Fontanna krwi wytrysnęła z twarzy małpoluda, gdy strzała wystrzelona przez Berwyna przeszyła ją na wylot. Nad pustynią poniosło się wycie bólu. Człekokształtna kreatura odwróciła się i nie oglądając za siebie, rzuciła do ucieczki w stronę ruin, pozostawiając nagą dziewczynę na piasku.
I to było właściwie wszystko co zdołali uczynić potworowi. Żaden z nich nie był zbyt dobrym jeźdźcem, a popychana bólem i strachem istota umykała bardzo szybko. Makhar niemal ją dogonił, ale wówczas koń się znarowił i Stygijczyk musiał się zatrzymać, aby nie spaść z wierzchowca. Theo próbował cisnąć arkanem, ale skutek był opłakany - niemal zaplątał się we własną linę. Trzeba się było pogodzić z porażką - małpolud uciekł. Pozostawała naga piękność, właśnie podnosząca się z ziemi.
Gdy złotooka piękność zobaczyła, że nie ma już krwiożerczej bestii, a otaczają ją uzbrojeni mężczyźni, zasłoniła rękami nagość, jęknęła i znów upadła na piach, nieprzytomna. Chwilę zajęło przywrócenie jej świadomości.
- Ach! - jęknęła, gdy już wróciły jej zmysły. Patrzyła wkoło rozbieganym, przerażonym wzrokiem. - Gdzie? W tych ruinach czai się zło... Małpy, inteligentne jak ludzi... Moi ludzie i ja, pojmani... Kim jesteście? Gdzie mój brat? Czemu mnie nie ratuje? Ishtar, dopomóż... To miejsce jest przeklęte...
Gadała tak, bez ładu i składu przez dłuższą chwilę, ale gdy się uspokoiła, popatrzyła na otaczające ją twarze i z desperacją w oczach powiedziała:
- Jestem Nameela z Zuagirów. Proszę... Nie wiem kim jesteście, ale błagam Was o pomoc... Moi ziomkowie wciąż są tam uwiezieni przez te potwory... - wskazała na znajdujące się u podnóża klifu ruiny, domniemane miejsce obozowania zuagirskiego przywódcy.