Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2017, 04:43   #128
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - Odkrycia (33:40)

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; wjazd do Seres Laboratory; 50 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 33:40; 80 + 60 min do CH Black 2




Black 4, 6 i 0



Black 0 nie czekał długo na swój cel. Szybka, mała kreatura bardzo szybko objawiła się z dymu. Triplety obramowały szafkę, podłogę i gdzieś pomiędzy nimi trafiając w małego ale szybkiego xenos. Kolejne łuski upadły na podłogę gdzie zaraz rozgniotły je umazane dżunglową gliną buty dwóch Parchów. Zlały się z mnóstwem błyszczących elementów ze szkła, metalu i plastiku zawalajacych podłogę pomieszczenia.

Zaraz nadbiegły kolejne. Tym razem Black 4 też je dostrzegł. Obydwaj znów otworzyli ogień. Karabin i pistolet wypluwały kolejne pociski a zamki sypały kolejnymi dawkami ołowiowego złota. Graeff stwierdził doświadczalnie, że te małe kreatury pistolet jest równie skuteczny jak karabinek jakiego używał dotąd. Wystarczyły dwa czy trzy trafienia by mały xenos zarzęził, zatrzymał się i podkurczył odnóża gdy wchodził w stan nieuchronnej agonii.

Obydwaj prowadzili ogień i na razie wygrywali to starcie utrzymując pozycję. Ale byli też związani walką przez co wszelkie inne plany i działania zostały zastopowane. Na przykład dotarcie do Black 6. Ten jednak dotarł do nich sam a nawet wpadł. Przez drzwi. Właściwie to wyglądało jakby go ktoś wrzucił.



Strzelec wyborowy miał nieco inne wspomnienia z ostatnich sekund. Ruszył wzdłuż ściany przebiegając przez drzwi. Ledwo je minął coś ostro trzasło z hukiem. Zupełnie jakby coś trzasnęło tymi wahadłowymi drzwiami które dopiero co minął. Zostało mu ostatnie pomieszczenie do przebiegnięcia. Przez załzawione oczy mimo, że kaszlał i pluł dymem widział obrys drzwi naprzeciwko. Za nimi już powinna byc dwójka pozostałych Parchów. Ryk syren i obwieszczenia alarmowe wzywające do ewakuacji i zachowania spokoju nie zagłuszyły tego specyficznego odgłosu. Odnóży i szponów szurajacych po posadzce. W tym coś większego. Dobiegał już do tych ostatnich drzwi gdy drzwi za nim trzasnęły i chyba właśnie nimi oberwał w plecy. Uderzony wypadł na zewnątrz upadając na podłogę już po tej stronie gdzie nawet przez załzawione oczy widział dwójkę, stojących ludzi z bronią gotową do strzału.

 

Dwójka stojących Parchów też zauważyła tak wypadajacego przez drzwi kolegę jak i kształt majaczący przez otwarte obecnie drzwi w których leżał ich strzelec wyborowy jego pm i mina claymore.




To coś było spore. Tułów miało może wielkości człowieka albo podobnej. Całego człowieka. Jednak szeroki rozstaw odnóży sprawiał, że była o wiele od niego niższa. Stwór stał w otwartych drzwiach między pomieszczeniem przez które dopiero co przebiegł Mathias a korytarzem z który zaliczył ciutkę wcześniej. Stwór nie dał się podziwiać tylko chlusnął czymś z giętkiego ogona. Galaretowana ciecz rozbryzgała się po pancerzach trzech więźniów z Obrożami. Ściekając syczała, pieniła i dymiła dając się poznać jako żrąca to na co padło. Pancerze nie mogły zbyt długo znieść tak żrącej substancji. Ale przez otwarte jedne i drugie drzwi już wlewały się hordy pomniejszych stworów. Te najwyraźniej próbowały dorwać, zalać swoją liczbą i rozszarpać żywcem trójkę dwunogów.

 


Miejsce: zach obrzeża krateru Max; kino Halo; 10 m do CH Green 4
Czas: dzień 1; g 33:40; 80 + 60 min do CH Green 4




Green 4



Po uruchomieniu startera pojazd zaskoczył i pracował równym, pewnym, pyrkającym rytmem jakby dopiero co zjechał z fabryki. Doktor nauk medycznych ruszył przed siebie. Nawigowanie na przełaj przez dżunglę byłoby pewnie bardzo trudne. Ale na szczęście HUD podpięty pod Obrożę ładnie wskazywał kierunek w jakim powinien się Parch przemieszczać.

 

Natomiast utrzymanie kursu przy tych wszystkich korzeniach na jakich czterokołowiec podskakiwał, na tych wszystkich krzakach jakie taranował a ich gałęzie i liście chlastały i pojazd i kierowcę. Raz chyba rozjechał nawet jakiś owocujący krzak bo coś rozbryzgało się na pomarańczowo na jego napierśniku. Ale jazda była bardzo trudna, mimo nie najwyżeszj prędkośc jaką mógł rozwinąć pojazd w takim terenie.

 

Mimo, że widokiem jaki miał Green 4 trzęsło niemiłosiernie, to HUD kolejno odliczał i sekundy i metry. Wreszcie te ostatnie zaczęły szybko i rażąco spadać! 400 m... 370 m... 255 m... 160 m... 85 m... I wreszcie dojechał! Kapsułę zauważył prawie w ostatniej chwili gdy nagle zderzył się z czymś i poleciał do przodu wypadajac z siodełka. Okazało się, że upadł na jakiś pień. Osmolony. Zaraz za nim i wokół niego było co raz więcej krzaków. Aż za nimi rozciągało się dżunglowe gruzowisko połamanych drzew i wypalonych krzaków. Epicentrum tej dewastacji była kapsuła desantowa z napisem: "GREEN 4". Dotarł na miejsce!

 

Silnik quada zgasł. Ale sam pojazd chyba nadal był w porządku. Za to w powstałej ciszy dr. Horst usłyszał przede wszystkim ciszę. Nikt ani nic nie strzelało w pobliżu. Co prawa część odgłosów mogła pochłonąć dżungla i odległość ale i tak regularną strzelaninę nadal powinno być raczej słychać. Chociaż tą z wieżyczek bo waliły długimi seriami ognia ciągłego. Ciężko było to zinterpretować. Za to bardzo łatwo było mu zinterpretować odgłosy znacznie bliższe. Skrzeki, ryki i powarkiwania. Zbliżały się! Nie wiedział ile ani kiedy tu dotrą ale pewnie szybko! Ale był już tuż przy kapsule, brakowało mu ostatnie kilkanaście kroków do włazu kapsuły.

 


Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Haven; 2250 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 33:40; 80 + 60 min do CH Black 2


 

Black 8



- Ejj chica spokojnie, nic mi nie jest. - powiedział wesoło Latynos też łapiąc Black 8 za ramiona przez co przez moment wyglądali jakby mieli zacząć jakiś taniec. Efekt zepsuł kaszel Patinio. Splunął na asfalt i otarł usta rękawem. Nie zdążył nic powiedzieć więcej bo od strony dżungli usłyszeli odgłosy świadczące o kolejnej fali xenos.

 

- Mam! Wskakujcie! - krzyknął z przeciwległej strony Mahler. Elenio nie czekał na kolejne zaproszenie tylko złapał za ramę czerwonowłosego sapera i razem pobiegli do furgonetki którą już uruchamiał żołnierz piechoty kosmicznej.

 

- Pożyczę. - Elenio zbliżył swoją twarz do twarzy Zoe i wypiął z jej przywieszki jeden z granatów. Gdy był tak blisko Nash czuła jego oddech na swojej twarzy a on sam puścił jej fantazyjne oczko. Potem oddalił się gdy zaczął uzbrajać granat by cisnąć ją w nadciągającą falę xenos. - Na co czekasz?! Jedź! - popędził marine gdy ten co prawda ruszył właśnie no ale był to klasyczny dostawczak a nie wyścigówka więc xenos nadal miały nad nimi przewagę prędkości.

 

- Przecież jadę! - odkrzyknął spiętym głosem wygolony marine dociskając pedał gazu do oporu i maszyna przyśpieszyła. Xenos nadal się zbliżały. Skakały już na ścianę i biegły po niej tak pewnie jak ludzie po chodniku. Większość co prawda była dość małych, wielkości chyba psa, może nawet mniejsze. Ale za to przewagę masy nad dorosłym człowiekiem nadrabiały liczebnością i przewagą mobilności.

 

- To jedź szybciej! - Elenio dalej go poganiał. I ciężko było stwierdzić czy granat cisnął na zewnątrz celowo czy mu po prostu wypadł gdy i jego i Black 8 cisnęło na burtę gdy brali wiraż na narożniku klubu.

 

- Jadę szybciej! Nie znasz się! Wy z Armii na niczym się nie znacie! - wydarł się Johan przekrzykując coraz głośniejszy silnik. Naprawdę przyśpieszali i gdy odjechali od narożnika nastąpiła eksplozja granatu. Dały się słychać skrzeki i krzyki więc wyglądało dawało to nadzieję, że granat spełnił swoje zadanie. Ale dojechali gdzieś może do połowy ściany gdy zza rogu, i na dachy pojawiły się zwinne sylwetki małych kreatur.

 

- A od kiedy chłopcy z Floty się na czymkolwiek znają?! - odkrzyknął pytaniem Latynos próbując wycelować swój karabin. Ale w bujającej się i będącej w ruchu maszynie strzelanie do zwinnych i dość małych celów nie było takie łatwe. Niemniej Latynos pociągnął za spust i na metalową podłogę pojazdu posypały się kolejne łuski. Przeciwnika widać było tyle, że jakiś mały xeno oberwał i potoczył się po asfalcie parkingu.

 

- Kurwa tu też są! - krzyknął nagle Johan gdy po wzięciu kolejnego zakrętu wyjechali na miejce gdzie niedawno parkował "Pussy Wagon", był front budynku i wgląd na główną drogę. - Trzymajcie się! - krzyknął ostrzegawczo Mahler i zrobił kolejny zwrot. Elenio i Zoe nie zdołali już tego zdzierżyć na własnych nogach i upadli oboje na podłogę pojazdu. Sam pojazd zaś rozbijał jakieś szyby, drzwi, zrobiło się ciemniej ale z neonowymi światłami i już wiedzieli, że marine wjechał vanem do wnętrza klubu. - Zapalające! - krzyknął wyskakując z szoferki. Nie musiał podnosić się z podłogi więc wyrobił się najszybciej. Odpiął z przywieszki swój granat i cisnął go w dopiero co wyrwane przejście. Gdyby udało im się je zablokować zyskaliby choć trochę czasu!
 

 

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu Hell; 1750 m do CH Brown 3
Czas: dzień 1; g 33:40; 65 + 60 min do CH Brown 3


 

Brown 0



Roy Vasser, naukowiec z Seres Laboratory pokiwał głową chyba biorąc słowa Vinograovej za dobrą monetę. Odwrócił się i chyba chciał się spakować ale wtrącił się Karl. - Proszę tego nie brać. Będzie wyglądało, że się pan pakuje jakby gdzieś miał wyjść. Po co nam to? - zapytał spokojnie policjant delikatnie wodząc wzrokiem na przygnębionych ludzi jakich ich otaczali. I tak dwójka nowych i żwawy ruch jaki prezentowali kontrastował z tą smutną ospałością jaka tu zdawała się dominować. Nie trudno było sobie wyobrazić co by się działo gdyby dotarło do nich, że ta dwójka nowych może kogoś stąd wyprowadzić i zapewnić ratunek. Przynajmniej Roy chyba mógł sobie to wyobrazić bo gdy na chwilę zamarł i też powiódł wzrokiem po sąsiednich i dalszych pryczach kiwnął głową i wziął tylko mały pojemnik który wyglądał na taki co w środku jest holo i pewnie niewiele więcej. Wpakował go sobie do bocznej kieszeni szturmowych spodni. Niebiesko żółtych.

 

- Świetnie. A teraz powiedz Roy gdzie jest para gliniarzy. Wiemy, że gdzieś tu jest. - Karl przejął pałeczkę rozmowy i zaczął drążyć temat który go interesował. - Skup się Roy. Pomóż nam to my pomożemy tobie. - dodał widząc, że naukowiec już otwierał usta z miną jakby miał szybko zaprzeczyć. Gdy Hollyard dodał drugą część naukowiec zamknął usta i zastanowił się chwilę.

 

- Tu ich nie ma. Znaczy na tej sali. Widziałbym ich. - powiedział wskazując brodą dookolny ruch na salę pełną łóżek. Gdy się spędziło tu trochę czasu pewnie dało się rozpoznać dalszych i bliższych sąsiadów. Karl rozejrzał się również po czym wrócił spojrzeniem do naukowca z wymownym wyrazem twarzy na tyle, że ten połapał się, że ma kontynuować. - No są jeszcze dwie sale. Chyba jakiegoś gliniarza spotkałem w kiblu. Mogą być w następnej. - zapraszający gest policjanta sprawił, że Roy przejął rolę przewodnika.

 

Nie uszli zbyt daleko. Choć Vinogradova widziała, że wzbudzają u co przytomniejszych ludzi żwawsze i nawet czasem zaciekawione spojrzenia. Uzbrojony gliniarz maszerował z uzbrojonym Parchem. To pewnie nie był codzienny obrazek. Nikt jednak coś nie kwapił się ich zaczepić choć pewnie poszli już na ludzkie języki. Mieli fart na tyle, że parę granatowych ubrań dostrzegli w drugiej sali. Roy prowadził ich chyba na czuja ale gdy gliniarz ujrzał znajome mundury wysforował się naprzód.

 

- Cześć chłopaki. - przywitał się ale jednak jakoś tak mówił i szedł na nich, że w głowie May zapaliła się jakaś żółta lampeczka.

 

- Karl! Żyjesz! Uratowałeś się! No zajebiście! - po obydwu gliniarzach spłynęło najpierw niedowierzanie jakby zobaczyli ducha. Potem zaś radość. Ale połączona z jakimiś dziwnie nerwowymi spojrzeniami.

 

- Mhm. Który z was prowadził? - Karl zatrzymał się i pytał jakby prowadził jakieś przesłuchanie. Wcale się też nie uśmiechał i w ogóle wyglądał poważnie. Para policjantów wstała i spojrzała na siebie niepewnie. W końcu jeden z nich wskazał drugiego palcem. Karl jakby tylko na to czekał bo trzasnął wskazującego pięścią w szczękę. Ten zatoczył się o pół kroku.

 

- Za co?! Przecież mówię, że nie ja prowadziłem! - krzyknął zaskoczonym i wzburzonym głosem uderzony przez gliniarza gliniarz.

 

- Za to, że go nie zatrzymałeś! - krzyknął z furią policyjny strzelec wyborowy.

 

- Daj spokój Karl sam widziałeś co się działo. Jakbyśmy się zatrzymali to już by było po nas. - ten drugi próbował jakoś uspokoić sytuację unosząc dłonie w uspokajającym geście.

 

- Rozumiem. Chroniliście życie swoje i aresztantów. - pokiwał głową jakby uspokojony Hollyard.

 

- No właśnie! Tak było! Świetnie, że to rozumiesz Karl, zawsze wiedziałem, że równy z ciebie ch... - gliniarzowi najwyraźniej ulżyło a ten drogi odzyskał już równowagę i chyba byli skorzy do zakopania topora wojennego gdy nagle Hollyard trzasnął rozmówcę w szczękę.

 

- A tobie za to, że mnie prawie rozjechałeś! - syknął wściekły gliniarz do drugego którego zatrzymała prycza przed upadkiem.

 

- To po co stałeś na środku drogi?! - krzyknął w zdumieniu ten pierwszy.

 

- Żeby was zatrzymać! - Karl też znów wyglądał jakby zaraz miał zamiar strzelić go drugi raz.

 

- Okey, okey, nawaliliśmy okey? Ale co się stało to się nie odstanie. Przykro mi. Byłoby trochę więcej czasu. Albo co. Ale sam wiesz jak było. - ten drugi, starszy, wciąż masujący szczękę i oparty o pryczę próbował jakoś załagodzić sprawę.

 

- Sam jesteś? Udało się jeszcze komuś? - ten drugi też mówił przepraszającym głosem jakby nie chciał dalej toczyć tej kłótni.

 

- Mahler i Patinio. Z całej Zachodniej Barykady zostaliśmy tylko Mahler, Patinio i ja. - Karl widząc wywieszoną białą flagę i przepraszający ton też chyba się uspokoił. Chwilę panowała cisza. Roy na wszelki wypadek stanął przy Brown 0 a nie przy kłócących się gliniarzach. Właściwie to stanął nawet trochę za nią. Gdy trzech gliniarzy uspokoiło się dało się zauważyć, że na dolnej pryczy ktoś jeszcze siedzi. Gdy się już dostrzegło sylwetkę widać było trzy rzucające się w oczy rzeczy. Pierwsze, że to chyba była kobieta. Drugie to to, że miała coś narzucone na głowę, przez co w ogóle nie było widać ani jej twarzy ani włosów. Jakby worek. Albo poszewkę poduszki. Trzecie to, że miała dziwnie złożone obie ręce razem do ramy łóżka. Jakby była do niego przykuta albo przywiązana.

 

- To jest drugi aresztant? - zapytał Hollyard gdy już chyba otaksował sylwetkę siedzącą nieruchomo na dolnej pryczy. Obydwaj gliniarze chyba wydawali się zadowoleni ze zmiany tematu bo skwapliwie pokiwali głowami.

 

- Tak, to ona. - w głosie tego starszego dało się odczytać nawet dumę gdy mimo wszystkich trudności udało im się zaprowadzić tutaj aresztowaną. Kobieta siedziała prawie całkowicie nieruchomo ledwo czasem poruszając głową co było dość dziwne jak na tą całą kłótnię gliniarzy jaką powinna słyszeć będąc tuż obok.

 

- Zdejmijcie jej to. - powiedział Karl wskazując na głowę postaci. Dwaj gliniarze spojrzeli na siebie nawzajem, na Karla, na Mayę, na Roy'a chyba nawet i na przykutą do łóżka postać. W końcu jeden kiwnął do drugiego i ten młodszy podszedł do nóg piętrowych prycz i ściągnął worek z głowy postaci. Najpierw wysypały się wszędzie włosy a gdy gliniarz uniósł za brodę twarz dało się dojrzeć, że to twarz kobiety. O dość pobrudzonym i zaniedbanym kobiety choć w sile wieku. I z tatuażami na tej twarzy. Powieki jednak nadal miała nieprzytomnie zamknięte i całościowo wydawała się pogrążona w jakimś półśnie.
 

 

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; generator schronu klubu Hell; 2250 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 33:40; 80 + 60 min do CH Black 2


 

Black 2 i 7




Woda nadal cicho chlupotała. Zarówno od betonowych ścian jak i od przemierzających ją Parchów. Zachlupotała głośniej gdy opuszczone przez Black 7 drzwi zamknęły się robiąc burzowe fale w tej podziemnej miniaturce jeziora. Odgłos uderzenia pionowej klapy odbił się echem od pustych, btonowych ścian. Podobnie odbijał się odgłos wystrzałów. Serie karabinku Black 2 pruły wodę. Coś tu było. Widziała coś jakby węże czy ryby, coś podłużnego. W słabym świetle pomieszczenia, w tej wodzie słabo je było widać. Dopiero latarka umieszczona w broni rozjaśniła sprawę. Ale świeciła dość wąskim promieniem więc trzeba było się wykazać refleksem by trafić akurat przepływające przez promień światła cholerstwo.

 

Black 7 wybrał nieco inny przyrząd i metodę sprzątania. Odłożył ciężki karabin maszynowy i wyjął swój miecz. Też przeszukiwał wodę w jednej dłoni trzymając latarkę a w drugiej miecz. Co jakiś czas ostrze ze świstem przeszywało i powietrze i wodę i czasem też ciała. - Ale brzydal. - powiedział za którymś razem Ortega gdy na czubku miecza wydobył wciąż wijące się wężowate paskudztwo.

 



 

Po jakimś czasie nie mogli znaleźć więcej pływających paskud. Albo wytłukli wszystkie albo jakoś po cwaniacku się pochowały by uniknąć zarówno ostrzału z karabinku Dwójki jak i rozcięcia mieczem Siódemki. Zostało sprawdzić następne pomieszczenie bo czas nieubłaganie uciekał. Znowu wyszli na korytarz i zamknęli za sobą drzwi. Woda znów chlupotała od ścian i od idących korytarzem pary uzbrojonych skazańców. Wąskie promienie latarek przecinały i wodę i cienie nad nią. Nic jednak nie widzieli podejrzanego a większość cichszych odgłosów zagłuszały mechanizmy i kroki ciężkiego pancerza wspomaganego. Wkrótce zatrzymali się przed drzwiami. Te jednak były zamknięte choć wystarczyło wcisnąć na panelu guzik by je otworzyć. Sądząc z wielkiego numeru 2 na drzwiach powinni mieć chyba do czynienia z podobnym pomieszczeniem jak te z którego właśnie wyszli.



Potężny but Black 7 kopnął coś pod wodą. To coś przesunęło sie o kilka kroków i chyba uruchmiło bo spod wody zaczął wyświetlać się hologram jakiegoś mężczyzny. Wyglądał w garniturze jak klasyczny pracownik biurowy. - Nie możemy sobie pozwolić na dalszą zwłokę. Próbki zostały wysłane do dalszych badań. Niestety prawdopodobnie zostały przechwycone przez nieznanych sprawców. Sugeruję, że powinniśmy je odnaleźć i zabezpieczyć. W razie konieczności zniszczyć. Konsekwencje wydostania się próbek na zewnątrz są niewyobrażalne. To może okazać się przełomem w tej sytuacji jaka tutaj teraz panuje na zewnątrz. Być może właśnie ten na jaki tak długo liczyliśmy. Potrzebne są jednak dalsze badania. To na co się natknęliśmy jest inne niż wszystko z czym się do tej pory tutaj czy gdziekolwiek wcześniej zetknęliśmy. Ale nie zgadzam się z doktorem Jenkinsem, że ta jego anomalia. Zresztą on wszędzie widzi wpływ tej swojej anomalii. Tyle mam obecnie do przekazania w tym raporcie. - po czym facet pewnie się rozłączył bo nagranie się skończyło i holoekran zgasł. Para Parchów popatrzyła na siebie nawzajem i na zamknięte wciąż drzwi. Czas uciekał. A im nadal zostało do sprawdzenia drugie pomieszczenie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline