Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2017, 22:31   #263
Sapientis
 
Sapientis's Avatar
 
Reputacja: 1 Sapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wizyta u Simone (kontynuacja)

Tymczasem Sophie zapachniała zupa w kotle na kuchni i korzystając z wolnej chwili podeszła, by choć nacieszyć oczy widokiem. Był to gęsty i bulgoczący posiłek, w którym pływały różne warzywa i grzyby, mięso, zioła i przyprawy, a całość nieziemsko pachniała. Talia dziewczyny zawarczała jak głodne zwierzę, kuląc się boleśnie, jednak zaraz została owinięta grubym materiałem płaszcza, by nikt tego nie usłyszał.

- Niech będzie. Na dokładniejsze zabiegi znajdzie się czas później - zwrócił się Remi do wdowy, po czym popatrzył na stojącą przy kotle kobietę. - Muszę pani podziękować, bez pani interwencji mogłoby się to kiepsko dla mnie skończyć - powiedział, przyglądając się jej badawczo. - Ale my się chyba nie znamy?
- Hmm… - Dziewczyna nadal lekko pochylała się nad parującym kociołkiem. Dopiero po chwili zrozumiała, o czym mówił mężczyzna. Odwróciła się powoli, a na jej zmęczonej twarzy pojawił się słaby uśmiech. - Zapewne nie nadarzyła się po temu okazja - odparła, nieznacznie wzruszając ramionami. - Szczególnie, że jestem w Szuwarach od niedawna, a pana widziałam dziś rano po powrocie z podróży. Jestem Sophie d’Artois - przedstawiła się, przy każdym słowie przenosząc wzrok na kolejną, nieznajomą osobę. - Bardzo mi miło, mimo dość… niefortunnych okoliczności.
Zapach zawartości kociołka dotarł także do mężczyzny, ale ten tylko pokręcił głową, odganiając przyjemną woń.
- Remi Martin, do usług. Co do okoliczności, faktycznie bywało lepiej - przyznał bartnik. Martin milczał przez chwilę, nie spuszczając oczu z panienki Sophie. Już otwierał usta, by zadać nurtujące go pytanie, jednak zmienił zdanie. Nie tu i nie teraz.
- Trzeba rozwiązać sprawę z szeryfami - rzekł więc, zamiast tego. - Jeszcze gotowi oskarżyć nas o napad na funkcjonariuszy. To byłoby całkiem w stylu Chlupocic.

Simone tymczasem, wyjęła z ust kawałek szmaty, który do tej pory trzymała klękając przy Remim. Założyła silnie opatrunek, aż mężczyzna musiał mimowolnie syknąć. Vioaline wyniosła misę z czerwonawą od krwi wodą.
- Jak tylko będzie miał pan możliwość, proszę natychmiast zadbać o te rany. Może wdać się infekcja. To nie byle draśnięcia.
Kobieta wstała i udała się do kuchenki by wrzucić zakrwawione fragmenty materiałów do pieca.
- O matko, kompletnie zapomniałam o tym kociołku! - Chwyciła gar i zestawiła z ognia. - Powinniście oboje coś zjeść. A szczególnie pan, panie Martin. Vioaline, nalej po misce. Sobie też.
Gospodyni podeszła do okna i próbowała dojrzeć, co dzieje się na zewnątrz.

Panna d’Artois uśmiechnęła się do siebie, na tak postawioną propozycję, a jej żołądek zamruczał z zadowoleniem. Bez słowa odłożyła torbę obok swojej broni i podeszła, by pomóc dziewczynie.
- Myśli pan, że naprawdę byliby do tego zdolni? Są aż tak obłudni? - zapytała, gdy nalewały zupę do trzeciej miski.
Martin pozostał na swoim miejscu, bawiąc się zamkiem pistoletu.
- Ja bym się nie zdziwił - odparł. Możliwe skutki tej nocy, wciąż chodziły mu po głowie. Panna d’Artois nie była stąd, ta strzelanina była dla niej tylko konfliktem pomiędzy dwoma miasteczkami. Zakończy swoje sprawy i wyjedzie, pozostawiając to wszystko za sobą. Remi będzie musiał zmierzyć się ze wszystkimi konsekwencjami. Martin odgonił te myśli. Decyzję podjął już pod Kocurem.
- Dziękuję za poczęstunek - zwrócił się do pani Girard, nie podnosząc głowy - ale nie mogę tu dłużej zostać. Im dłużej tu jestem, tym większe ryzyko, że ktoś będzie mnie szukać.

- Mimo wszystko powinien pan zjeść choć trochę. Szczególnie, że jest pan osłabiony, po utracie takiej ilości krwi - zaoponowała panna d’Artois, czując gdzieś w środku, jak obiad próbuje jej umknąć. Jej samej nie wypadało jeść, gdyby ranny odmówił, więc nie zwlekając podała mu miskę z parującą potrawą.


- Prawdę mówi panienka Sophie. Niech pan coś zje. I tak nie dał pan sobie w należyty sposób pomóc. Niech chociaż zupa pana wzmocni - odpowiedziała gospodyni nie odwracając się od okna.
Martin pokręcił głową i powstał.
- Mi nic nie będzie. A szeryfowie nie zrobią sobie przerwy na posiłek. Jeszcze raz za wszystko, pani Simone. Odwdzięczę się, jeśli tylko będę mógł - obiecał, posyłając kobiecie zmęczony uśmiech i ruszył w stronę drzwi.
- Rzeczywiście bezpieczniej będzie pani nie narażać - dodała dziewczyna, z głębokim, choć dobrze skrywanym, niezadowoleniem. Odłożyła miskę na drewniany blat i również postąpiła za mężczyzną, zbierając torbę i pewnie układając palce na rękojeści pistoletu. - Odprowadzę pana, panie Martin. Co dwie pary oczu to nie jedna, a w dodatku jest pan ranny.

Ani pani Simone, ani Vioaline nie odezwały się słowem na tę decyzję. Gospodyni niewzruszona pożegnaniem trwała przy oknie. Dziewczynka też milczała stojąc plecami do Sophie. Młoda wiedźma nie widziała jej twarzy, gdy zamykała drzwi. Coś tu nie grało. Sophie czuła to w swoich młodych kościach i pustym żołądku.
 

Ostatnio edytowane przez Sapientis : 28-05-2017 o 22:34.
Sapientis jest offline