24-05-2017, 10:59
|
#268 |
| Od czasu powrotu drużyny z już-nie-Zaginionej Kopalni minęło kilka dekadni. Wszyscy mieszkańcy uwijali się jak w ukropie, podniesieniu na duchu zarówno wizją bezpiecznego miasteczka jak i przyszłego bogactwa, jakie przyniesie mu kopalnia Rocksekerów (jak teraz nazywano Kopalnię Phandelver). Pracy było w bród, a wieść o odnalezionej Kuźni Czarów została poniesiona przez najemników i kupców Kompanii Lionshield do Triboaru i dalej. Przybycie do miasteczka nowych mieszkańców był tylko kwestią czasu. Nowi osadnicy i przyszłe bogactwo miało przynieść też nowe zagrożenia, ale tym phandalińczycy nie troskali się zbytnio, wpatrzeni w drużynę Jorisa jak w obrazek. Dwóch wprawnych wojaków, magiczna i kapłanka (a nawet dwie, licząc Garaele) to nie w kij dmuchał jak na taką małą mieścinę. Jeśli dodać do tego Slidara i Darana, którzy szkolili tuzin młodziaków we włóczni i kuszy to Phandalin miało stać się całkiem nieźle bronione. Ku rozczarowaniu Torikhi do treningów dołączyła też Nilsa Dendrar, grzebiąc tym samym nadzieje Melune na uczynienie dziewczyny kapłanką. Przynajmniej pogrążona w żałobie młódka znalazła sobie jakiś cel, a to było najważniejsze. Sama półelfka skupiła się na kapłańskiej posłudze, nękaniu banshee Agathy i budowaniu własnej siedziby - oczywiście po tym jak wraz z resztą drużyny pozbyła się orków z Wyvern’s Tor. Co prawda bez porządnego cieśli w miasteczku prace nad domostwem posuwały się powoli, ale od czego miała Jorisa? Mimo że między młodymi nie padły żadne obietnice ni deklaracje to tropiciel spędzał z Torikhą tyle czasu na ile pozwalały mu rozliczne obowiązku, jakie sobie narzucił. Sam nie wiedział dlaczego zależy mu tak bardzo na bezpieczeństwie Phandalin; czuł, że nie wiązało się to tylko z osobą nieśmiałej półelfki. No i cały czas miał z tyłu głowy swoje wątpliwości odnośnie kopalni; uwijał się jakby potencjalni mocodawcy Pająka czy orków mieli zaraz najechać Phandalin i wydrzeć kopalnię ze spracowanych rąk Rockseekerów. Lecz póki co czas mijał spokojnie, a nikt z mieszkańców miasteczka nie wydawał się podejrzany. Wszyscy darzyli Jorisa i resztę estymą; tylko Harbin Wester patrzył na tropiciela krzywym okiem, ubzdurawszy sobie, że ten dybie na jego urząd. Emablowana przez licznie przybywających do Phandalin krasnoludzkich górników Turmalina była w swoim żywiole. Co prawda okoliczne gospodynie początkowo krzywo patrzyły na jej śmiałe stroje, lecz gdy zaczęła sprowadzać do miasteczka coraz do nowe perkale, muśliny i koronki... któraż by się oparła? Nie wspominając o biżuterii, na którą co prawda żadną nie było stać, ale popatrzeć sobie można. Póki co w kopalni Turmi nie miała wiele do roboty, więc umilała sobie czas tym, co lubiła najbardziej - rzeźbiarstwem. Ale gdy z Podmroku wylezie jakiś potwór... z pewnością będzie gotowa! Bojowe suknie zamówione u neverwinterskiej krawcowej były już prawie skończone!
Czas mijał i kolejna karawana z Marchii przybyła liczniejsza niż zwykle. Marduk ciekawie wyjrzał na miejski plac. Od kilku dekadni przygotowywał się do wyprawy na smoka i teraz czekał tylko na zamówiony z Kompanii sprzęt. Wprawnym okiem wyłuskał z tłumu najemników Kompanii oraz zupełnie obce osoby. Jakiś bard, paru niby-wojaków (co sugerowały obijające się o uda miecze), ze dwie zestrachane dziewoje, nadrabiające minami... O, jedna kurtyzana, ani chybi. Elf uśmiechnął się złośliwie po nosem. Będzie miała Turmi konkurencję! Oni też, bo nowi awanturnicy w okolicy to i mniej łupów do podziału. A nic to, poradzi sobie z nimi. W końcu to tylko ludzie...
Ostatnio edytowane przez Sayane : 24-05-2017 o 11:01.
|
| |