Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2017, 11:04   #124
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Popełnił błąd. W chwili, w której za wszelką cenę powinien błędów unikać, popełnił jeden. Złość narastała w nim, niczym fala tsunami po potężnym trzęsieniu. Bo i trzęsienie nastąpiło. Jego siła wstrząsnęła nim w takt eksplozji, która za jego sprawą wstrząsnęła okolicą. Po raz kolejny w jego życiu, zbytnia pewność siebie przyniosła mu zgubę. Dobra passa rozpieściła go, przemieniając w nieostrożnego dziecko, które myśląc iż jest nieśmiertelne, postanowiło wspiąć się na tą najwyższą gałąź. Teraz cierpiał na własne życzenie i szanse na to, że wkrótce dołączy do tej z grupy Black, która właśnie straciła życie, rosły.
Gdyby był kimś innym… Gdyby był inny, zapewne nie byłby w stanie powstrzymać tej fali i musiałby ją w jakiś sposób uzewnętrznić. Jednak on wolał jej energię wykorzystać w bardziej produktywny sposób. By przeżyć. Dopóki był w stanie się ruszać, był w stanie przeżyć, a do ruszenia się po zderzeniu z drzewem, złość przydała się idealnie. Dzięki niej jego umysł zaczął na powrót pracować na pełnych obrotach. Przygryzając wargę by z zaciśniętych ust nie wyrwał się zbyt głośny jęk, zaczął badać sytuację, jednocześnie zajmując się obrażeniami. Potrzebował doprowadzić się do takiego stanu, by móc ruszyć w dalszą drogę. Na więcej chwilowo nie miał czasu. Nie wiedział ilu przeciwników wciąż pozostawało w ruinach kina i jego okolicy. Nie wiedział ile dokładnie zostało mu czasu nim z nieba poleje się deszcz pocisków, a ziemię zaleje horda xenos. I mimo iż czuł że przy każdym ruchu jego ciało po raz kolejny przeżywa bliskie spotkanie z tutejszą fauną, nie mógł pozwolić sobie na to by tkwić w miejscu. Musiał się ruszyć i dotrzeć do Checkpoint’u, a następnie powrócić na czas, by znaleźć sobie kryjówkę. Zadanie jednak z każdą chwilą zaczynało wyglądać na trudniejsze niż początkowo zakładał. Plany musiały być stale zmieniane, stale dopasowywane do sytuacji, która potrafiła się drastycznie zmieniać z sekundy na sekundę. Ten główny jednak wciąż pozostawał ten sam. Przeżyć.

Czas i przestrzeń kurczyły się. Powoli ale nieubłaganie. Zarówno liczba sekund jak i metrów zmniejszały się. O ile to pierwsze było mało sprzyjającą okolicznością to te drugie wreszcie można było uznać za sukces. Trochę mniej było z terenem. Gdy tylko Green 4 wszedł w dżunglę zaczęło się to co już zdążył tu poznać od rana: przedzieranie się. I te nerwowe oczekiwanie gdy każdy mijany krzak mógł zaowocować atakiem jakiejś przyczajonej poczwary. A przecież po minięciu jednego krzaka wchodził w następny. W dżungli inaczej się nie dało.

Prędkość przemieszczania się jednak jak zwykle bardzo spadła. Pole widzenia również. A odkąd zniknęło mu z pola widzenia kino nie miał pojęcia co te pokraki kombinują. Zaś gdyby dały znać to albo w jakiejś zasadzce albo pościgu za nim gdy już by go namierzyły. No chyba, że coś odciągnęło by ich uwagę jego osoby lub wybuch ich ogłupił i zniechęcił na tyle, że zrezygnowały z pościgu.

Analizy i rozważania dr. Horsta przerwał błysk metalu przed nim. Coś tam było wśród krzaków. Po kilku krokach był pewny. Jakiś quad. Przewrócony. Sprawny? Nie był pewny z tych parunastu kroków. Co dalej? Kierowcą nie był choć jeśli był sprawny pojechać by pewnie dał radę. Choć nie rajdowo. No i ta dzicz. Quad był szybszy od pieszego ale nie był pewny czy od xenos. Za to silnik był słyszalny dla ludzi z daleka więc xenos też pewnie usłyszą. Jeśli zrezygnowały to by zdradził swoją pozycję. Jeśli nie to i tak już są lub zaraz będą na jego tropie.

Opcje mnożyły się, zapętlały i nie pozwalały umysłowi nawet na krótką chwilę spoczynku. Bo i na spoczynek nie było czasu, ten bowiem biegł nieubłaganie, nie bacząc na nic i nikogo, a już w szczególności na przedzierającego się przez dżunglę Horst’a. Ten jednak, jakby nie bacząc na ową płynącą nieubłaganie rzekę, zatrzymał się by rozważyć kolejne poprawki do swojego planu. Quad dawał mu możliwość szybszego dotarcia do Checkpoint’u, bez wykańczania organizmu biegiem. Oczywiście o ile uda się mu go uruchomić. Nie brakowało jednak przeciwwskazań, których nie mógł lekceważyć. Poważnych przeciwwskazań, mogących zagrozić całemu planu. Jednak..
Nie tracąc więcej czasu ruszył w stronę quada. Ryzyko było co prawda duże, jednak przedzieranie się dalej w ślimaczym wręcz tempie także do bezpiecznych nie należało. Jeżeli nie dorwą go xenos’y zrobi to ostrzał. Tak czy siak nie miał większego wyboru. Musiał podjąć próbę uruchomienia pojazdu, a następnie okiełznania go na tyle by dotrzeć nim na miejsce i z powrotem. Jeżeli sztuka ta mu się uda, powinien zyskać jakże potrzebną przewagę. Jeżeli nie to co najwyżej straci minutę czy dwie. W obecnej chwili była to cena, którą był gotów zapłacić. Miał tylko nadzieję, że do owej opłaty nie zostanie również dołożone jego życie. To byłoby wyjątkowo niezgodne z jego planami…

Los mu chyba sprzyjał choć chwilowo i miejscowo. Dotarł bowiem do quada bez przeszkód. Udało mu się przewalić czterokołowca na horyzontalną pozycję i nadal nic się nie działo. Zdołał nawet po odgarnięciu trawy, błota oraz przetarcia panelu kontrolnego z czerwonych i żółtych rozchlapanych rozmazów odpalić go. Światełka i kontrolki zamigały zupełnie jakby pojazd stał na jakimś cywilizowanym parkingu. Z poziomem energii nie było źle. Starczyć powinno ze sporym zapasem do Greenpoint i z powrotem. Starter na razie nie był odpalony ale skoro panel mówił, że jest ok więc powinien odpalić bez kłopotów. Ale gdy odpali pewnie wszystko nagle znów przyśpieszy.

Miał chwilę namysłu na dobór strategii jazdy. Nie był rajdowcem. Mógł uruchomić i prowadzić ten quad ale przedieranie się na przełaj przez dżunglę nie wyglądało na łatwe zadanie. Im większa prędkość tym mniej czasu na reakcję. To było normalne w każdej jeździe. Tyle, że teraz oznaczało zabójczo mało czasu na reakcję gdy za każdym krzakiem który by taranował mógł być kamol, pień czy wysoki korzeń. Jak gra w rosyjską ruletkę

Decyzja co do szybkości, którą powinien się poruszać, była bez wątpienia decyzją trudną do podjęcia i wymagającą analizy wszystkich za i przeciw. To jednak nie zajęło mu długo bowiem już na samym początku owej analizy wiedział którą szybkość wybierze. Gdy bowiem wziął pod uwagę własne umiejętności z zakresu prowadzenia pojazdów mechanicznych, a następnie dodał do nich trudności wynikające z niesprzyjającego jeździe terenu, wynik był tylko jeden. Średnia prędkość i tak była dość dużym postępem, w stosunku do jego dotychczasowej. Zawsze też zostawała opcja przyspieszenia w razie konieczności i możliwości terenu, czy też zagrożenia ze strony tutejszej, zdecydowanie nieprzyjaznej człowiekowi, fauny. Nie czekając dłużej, bowiem z każdą chwilą ów ewentualny pościg zbliżał się do jego pozycji, zajął swoją pozycję na siedzisku quada. Obroża pokazywała mu jego punkt docelowy i w tamtym kierunku musiał podążyć. Gdy do niego dotrze, uzupełni posiadany ekwipunek o to, co uzna za stosowne i co uznano za stosowne zostawić jego grupie, a następnie ruszy w drogę powrotną by w miarę możliwości znaleźć odpowiednie schronienie. To ostatnie zdawało się być obecnie jego największym problemem, większym nawet niż xenos, które zostawił za sobą. Na chwilę obecną rozważał dwa miejsca. Strzeżony budynek przy kinie i laboratorium. Pierwszy wydawał się mu najpewniejszą opcją tyle że trudno dostępną. Drugi był łatwiej dostępny, ale wcale nie miał pewności co do tego, że posiada coś takiego jak schron, chociaż wydawało mu się to logiczne. Były to jednak rozważania na później, najlepiej gdy już stanie przed wyborem na końcu swej drogi, a nie w trakcie drogi, która miała go jedynie doprowadzić do punktu pośredniego którym był checkpoint.
Nie czekając dłużej, wsunął miecz na jego miejsce i wystartował quada. Czekała go ciężka jazda, a czas wciąż uparcie biegł do przodu, nie chcąc z nim współpracować i przystanąć na czas jego rozważań. Musiał je zatem na obecną chwilę porzucić, zostawiając na czas w którym będzie się im mógł swobodnie oddać lub też będzie zmuszony do dokonania analizy w przyspieszonym tempie. Jakby nie było, był przygotowany. Nie był to wszak pierwszy raz i zapewne nie ostatni, gdy sytuacja zmuszała go do dokonywania szybkich kalkulacji z jego własnym życiem wiszącym na cienkiej linie. Przynajmniej jednak żył, a nie wegetował. Z tą myślą ruszył w dalszą drogę.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline