Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2017, 17:28   #24
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Charlie dała mu trochę gotówki.
- Niestety nie powinnam tu płacić. Pewnie jak dasz banknot za whisky powinno być aż nadto.
Widział, że niechętnie zerka na jeden z budynków, jednak po chwili namysłu wprowadziła go do środka. Przeszli przez korytarz, w którym kręcili się głównie mężczyźni. Wszyscy zerkali na Charlie trochę jakby była trędowata, jednak nikt ich nie powstrzymywał. Czuł, że jego towarzyszka wyprostowała się i lekko spięła, ale delikatnie naciskając na jego ramię, doprowadziła go do jednego z pokoi.


Siedzieli tutaj mężczyźni z dziwnymi podłużnymi zawiniątkami w ustach, żarzącymi się na końcach, popijając znany już wampirowi trunek. Przy dwóch stolikach dostrzegł grupki kobiet. Wszyscy rozmawiali. Dziwne, ale rzeczywiście świetne. Gaheris łapał słowa, akcenty, wypowiedzi, właśnie o coś takiego mu chodziło.
- Usiądziemy gdzieś, kuzynko? - spytał cicho.
- Może tam. - Wskazała podbródkiem jeden ze stolików, przy którym stały dwa obite skórą fotele. Wszystko było przesiąknięte zapachem, dymu, który raz na jakiś czas wypuszczali z ust mężczyźni. Gaherisowi smród ów się nie podobał, ale cóż, trzeba było go znieść. Podał ramię kobiecie prowadząc ją do wskazanego stolika. Najpierw chciał się chwile rozejrzeć, zaś potem zająć towarzystwem. Wampir zauważył, że zarówno kobiety jak i mężczyźni patrzyli na nich jakoś dziwnie. Szczególnie na Charlie. Jego towarzyszka, nie zwracając jednak na nich uwagi, sięgnęła po jedną z książek, leżących obok stolika.
- Tutaj są gazety. - Szepnęła cichutko, wskazując leżący, obok plik papierów.
Gaheris skorzystał z jej rady, aczkolwiek podszedł dokładnie tak, żeby wyprzedzić jakiegoś innego, dobrze, elegancko ubranego mężczyznę. Potem już było prosto, zatrzymał się, skazał ręką:
- Pan pierwszy, Sir - oczywiście traktując go odpowiednio Prezencją. Chciał, żeby polubił ich, przedstawił dalszemu towarzystwu etc.


- Dziękuję. - Mężczyzna wybrał sobie jedną z gazet i spojrzał na Gaherisa. - Jest Pan nowy tutaj, czyż nie?
- Niestety tak. Na usilne moje nalegania, moja kuzynka, panna Ashmore, przyprowadziła mnie w to miejsce, gdzie mógłbym poznać prawdziwych gentlemanów. Elitę naszej Anglii
- uśmiechnął się do niego ponownie. - Ja zaś, jeśli pan pozwoli - skłonił się lekko - jestem Henry Ashmore. Niezwykle miło mi pana poznać.
- William Ainsworth
. - Mężczyzna wyciągnął w jego stronę dłoń.
Gaheris uścisnął dłoń Williama.
- Pozwoli pan, że przedstawię panu kuzynkę. My, mężczyźni, musimy dbać o piękne damy, z którymi dzielimy krew naszych przodków - postąpił ku Charlie licząc, że zauroczony mężczyzna ruszy za nim. Spojrzenie Williama mogło lekko zaskoczyć wampira. Chwilę oceniał Charlie.
- Kuzynka, powiadasz… - Szepnął do siebie i gdyby nie wampirzy słuch, Gaheris by go nie usłyszał. Z uśmiechem ruszył za wampirem, w stronę Charlie, która lekko zdziwiona oderwała się od czytania.

Korzystając z chwili, podczas której szli, wampir obejrzał swojego towarzysza Nadwrażliwością. Zobaczył jednak jedynie tyle, że WIlliam był człowiekiem. Podszedł więc po prostu do Charlie.
- Pozwól kuzynko, pan William Ainsworth. A to moja kuzynka, panna Charlotta Ashmore.

Charlie podniosła się i wysunęła dłoń w stronę mężczyzny. William ujął ją i ucałował wierzch dłoni kobiety.
- Ma Pan bardzo czarującą kuzynkę, Ashmore. - Wampir aż nazbyt dobrze znał iskrę która pojawiła się we wzroku nowego znajomego, który wyprostował się niechętnie puszczając dłoń Charlie. - Pozwolą Państwo, że się dosiądę? - Zerknął na Gaherisa wyraźnie oczekując od niego pozwolenia.
- Prawdziwy gentleman jest zawsze mile widziany przy tym stoliku. Zapraszamy - wskazał mu miejsce. Właściwie cieszył się nawet z tego błysku, który zobaczył u Williama. Charlie stanowczo miała o sobie zbyt niesie zdanie. Nie uważała się za ładną. Tymczasem paru oczarowanych mężczyzn zmieniłoby tą opinię na temat samej siebie.
William radośnie zajął miejsce, przysuwając sobie kolejny fotel. Charlie usiadła, ale sięgnęła po książkę.
- Muszę przyznać, że Panna Ashmore wybrała Panu doskonałe miejsce na początek przygody w Londynie. Carlton jest słynny z tego, że otwiera drzwi na świat dla zacnych dżentelmenów. Pan, Ashmore z pewnością do takowych należy. - William wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki srebrne pudełeczko i po chwili trzymał w dłoni zawiniątko, podobne do tych, które mieli pozostali mężczyźni. Widząc wzrok wampira wysunął pudełeczko w jego stronę.
- Papierosa?
- Dziękuję, ale nie używam
- nie wiedział jakim słowem ująć niechęć do okropnego zapachu. - Ale proszę się nie krępować - uśmiechnął się życzliwie. - Jestem tutaj nowy, jak słusznie pan zauważył. Nie znam także dobrze klubu Carlton, choć kuzynka wspomniała,iż jest to wyjątkowe miejsce. Dlatego też tutaj przyszliśmy.
- Calton był długo zamkniętym klubem, przeznaczonym tylko dla wybranych, ale od kiedy wykupili dwie sąsiednie posesje, Thomas Carlton postanowił otworzyć kilka sal, początkowo tylko dla panów spoza klubu, a ostatnio wpuszczają tu także, niektóre damy
. - William odpalił papierosa, powodując, że na chwilę Gaheris miał straszną chęć by odskoczyć. Zaciągnął się wypuszczajac smugę dymu. - Raz na jakiś czas można tu spotkać członków klubu, a jeszcze rzadziej zdarza się, że zapraszają kogoś do swego grona.
- Wiem, że bardziej konserwatywnym członkom zapewne nie podoba się wprowadzanie pań do kręgów klubów
- słyszał wszak od Charlie, że kobiety nie bywają mile widziane w tych środowiskach. Widział, że William lekko skrzywił się i rozejrzał wokół, jakby kogoś szukając.- Jednak osobiście mam inne zdanie. Wszak prawdziwe damy są tymi, dla których nasi rycerscy przodkowie walczyli na turniejach. Skoro zaś oni nie mieli nic przeciwko ich obecności, albo więcej, wręcz hołubili je, jakże ja mógłbym nie podążać ich śladem oraz mieć coś przeciwko damom. Tym bardziej, że moja kuzynka jest w Londynie dla mnie istnym cicerone.
- Ashmore, jeśli mogę ci coś doradzić i myślę, że Panna Ashmore się ze mną zgodzi
. - Zerknął na Charlie z uśmiechem. - O ile twoje podejście jest bardzo chwalebne. - Wampir bez trudu wyczuł, że William się z nim nie zgadza. - To mówienie takich rzeczy na głos może przysporzyć ci w Londynie problemów, a na pewno chciałbyś się wspiąć na szczyt drabiny tutejszej society, czyż nie?
- Ma pan rację
- przyznał wampir - aczkolwiek uważałem, że przed prawdziwym gentlemanem mogę wypowiedzieć swoje poglądy. Bowiem choć możemy się różnić, wszyscy jesteśmy Anglikami oraz ludźmi honoru. Przy okazji Ainsworth, jeśli mówimy o londyńskiej society, czy mógłby mnie pan przedstawić kilku osobom? Dla nowego wchodzenie w towarzystwo bywa męczące, chyba że ma dobrych znajomych - modulował głos lekko, ażeby sprawiać wrażenie klasycznego dandysa, niewiele dbającego o całą resztę poza elegancją, jednocześnie zaś na tyle inteligentnego, aby zdawać sobie sprawę z siły klasy gentlemanów.
William wyraźnie rozluźnił się słysząc zmianę tematu.
- Jak pewnie się domyślasz, skoro tu jestem, nie jestem sam zbyt wysoko na tej drabinie. - Mężczyzna uśmiechnął się popalając. - Ale jeśli chcesz mogę cię wprowadzić na partyjkę w najbliższy czwartek. Grywamy w zacnym towarzystwie, pojawia się między innymi Henry Mayhew.
- Bardzo chętnie przyjdę, jeśli tylko obowiązki pozwolą
- zgodził się pozostawiając jednak kotwicę umożliwiającą honorowe wycofanie się. - Proszę powiedzieć, w cóż grywa towarzystwo w Londynie? - spytał lekkim głosem.
- W to co wszyscy Ashmore. W wista. - uśmiechnął się William.
- Czyli tam, na północy, nie jesteśmy aż tak bardzo zapóźnieni, przynajmniej jeśli chodzi o gry - wesoło, ale niezbyt głośno roześmiał się Henry udając, że wist jest dla niego codziennością. Liczył, że Charlie będzie mogła go nauczyć.
- Stawka wejściowa do 50 funtów. A skoro przeszliśmy do pieniędzy… - WIlliam sięgnął do kieszeni i wydobył z niej niewielki kartonik, podając go wampirowi. - Prowadzę sklep przy Hay Market.

Zauważył że Charlie uniosła brew i chyba nawet okazała zainteresowanie tym faktem. Gaherisowi nawet nie drgnęła powieka. Pojęcia nie miał ile to jest 50 funtów. Przyjął także kartonik.
- Och, ja dopiero się instaluję w Londynie. Poszukuję różnych możliwości - powiedział coś, żeby nic nie powiedzieć, choć przypadkiem była to prawda. Obiecał sobie spytać Charlie, co oznacza posiadanie sklepu przy Hay Market.
Jego towarzyszka na chwilę zamknęła książkę.
- W którym miejscu na Hay Market?
William wyraźnie się ucieszył.
- Na rogu King’s Charles Street.
- Kojarzę… meble czyż nie? Bardzo dobra lokalizacja
. - Charlie uśmiechnęła się.
- Tak, rewelacyjna. - William prawie się uniósł i spojrzał na Gaherisa. - Powinniście przyjść, któregoś dnia. Udało mi się zdobyć kilka ciekawostek.
- Ooo, interesujące. Nie znam jeszcze Londynu, jednak słyszałem o Hay Market
- chyba mu się coś obiło o uszy - w samych superlatywach. Gratulacje - spojrzał na Charlie, żeby pomogła mu przy rozmowie, nie miał pojęcia o sklepowych sprawach. - Na północy, skąd pochodzę, nie ma wspaniałych sklepów, zaś moja rodzina zajmuje się hodowlą koni - powiedział, bowiem ogólnie też była to prawda. Konie wyścigowe, wojskowe, na pewno stanowiły zajęcie dla gentlemanów.
- Oj, macie tam co nieco Ashmore. Pewnie słyszałeś o Blackbounach albo Strudach, obsługują chyba całą Szkocję. A co do koni musisz wobec tego znać Thorna. Ten facet ma jedne z lepszych koni na wyspach. Bywasz na gonitwach? - Obok nich przeszedł jakiś mężczyzna, a William uniósł dłoń. - Whiskey na mój koszt.
- Przecież wspomniałem, że dopiero się tutaj przeprowadziłem. Wcześniej nie bywałem w okolicach Londynu, zaś nasze biegi na północy, przypuszczam, że to drobiazg wobec sezonu gonitw. Zaś hodowla, przyznam Ainsworth, że musiałbyś raczej porozmawiać z kimś z mojej rodziny. Jak wspomniałem, ona się zajmuje hodowlą, zaś ja raczej postanowiłem wybrać miejskie życie. Nie mniej, jeśli trafi się okazja chętnie pooglądałbym tutejsze gonitwy
- zdecydował, choć wiedział, iż jest to mało prawdopodobne, gonitwy bowiem raczej odbywały się podczas dnia. - Może kiedyś, kiedy okoliczności pozwolą
Po chwili ustawiono przy nich dwie szklanki z trunkiem.
- A czym się zajmuje Londyńska gałąź? - William spojrzał na Charlie z zainteresowaniem.
- Zajmowała… bankierstwo.
- Wiedziałem
! - WIlliam prawie się poderwał, jednak szybko powstrzymał się sięgając po szklankę. - Mieliście bank przy Long Acre, tylko chyba… a… no tak.
Charlie uśmiechnęła się krzywo do mężczyzny.
- Zamroziliśmy kapitał.
Cokolwiek to oznaczało William przytaknął entuzjastycznie i spojrzał z powrotem na Gaherisa.
- Musisz wpaść koniecznie na partyjkę, zrobisz furorę. - Wampir wyczuł, że mężczyzna chce wyraźnie zmienić temat. On zresztą też, dlaczego ktoś miałby zamrażać kał, ale co to było to kapi? Lepiej także spyta później Charlie.
- Dziękuję, jak wspomniałem, jeśli tylko będzie to możliwe - choć przypuszczał, że dzięki Prezencji rzeczywiście zrobiłby furorę. Tylko oprócz prezencji potrzebował jeszcze pieniędzy. Wszak nie mógł ciągle wykorzystywać zasobów Charlotty.

Wykorzystując Nadwrażliwość zaczął rozglądać się po gościach tej sali. Wszyscy byli ludźmi, ale wampir mógł się spodziewać, że wampiry starałyby się raczej dostać do tej elitarnej części dla wybranych. Większość była obojętna. Jakieś tam miłostki, zainteresowanie zazdrości. To co zazwyczaj widywał u ludzi. Mężczyźni zerkali na sophie z pomieszaniem niechęci i pożądania. Niesamowicie dziwna mieszanka. Natomiast panie, ewidentnie z zazdrością. Jednak gdy ich wzrok przenosił się na niego było to zainteresowanie pomieszane z pożądaniem. Wszyscy jednak byli czujni i regularnie zerkali w stronę korytarza.
- Wszyscy mają nadzieję, że zaraz pojawi się na korytarzu, ktoś z klubu. - Powiedział William, popijając Whisky. Jego wzrok także spoczął na korytarzu. - Nie wiem jak jest u was, ale tutaj klub to wrota do innego świata.
- Ach rozumiem. Cóż, a stali bywalcy pojawiają się często
? - spytał. Przypuszczał bowiem, że do środka może wprowadzić kogoś tylko członek. Zresztą członkiem może zostać jedynie osoba zaproszona. Dlatego był zainteresowany. Skoro tutaj pokój stanowił taką antykamerę do komnaty przyjęć, trzeba było poczekać. Spojrzał na Charlie pytająco oraz dyskretnie, czy powinni jeszcze zostać?
- Czasem się pojawiają, ale prawda jest taka, że jest kilka wejść. - William uśmiechnął się, a wampir dostrzegł na twarzy Charlie lekki uśmieszek, który szybko ukryła. - Ale gdy spotkasz kogoś tutaj, wszystko odbywa się oficjalnie, zgodnie z protokołem. Zaprasza cię , wprowadzając na schody i jesteś członkiem klubu. Nie jestem tu codziennie, ale zdarzyło mi się kilka razy spotkać jakiegoś klubowicza.
- Wobec tego poczekajmy chwilę
- uniósł kieliszek z nalaną Whiskey, zamówioną wcześniej przez Williama. - Oby nam się powiodło - wypił troszkę. - Interesujący smak, naprawdę dobry bukiet.
- Oby nam się wiodło
. - Mężczyzna sparafrazował toast wampira. - Nie ten klub to kolejny.

Mister William upił spory łyk i przeniósł wzrok na Charlie, która powróciła do lektury. Wampir zauważył, że zmieniła się tylko książka, na znany mu notes z zapiskami. Ciekawe dlaczego, czyżby chciała potem pisać na ten temat książkę, lub artykuł w gazecie? Wampir bowiem doskonale zdawał sobie sprawę, że skoro istnieją gazetowe teksty, ktoś musi zbierać te informacje oraz je tam pisać. Drukować, jak nauczyła go Charlie.
- Nie ten, to kolejny? Jakie właściwie kluby w Londynie poleciłbyś? - drążył temat.
- Oczywiście Atheneum, Klub u Pratta, Buck… - William odchylił się, wampir niemal widział jak przelatuje oczami listy ważnym miejsc.
- Guards, Beefsteck. - Dodała Charlie odrywając się na chwilę od lektury.
William ucieszył się, że znów mają jej uwagę. Wyglądało trochę tak, jakby jego towarzyszka sama użyła prezencji, ale był to raczej jej kobiecy urok.
- Tak, szczególnie Guards. - William wygasił papierosa w szklanym naczyniu i wydobył kolejnego, znów częstują Gaherisa. - Choć bywają tam głównie oficerowie. Za to jak już się dostaniesz… o i jest jeszcze the Turf. Orientuje się Pani, w ważnych miejscach.
- Nauczam czasem dzieci, bywalców tych miejsc
. - Charlie uśmiechnęła się cierpko i wróciła do lektury.
- Tak, kuzynka zna kilku lordów, jako nauczycielka - dobrze, że zapamiętał, że miejscowi arystokraci najczęściej nazywają się lordami. - Cóż, nie jestem oficerem, więc pewnie Guards odpada. Czy wspomniane kluby mają komna … pokoje - poprawił się - dla gości, tak jak ten tutaj?
- Tylko Pratta i Turf
. - William, dopił zawartość swojej szklanki. - Resztę klubowiczów musisz poznawać w innych miejscach. Na wieczorkach karcianych, w restauracjach. - Zwrócił się do Charli. - Zna Pani, lordów?
- Znam ich dzieci
. - Charlie tylko na chwilkę uniosła oczy znad lektury. - Z ich rodzicami się raczej nie widują, jak pewnie one same.
- Wspaniałe
. - William rozmarzył się, jakby nie widywanie swego dziecka, było najlepszą rzeczą jaka może spotkać człowieka. Chociaż pewnie zdawał sobie sprawę, że zapewne od czasu do czasu z rodzicami też się musiała spotkać, zaś w najgorszym przypadku, owe dzieci także zostaną lordami oraz lady.
- Czyli Pratta i Turf. Warto zapamiętać - uśmiechnął się wesoło Gaheris. Właściwie traktował Williama, jako niezłe źródło informacji. Zamożny zapewne handlarz starał się na gwałt dostać do elity i właściwie miał rację. Takie próby za jego czasów też były podejmowane. Wszyscy woleli być wyżej, niż niżej. Właściwie zaczynało już mu się nudzić. - Hm - powiedział cicho - gdzie właściwie odbywają się tutaj pojedynki, jeśli gentlemani są innego zdania? - spojrzał wnikliwie na Ainswortha.
- Gdziekolwiek, byleby był sekundant i dobry powód. No i oczywiście broń. - Wycelował palcem, co Gaherisowi odrobinę przypomninało, sposób w jaki mierzyła w niego z broni Charlie. - Najlepiej w parkach, by nie trafić kogoś niezaangażowanego w spór.
- Ach, czyli broń palna? Cóż, my na północy preferujemy dobre ostrze
- stwierdził Gaheris. - Jesteśmy chyba bardziej konserwatywni pod tym względem - przyznał postanawiając się nauczyć używania owych gwizdków. Co za upadek! Jednak cóż robić. Może istnieją tutaj jakieś kluby. Do tego jednak potrzebne byłyby pieniądze. Ich zaś nie miał. Mógł właściwie wygrać w karty z każdym człowiekiem, po prostu oglądając jego aurę, której ukryć się nie da wiedziałby, czy ma dobrą kartę, czy kiepską, czy blefuje, czy jest pewny siebie. Oznaczało to, iż wiedziałby, kiedy się wycofać, kiedy zaś pójść na całość. Każdy hazardzista dałby sobie palec obciąć za taką właśnie wiedzę. Gaheris nie był hazardzistą i gdyby nie konieczność, nie siadałby przy kartach nawet. Także musiał porozmawiać na ten temat z piękną Charlie oraz, hm, chyba powinien jej wytłumaczyć, kim się stała pijąc jego krew.

Panna Charlie widząc, że rozmowa dobiegła końca, zamknęła notatnik.
- Nie chciałabym ci przerywać Henry, ale chyba powinnam się zbierać. Jutro też jest dzień.
William poderwał się i w pokłonie podał Charlie dłoń by pomóc jej wstać.
- Wybaczcie, zająłem Wam, wasz czas. - delikatnie, ponownie ucałował wierzch dłoni. - Pozostaje mieć nadzieję, że to nie ostatnie nasze spotkanie.
Niechętnie oderwał się od Charlie i wyciągnął dłoń w stronę wampira.
- To była przyjemność poznać cię Ashmore. Musisz koniecznie wpaść w czwartek. - Uśmiechnął się. - Gramy w Northern Hostel na Kings Cross.
- Dziękuję, cieszę się, że mogłem cię poznać Ainsworth. Do zobaczenia
– podał mu dłoń. - Oczywiście masz rację kuzynko, dziękuję, że przypomniałaś mi – zwracał się już do Charlie. - Musimy iść – podał jej ramię i po prostu skierowali się do drzwi.
Charlie chwyciła Gaherisa pod ramię i dała się wyprowadzić z budynku. Gdy ruszyli ulicą, w kierunku, w którym według kobieta były dorożki i całkowicie wtopili się w liczne wędrujące ulicą pary, dziewczyna odezwała się.
- Jeśli chcesz udawać osobę z północy, dostarczę ci co nieco gazet stamtąd. Blackbouni albo Strudzi to familie, które zna każdy kto mieszkał na północy. Mają swoje filie chyba w każdym większym mieście. Natomiast jeśli chodzi o Thorna… - Charlie skrzywiła się. - … gdybyś rzeczywiście hodował konie ten typek byłby ci wrzodem na du… - Powstrzymała się i odetchnęła. Po chwili uśmiechnęła się do niego. - Planujesz iść na tego wista?

Uśmiechnął się do niej.
- Kiedyś hodowałem konie, wszyscy zresztą rycerze posiadali co najmniej kilka, kilkanaście rumaków. Lubię konie – przyznał. - Potrafię wiele powiedzieć na temat zwierzęcia oglądając konia. Dla rycerza koń był zawsze przyjacielem, kimś bliskim, z kim się raczej rozmawia, niż tylko prowadzi. Od niego zależało, jak sprawi się rycerz podczas bitwy. Wiele zwierząt nie lubi wampirów, ale akurat ja nie mam z tym jakichkolwiek problemów. Skoro nie mogę odwiedzić żadnych gonitw, może poszlibyśmy wieczorem do którejś ze stajen filialnych owych rodzin? Jeśli oczywiście mają także coś takiego w pięknym Londynie. Zaś wist … tylko jeśli zdołasz mnie nauczyć, wtedy poszedłbym. Przypuszczam – pokiwał lekko głową – że miałbym dużą szansę wygrać. Dużo większą, niżeli ktokolwiek. Wiesz, mam pewne dodatkowe zdolności, których nie posiadaliby inni gracze. Choćby wiedziałbym, czy są zadowoleni ze swojej karty, czy też nie. Jeśli poznam zasady, dla mnie byłoby to tak, jakbyśmy grali w otwarte karty. Skoro zaś owi gentlemani mają ochotę poprzegrywać trochę, nam zaś przydałyby się pieniądze …
- Wierzę, że możesz mieć z tego zakresu olbrzymią wiedzę… mówię tu o koniach
. - Mrugnęła do niego. - Jednak gdybyś rzeczywiście je hodował, pewnie byś nimi handlował, więc znałbyś ludzi z branży. W dobie gdy o wyścigach, targach, czytać możesz na łamach gazet, ciężko nie znać niektórych nazwisk. Mógłbyś się nie orientować w zagranicznych hodowlach, choć to tez raczej świadczyłoby o twojej ignorancji.

Panna Charlie doprowadziła ich do miejsca gdzie stały dorożki. Pozwoliła Gaherisowi podać adres, który już udało mu się zapamiętać. Wampir musiał przyznać, że powoli zaczyna nawet rozpoznawać trasę, którą jadą. Pozornie niemal identyczna, monumentalna zabudowa, zaczynała nabierać bardziej indywidualnego charakteru. Gdy jechali, kobieta wydobyła z kieszeni znane mu już banknoty.
- Wyjaśnię ci co nieco jeśli chodzi o pieniądze. Bo musisz wiedzieć, że kwota, którą podał ci William jest to połowa rocznych zarobków przeciętnego robotnika. To jest jeden funt.


Wampir bez trudu rozpoznał banknot, który dał kelnerowi za whiskey. Czyli wypijając 50 szklanek tego trunku, wydawał kwotę, która musiała komuś starczyć na pół roku życia.
- Funtowi wart jest 20 szylingów, szyling 12 pensów. Wykształcony inżynier… - Wampir słyszał tą nazwę przy okazji omawiania działania pociągu. - ...zarabia około 10 szylingów za dzień pracy.

Głowa wampira bez trudu, podpowiedziała mu ży wobec tego zamawiając szklankę alkoholu wydaje prawie trzy dni pracy inżyniera. Skąd Charlie miała te pieniądze? Ile zarabiała? Nie wiedział. Szybko też zrozumiał, że takie przejazdy jak ten nie są dla wszystkich. Mogło to tłumaczyć, liczne grupy spacerujących ludzi. Już jakiś czas temu wampir zauważył, że poza takimi dorożkami, jeżdżą inne, dużo większe do których wsiada sporo osób. Charlie wydobyła mały woreczek ze śmiesznym zapięciem i wysypała na dłoń dwie monety.
- To jest szyling. - Wskazała srebrną monetę z wybitą kobiecą postacią.


- A to 2 pensy. Akurat nie mam pojedynczej monety. - Pokazała mu tym razem brązową monetę.


- Przejazd wart jest 6 szylingów. - Podała mu kilka monet i uśmiechnęła się. - Chcę byś zaczął dostrzegać te wartości. Cztery funty chleba warte są około szylinga.

Gdy dojechali Gaheris zapłacił dorożkarzowi. Wampir bez problemu poprowadził Charlie w kierunku ich domu. Gdzie kobieta lekko zmęczona opadła na sofę, zapalając wcześniej pojedynczą lampę. Widział jak przypatruje mu się. Znał to spojrzenie, które tylko potwierdzało to wcześniej dostrzegł w jej aurze. Do uczucia, które wytworzył prezencją, dołączyła ghula wierność. Obserwowała go z tą swoją zadziorną miną ale widział już w niej ślady spolegliwości. Do tego to pragnienie.

Nierówności stanowiły rzecz normalną arturiańskiego społeczeństwa. Przecież Gaheris sam, jako królewski syn, mógł dysponować czymś, czego wieśniak nie potrafiłby sobie nawet wyobrazić. Widocznie wiele rzeczy się zmieniło poprzez 1300 lat, ale akurat ta była stała. Zadumany słuchał Charlotty, kiedy opowiadała mu o wartości monet uświadamiając sobie, że dziewczyna wydaje na niego kolosalne sumy. Znaczy względnie kolosalne, bowiem dla robotnika wielkie, dla takiego sprzedawcy mającego sklep na Hay Market, pewnie raczej średnia. Chociaż któż wie, zapewne William Ainsworth bardzo chciał się dostać do towarzystwa oraz przeznaczał na to spore kwoty. Mając wampirze zdolności Gaheris nie potrzebował specjalnie pieniędzy. Wystarczyło mu spotkać kogoś oraz nakłonić do wykonania tego, czego właśnie oczekiwał. Pytanie tylko, czego właśnie oczekiwała Charlotte, którą niechcący zghulizował. Oraz naprawdę polubił. Nie chciałby jej wykorzystywać, jeśli zaś już, raczej traktowałby to jako dług do spłacenia kiedyś. Chociaż ciekawe jest, dla kogo pracowała teraz, kto jej płacił takie duże stanowczo pieniądze.
 
Kelly jest offline