Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2017, 14:59   #23
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Clarit na tropie świętego Graala, znaczy szopa.

Z rana obudził ich ryk, a potem byli świadkami naprawdę przedziwnego przedstawienia. Clarit przez dłuższy czas przyglądał się groteskowym wydarzeniom, ale w jego głowie była całkowita pustka. Jednorogi były szalone i nie było to wiadomym od dzisiaj. Może to po prostu jakiś ich poroniony rytuał? Nie wiedział i obawiał się, że wcale nie chce wiedzieć. Grunt, że to nie ich te zdziczałe stwory nabijały na swoje rogi, jednak patrząc na to wszystko przypomniał sobie, że też miał kogoś upolować. Oczywiście nie w tak okrutny i drastyczny sposób, ale liczył się z tym, że szop nie sprzeda skóry tanio, a o ich wielkim polowaniu śpiewać będą bardowie i inni tego kształtu. Wpierw jednak postanowił zająć się bardziej przyziemnymi sprawami, tak więc po spożyciu śniadania i załatwieniu swoich sikanych spraw zabrał się za zadanie dnia.
- Kici, kici - mruknął pod nosem rozglądając się za zwierzątkiem.

Poszukiwanie zwierza nie okazało się takie trudne, kiedy Aaron wrócił ze “spacerku” z więźniem - Szopen towarzyszył Kudłatemu. Inna sprawa, czy Aaron pozwoliłby Claritowi na jawne polowanie na zwierza, chociaż… mnich sam wczoraj dał zgodę Claritowi na badanie szopa. Czy jednak sam szop przyjmie to zaproszenie? Oto jest pytanie.

Alchemik po prostu postanowił olać Aarona, w końcu dał mu wczoraj pozwolenie przy świadkach nauszynych i ocznych! Kucnął więc niedaleko szopa i wyciągnął rękę z kawałkiem suszonego mięsa. Nie chciał od razu przechodzić do rzeczy i płoszyć zwierzęcia. Podejrzewał, że futrzak może być przebudzony, a to nie ułatwiało sprawy, bowiem jeśli szop stwierdzi, że nie… To nie.

Szop powąchał kawałek mięsa… i nie tknął go. Ominął szybko Clarita i wrócił do Aarona. Niemniej akcje Clarita nie umknęły uwadze Aarona.
- O, dobrze że jesteś. Mój szop chyba nie chce od ciebie mięsa, ale możesz je dać więźniowi. Jeszcze nic dziś nie jadł.

Clarit pomyślał, że mógłby je też jakiemuś kudłaczowi wsadzić w dupę, ale milczał wstając odpuszczając sobie okazję do dogryzania. Podał więc więźniowi kawałek mięsa oraz kawałek chleba i sera, które miał przy sobie, a ich przeznaczeniem było przekupstwo zwierzątka. Wiedział jednak, że jego trudy spełzły na niczym, nie tędy była droga do szopiego serca.
- Nie ułatwisz mi tego, prawda? - padło retoryczne pytanie w stronę Aarona.

- No wiesz, mówiłem coś tam, że możesz badać szopa, ale nie mówiłem nic o ułatwianiu sprawy w tym celu - Aaron wzruszył ramionami. - No więc prawda - dodał z bezczelnym uśmiechem.

Alchemik wiedział, że szopa w normalnych warunkach (znaczy bez jakiś zakonników) upolowałby bez większego trudu, ale teraz sprawa wyglądała zgoła inaczej. Zastanowił się nad tym w milczeniu. Łapanie go na siłę też nie miało sensu, bo ten bydlak się przywali albo w najlepszym wypadku szop go pogryzie i podrapie, a jednak dość miał wszelkiego rodzaju urazów na dłuższy czas. Potrzebował sposobu. Sposobu… Spojrzał krytycznie na grubaska, a potem na szopa.
- Szopen, tak?

- Tak - potwierdził Aaron, obserwując Clarita, co ten odwala. Nie mógł jednak pozwolić sobie na to, żeby więzień coś kombinował pod jego obecność.

Aaron był dosyć prostym facetem, nie trudno to było wywnioskować, także i zwierzątko nie mogło tryskać największą inteligencją przystając z takim. Clarit musiał to przemyśleć i zaplanować od nowa podbój futrzaka. Ruszył więc bez słowa na poszukiwania czegoś co szop uznałby za rarytas. Ciekawe czy dziadzia trzymał gdzieś miód…

Aaron zerkał jeszcze chwilę na odchodzącym Claritem. Chyba faktycznie nie odpuści.
- No to po śniadaniu - rzucił lekko, komentując próbę podchodów Clarita do szopa. Odprowadził więźnia do jego tradycyjnego kąta na piętrze, szop trzymał się grzecznie Aarona. Szopen zwęził oczka za odchodzącym Claritem, a później udał się z mnichem.
Mnich szybko wywiał z głowy incydent z Claritem, zajął się robieniem śniadania dla siebie i szopa. Więzień też dostał do jedzenia chleb, ser i chleb. Szop przyjął posiłek, ale nie mógł odzywać się przy białowłosym; udawał znów zwykłego zwierzaka. Natomiast więzień musiał sam sobie poradzić z jedzeniem, bo nikt nie zamierzał go rozkuwać, a Aaron dokarmiać. Dodatkowo Aaron nie ufał więźniowi na tyle, żeby spuszczać z niego oko, więc obserwował więźnia i jego poczynania. Ten był spokojny, ale znów chciał się odlać. Mnich patrzył na to krzywo, spojrzał porozumiewawczo na szopa, ale trójka ponownie wyszła na zewnątrz, żeby więzień mógł się załatwić. Po tym już drugi raz przekraczali próg domu staruszka. Aaron pilnował już więźnia parę godzin, przynajmniej, niemniej nie miał na to ochoty chyba nawet bardziej niż wczoraj. Wrócili z powrotem na pierwsze piętro, do kąta przydzielonego więźniowi.

Znalazł pieprzone garum. Garum. Co on niby miał z tym zrobić? Mowy nie było, dla szopa gotować nie miał zamiaru. Może i go świerzbiło, aby go dorwać i przebadać jednak nie było to zadanie ‘wszystko byle osiągnąć’. Zostawił więc amforę w spokoju i postanowił porozglądać się za resztą towarzystwa. Nigdzie nie mógł znaleźć legionistów jednak w końcu jego uwagę przykuły dźwięki z podwórza. Chłopaki chyba się bawili w najlepsze, pomyślał alchemik wyglądając przez jedno z okien. Zebrał po drodze łuk i parę strzał - tak na zaś - i poszedł przyglądać się towarzyszom w walce. Udawanej czy nie - i tak nie miał niczego lepszego do roboty.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline