Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2017, 14:05   #35
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Esmond i Hektor


Esmond wraz z Hektorem opuścili w końcu posiadłość i ruszyli po śladach wozu do bramy. Wiatr ustał, a księżyc im przyświecał. Ogołocone korony drzew rzucały cień na ziemię rosnąc coraz bliżej drogi. W końcu dotarli do bramy po długim marszu pełnym milczenia. Nie mieli żadnego źródła światła i tylko księżyc przebijający się spomiędzy gałęzi odsłaniał przed nimi ślady. A śladów było sporo. Esmond widział w śniegu te, które zostawił ich własny wóz oraz jataki. Dostrzegał te, które najpewniej zostawił Ristoff wysiadając i zamykając bramę. Z jakiegoś powodu jednak postanowił pójść wzdłuż rozpadającego się murku jaki odchodził od metalowej bramy. Poszedł wzdłuż prawej strony. Dzięki świeżemu puchowi łatwo było śledzić głębokie ślady. W końcu dotarli do miejsca gdzie coś się musiało stać. Śnieg był mocniej ubity jakby nastąpiła tutaj jakaś kotłowanina. Najbliższe drzewo miało na sobie znaki ostrych pazurów, a krzaki połamane gałązki. Cokolwiek się wydarzyło dalszy trop prowadził mniej więcej z powrotem do posiadłości. Śnieg był ugnieciony jakby ktoś coś ciągnął, albo kogoś. Do takich wniosków doszedł Esmond oglądając wszystko dookoła. Były inne ślady, ale po ich ułożeniu potrafił stwierdzić, że przybyły na miejsce zdarzenia z innej strony niż mag. O ile ten dalej żył, został dokądś zaciągnięty przez drugą osobę. Podążając tym śladem mężczyźni dotarli do kolejnego budynku koło posiadłości. Ku ich trwodze zobaczyli światło.


Gveir


Gveir ocknął się leżąc na boku. Ostatnie co pamiętał to ucieczka przed watahą bandytów. Pamiętał jak dotarł do opuszczonej posiadłości. Jego myśli powoli wyklarowały się i przypomniał sobie co dokładnie się stało. Wiedźma. Spotkał powykrzywianą staruchę z ogonem i szponiastymi paznokciami. To ona pozbawiła go przytomności. Nie był pewien na jak długo. Jego żołądek był jednak pusty tak bardzo, że aż go ssało. Leżał na czymś zimnym, najpewniej kamieniu. Chcąc wstać zdał sobie sprawę, że starucha go związała. Miał skrępowane ręce za plecami i nogi związane aż do kolan. Niewiele widział. Było ciemno. Pewnie była noc. Zarysy kształtów dawały mu możliwość tylko zgadywać co znajduje się dookoła niego. Miał wrażenie, że podłoga była nierówna od czegoś co na niej leży. Sądząc po stanie posiadłości to równie dobrze mógł być gruz. Im dłużej patrzył, tym bardziej jego wzrok przyzwyczajał się do ciemności. Zrozumiał, że jego perspektywa nie pasuje do tego jakby miał leżeć na ziemi. Rzeczywiście. Leżał na kamiennej ławie, co ustalił kiedy udało mu się usiąść i jego nogi wsunęły się pod jej siedzisko. Gveir potrzebował coś zjeść. Oraz uciec. Nie było co czekać na powrót wiedźmy.

Alenderas
Długowieczny siedział usypiając mimo piekącego zimna i wiatrzyska. A może to było właśnie przez to. Mężczyzna postanowił wybrać bezpieczniejszą ścieżkę i ominąć las łukiem. Przeliczył się jednak. Nawet będąc wysokim brnięcie w śniegu niemal po kolana było wymęczające i mozolne. Jednego dnia nie był w stanie przebyć całej drogi jaką sobie założył. Do tego wszystkiego kiedy zaczynało się ściemniać zerwała się straszna wichura zmuszająca go do zagłębienia się w las inaczej ryzykował zdmuchnięciem w pole. Drzewa jęczały i trzeszczały same mając problem z oparciem się potężnej sile. Alenderas dostrzegł jedno drzewo wyglądające na tyle silne aby nie ulec żywiołowi… boskiemu gniewowi. A może tylko kaprysowi. Długowieczny zasiadł tam wraz ze swoim wiernym towarzyszem dziejąc się z nim posiłkiem.


Gryfik pochłonął kiełbasę z szaleńczą prędkością po czym wtulił się w swojego pana dając mu nieco ciepła. Ta odrobina wystarczyła aby mężczyzna odpłynął na moment. Nie wiedział po jakim czasie się nagle zbudził czując jak całe jego ciało było strasznie sztywne. Zimno dało się we znaki i uczony czuł, że ledwo się rusza. Wichura jednak ustała przeganiając chmury i pozwalając księżycowi zaświecić na niebie. Szelest i chrapanie dotarło do uszu samotnego wędrowca. Poszukując wzrokiem źródła hałasu odnalazł wzrokiem warga węszącego w śniegu. Ten nagle podniósł swój łeb i z wywieszonym jęzorem ruszył ku Alenderasowi.

 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 27-05-2017 o 14:42.
Asderuki jest offline