Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2017, 19:02   #101
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Dobrze, że miał kondycję i wytrzymałość, chociaż jako właścicielowi Woodhaven od kilku lat rzadko przychodziło mu już machać siekierą, w końcu miał od tego swoich ludzi. Nie zgnuśniał jednak, bo robota papierkowa robotą papierkową, ale przykład zawsze szedł z góry, jak mawiał staruszek. Dlatego Wes utrzymywał ciało w dobrej formie, która - jak się jednak okazywało - była niewystarczająca.

Rąbał to plugastwo z dziury po łapskach, starając się nie zerkać na odrażający łeb, ale nie było wyraźnego progresu. Ok, dziura zaczynała się zamykać, ale ten skurwiel wciąż trzymał się poranionymi kikutami wyjścia z mrocznego tunelu. Dla Wesa to było za mało, liczył, że uda im się zrobić więcej, zwłaszcza, gdy Gwen przekazała Henry'emu gaz i lekarz zrobił, co trzeba. Taggart nie wierzył, że uda się od razu wpakować stwora do dziury, ale liczył, że chociaż jakoś zatrzymają go na dłużej. Adrenalina napędzała jego ciało tak, że strach zamienił się w furię. Po prostu chciał tego gnoja z dziury wysłać tam, gdzie jego miejsce.

Nigdy nie miał morderczych zapędów, ale teraz się to zmieniło. Odezwało się w nim coś, co można było podciągnąć pod wolę przetrwania, w końcu człowiek robił różne rzeczy, gdy był zagrożony, a kiedyś w gazetach czytał nawet, że niektórzy gotowi byli poświęcić członków swojej rodziny, byle by przeżyć. Gwen i Henry nie byli jego rodziną, ale nie zamierzał ich poświęcać, zwłaszcza, że zaczynało mu zależeć na dziennikarce bardziej, niż sądził. Nie chciał, by stało jej się coś złego. Zdążył ją polubić bardziej, niż myślał, choć znali się tak krótko. Tnąc długie paluchy stwora co jakiś czas zerkał, czy jest cała i zdrowa.

Przynajmniej do momentu, gdy coś zacisnęło się na jego barkach i udach, wywołując ból. Nie przestając ciąć, Wes zdał sobie sprawę, że dopadły go jakieś cieniste szpony. Kurwa, jak to w ogóle było możliwe? Czy to coś wyłażące z dziury kontrolowało mrok? Czy przywoływało z niego jakieś inne stworzenia? Wes odnosił wrażenie, że za chwilę oszaleje. Próbował wyrwać się z cienistych uścisków, ale nie miał dość siły. Rany na nogach krwawiły i piekły, jakby przejechał sobie po nich żyletką. Zacisnął zęby, uderzając nożem w trzymające go łapska, jakby odcinał leśne pnącza. Próbował wyrwać się za wszelką cenę, zwłaszcza, że potwór zaczął wychodzić z tunelu.
- Gwen, nie przestawaj! Myślę, że amulet jest najważniejszy i on cię chroni! - Wykrzyczał chropowatym głosem w stronę blondynki, walcząc, by nie zostać wciągniętym w mrok. - To jego boi się ten stwór, nie widzisz tego?! Dlatego za wszelką cenę chce cię dopaść! To jest odpowiedź! Nie przestawaj! Zniszcz tego skurwiela! Mrok nigdy nie wygra ze światłem!

Jakkolwiek żałośnie to brzmiało, nie widział innego wyjścia. Nie wiedział, czy ma rację, czy nie, ale w takich chwilach pokrzepienie i wsparcie były najważniejsze, zwłaszcza, że cieniste łapska nie zaatakowały kobiety, co jak na jego chłopski rozum oznaczało, że nie cierpiały tego mistycznego blasku, albo po prostu kontrolujący je stwór nie był już tak silny. Niemniej, wszystko teraz zależało od Gwen, tak przynajmniej sądził.
- Zrobisz to, Gwen! Poślij tego kutasa tam, gdzie jego miejsce. Za Seer i Emmę! - Warknął Wesley, odganiając się nożem od cienistych stworzeń.

Mięśnie paliły go, jakby ktoś wylał na nie ciekły azot, ale nie miał zamiaru się poddać. Jak to ktoś kiedyś powiedział: "póki walczysz, jesteś zwycięzcą".
 
Kenshi jest offline