Chłopak pokręcił głową z dezaprobatą widząc jak
Madeleine ciska się po własnej, niewielkiej celi. Obserwował ją przez dłuższą chwilę, po czym wstał ze skrzywioną twarzą, jakby właśnie zjadł cytrynę w całości.
-
Zluzuj, laska. Dwa cztery jeszcze nikomu nie zaszkodziło - odezwał się i pacnął dłonią w panel dotykowy znajdujący się przy szybie. Momentalnie stała się szara i nieprzepuszczalna, a kobieta była zostawiona sama sobie.
Minęło kilka godzin, choć ciężko było określić ich dokładną ilość, gdy usłyszała syk otwieranych drzwi. Przejście w jednej ze ścian stanęło otworem, zaś za nim znajdowało się dwóch funkcjonariuszy.
-
Proszę z nami - powiedział jeden z nich.
Nathaniel przyszedł w środku nocy za nic mając sobie gromiące spojrzenie jego brata. Od kiedy przestąpił próg mieszkania atmosfera prysła. Po prostu usiadł przy stole i bez słowa nałożył sobie zimnego już jedzenia. Oczywiście nie był zdziwiony kolacją po tym, jak jego Sensen zasypany został wiadomościami od Mike'a.
Coś lub więcej cosiów tego dnia wyraźnie nie poszło tak jak miało pójść. Mike szybko oświadczył, że raczej na niego pora i ulotnił się. Nate natomiast mruknął tylko, iż jest zmęczony i idzie spać. Dokładnie tyle go było tego wieczora.
Julie natomiast bardzo, ale to bardzo mocno powstrzymywała się przed jakimkolwiek komentarzem, co
Elizabeth widziała już na pierwszy rzut oka. Kiedy upewniła się, że nie jest już potrzebna, również się położyła.
Tym oto sposobem Liz została sama.
-
Aua! Puszczaj, bo cię jebnę!
Kolejna noc z rzędu nie obyła się bez przeszkód. Krzyk Julie wyrwał Elizabeth ze snu, a kiedy wyszła zobaczyć co się dzieje, zastała dość osobliwą scenę. Nate przyciskał dziewczynę twarzą do ściany z ręką wykręconą za plecami.