| Estel skłoniła głowę na przywitanie.
- Jestem Estel Aedd’aine, kapłanka Angharradh - przywitała się eladrinka. - A to moi towarzysze - wskazała na resztę gromadki. - Jesteśmy podróżnikami, którzy szukają drogi powrotnej do Sigil, Miasta Drzwi.
- Jestem Cyllyn z rodu Valenae, tarcza Astrazalian - kobieta oddała honory. - I nie ma na tych ziemiach miasta, o którym mówisz - nazwa Sigil nie wywołała żadnej reakcji, najpewniej była rozmówczyni zupełnie nieznana.
- Sigil mieści się na innym Planie. - Wyjaśniła Aedd’aine. - Jesteśmy podróżnikami pomiędzy światami a w Waszym mieście może istnieć przejście, które nas tam przybliży. - Zamyśliła się na chwilkę. - Gdyby udało nam się dostać do Arvandoru stamtąd wiedzielibyśmy już jak wrócić.
- To dlatego tu przybyliście - odparła, jakby ułożyła sobie wszystko w głowie.Estel nie mogła się jednak pozbyć wrażenia, że wojowniczka zrozumiała coś opacznie. - Nasze miasto jest otwarte dla podróżników, o ile ich intencje nie są… - zawiesiła głos, przyglądając się bacznie Aedd’aine, wyraźnie szukając czegoś wzrokiem. Wisior ze świętym symbolem Angharradh szybko ją jednak uspokoił. -[i] Jeśli kapłanka Trójcy poręcza za swych…[i] - szukała właściwego słowa - kompanów, to znajdzie się dla was miejsce w Astrazalian.
Odłamek obserwował rozmowę między towarzyszką a tutejszymi mieszkańcami, nie wtrącając się niepotrzebnie. Najwyraźniej rozpoznali ją jako jedną ze swoich i tak też potraktowali, a to oznaczało zmniejszenie szansy na konieczność walki i niepotrzebne narażanie się. Nie potrzebował ważniejszych powodów. Póki co, wszystko wyglądało dobrze. Podobnie uważał wojownik, dlatego siedział cicho składając wszystko w ręce Estel. Ukochana dziewczyna doskonale sobie radziła.
Estel z kolei zdała sobie sprawę, że zapomniała już jak pozostali eladrini potrafią traktować inne rasy. Archiwistka będzie musiała kontrolować swoje słowa, w co kapłanka nie wierzyła, że jest w ogóle możliwe. Przez chwilę kusiło ją by zaznaczyć, iż poręcza za wszystkich poza nią ale… obiecała sobie, że postara się ją sprowadzić do Sigil całą i zdrową. Mimo uprzedzeń Brent zachowywała się zaskakująco spokojnie i bezproblemtycznie. Napaliła się swojego ziela podczas wędrówki, a zawsze po tym była bardziej znośna niż zwykle. Na szczęście i teraz nie było inaczej.
- Zapewniam, że ich zachowanie nie przysporzy problemów. Odejdziemy gdy tylko znajdziemy jakiś ślad mogący nas doprowadzić do Sigil - Aedd’aine odparła spokojnie.
Zapewnienie nie tylko wystarczyło, ale skończyło się także eskortą do samego miasta. Poszukiwacze przygód może i nie potrzebowali ochroniarzy, ale cieszyli się z faktu posiadania przewodników. Odnalezienie ścieżki w kamiennym zboczu, która pozwalała bezpiecznie wejść na górę, nie było wcale takie łatwe i możliwe, że gdyby kompani nie napatoczyli się na eladriński patrol, to czekałaby ich regularna wspinaczka.
Cyllyn i jej ludzie zaprowadzili niespodziewanych przybyszów do jednego z niższych tarasów (a może placów?) Astrazalian.
Miejsce to wywarło wrażenie szczególnie na Estel, której bardzo przypominało rodzinne strony, szczególnie Faen Verdaya. Koloryt, dźwięki, pnące się ku niebu wieże i iglice miały w sobie wiele z natury Arvandoru... a kto wie, może to Arvandor jak niebo fey, miał w sobie naturę Krainy Wróżek?
Architektura zainteresowała też Odłamka, czy też raczej trochę zdziwiła - gdy wkraczał do Astrazalian bardzo wyraźnie widział gdzie kończy się naturalna, skalna formacja, a gdzie zaczyna się bruk i ściany budowli. Nie było tu płynnego przejścia, którego spodziewał się po budownictwie fey.
~ Dziwne, albo miasto powstało na ruinach innego miasta, albo zatrudnili jakiegoś nietypowego architekta. ~ Podsumował swoje spostrzeżenia czarodziej, dzieląc się nimi z trójką towarzyszy. Zakładał, że przynajmniej Estel będzie wiedziała, o co mu chodzi.
- Miasto powinno jakby naturalniej łączyć się ze skałą, na której powstało… Przynajmniej tak budujemy w Arvandorze ale tutaj mogło zaistnieć inne zjawisko. - Powiedziała z namysłem eladrinka. - Być może to miejsce zmienia plan… Raz jest w Ostępach Fey… raz w świecie materialnym. Nazywamy to światospadaniem ale nie znam dokładnej przyczyny i mechanizmu tego jak się to dzieje.
- Jakkolwiek jest, wygląda naprawdę ładni. Faktycznie dziwacznie, ale jednak prezentuje się ładnie - opiniował natomiast wojownik.
Pozostawieni samym sobie, poszukiwacze przygód zaczęli zapoznawać się z miejscem, do którego trafili. W porównaniu do Sigil, czy zębatek Regulusa, Astrazalian nie było duże, ale z pewnością tłoczne. Domy stały ciasno przy sobie i jedynie okazyjne place dawały trochę poczucia swobody. To, co mogło być zaskakujące, to kosmopolityzm i wielokulturowość. Obok elfów i eladrinów na ulicach było widać przeróżnych ludzi, o kolorach skóry od jasnego jak alabaster po czarny jak mahoń, a także niziołki i półelfy. Jasne, nie był to tygiel pokroju Klatki, ale i mnóstwo mieszkańców nie było wcale fey.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |