Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2017, 17:53   #34
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Panowie zostali sami. Po Ristoffie wciąż nie było śladu. Dizi nie wyglądał na przekonanego aby zostać w wejściowym pokoju. Dlatego podszedł do zamkniętych drzwi naprzeciwko wejścia.
- Ojej… - jęknął.
- Potwory? Niezadowoleni gospodarze? - Hektor natychmiast ruszył w sukurs Dizziemu. - O co chodzi?
Szybko się wyjaśniło co poruszyła karła. Zza otwartymi drzwiami panowie zobaczyli wysoki pokój z kolejnymi schodami do ciemnego pokoiku na półpiętrze. Dalej na parterze był kominek, oraz przejście do kolejnego pokoju. To co zwracało uwagę najbardziej była klatka zwisająca z resztek dachu. Była pusta. Jej drzwiczki były lekko uchylone. Przez dziurę w dachu, cała była pokryta śniegiem, tak jak i część podłogi. Ta część zaczynałą już być robiona z drewna.


- Mhm… - mruknął rycerz naraz rozumiejąc Diziego i samemu czując dreszcz niepokoju. - Poczekaj tutaj.
Kładąc ciężką dłoń na ramieniu karła, wyminął go w drzwiach i wszedł ostrożnie do środka pomieszczenia. Rozglądał się uważnie, a ręka sama wsparła się na rękojeści miecza szukając otuchy jaką dawała wierna stal.
- Albo poprzedni gospodarze, karali w tym swoich podwładnych, albo sami skończyli w środku… - dodał tonem wymuszonego rozbawienia, w którym brzmiała wyraźnie nerwowa nuta.
Esmond ruszył w ślad za pozostałymi, ale mając oko na prowizoryczny obóz pozostawał nieco z tyłu.
Wchodząc głębiej do pokoju nie zauważyli niczego niepokojącego. Światło księżyca prześwitywało przez szczeliny w suficie. Przy kominku stała szafa ze zbutwiałymi księgami. Po tytułach dało się stwierdzić, że to poezja. Kilka z nich były jeszcze zapisane - choć bardzo niewyraźne pismo było już niemal nieczytelne. Reszta miała puste stronice - słowa skradzione przez czas. Każda księga miała jednak wyraźny stempel ze znakiem przedstawiającym dwa kwiaty.

Wejście na schody oznaczało pewne ryzyko, gdyż były drewniane i widziały lepsze czasy. W połowie schodów wisiał obraz, którego bez światła nie było zbyt dobrze widać. Żeby dostrzec co jest w pomieszczeniu obok również potrzebne było jakiekolwiek źródło światła.
Rycerz odstawił pustą księgę na półkę zastanawiając się skąd może znać symbol na stemplu. Nie potrafił odgrzebać tej informacji z mgły wspomnień, lecz wiedział, że będzie go to dręczyć przez cały wieczór.
- Może wystrój nie zachęca… - mruknął patrząc na klatkę. - Ale przynajmniej jest kominek. Dizzy zacznij rozpalać. Krzyknij jeśli nie będzie drewna. Jak nie znajdziemy żadnego w komórce, to użyjemy mebli i ksiąg. Esmond, chodź ze mną. Trzeba przywlec tu tobołki… i gdzie są magowie do diaska…?
Pytanie było retoryczne i Hektor nie oczekiwał odpowiedzi. Ruszył na zewnątrz z zamiarem wniesienia najpotrzebniejszych tobołków z wozu. Potem trzeba było go zabezpieczyć, mocno przywiązując do fasady budynku, znaleźć Ristoffa i Lily. Dużo pracy…
Dłuższą chwilę po zabraniu się do roboty grupka zobaczyła jak na piętrze rozbłyskuje białe światło. Ktoś się tam krzątał. Po nieco dłuższej chwili blask zelżał i osoba wyszła z pomieszczenia.
- Lily? - Hektor zapytał głośno by upewnić się, że to nikt z gospodarzy. - Znalazłaś coś ciekawego?
Kontynuował rozstawianie tobołków i poczekał przed ponownym wyjściem na zewnątrz, póki dziewczyna nie odpowie.
- Coś tu jest nie tak i próbuję to zbadać! Zawołajcie Ristoffa! - usłyszał po jakimś czasie jej okrzyk, ale nie zdawało się, by była w tarapatach.
- Ristoff gdzieś poszedł! - odpowiedział rycerz - Poczekaj, aż rozładujemy wóz.
Wyszedł na zewnątrz i skierował do wozu po następny tobołek. Po drodze rozglądał się w poszukiwaniu maga i warga.
- Rybożer! - raz jeden rzucił w noc zanim wrócił do pracy.
Po jednym i po drugim wciąż nie było śladu. Odpowiadała tylko nocna cisza i pomukiwanie jataków z holu. Zostały już tylko dwa tobołki, które to Esmond bez problemu zaniósł. Mogli pomyśleć o jedzeniu. Mieli sporo suszonego mięsa i nieco sczerstwiały chleb i podpłomyki.
Rycerz raz jeszcze rozejrzał się po obejściu pałacyku i wrócił do środka z nietęgą miną.
- Schodź na kolację dziewczyno! - krzyknął do Lily kierując się do salonu z kominkiem. - Nie ma sensu zwiedzać na głodnego… - dodał już ciszej, do siebie.
Z jednego z tobołków wyciągnął zawinięte w len pakunki z jedzeniem. Usiadł ciężko w jednym z foteli, sprawdzając wpierw mocniejszym naciśnięciem ręki, czy mebel wytrzyma.
Chwilę po zawołaniu pojawiła się białowłosa. Panowie dzielili się już suchymi racjami i wodą z bukłaków.
- Zostawmy coś dla Hebalda… jak się pokaże - mruknął Dizi markotniejąc. Zmarszczki na jego twarzy wydawały się dużo głębsze przez ogień palący się w kominku. Suche jedzenie było zjadliwe, a mięso nadawało posiłkowi jakiegokolwiek smaku. Dizi nawet zaproponował, że może zaparzyć ziół, bo mają garnek. A śniegu było pod dostatkiem gdyby podróżnicy nie chcieliby marnować wody z bukłaków. Poza wiatrem słychać było tylko pomukiwania jataków.
- Trzeba go znaleźć. Ta wyprawa nie ma sensu jak nie znajdziemy Hebalda - powiedział w końcu karzeł patrząc z przejęciem na swoich towarzyszy.
- Hebald Hebaldem, ale gdzie jest Ristoff? - zapytała nagle między kęsami niedawno wyciągniętej racji żywnościowej - Cała ta posiadłość jest przeklęta. Co jeśli wpadł w taką samą pułapkę jak ja albo coś gorszego?
Hektor przełknął kęs chleba patrząc z uwagą na dziewczynę. Kontrolnie jeszcze zerknął na karła i Esmonda, ale ich miny jedynie potwierdziły jego obawy.
- Dobrze siÄ™ czujesz dziewojo?
- Ristoff ma na imię Hebald - odpowiedział jeszcze bardziej zaniepokojony Dizi.
- Em… - szybko zakryła swoje usta dłonią, zastanawiając się co właśnie powiedziała i dlaczego to powiedziała. Poza tym jak mogła zapomnieć o imieniu swojego mistrza? A może był to wpływ tego miejsca? Zamknęła na chwilę swoje oczy, decydując się na wzięcie dwóch uspokajających wdechów.
- Chyba powinniśmy go poszukać, prawda? - odezwała się po chwili wahania czy powinna w ogóle cokolwiek mówić - Ewentualnie mogę pójść sama.
- Zdecydowanie powinniśmy się za nim rozejrzeć- odpowiedział Esmond, chowając za pazuche swój wierny bukłak- Ale nie powinniśmy iść pojedynczo, ani zostawiać pustego obozu…
-[i] Ja zostanę. W tym stanie nikomu na nic się nie przydam. W razie czego schowam się. Jataki może mnie obronią gdyby coś tutaj było. Bądźcie ostrożni - karzeł uśmiechnął się krótko.
- Nic ci tu nie grozi - rzekł rycerz wstając z fotela, zawijając w materiał niedogryziony podpłomyk. - Może to miejsce jest straszne na pierwszy rzut oka, ale przede wszystkim jest opuszczone. Ktoś wie w ogóle po co mag został na zewnątrz?
Choć zadał pytanie, to nie czekał na odpowiedź. Zabrał swój miecz i narzucając kaptur na głowę ruszył do wyjścia. Na fotelu zostawił jedynie hełm, który nie był mu specjalnie potrzebny w tej sytuacji.
Lily na chwilę się zawahała, gdy próbowała wstać, przyglądając się Diziemu oraz miejscu, w którym postrzelił go bandyta. Trwała w tej pozycji, aż w końcu znów usiadła.
- Zostanę z Dizim. To poniekąd moja wina, że został zraniony, a gdyby coś się pojawiło, to sam sobie nie poradzi. Wolę… - poplątał się jej język, bo mówiła szybciej niż myślała w tym momencie, a było to wywołane zmęczeniem - Jak będziecie mnie potrzebować, to po prostu zawołajcie. Sama nie czuję się za dobrze..
- Bądźcie ostrożni - Dizi powiódł wzrokiem za odchodzącymi i wrócił do Lily. - Nie przejmuj się panienko. Będzie dobrze. Będzie dobrze.
Po tych słowach karzeł zaczął szeptać pod nosem modlitwę o przebaczenie. Aby bogowie odwrócili swoje spojrzenie.
 
Jaracz jest offline