Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2017, 09:02   #16
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Świat śmiertelnych w istocie daleki był od wyhamowania, wciąż pędził. Wciąż raczej po równi pochyłej. Madam wystarczyło przejść kilka przecznic by zobaczyć biedę i przemoc jeszcze gorszą niż w czasach Wielkiego Kryzysu. Nowe krzykliwe stroje, muzyka, narkotyki. W mieście odczuwało się znacznie większą liczbę czarnych niż kiedykolwiek, czyżby biały człowiek miał wyginąć? Marie podążała za Ventrue, ubrana jak współczesna prostytutka, wysokie szpilki i krótka spódniczka która w zasadzie nie zasłaniała nawet pośladków, tak się teraz chodziło po ulicy i to nawet nie tylko jak się na tej ulicy pracowało.

Marie zawołała jedną z żółtych taksówek, jakie dominowały na ulicach. Południowo amerykański kierowca ledwo mówił po angielsku. Dla Ottoman nie był to problem, świetnie porozumiewała się po hiszpańsku. Wampirzyca bezceremonialnie zdominowała taksówkarza i rozkazała jechać na Manhattan.
- Camarilla rządzi się radą, od czasu twojego zaginięcia. - mówiła bez skrępowania.
Belle uśmiechnęła się, starała się na nowo ćwiczyć swoją mimikę, od kiedy Marie lekko zmieniła jej wygląd. Nie była pewna swoich uśmiechów, masek, które przybierała do tej pory i potwornie ją to niepokoiło.


Ubrała się skromniej od swojej towarzyszki. W coś co odrobinę przypominało znane jej garsonki. Musiały razem tworzyć ciekawy parę.
- Nikt nie chciał po mnie przejąć władzy? - Zerknęła na Marie i powróciła do wyglądania na ulicę. Wszystko się zmieniło. Były samochody, ale tak zupełnie inne niż to co zapamiętała. Budynki stały się prostsze i w większości nie odpowiadały jej nawykłym do artdeco gustom. Do tego te stroje. Sama nie była pewna czy sytuacja bardziej ją ciekawi czy przeraża.
Marie wtuliła głowę w ramię Madam.
- Kochanie, twoi poddani nie posiadali od ciebie mniej sprytu czy koneksji. Byli zwyczajnie słabsi i pewnie dalej są. Zawsze są chętni do przejęcia władzy, ale nie zawsze ktoś chce nadstawiać własnej szyi i być na świeczniku. Z tego co wiem przez ostatnie trzydzieści lat, Manhattanem gospodarzy rada składająca się z kilku pijawek. Władza jest czysto formalna i przeważnie po prostu każdy sobie, tak jak w innych częściach miasta. A boski pomiot poluje na nas wszystkich bez skrępowania.
Belle ułożyła dłoń na nagim udzie Marie i zaczęła je gładzić. Gdyby w jej czasach, dziewczyny miały takie stroje, napędzanie klientów byłoby dużo prostsze.
- Wychodzę na idiotkę, skoro sama objęłam to stanowisko. - Ventrue ucałowała swoją towarzyszkę, skupiając swoją uwagę już całkowicie na niej. - Wiesz kto zasiadł w radzie?
- Dlaczego? Jeśli może się rządzić, to się powinno - powiedziała Marie przytulając się. - z tego co pamiętam, ciągle te same osoby, ale to są informacje sprzed kilku lat. - wyjaśniła. Samochód przejeżdżał właśnie przez most.

Belle na chwilę oderwała wzrok od swojej kochanki, by spojrzeć na East river. Na chwilę zerknęła na kierowcę.
- Wysadź nas na 170 Fifth Avenue. - Wydała rozkaz, podając adres, w okolicy Flatiron building. Znów skupiła uwagę na Marie, jednocześnie wsuwając dłoń pod krótką spódniczkę. Samą ją dziwiło jak bardzo pragnęła tej wampirzycy. Czy to przez to co czuła do Nikla, a może tak właśnie działają na nią więzy krwi? Teraz jednak liczyło się to, że mogła sobie sprawić przyjemność dotykając jej i nie zamierzała się w tym zakresie ograniczać. Nawet nie czuła zagrożenia mimo pełnej świadomości, że wkracza na terytorium “wroga”. Pocałowała Marie, korzystając z jeszcze tych kilku chwil, które miały w taksówce.

Marie uchyliła lekko usta i zatrzepotała rzęsami, wampirzyca zdawała się wygłodniała dotyku i zainteresowania, z chęcią odwzajemniała pieszczoty. Belle słyszała jak serce taksówkarza zaczyna mocniej bić, jednak po kilkunastu minutach dojechał we wskazane miejsce. Ulice były wciąż raczej tłoczne i gwarne. Madame wysiadła i podała dłoń Marie by pomóc jej opuścić pojazd. Uważnie przyglądała się na ile mocno zmieniła się “jej” okolica. Spokojnym krokiem ruszyła w kierunku central parku, przyglądając się ludziom, słuchając jak i o czym mówią. Zaglądała w witryny i gdy nadarzyła się okazja kupiła gazetę. By kogoś im znaleźć musi najpierw wiedzieć kogo szukać.

Wyglądało na to, że Ameryka naprawdę się sypie.


Mimo późnej przecież pory dwie wampirzyce przeciskały się między masą przechodniów, ludźmi z każdej możliwej grupy etnicznej. Madam szybko zdała sobie sprawę że istnieje nie tyle nowa moda co nowe mody, subkultur było więcej niż jedna, znacznie więcej. Szybko też zrozumiała, że ona i jej towarzyszka nie rzucają się za bardzo w oczy.


Doprawdy współcześnie, nawet publicznie, można było sobie na wiele pozwolić. Kiedy Belle wędrowała chodnikiem, do jej zmysłów dotarła woń świeżej krwi. W bocznej alejce ktoś właśnie został zakuty nożem. Czarnoskóry napastnik uciekał ze swoim łupem. Była nim para butów.
Belle przyglądała się temu wszystkiemu z pomieszaniem fascynacji i przerażenia. Musiała przyznać sama przed sobą, że czuła się zagubiona. Objęła Marie przyciskając ją do siebie, tak że biodro niższej wampirzycy oparło się o jej udo. Kiedyś takie zachowanie byłoby niedopuszczalne… teraz jednak było jej wszystko jedno. To wszystko było tak przerażające i zachwycające jednocześnie. Była jednak pewna jednej rzeczy… tu nie znajdzie kogoś kto im pomoże. Zerknęła na Marie.
- Giełda nadal działa?
Wampirzyca pokiwała głową.
- Pewne rzeczy nie zmieniają się tak szybko.
- Chciałabym ją odwiedzić. Co ty na to?
Marie zatrzepotała tylko rzęsami.

***


Budynek giełdy był oczywiście strzeżony, ale nie przed istotami biegle władającymi prezencją i dominacją. Belle wyczuła obecność kilku ghuli, jednak nic nie mogło jej przygotować na to co zobaczyła:


W pomieszczeniu znajdowało się całe mowie dziwacznych przedmiotów i urządzeń. Ventrue obserwowała to wszystko nie do końca rozumiejąc co się dzieje. Zdarzało się jej kiedyś odwiedzać giełdę, ale to nie było coś takiego. Ten kocioł przypominał jej chińską pralnię, a nie miejsce dobijania biznesu. Niby atmosfera nawet była podobna tylko te migające dziwne urządzenia przypominające neony. Z tego co udało się jej wyłapać okrzyki brzmiały podobnie, więc chyba targu dobijano nadal na podobnych zasadach. Tylko gdzie prowadzący…
- Co tu się wyrabia… - Szepnęła bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki.
- Jak to co skarbie - uśmiechnęła się Marie. - Biali ludzie się oszukują i oczywiście robią się przez to jeszcze bogatsi. - za plecami wampirzycy pojawił się mężczyzna.
- Zabłądziłyście dziewczynki? - powiedział uśmiechając się kpiąco. Madam natychmiast dostrzegła, że ma doczynienia z kainitą. Ale to nie to najbardziej ją uderzyło.

To był John.

Belle powstrzymała grymas niezadowolenia. Znów ktoś zabrał jej ghula i pozostawało mieć nadzieję, że była to Doris. Wampirzyca uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny.
- A któż nie błądzi w tych czasach, chłopcze? - Ledwo powstrzymała się by nie wypowiedzieć jego imienia. - Czy chciałbyś nam pomóc się odnaleźć?

Mężczyzna nieco spoważniał.
- Turystki? mam nadzieje, że z daleka a nie z za mościa. Na manhattanie jedyna rozrywka przewidziana dla sabbatników to opalanie. - Marie wyszczerzyła się i przeniosła wzrok na Madam.
- Skarbie… - stanęła na palcach i przyłożyła usta do ucha wyższej kobiety ale mówiła na tyle głośno, by John mógł ją usłyszeć - to maleństwo chyba coś do nas mówi. - dokończyła, sprawiając, że twarz Johna całkiem już pozbyła się oznak życia.
- Moja piękna - Belle delikatnie ucałowała czoło Marie. - ten chłopiec z pewnością chciał nam pomóc. - Wampirzyca powoli, jakby niechętnie przeniosła wzrok na Johna. - Czy też się mylę?

John zadarł nosa do góry.
- Dobre obyczaje wymagają by turyści przedstawili się miejscowej administracji, jeśli chcecie sobie pomóc to tak właśnie zrobicie. - mężczyzna wykonał znak oczami do kogoś za plecami Belle, wampirzyca zrozumiała, że pewne postaci zaczęły się im przyglądać.

Madame uśmiechnęła się smutno. Takiego chciała go zawsze widzieć. Silnego. Delikatnie puściła Marie i zbliżyła się do wampira.
- Za moich czasów “turyści” przedstawiali się księciu. - Obróciła się do niego plecami i wróciła do Marie. - Zbierajmy się kochanie. Nic tu po nas.
John zmierzył kobiety jeszcze raz badawczym spojrzeniem ale nie zatrzymywał ich.


Central Park, nie wydawał się wcale dużo mniej tłoczny, niż ulice czy chodniki manhattanu. Czyżby ludzie przestali sypiać? Madam wraz z Marie mijały grupki pstrokato ubranej młodzieży, słuchającej dziwacznej, krzykliwej muzyki z przenośnych urządzeń, przypominających prostokątne pudła. Mijając zarośla Belle słyszała odgłosy miłości, czasem też przemocy. Znów było tu sporo czarnych, znacznie więcej niż urodzona w innej epoce wampirzyca przywykła widzieć. Madame wolała sobie nie wyobrażać, co działo się tutaj w ciągu dnia skoro w nocy, to miejsce przypominało popularny klub. Belle nachyliła się do swojej towarzyszki.
- Co to za pudła? - Wskazała dyskretnie jeden z hałaśliwych tworów.
- To tak jak gramofon, z tym że zapisuje dźwięk na taśmie, podobnie jak filmy w kinie. Produkują to masowo, tak jak papierosy, toteż w zasadzie każdy może to mieć. Nazywa się to magnetofonem… - w czasie kiedy Marie mówiła, zbliżył się do nich mężczyzna.


- Hej laski! macie ochotę się zabawić? - zagadał

Mężczyzna był tak niesamowicie nie w jej typie, że aż ja to fascynowało. Mógłby być jeszcze czarny… albo rudy. Belle przytuliła się mocno do Marie.
- Ja tam preferuję tę ładniejszą stronę ludzkości, ale jeśli moja towarzyszka ma ochotę, może się skuszę.

Marie nie bawiła się w subtelności, co nie oznaczało bynajmniej, że bawić się nie zamierza. Złapała mężczyznę za koszulę tam gdzie stali - na środku ścieżki i niespodziewanie wgryzła się w jego szyję. Belle delikatnie pogładziła jej włosy. Dosłownie sekundę obserwowała parę by w końcu nachylić się i z apetytem wgryźć się w odsłonięte ramię Marie. Piła tak długo, jak czuła, że jej towarzyszka się posila.

Marie jęknęła z rozkoszy i zaczęła ocierać się o ciało mężczyzny jak kotka. Wampirzyca nie zamierzała rezygnować z przyjemności… z żadnej z nich. To oczywiście nie wróżyło dobrze człowiekowi. Madame odpuściła.
- Zostaw go i poszukajmy czegoś bardziej smakowitego, co? - Belle przesunęła językiem po ramieniu wampirzycy, jednocześnie zalizując jej rany.

Mężczyzna upadł na chodnik a Marie odwróciła się do swojej towarzyszki i wciąż mokrymi od krwi ustami pocałowała ją namiętnie.
- Oczywiście skarbie, noc jest młoda.

Belle zlizała krew z ust swojej partnerki. Nawet nie spojrzała na leżącego mężczyznę.
- Mam ochotę na jakieś miejsce, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał, a będzie dużo świeżego jedzenia. Przychodzi ci coś do głowy?

Marie zatrzepotała rzęsami i przekręciła głowę na boki rozglądając się, aż jej wzrok utkwił na zawieszonym na jednej z latarni plakacie.


- Myślę, że możemy nawet nie być zauważone, jeśli tego właśnie chcesz kochanie - zauważyła.
Madame podążyła za jej wzrokiem i uśmiechnęła się widząc kiczowaty plakat.
- Skarbie masz szalone pomysły. - Przytuliła mocniej wampirzycę. - Ale uwielbiam to szaleństwo.
 
Aiko jest offline