Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2017, 21:44   #47
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zatem postanowiono. Wilkołak, wciąż na szczęśliwego nie wyglądający, ponownie przybrał formę bestii i wślizgnął się w szelki uprzęży, pociągnięciem ozdobionej w kły szczęki, zaciskając luźne pasy. Z jego pyska raz po raz wydobywało się gniewne warczenie, zapewne zawierające coraz to nowsze inwektywy kierowane pod adresem Mizo. Demon, o dziwo, powstrzymał się od odpowiadania na nie, zapewne zbyt wykończony odniesionymi ranami i lotem, by tracić też siły na bezsensowną wymianę wysoce ubliżających określeń z istotą, która mogła go zapewne rozerwać na strzępy. Tym bardziej, że nie znajdował się w najlepszym stanie. Zamiast więc podjąć wyzwanie, ułożył się w saniach, a następnie został troskliwie opatulony skórami, przez Duszę, której rola małej pielęgniareczki, najwyraźniej przypadła do gustu. Miała także, co widać było na pierwszy rzut oka, sporą wprawę w zajmowaniu się rannym towarzyszem, co świadczyć mogło o tym, że Mizo niejeden już raz lądował pokiereszowany i potrzebujący opieki. Parka ta wyraźnie wiele miała za sobą i zapewne niektóre z opowieści o ich przygodach mogłyby stanowić nie lada temat dla wspaniałych ballad, gdyby nie to, że żadne z nich dzielić się opowieściami najwyraźniej nie zamierzało. Jakaś to strata była dla potomnych i bardziej sztuki… Elf jednak nic zrobić w tej chwili w tym temacie nie mógł, zasiadł więc na swoim miejscu i pozwolił się powieść ku wiosce, o której wspomniał Ulris.


Droga minęła im w ciszy. Ranny towarzysz moonri zasnął w chwilę po tym jak ruszyli, dając kolejny dowód na to, że było z nim źle. Dusza sprawiała wrażenie przygnębionej i dopiero łagodne, pokrzepiające dźwięki giterny, obudzonej do życia przez zręczne palce Ellisara, zdołały rozwiać chmury, które się nad głową dziewczynki zebrały.
Słońce wznosiło się na nieboskłonie, pokonując swą codzienną drogę wiecznego tułacza. Jego promienie dawały niewiele ciepła, ledwie muskając odsłonięte fragmenty ciała, podobną, delikatną pieszczotą, jak ta którą obdarzały pokrytą śniegiem ziemię. Każdy oddech, który opuszczał usta zimowych podróżników, tworzył przed ich twarzami biały obłok pary. Nieco więcej wydzielało ciało wilkołaka, na którego spadła cała ciężka praca, ale który nie sprawiał wrażenia niezadowolonego z tego podziału obowiązków. Wręcz przeciwnie. Gniewne warczenie umilkło, łapy lekko i z widoczną radością muskały zamarzniętą powierzchnię śniegu i o ile elfa wzrok nie mylił, mógłby przysiąc że widział zwisający wesoło ozór.


Do wioski dotarli mniej więcej w czasie, o którym wspomniał Ulris. Było to niewielkie skupisko chat, otoczonych płotami, ze stajniami stojącymi wolno lub dostawionymi do chat. Były i stodoły, chociaż nie przy każdym domu się znajdujące. Widać nie każdy mógł sobie pozwolić na takowych budowę albo też wieśniacy wyznawali zasadę dzielonej własności, dzięki czemu więcej miejsca zostawało na poletka, sady i ogrody, których nie brakowało.
Jako że pora była już bliższa południu niż porankowi, nie brakowało także samych wieśniaków, zajętych codziennymi obowiązkami. Tych ostatnich było sporo, biorąc pod uwagę, że i tu dotarła owa niszczycielska burza, chociaż ze znacznie mniejszą mocą. Na powitanie gości wybiegły wpierw psy, które jednak szybko czmychnęły wyczuwszy woń wilkołaka, a następnie dzieci, które nieco odważniejsze były i zdecydowanie słabszy węch posiadały. Nawet jednak one nie wykazywały chęci by podejść bliżej i nawet widok uśmiechającej się Duszy, nie był w stanie zmienić tego stanu rzeczy. Wina jednak nie zdawałą się leżeć w Ulrisie, a w Mizo. W końcu każdy wiedział, że demony to podejrzana rasa i nigdy nic dobrego z zadawania się z nimi nie wychodziło.
Ulris przemknął przez wioskę tylko nieznacznie zwalniając. Widać chciał się swego balastu pozbyć jak najszybciej, albo też wiedział że na przyjazne powitanie nie mieli co liczyć. Możliwe także że miał i inne powody. Jakie by nie były, sprawiły że już po chwili sanie zatrzymały się przed świątynią, za którą rozpościerał się pokryty małymi kopczykami śniegu, teren. Teren ów najprawdopodobniej był właśnie owym wspomnianym cmentarzem, zaś świątynia bez wątpienia należała do kultu Tahary, na co dobitnie wskazywała klepsydra zawieszona nad drzwiami, które do wnętrza przybytku prowadziły.

- Tu was zostawię - poinformował Ulris, zrzucając uprząż i przybierając ludzką postać. Jeden rzut oka w stronę częściowo zasłoniętej przez drzewa wioski wystarczył, by zdać sobie sprawę iż była to odpowiednia chwila bowiem pierwsi, co odważniejsi mieszkańcy, właśnie zmierzali w stronę świątyni, zapewne z dobrze brzmiącymi pretekstami by się przy niej znaleźć. Wyłoniła się także kapłanka, a przynajmniej kobieta, która stanęła w otworzonych drzwiach.


- Czym mogę wam służyć? - zapytała, chłodnym wzrokiem oceniając zebraną przed przybytkiem gromadę.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline