Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2017, 09:47   #40
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Jak zwykle w pierwszej kolejności Carmen zadbała o potrzeby Barona, pomagając mu się umościć wygodnie na jednej z szaf. Dopiero potem opadła na łóżko i rozejrzała się. To miejsce… i to jak zostały potraktowane z Gabrielą przez klucznika tego pałacyku świadczyło sporo o zwyczajach Orłowa. Czyżby szaleństwa młodości? A może taki właśnie był i tylko hamował się, by zdobyć względy angielskiej agentki?
Dziewczyna westchnęła. Miała ochotę kogoś wziąć na spytki, toteż gdy zauważyła dzwoneczek, przywołujący służbę, chętnie z niego skorzystała.
Zanim zjawiła się owa służba… Carmen miała okazję przyjrzeć się przeznaczonemu jej lokum zdecydowanie królewskich rozmiarów… I na szczęście bardziej gustownemu, niż inne pokoje w tym pałacu.


Ile widziały te ściany? Ile przetrwało te łóżko? I kogo gościło. Carmen wolała sobie tego nie wyobrażać, ale…
- Panienka wzywała? - usłyszała odpowiedź, po skrzypnięciu drzwi. Zerknęła na służkę.
Przybyła do pokoju lady Stone blondynka ubrana bardziej “patriotycznie” niż lokaj

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/74/88/d1/7488d1a61841574bc303b50684641416.jpg[/MEDIA]

Aczkolwiek Brytyjka wątpiła by rosyjskie chłopki ubierały się tak nawet od święta. Rosja była wszak światowym liderem ciemiężenia chłopstwa, zwłaszcza tego żyjącego na ziemiach zaliczanych do ruskiej macierzy.
Ta cała obszyta półszlachetnymi kamykami “korona” cieszyła co prawda oko, ale musiała być niepraktyczna.
- Chciałabym się wykąpać, jeśli to nie problem... - powiedziała, udając skrępowanie, żeby dziewczyna poczuła się przy niej jak “gospodyni”.
- Jest basen otwarty, zamknięty, łaźnia i… możemy przynieść tu balię i parawan.- wymieniła możliwości blondynka starając się nie patrzeć Carmen w oczy.
- A co będzie najmniej dla państwa uciążliwe? - udała zawstydzenie - Przepraszam, ale mam wrażenie, że nie jestem tu miłym gościem. Mówiłam Panu Wasilijewiczowi, że nie chcę sprawiać kłopotów i mogę zatrzymać się w hotelu. Tymczasem czuję się jakby... jakby wszyscy patrzyli na mnie z dezaprobatą. - poskarżyła się, udając niewiniątko.
- Łaźnia… albo basen. - zadumała się blondynka i dodała po chwili żarliwym tonem głosu.- Ależ to żaden kłopot. To nasza praca, zapewniać gościom kniazia, kniaziowej i kniaziewicza wszelkie wygody.-
- Dziękuję... - powiedziała jakby uspokojona, po czym zapytała - a czy Pan Jan często tutaj kogoś gości? Może to w tym problem?
- Jaaa… nie wiem. Pracuję tu od trzech lat i kniaziowie rzadko odwiedzają ten pałacyk. Częściej obecnie przebywają w Grecji. Kiedyś ponoć… bywali tu częściej. I przyjęcia były urządzane. Teraz już nie.- wyjaśniła z uśmiechem pokojówka. - Kniaziewicz był raz… w towarzystwie kobiety. A kniaź z dwa, trzy razy… Raz z żoną. I jego goście czasem byli.
- Rozumiem. Dobrze zatem wezmę kilka drobiazgów i skorzystam z łaźni. Wskażesz mi drogę?
- Oczywiście... a teraz wyjdę na korytarz, by panienka mogła się spokojnie przygotować. Będę tam czekała.- odparła z uśmiechem służka i skierowała się do drzwi.
Carmen szybko chwyciła suknię na zmianę oraz nieco “babskiego” ekwipunku, by wreszcie po wielu dniach w piachu i kurzu zrobić się na bóstwo. Tak wyposażona ruszyła do wyjścia.
Rosjanka tak jak zapowiedziała czekała cierpliwie pod drzwiami na pojawienie się Carmen, po czym z uprzejmym uśmiechem ruszyła wskazując drogę. Obie przemierzyły kilkanaście metrów korytarzy i dwie kondygnacje. Niczym w luksusowym hotelu. Dotarły w końcu na miejsce i przez rzeźbione dębowe wrota (nawet jeśli rzeźbione w tandente morskie motywa, ala trytony i ryby i koniki morskie), Carmen weszła do łaźni pełnej marmuru i kapiącej od złota. Tandetnej jeśli chodzi o gust, ale przyciągającej wzorami i wszechobecnym bogactwem.
- To wszystko. - powiedziała do dziewczyny - Nie musisz na mnie czekać. Spróbuję sama trafić do pokoju później. - uśmiechnęła się miło.
- Na pewno? Może lepiej zostanę…- zapronowała nieśmiało służka. I uśmiechnęła się niepewnie.- To naprawdę żaden kłopot, a jeśliby panienka zabłądziła, zwłaszcza na tereny Aleksego to… byłaby draka.
- Och, aż tak nie lubi kobiet? - zapytała zaciekawiona Carmen - Pomożesz mi z gorsetem? - zapytała, aby dziewczyna nie mogła wymówić się obowiązkami i wyjść.
- Aleksy… no… nie wiem czy nie lubi. To machina pilnująca wschodniego skrzydła pałacu. Bardzo apodyktyczny i kłótliwy. I strasznie wymagający jeśli chodzi o sprzątanie.- rzekła blondynka od razu biorąc się do roboty. - Aleksy nie lubi jak goście kniaziewicza przypadkiem zawędrują do strzeżonej przez niego części. Robi z tego powodu awantury.-
- Rozumiem, postaram się nigdy mu nie narazić. W razie czego które to skrzydło? - zapytała niewinnie agentka. Była to jednak wyłącznie jej ciekawość. Przypuszczała wszak, że jako profesjonalista Orłow nie zaprosiłby jej do domu, gdzie trzyma tajemnice, które chciałby faktycznie ukryć. W końcu wiedział kim ona jest.
- Wschodnie… gościnne skrzydło w którym się znajdujemy… jest skrzydłem zachodnim.- służka sprawnie rozwiązała tasiemki gorsetu i szybko zabrała się za rozbieranie samej Carmen z reszty ciuszków.
- Obiecuję, że tam nie zabłądzę. Pamiętam drogę. Możesz mnie zostawić. - powiedziała do dziewczyny.
-Eeeemm… wolałabym nie.- wydukała cichutko Rosjanka, ale zaczęła się tyłem wycofywać.
- Odgórny nakaz? - zapytała wprost Carmen.
- Nie… ale… gdyby się coś panience stało. Gdyby się panienka zgubiła, albo poskarżyła kniaziowiczowi, to dostałabym w skórę.- wyjaśniła przygryzając dolną wargę.
- Jak masz na imię? - agentka zmieniła temat.
- Alina.- rzekła szybciutko blondynka i wskazała na drzwi do łaźni.- Będę po drugiej stronie, jeśli peszę panienkę.
- Alino, moim życzeniem jest zostać całkiem samą. - powiedziała ze spokojem Carmen - Trafię. Wierz mi.
- Ale… będzie panienka… sama.- próbowała oponować Alina.
W odpowiedzi Brytyjka spojrzała na nią bez uśmiechu. Tutaj nie musiała odgrywać żadnej roli, toteż przestała grać słodką idiotkę.
- Chcesz powiedzieć, że kwestionujesz moje polecenie? - Carmen była szlachcianką i czasem sięgała po tę część swojego wychowania. A im bardziej traktowano ją jak kochankę Orłowa, tym mocniej miała ochotę podkreślić, że jest kimś więcej. Jakby sama chciała się w ten sposób przekonać…
- Nie…- odparła Alina i pokonana tym argumentem szybciutko wycofała się zza drzwi.
Carmen westchnęła i zaczęła się rozbierać. Jej pragnienie samotności było może irracjonalne i jeśli Jan o tym się dowie, pewnie poczyta to jako pretekst do zrobienia zwiadu, lecz tym razem dziewczyna naprawdę chciała być sama ot tak dla siebie. Grała cały czas, od przylotu do Egiptu właściwie nieustannie - grała żonę Orłowa, grała wielbicielkę archeologii, grała najemniczkę, grała, grała, grała... Teraz wreszcie mogła być sobą, chociaż na kilka chwil. Kiedy zrzuciła ubranie, ruszyła ku wodzie. Powoli, rozkoszując się każdym centymetrem ciała, które przykrywała woda, weszła do przestronnej niecki.
Woda była ciepła, perfumowana… przyjemna. Łatwo się było przyzwyczaić do tych luksusów. Łagodziła otarcia i sprawiała przyjemność ciału. Można było się do tego przyzwyczaić. Jan raczej dorastał w wielce przyjemnych warunkach.
Carmen zanurzyła się kilka razy, myjąc przy okazji włosy, po czym czysta i pachnąca podpłynęła do krawędzi niecki. Tam, opierając się na łokciach o brzeg pozwoliła sobie zamknąć oczy i poddać relaksującemu dotykowi wody.
Ostatnio wiele przeszła, więc ta chwila przyjemności w wodzie niewątpliwie jej się należała. Gdyby jeszcze nie to, że przymykając oczy miała wrażenie, że nie jest sama… że Aisha jest obok, otoczy ją swym ciałem… zagra na Carmen melodię rozkoszy, tak jak ostatnio.
Brytyjka odruchowo otworzyła oczy… widmo kochanki jeszcze miało ją w swych szponach, ale z czasem osłabnie. Choć z pewnością nie tak prędko jakby lady Stone chciała.
Po prawie godzinie słodkiego lenistwa, Carmen postanowiła jednak opuścić łaźnię. Niespiesznie ubrała się w suknię i doprowadziła włosy do ładu. Pozwoliła sobie nawet nałożyć nieco makijażu - przyciemniając brwi i powieki oraz podkreślając usta karminową szminką. Tak “uzbrojona” ruszyła w powrotną drogę do sypialni, przy okazji kontemplując ozdoby korytarzy.
Nie poszło jej tak gładko, jak sądziła. Tu rzeczywiście można było się zgubić. Na szczęście natrafiła na usłużne pokojówki, które pokierowały ją ku jej sypialni. W tej jednak miała gościa… ogolonego i ubranego w czarny smoking Jana Wasilijewicza, siedzącego na fotelu i popijającego małą czarną.
- Proszę, proszę - powitała go z uśmiechem - Ktoś tu został okiełznany. Przynajmniej wizualnie.
- Trzeba się podlizywać przełożonym. A mnie czeka wizyta… ciebie chyba też.- stwierdził ironicznie Jan Wasilijewicz, po czym klepnął się po kolanach wskazując gdzie Carmen ma posadzić swoje zgrabne cztery literki.
Ona jednak, nie spuszczając z niego wzroku, usiadła w fotelu obok.
- Owszem, dlatego nie powinieneś się rozpraszać. - odparła, po czym dodała - Czy ja też mogę liczyć na małe co nieco? Kawa z mlekiem byłaby w sam raz. - drażniła się z mężczyzną.
- Z jakim mlekiem…- odparł z dwuznacznym uśmieszkiem Orłow i dodał poważniej.- Wiedz, że niecały pałacyk jest do naszej dyspozycji. Nie powinnaś odwiedzać wschodniego skrzydła, ten obszar jest dla nas zamknięty. Niemniej i bez tego możesz pławić się w luksusie.
- Tak wiem, macie tam zrzędę Aleksego. - odparła z uśmiechem - Zaprosiłeś mnie do prywatnej posiadłości. Doceniam to. Będę grzeczna.
- To dobra baza wypadowa. Nikt tu nie będzie szukał małżeństwa Sant Pierre.- odparł z uśmiechem Jan Wasilijewicz. - Wygodniejsza niż aeroplan i mniej rzucająca się w oczy niż hotel. Doceniam to, że będziesz grzeczna… Ja ze swej strony w tej materii niczego nie obiecuję.-
- Mhmmm... nie trudno to zauważyć po sposobie w jaki odnosi się do mnie służba. Chyba często przyprowadzałeś tu kochanki, co?
- Tak. Zdarzało mi się czasem. - potwierdził agent przyglądając się Carmen.- Idealna przykrywka, zwłaszcza dla pięknej agentki. Nie chcesz chyba by donieśli mojemu ojczymowi o twej prawdziwej roli?-
- Rozumiem, że nie masz takich zwyczajnych przyjaciół? - spojrzała nań wyzywająco.
- Płci żeńskiej? - zapytał retorycznie Orłow i uśmiechając się dodał.- Cóż… Mam, ale głównie w wyższych sferach rosyjskiej arystokracji, a ty… a tym bardziej Gabi, nie wyglądacie na petersburskie arystokratki. Te zresztą zwykle przyjeżdżają z małym dworkiem służby, własnych kucharzy i pochlebców. A nas jest tylko trójka. Więc kochanki… były najlepszą rolą.- upił nieco kawki dodając łobuzerskim tonem.- Poza tym… i tak wiesz, co planuję względem ciebie. Że nie dam ci spokojnie leżeć w nocy… a i w dzień… mogę… - przesunął spojrzeniem po całym ciele.-... nabrać ochoty i szukać okazji… do wspólnych figli.
- To już nie jest pustynia, skarbie. - zganiła go, choć jej wzrok wciąż był roziskrzony - Najpierw praca. Potem przyjemność. Choć aż się dziwię, że nie odnalazłeś mnie w łaźni.
- Wszystko w swoim czasie…- Orłow wstał i podszedł do siedzącej akrobatki, pochylił się. Jego dłonie zacisnęły się na oparciu fotela, a jego usta musnęły czubek nosa, potem delikatnie czubek języka mężczyzny musnął wargi Carmen.- Naprawdę sądzisz moja droga, że cokolwiek mnie powstrzyma od tak słodkiej pokusy… że jakakolwiek… moralna norma, mogłaby mnie utemperować?
- Sądzę, że istotne jest też, co ja o tym myślę. - podniosła wzrok i zmrużyła oczy niczym kot - Nie jestem jeszcze twoją ofiarą. - odparła, choć po chwili miała ochotę ugryźć się w język za to “jeszcze”.
- Skoro oczekiwałaś, że wejdę do łaźni… i zobaczę cię w całej twej nagiej okazałości to…- usta mężczyzny przylgnęły do jej warg całując wpierw delikatnie, potem namiętnie Carmen. - … myślę, że potrafię cię przekonać do mych racji. Myślę… że przyjemniej ci będzie sypiać w moich ramionach. Myślę, że masz ochotę sprawdzić od czasu do czasu wytrzymałość tutejszych mebli lub… zbezcześcić książęce eksponaty i łóżka.-
Nie mogła się nie uśmiechnąć. Zarzuciła mężczyźnie ramiona na szyję i powiedziała, zbliżając twarz do jego twarzy:
- Nie zaprzeczę... choć to ostatnie to chyba jednak bardziej twoje pragnienie - mrugnęła zalotnie.
- Więc… moja pracowita mróweczko. Najpierw zobaczymy co uda się nam wyżebrać u naszych przełożonych, a potem proponuję… porównanie notatek…- zaczął całować jej usta delikatnie i powoli, co chwila smakując ich słodycz. - A póki co… ja już jestem niestety ubrany do wyjścia, niemniej… mogę ci zapewnić odrobinę powitalnej przyjemności ustami… o ile odsłonisz przede mną swe najbardziej intymne sekrety.
- Jakbyś ich nie znał - westchnęła teatralnie - Idź... może jak się stęsknisz, to szybciej wrócisz. - pstryknęła go w nos.
- To prawda… ale wtedy nie będę już po proponował. Rzucę się na ciebie jak dzika bestia i twoja… garderoba może ucierpieć w trakcie.- odparł “złowieszczo” Rosjanin i stwierdził całując czubek nosa akrobatki.- Niemniej jeśli masz jakieś pomysły i sugestie… zwłaszcza dotyczące znalezienia zajęcia dla Gabrieli to chętnie posłucham.
- Mam nadzieję, że to były jednak oddzielne tematy. Bestia i Gabriela - odparła wesoło, po czym spoważniała - Już ci mówiłam, chcę żeby Gabriela spróbowała dotrzeć do księgowego lub księgowej Goodwina. Może to zrobić pod pozorem jakiegoś długu karcianego, że chce się upewnić, że Goodwin jest spłukany i przejrzeć jego rachunki. Można by jej wynająć do obstawy dwóch tutejszych dryblasów, to by po pierwsze była bezpieczna, a po drugie budziła faktyczny respekt.
- Zlecisz jej tą misję? W końcu jesteś jej przełożoną, mnie nie wypada.- wymruczał Orłow nie przestając całować jej ust co chwilę.
- Jasne. - odparła, bynajmniej się nie broniąc. Lubiła ten jego siermiężny, rosyjski temperament.
- To już zostało chyba wszystko omówione…- wymruczał Jan Wasilijewicz nachylając się niżej i językiem muskając jej szyję. Powolną i delikatną pieszczotą języka rozkoszował się dość długo i podobną rozkosz sprawiał samej Brytyjce.-... poza jedną. Wolisz sama przyjść do mnie w nocy.. ubrana jedynie w bieliznę, czy też ja mam czekać na ciebie w twoim łóżku?
- To zależy czy bardziej ci zależy na tym bym przyznała, że potrzebuję w nocy twojego ciała, czy też bardziej chcesz mieć pewność, że będę twoja... - smagnęła językiem jego ogolony podbródek.
- Nie jestem głupcem, by wierzyć w twą pełną uległość. - wymruczał jej do ucha Orłow. - Nawet, gdy stajesz się w pełni uległa i moja, to wiem, że to twój chwilowy kaprys.
Odetchnął głęboko i szepnął. - Powinienem się ruszyć zanim zapragnę twej uległości i mej ulgi. Albo… zanim zatracę się w twej pokusie.
Podniosła ostentacyjnie dłonie, jakby mu się poddając.
- Przecież cię nie trzymam…
- Dosłownie? Nie. - mruknął Orłow wpatrując się w oczy dziewczyny. Dłonie jego puściły poręcze fotela i opadły na kolana Carmen, gdy kucał przed nią.
- Nie zamierzam udawać, że mam ochotę wyruszyć do ambasady. - narzekał podciągając dłońmi materiał, by odsłonić zgrabne nogi akrobatki.
- Nikt ci nie każe udawać. Po prostu wstań i idź.
Carmen siedziała przed nim nieruchomo, niczym wykuta z posągu. Jedynie dłonie położyła teraz na oparciach fotela.
Orłow milczał, ale jego dłonie już wślizgnęły się pod garderobę Carmen i wodziły po skórze jej ud. Brytyjka widziała na jego obliczu jak walczy sam ze sobą. Z jednej strony, wiedział że powinien wyjść, z drugiej… był jak niedźwiedź przed którym położono smaczny kąsek w opakowaniu. Chciał zedrzeć z niej suknię i rozkoszować się zdobyczą. Tak po prostu bez wszelkich gier wstępnych. Dylemat ten był widoczny w jego spojrzeniu. Co przeważy ? Najbliższe sekundy miały pokazać.
Tymczasem Carmen wciąż siedziała dumna niczym posąg starożytnej bogini i ani drgnęła nawet gdy Orłow zaczął ugniatać jej uda. Na jej ustach pojawił się tylko pełen wyższości uśmieszek - coś, co działało na Rosjanina jak płachta na byka.
To wystarczyło. Orłow zacisnął dłonie na jej nogach i stanowczo zaczął rozchylać jej uda z dzikością w spojrzeniu i z pożądaniem. Najwyraźniej zamierzał zetrzeć ten uśmieszek z jej ust. I zastąpić innym grymasem.
- Ktoś inny na ciebie czeka... - powiedziała tylko, wciąż oziębła i wyniosła.
- To poczeka….- warknął gniewnie Orłow zanurzając głowę pod sukienkę kochanki i wodząc językiem po jej skórze. Dotarł w końcu do intymnego zakątka i prowokacyjnie pocierał nim po jej bieliźnie, naciskając czubkiem na wrażliwy punkcik jej łona.
Wygrał. Przestała się uśmiechać. Dłonią zaparła się o jego głowę i spróbowała odepchnąć.
- Przestaaań. - warknęła - Nie mamy na to czasu!
- Twoje ciało mówi co innego…- burknął Orłow tonem rozpuszczonego dzieciaka, któremu próbowano odebrać zabawkę. Mocniej zacisnął dłonie na udach Brytyjki, gwałtownie zaczął wodzić w górę i w dół językiem po barierze jej koronkowych majteczek.
- No i co z tego... - jęknęła, czując jak coraz bardziej robi się mokra - Masz słuchać mnie…-
Nie potrafiąc go od siebie odsunąć, złapała się oparcia fotela i spróbowała podciągnąć, by uciec choć na chwilę od natrętnego języka kochanka.
- Pragnę cię szaleńczo i obsesyjnie Carmen…- mruczał Jan Wasilijewicz skupiając się na pieszczocie jej coraz bardziej gorącego ciała. - Rozpalasz moje zmysły, kusisz samą obecnością, ale to nie czyni mnie ani posłusznym, ani grzecznym..- całował jej intymny zakątek, lizał prowokacyjnie, wreszcie próbował zębami odsunąć skrawek materiału oddzielający go od zdobyczy… bez oczekiwanego skutku.- Wykup… zaproponuj coś w zamian za… odstąpienie.-
Tylko czy ona naprawdę chciała by odstępował? Jęknęła cicho. Wiedziała, że powinna. Oboje powinni. I tak już długo zwlekała, relaksując się w łaźni. A gdyby jeszcze Gabriela się wygadała od ilu godzin są w Kairze... mogłaby mieć prawdziwe kłopoty. Westchnęła.
- Zgoda... ja... przestań, nie mogę się skupić! - znów przełknęła ślinę - Wieczorem spełnię twoje życzenie. Tylko jedno, ale dowolne. Co tylko zechcesz... a teraz mnie puść, potworze!
- Hmmm… nie… tak łatwo nie będzie. Zaproponuj coś bardziej konkretnego.- język mężczyzny przesunął znacząco po bieliźnie Brytyjki. - Chcę wiedzieć jak pomysłowa być… możesz.
- Jesteś okrutny... - tym razem jej opór był nieco silniejszy, bo w dziewczynie odezwał się temperament. Już od pewnego czasu podświadomie czuła, co by się mogło podobać jej kochankowi, a czego jeszcze nie robili. Mimo to wciąż czuła wewnętrzny opór, dlatego teraz zareagowała gwałtownie, szarpiąc się.
- Daj mi spokój! - warknęła na niego, starając się zapanować nad ciałem, które nie chciało tracić kontaktu ze zwinnym języczkiem Rosjanina.
- Nie…- poczuła jak mocno zaciska dłonie na jej udach. Niczym w imadle. Nie przejmował się jej szarpaniem. Był silniejszy, był blisko jej łona i wykorzystywał słabość Carmen jaką wywoływał ruchami języka. Była to… wyuzdana wersja tortur. Takich na jakich wytrzymanie agencja wywiadowcza nigdy nie szkoliła Brytyjki.
Wczepiła palce w jego włosy, jakby to jej mogło pomóc, lecz gdy ratunek nie nadchodził, poddała się.
- Dobrze! Możemy to zrobić z kimś jeszcze! W trójkącie. - powiedziała, a na jej policzkach wykwitły intensywne rumieńce.
- W trójkącie…- Orłow wysunął głowę spod jej sukni i spojrzał podejrzliwie.- Jesteś pewna… możesz być zazdrosna. Hmm…- uśmiechnął się delikatnie spoglądając na akrobatkę.-... cóż… postaram się byś nie musiała być. Jeśli… dojdzie do tego, będziesz w centrum uwagi.
- Wyjdź już. - powiedziała, poprawiając suknię. Nie wiedząc czy bardziej jest zła na siebie, czy na niego.
Orłow wstał i cmoknął ją w czubek nosa. Po czym rzeczywiście wstał i wyszedł zostawiając Carmen sam na sam z jej myślami i wypowiedzianą przez nią obietnicą. I konsekwencjami jakie się z tym wiązały. Podparła głowę dłonią i przymknęła oczy. Druga dłoń zaś odruchowo ześlizgnęła się między jej uda...
- Nie! - powiedziała na głos dziewczyna, zrywając się z fotela i z rozpędem opuszczając pokój.
- Gabriela! - krzyknęła, bo nie wiedziała który pokój należał do dziewczyny - Gabriela! Czas na nas.
Głowa dziewczyny wynurzyła się zza drzwi naprzeciw pokoju Carmen i uśmiechnęła się.
- Gdzie idziemy? - spytała.
- Musimy zdać raport. I poprosić o dalsze instrukcje. - powiedziała Carmen już bardziej konspiracyjnym tonem - Chodźmy na zewnątrz.
- Tak jest. -odparła z entuzjazmem Gabriela rysującym się na obliczu, zwłaszcza gdy usłyszała “dalsze instrukcje”.
- Brać coś… szczególnego?- czarnulka zapytała ostrożnie.
- Nie trzeba... raczej. - na wszelki wypadek ona sama wróciła do pokoju po podstawowe wyposażenie agenta... oraz Barona.
Gdy wróciła na korytarz, Gabriela już stała zwarta i gotowa. Z uśmiechem na twarzy trzymała w dłoniach ciężką torbę, w której mogło się zmieścić wiele.
Carmen skinęła jej głową, po czym opuściły posiadłość, uprzednio pytając jakiegoś napotkanego służącego gdzie mogą wynająć dorożkę... czy inny środek lokomocji. Carmen dbała jednak o to, by nikomu nie podać lokacji, do której zmierzają.

Dorożka została podstawiona bez słowa zapytania i obie kobiety ruszyły w celu siedziby gubernatora Egiptu. Musiały się przebić przez korki centrum, ale potem była już biała dzielnica, nie tak zatłoczona i bardziej bezpieczna niż inne. Carmen miała kilkanaście minut na omówienie spraw z Gabrielą zanim spotka się oko w oko z panią Mathilde Mayweather.
- Gabrielo... - zaczęła mówić, jednocześnie próbując poskładać myśli, które Orłow rozrzucił w jej głowie jak kartki papieru - spotkamy się teraz z bardzo ważną osobą, która niekoniecznie powinna wiedzieć o szczegółach misji. Dla niej liczą się fakty, toteż bardzo proszę, być nie odzywała się niepytana i mówiła raczej mniej niż więcej. I zawsze zaczynaj od końca - czyli jaki jest efekt. Jeśli nasza przełożona będzie chciała znać szczegóły, zapyta o nie. Rozumiesz?
- Tak.- skinęła szybko głową Gabriela i uśmiechnęła się dumnie. - Nie zawiodę.

Gabriela i Carmen po dotarciu do imponującego budynku miejscowych władz i przemierzeniu kolejnych korytarzy, dość szybko stanęły przed drzwiami pełnomocniczki gubernatora do spraw kontrwywiadu. I to bez zbytnich tłumaczeń po co przyszły i kim są.
Mathilde już na nie czekała.
A gdy weszły do środka mogły się przekonać iż Mathilde jest dość młodą[/url] jak na to stanowisko, kobietą o staroświecki guście jeśli chodzi o stroje. Oraz ambitną i energiczną. I niezadowoloną.
- Nie podoba mi się to, że agentka brytyjska działa w przyjaznej komitywie z agentem rosyjskim na moim terenie i mnie się o tym nie powiadamia.- zaczęła na wstępie. - Nie wiem czemu Góra robi z tego powodu tajemnice, ale.. mogę się domyślać czemu. Wiem że w bajzlu jaki zrobił się w Abydoss i okolicach zamieszani są agenci bratniej Turcji. Możecie mnie moje drogie oświecić w kwestii tego, co się tam wydarzyło?-
I ciekawską.
Choć Gabriela wyglądała na nieco zdziwioną taką napastliwością, Carmen jako doświadczona agentka stała wyprostowana jak struna, bynajmniej nie spuszczając wzroku. Jej głos był uprzejmy... i zimny zarazem.
- Nazywam się lady Carmen Stone - celowo podkreśliła tytuł szlachecki - I jak sama pani konsul zauważyła, misja, którą wykonuję, objęta jest najwyższą tajemnicą. Niestety, nie mam uprawnień, by tę decyzję łamać, jednak mam prawo oczekiwać, że pomoże mi Pani przekazać raport sytuacyjny mojemu bezpośredniemu przełożonemu, to jest sir Lloydowi Georgowi III-mu, dbając o zachowanie poufności.
- Oczywiście… poślemy raport pocztą dyplomatyczną. I tak… dostałam polecenie, by udzielić pani pomocy.- odparła sucho Mayweather.
- Zatem tym się zajmijmy.
- Czyli… zakładam, że w Abydoss nie poszło wszystko zgodnie z planem?- zapytała kobieta pozwalając sobie na tą złośliwość.- Więc… w czym mogę pomóc?
- Chciałabym nadać telegram do siedziby sir Lloyda lub lepiej - jeśli jest taka możliwość - wysłać wiadomość przez zaufanego kuriera. - odparła sucho Carmen, nie reagując na zaczepkę.
- Nie ma z tym problemu. Coś jeszcze?- zapytała Mathilde.
- Chciałabym, aby moja towarzyszka przejrzała rachunkowość niejakiego pana Goodwina, zarządcy wykopalisk w Abydoss, znanego ze słabości do hazardu. Chciałabym prosić o pomoc w zdobyciu do nich dostępu. Nie powinno być to zresztą trudne, wystarczy powołać się na jakiś dług karciany. Pan Goodwin tego nie obali, ponieważ się ukrywa. I to ostatnia kwestia - wszelka pomoc w odnalezieniu tego dżentelmena będzie dla mnie użyteczna.
- Taaak…- Mathilde sięgnęła po jakiś dokument i zerkając na niego dodała.- Dostęp do jego deklaracji podatkowych nie jest problemem, ale Goodwin jest szlachcicem, więc wykorzystał przywileje, by unikać prześwietlania jego majątku. Jego księgowy Hilos Panopulos może prowadzić podwójną księgowość, no i… jeszcze Goodwin mógł w ogóle nie księgować zarobków dawanych z ręki do ręki. Sądząc po tym jakie sumy przepuszczał w karty.
- Owszem, ale zawsze jest to jakiś trop, a o ile znam robienie interesów przez pana Goodwina, sam księgowy pewnie też chętnie go namierzy celem uregulowania jakichś należności.
- Cóż… adres pana Panopulosa jest tutaj.- przesunęła ku Carmen trzymany przed chwilą dokument po biurku. - Jest tureckim obywatelem z Cypru, acz niekoniecznie lojalnym.
- Dziękuję. - Carmen przyjęła kartkę i schowała do kieszeni. Później zamierzała omówić z Gabrielą szczegóły jej zadania - W takim razie załatwmy kwestię raportu i nie będę już pani na razie niepokoić.
- Co pani potrzebuje do tego raportu?- zapytała Mathilde coś pisząc na czystej kartce papieru.
- Jeśli ma pani kuriera, wystarczy mi papier, pióro i świeca do zalakowania koperty.
- Oczywiście, że mam.. wystarczy że zadzwonię dzwoneczkiem.- mruknęła Mathilde kończąc pisanie i dodając do dokumentu pieczątkę. - To pozwoli wam grzebać w dokumentacji podatkowej zebranej w urzędzie podatkowym Kairu.
- Wspaniale - Carmen odebrała i ten dokument, po czym wskazała na sekretarzyk w kącie biura - Mogę?
- Oczywiście.- uśmiechnęła się krzywo Mathilde.- Proszę korzystać.
- Gabrielo, zaczekasz na mnie na zewnątrz? To nie potrwa długo. - powiedziała Carmen, siadając przy blacie. Zapaliła pobliską świecę, a następnie sięgnęła po jeden z wielu czystych arkuszy papieru i wyraźnym pisem skreśliła notkę:

Cytat:
Sir, z moich badań wynika, że nasz medal ma nie trzy strony, a cztery. Czwarta jest wszak pradawna i dziś zapomniana, ale starczy spojrzeć na piramidy, by przypomnieć sobie jej potęgę. Potęga ta opiera się na mistycyzmie i choć ciężko w to uwierzyć, znów spotkaliśmy tych, którzy pojawili się nagle na dachach miasta zakochanych. Pełna potęga dawnego królestwa jest jednak uśpiona, a drogę do jej odkrycia znają siostry - co najmniej dwie klacze arabskiej krwi. Nie są jednak idealne. Czegoś im brakuje i wiem czego, toteż jestem na tropie.
Z wyrazami szacunku:
C.
Boże miej nas w opiece i chroń Królową.


Zakończyła liścik, po czym przeczytała go raz jeszcze. Choć nie używała szyfru, starała się by wiadomość była zrozumiała w pełni tylko dla sir Lloyda, który znał sprawę.
List otuliła czystą kartką, by atrament nie przeświecał przez papier, po czym dopiero zwitek ten włożyła do koperty. Następnie strząsnęła ze świeczki kilka dużych kropli wosku na zamknięcie
kopert i odcisnęła na niej zdobienie rękawicy, którą nosiła. Nie był to co prawda jej herb rodowy, lecz wizerunek węża wyraźnie wskazywał na nią. Na wierzchu listu Carmen dopisała jeszcze nazwisko adresata i podniosła wzrok na kobietą.
- Zrobione, proszę wezwać kuriera.
Mathilde zadzwoniła dzwoneczkiem i zjawiła się jej sekretarka.
- Libby… każ przysłać kogoś od poczty dyplomatycznej. Mamy pilną przesyłkę, więc niech szykują miejsce w sterowcu do Londynu.- rzekła od razu, a sama Libby skinęła głową i szybko wyszła wykonać polecenie.
Carmen tymczasem posprzątała po sobie sekretarzyk, nie spuszczając z oczu koperty.
- Strasznie dużo tajemnic się nawarstwiło… a to przecież Abydoss - Mekka archeologów a nie jakaś ważna strategicznie czy politycznie miejscowość.- zagaiła Mathilde ironicznym tonem.
Agentka jednak posłała jej tylko uprzejmy uśmiech i wróciła do wpatrywania się w kopertę.
Wkrótce pojawił się młodzian stroju oficera marynarki wojennej, niewątpliwie będącym jego przykrywką. Uśmiechnął się zawadiacko do pięknych pań.
Mathylde zaś znacząco spojrzała na samą Carmen, by ta… osobiście wyjaśniła całą sprawę.
- Proszę przekazać tę depeszę jak najszybciej sir Lloydowi Georgowi III-mu. - powiedziała twardo, dodając adres przełożonego, po czym zaznaczyła - Jemu i tylko jemu. Do rąk własnych. Odpowiada pan życiem za ten list i w przypadku gdyby nie był pan w stanie go uchronić przed przejęciem... proszę go zniszczyć. Czy wyrażam się jasno? Ten list nie może zostać przechwycony przez nikogo innego. Z wyjątkiem może tylko samej Królowej.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem pani, ale…- zerknął na Mathilde, która dodała. - Pójdzie telegrafem polecenie, by na ciebie oczekiwali.
Kurier skinął głową mówiąc. - Możesz być więc pewna milady, że przesyłka zostanie dostarczona do rąk własnych adresata.
Carmen posłała uśmiech najpierw kurierowi, a potem kobiecie. Kiedy znów zostały same, dodała:
- Jestem wdzięczna za okazane wsparcie - powiedziała - Mogę tylko powiedzieć, że chodzi o pewne artefakty, którym przypisuje się magiczne... specyfikacje. Jeśli więc dostanie pani informacje o jakichś... mistycznych działaniach... Proszę je sprawdzać. Może się za tym kryć coś więcej niż fanatyzm. - po tych słowach, sama skierowała się do drzwi.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 29-05-2017 o 13:57.
Mira jest offline