i chłód nocy ją orzeźwiały.
W końcu odeszła od zawalonego przejścia i, równie ostrożnie co ostatnio, zdecydowała się przejść w stronę drugich naznaczonych zębem czasu drzwi. Miała cichą nadzieję, że podłoga się pod nią nie zawali.
Przed Lily roztoczyła się ciemność pokoju naruszona jedynie przez światło dochodzące z przejścia po lewej stronie pokoju. Widziała tam balustradę oraz coś co mogło być częścią klatki podwieszonej pod sufitem. Z dołu słyszała rozmowy pomiędzy swoimi towarzyszami. Na górze zaś delikatna poświata zaznaczała tylko bałagan jaki znajdował się na podłodze. Zapleśniałe futro, sylwetki mebli, bez silniejszego światła kobieta nie mogła jednak dokładnie powiedzieć co znajduje się przed nią. Sięgnęła więc do swojej kieszeni, wyjmując mały okrągły kamyczek z półprzezroczystego chyba kryształu, by być może było to po prostu szkło, i zamaszyście uderzyła nim w futrynę, wymawiając cicho słowo “Lux”. Przedmiot rozbłysł gwałtownie światłem. Zamknęła porażone oczy, ale szybko się przyzwyczaiła do niego. Postanowiła się rozejrzeć dokładnie dookoła, przy okazji dziękując w myślach adeptom z kolegium zaklinania za ich mały wynalazek.
Ostre białe światło rozlało się po pomieszczeniu zmuszając czarodziejkę do przymrużenia oczu. Po chwili wzrok przyzwyczaił się i mogła zobaczyć co się przed nią znajduje. Było to pomieszczenie gościnne ewidentnie. Kiedyś bogate wnętrze podupadło, wciąż jednak zdradzało iż właściciele byli zamożni. Krzesła obite materiałem, sofa sprowadzana z Rummanaru obłożona futrem teraz już całkowicie przeżartym przez szkodniki i czas, kunsztownie wykończony stolik, półki na któryś na pewno kiedyś stały piękne zastawy. Teraz ich resztki leżały potłuczone na podłodze. Na ścianach wisiały obrazy w ramach widzące lepsze czasy. Część z nich, będąca portretami, zostały zniszczone. Głębokie cięcia nie pozwalały dostrzec twarzy namalowanych osób. Postacie były bogato ubrane. Po sylwetkach można było rozróżnić trzy osoby: mężczyznę, kobietę i dziecko - dziewczynkę. Każde z nich miało broszkę z kwiecistym ornamentem. W pokoju było ciemno gdyż okna były zasłonięte przez materiał. Poza wyjściem po lewej stronie były też drzwi. Prowadziły dalej w głąb posiadłości. Nie zastanawiając się za długo, Lily wyjęła swoje berło magiczne i przy pomocy telekinezy odsunęła zasłony. Po przyjrzeniu się obrazom wiszącym na ścianach, zdecydowała się skorzystać z kolejnych drzwi, zachowując wszelkie środki ostrożności. Wolała już przemilczeć w swoim myślach kwestię klatki, ponieważ na granicy myśli kształtowały się jej potworne wizje.
Delikatne światło księżyca rozświetliło pomieszczenie. Nie ujawniło jednak niczego więcej i magini mogła dalej zwiedzać posiadłość. Im dalej tym korytarz zdawał się być w lepszej formie. Okna nie były powybijane i śnieg nie zalegał na podłodze. Pokoje mijane przez maginię nie stanowiły ciekawych znalezisk. Będąc na piętrze większość z nich stanowiły sypialnie z kominkami oraz łaźnie. Po przejściu sporego kawałka (zdającego się ciągnąć strasznie długo jak na zwykłą posiadłość) Lily zauważyła, że coś jest nie tak. Była przekonana, iż powinna już dotrzeć do końca korytarza. Tak jednak nie było. Wcześniej myślała, że układ pokoi jest taki sam. Teraz wiedziała, że to BYŁY te same pokoje. Z jakiegoś powodu idąc wciąż przed siebie cofała się do punktu początkowego. Zawróciła więc za siebie, aby zbadać tą zagadkę. Może to była jakaś interesująca iluzja? Musiała przeanalizować tą anomalię.
Odkrzyknęła do rycerza, który się wcześniej do niej zwracał.
- Coś tu jest nie tak i próbuję to zbadać! Zawołajcie Ristoffa!
- Ristoff gdzieś poszedł! - odpowiedział rycerz - Poczekaj, aż rozładujemy wóz.
Lili wracając zauważyła, że i tym razem cofnęła się. Nie mogła wrócić do pokoju z poszarpanymi obrazami. Nie mogła też wyjść z korytarza z drugiej strony. Powinna za to coś zjeść, bo głód wiercił jej dziurę w żołądku. Postanowiła więc otwierać kolejne drzwi po kolei z nadzieją, że cokolwiek przerwie tą cholerną pętlę. Wolała najpierw użyć środków konwencjonalnych, a później magii, chociaż zaczynała powoli wątpić w słuszność tej kolejności. Czuła jak serce podchodzi jej do gardła i stoi jak paskudna gula w gardle uniemożliwiając oddychanie. Na obecną chwilę nie widziała innego sposobu jak próbować.
Szaleńcze otwieranie drzwi zdawało się nie pomagać. Pętla jak była wcześniej tak pozostawała. Wyglądało, że nie tędy była droga do wolności. Nagle Lily potknęła się o własne nogi po raz kolejny zamykając drzwi i wyłożyła się jak długa. Przeszło ją dziwne uczucie, a ssanie żołądku stało się na wpół obecne. Gdy podniosła głowę, teraz całą w kurzu, zobaczyła swoje nogi leżące po drugiej stronie korytarza. Gdy tylko się poderwała nogi jak najbardziej były do niej wciąż przytwierdzone. Dzięki temu dostrzegła w końcu znaki magiczne idące przez podłogę, ściany i sufit. Stykały się tworząc bramę. To samo było po drugiej stronie korytarza. Przyglądała się przez chwilę temu zjawisko z mieszaniną oczarowania i grozy, nie wiedząc co z tym zrobić. Zdecydowała się w końcu na użycie jednej ze swoich rękawiczek i telekinezy, by zetrzeć część znaków. Wolała ich nie dotykać osobiście, bogowie jedni wiedzieli do jakiej dziwnej kombinacji by mogło dojść, gdyby tak postąpiła.
Z drugiej strony była zadowolona. Rozwiązała jedną zagadkę i wreszcie coś zje. Następnym razem do torby wpakuje sobie ze dwie racje żywnościowe gdyby przyszło jej siedzieć zamkniętej w jednym pomieszczeniu w dokładnie ten sam sposób, jak teraz w tej pętli.
Samo pocieranie rękawiczką okazało się mało skuteczne. Czymkolwiek były te znaki napisane nie był to węgiel. Wystarczyło ją jednak się do tego mocniej przyłożyć i efekt został osiągnięty. Lily była wolna. Nie cofnęło jej ani krzywdy nie wyrządziło. W mgnieniu oka znalazła się na dole wraz z resztą. Ku jej zaskoczeniu Ristoffa z nimi nie było.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline