Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2017, 12:55   #66
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese uśmiechnęła się rozbawiona. Ucałowała delikatnie kwiat Gilli i wsunęła między płatki swój nosek ciesząc się jej zapachem.
- Wejdź we mnie Alessandro. - Wyszeptawszy to powróciła do porzuconych na chwilę pieszczot. Zrobił to nie przestając całować Gilli, jeszcze przez chwilę wręcz nie docierało do niego wiele, lecz głos Agnese oczywiście przebił się do kochającego chłopaka. Jeszcze ghulica położyła dłoń na jego członku, poruszyła nim tuż przed tym, zanim ponownie wbił się w Agnese. Wampirzyca leżała teraz na plecach. Markiz brał ją coraz gwałtowniej nie mogąc już znieść straszliwego napięcia. Gilla pieściła jej usta swym łonem i była pieszczona w najcudowniejszy sposób językiem swej pani, który dotykał wszystkich najwrażliwszych miejsc wywołując kolejne spadające krople. Ponadto dłonie ghulicy zastąpiły markiza podczas masażu piersi, zaś usta jej usta oraz markiza łączyły się w gwałtownych pocałunkach. Tak, obydwoje kochali Agnese i wręcz szaleli na oraz w niej swoją męskością i kobiecością. Gwałtownie wspólnie we dwoje, by doprowadzić także ją do największego szaleństwa przyjemności. Wampirzyca czuła jak jej ciało całe ciało drży jak przyjemność obezwładnia ją. W końcu poddała się puściła więcej krwi do jednej z dłoni czując jak powoli odzyskuje w niej czucie. Bolało… tak potwornie bolało, ale było to niczym przy tym wspaniałych uczuciach jakie zapewniali jej kochankowie. Wsunęła palce w szparkę Gilli pozwalając by z jej własnych, uwolnionych na sekundę, ust wyrwał się głośny jęk, któremu zawtórował jęk coraz mocniej podnieconej sługi.

Agnese wgryzła się w udo ghulicy i poczuła jak wraz z tym jak jej kły przebijając gładką, rozpaloną skórę, jej całe ciało przeszedł potężny dreszcz. Zacisnęła się na penetrującym ja markizie, jej piersi naparły na błądzące po nich dłonie ghulicy, a ona piła. Ten cudowny, niepowtarzalny w swym smaku płyn. Jednocześnie zaś jej intymność nagle poczuła, jak bombarduje ją stu malutkich kropelek białego śluzu, gwałtownie wystrzeliwanych ze ściśniętej, rozgorączkowanej męskości, która znajdowała się najgłębiej wewnątrz niej, rozciągając absolutnie wspaniale. Gilla całująca, nagle jęknęła ponownie ugryziona.
- Ooo proszę, ooo - wampirzyca czuła, jak wręcz gwałtownie ścisnęła jej piersi nie mogąc oprzeć się gwałtownej rozkoszy i jak do jej ucha dociera równie silny jęk markiza, który ściśnięty wewnątrz przez nią nie mógł nawet się ruszyć mocniej. ale jego oręż raz po raz uderzał wystrzałem nawiedzającym jej wspaniałe głębiny. Wampirzyca owinęła nogi wokół bioder markiza dociskając go do siebie, rozsunęła palce dłoni, wywołując tym u siebie kolejną falę bólu ale rozciągnęła nimi brutalnie mięśnie Gilli powodując tym, że na jej wciąż przechyloną twarz wypłynęło sporo soków ghulicy i piła. powoli by nie upić za dużo ze zmęczonej walką kobiety. Delektując się każdą kroplą vitae, która lądowała w jej ustach. Dopiero czując, że ta słabnie, powoli wysunęła swe kły i zalizała ranki przesuwając językiem po jej udzie i ponownie trafiając na rozpalone płatki. Jej język dołączył do bawiących się wnętrzem ghulicy palców. Zaś markiz wrócił do pocałunków. Wystrzelone do wnętrza pięknego ciała ukochanej nasienie skończyło się, męskość malała i słabła, więc mógł zobaczyć, jak Gilla żyje jeszcze w amoku rozkoszy. Jedną dłonią położył delikatnie na łonie swojej ukochanej. Leciuteńko zaczął przesuwać po nim czując, jak drży, jak się porusza, jak wypływają kolejne kropelki ich cudownej miłości. Natomiast drugą, tym razem on przyciągnął Gillę całując oraz jeszcze wzmacniając ów stan, który przyniosła swoimi pieszczotami oraz kąsaniem śliczna wampirzyca. Ghulica odruchowo oddała pocałunek, chociaż sama już była pogrążona wewnątrz bańki przyjemności. Jednak jej ciało poddane coraz mocniejszemu orgazmowi drgało, odbierało coraz silniejsze pieszczoty oraz równie wspaniałe pocałunki. Wargi się dotykały, języki splatały, zaś pupa ghulicy odruchowo nabijała się coraz mocniej na palce Agnese. Tylko pocałunki markiza tłumiły jej cichy jęk. Agnese poddała się jej palce wysunęły się, a dłoń ponownie opadła bezwładnie.
- Ajć… - Cichy pomruk bólu, który bardzo starał się powstrzymać wyrwał się z jej ust. opadła na poduchy. Gilla wprawdzie nie miała prawa go usłyszeć znajdując się w stanie nieopisanej przyjemności, ale markiza tak. Kiedy wampirzyca wyjęła paluszki, jej sługa po prostu opadła nie mogąc już nic, omdlewając ponownie z rozkoszy. Jakimś odruchem woli zdołała się jeszcze przesunąć wyżej. Usiadła dalej powyżej swojej pani opierając się bezwładnie, niczym szmaciana lalka. Markiz jednak, który nieco wcześniej przeżył swój orgazm, teraz zaś tylko pomagał, czujnie pochylił się nad ukochaną. Choć oczywiście spojrzenie posiadał jeszcze trochę obłędne.
- Agnese, kochanie, co się stało? - powiedział przestraszony obawiając się, że wampirzycy odnowił się jakiś paskudny uraz bitewny.
- Nic takiego mój drogi. - Wampirzycy uśmiechnęła się. Nie chciała martwić mężczyzny. - Doprowadziliście mnie do małego szaleństwa.
- Ja … ja tylko … wiesz … - spojrzał na Gillę, która dalej nie dochodziła do siebie ciągle drżąc oraz wręcz trzęsąc się z kolejnych fal przyjemności wysyłanych przez jej łono. - Jakoś chyba samo się właściwie zrobiło … - widać było, że nie wie co powiedzieć, że dał się ponieść, jednak wcale nie wie, czy to właściwie czy też niespecjalnie. - Naprawdę wszystko dobrze oraz wyzdrowiejesz? Może wołać Kowalskiego?
- Niech Kowalski zajmie się ludźmi którzy nie regenerują się sami. - Mrugnęła do niego. Mimo że sama przed sekundą bawiła się w tą grę nagle poczuła lekkie ukłucie zazdrości gdy Alessandro spojrzał na Gillę. - Nic mi nie będzie. Powinnam się tylko przespać.

Mężczyzna nic nie wiedzący o dylematach wampirzycy położył się przy niej.
- Wiesz, staram się robić co mogę, żeby pokazać ci swoją miłość, ale czasem średnio wychodzi - uśmiechnął się smutno obejmując narzeczoną. Kompletnie nie wiadomo, co go nagle kopnęło.
- Skąd ci się to nagle wzięło mój drogi? - Agnese przesunęła się na tyle na ile mogła to zrobić nie używając dłoni i ucałowała go. - Gdybym nie widziała, że mnie kochasz, nie przyjęłabym twych zaręczyn.
- Bardzo ciebie kocham - podkreślił mocno - po prostu nie potrafię … choćby teraz tutaj przy naszej trójce, nie potrafię być tak otwartym, jak ty … albo wcześniej, podczas walki. Mówiłem, że cię obronię, ale czy naprawdę będę potrafił, nawet jeśli zrobię to, co tylko mogę, to co naprawdę mogę?
- Wszystko powolutku mój drogi. - Agnese uśmiechnęła się do niego ciepło i przysunęła wtulając w jego ciało. - Jesteś młody… bardzo młody. Wszystko w swoim czasie.
- Ale choćby teraz - szepnął jej na ucho - całując ją myślę tylko o twoich ustach … chociaż było to miłe, ale proszę, kochajmy się także czasami razem, tylko we dwoje. Nie mówię zawsze, wiem, jak ją kochasz i jak ona ciebie, dlatego czasem wspólnie też jest miło, ale tak czasami, żebym mógł mieć się tylko dla ciebie i być również tylko dla ciebie. Dobrze?
- Jakoś powinno nam się udać. - Agnese uśmiechnęła szeroko ale markiz nie mógł tego zobaczyć. Ten niewinny chłopiec całkiem nieświadomie odpowiadał na wszystkie jej wątpliwości. - Nie mogę się doczekać naszego ślubu.
- Och, ja też, to będzie cudowne, absolutnie cudowne … - kiedy mówił to wampirzyca odczuła, że powoli nadchodzi dzień.
- Ja także się cieszę oraz czekam na wasz ślub - nagle usłyszeli głos ghulicy, która odzyskała świadomość, chociaż mówiła jeszcze bardzo drżąco.

Agnese ziewnęła.
- Chodź tu do nas. Chcę zasnąć między wami.
Wampirzyca przyciągnęła do siebie ręce krzyżując na piersi bezradne dłonie. Wtuliła się mocno w markiza, czekając aż Gilla ułoży się po jej drugiej stronie. Uczyniła to zaraz obejmując ją wraz z markizem. Ich ramiona otoczyły ją oraz mocno trzymały, kiedy nadszedł dzień.

2 września 1503


Wieczór nadszedł pięknym zapachem. Takim kręcącym swoją radością w nosie. Otwarła oczy zaciekawiona. Na stoliku obok stał dzbanek ze szkła Burano wypełniony najrozmaitszymi kwiatami.


Pod nim zaś widniała karteczka z napisem odręcznym wykonanym bardzo ładnym, wydłużonym, lekko skośnym charakterem pisma: „Pragnę, żeby najukochańsza narzeczona na świecie budząc się poczuła i zobaczyła coś ładnego.”

Oprócz tego poczuła, że jest czysta. Kiedy spała kamiennym snem zapewne umyli ją, zmywając nie tylko resztkę pozostałości po walce, ale także, zdecydowanie więcej, po ich wspólnej zabawie, która przyniosła w beczce miodu przyjemności, także łyżkę dziegciu zazdrości.

Leżała przykryta lekką kołderką, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Jak zwykle pewnie Gilla, ale tym razem to nie była ona, lecz markiz. Wszedł do komnaty niosąc na tacy dużą butlę wypełnioną krwią, przy niej zaś kielich. Butla była zamknięta korkiem oraz całkiem solidnej wielkości. Ghulica doskonale wiedziała ile potrzeba signorze do odzyskania formy.


Kielich wydawał się śliczny, wykonany z polerowanej, pokrytej glazurą gliny. Zręczny garncarz nie tylko jednak uformował naczynie, lecz ozdobił je trudnym do wykonania wzorem.


Agnese więc mogła się napić nie tylko ulubionego napoju w odpowiedniej ilości, ale także w odpowiednich warunkach.
- Witaj moja Gwiazdko – powitał ją markiz pocałunkiem, przy którym mało co nie wywalił tacy, ale jakoś zdołał utrzymać. Był ubrany w szlafrok, jak wczoraj i wydawało jej się, że jeszcze przed chwilą spał, zapewne po to, żeby móc dłużej przebywać z nią podczas nocy. Przed chwilą pewnie go obudzono, jak to się wydawało. - Gilla pozwoliła mi ciebie dzisiaj obsłużyć, choć zaznaczyła, że to wyjątek – przyznał spoglądając na narzeczoną takim wyjątkowym spojrzeniem charakterystycznym dla prawdziwie zakochanych. - Jak dzisiaj się czujesz? - spytał ją pamiętając wczorajsze problemy.

Agnese sięgnęła jedna ręką do jego twarzy, drugą przytrzymując tacę gdy go pocałowała. Na jej dłoniach nie było śladu po wczorajszej walce. Pozostał lekki ból, ale było to nic, biorąc pod uwagę, że wczoraj miała zmiażdżone nadgarstki. Przerwała pocałunek i sięgnęła po kielich.

- Wspaniale mój drogi. - Uśmiechnęła się czekając aż mężczyzna naleje jej krwi do naczynia. - Uważałabym bo Gilla zrobi się zazdrosna, a nie ma nic gorszego niż zazdrość kobiety.
- Dla mnie najważniejsze, że ty nie masz powodów do zazdrości, moja ty … - nalewał jej powoli, starając się niczego nie wylać. Widać było, że ma nie specjalną wprawę, jednak jakby nie było, zazwyczaj to mu nalewano, dokładniej zaś, czyniła to pałacowa służba. - Smacznego - powiedział, kiedy kielich był odpowiednio napełniony. - Chyba, że wampirom życzy się czegoś innego, no wiesz, Słodkiej Kropelki na Języku, albo jakoś inaczej? - spytał chcąc poznać zasady wampirycznej etykiety.

Agnese upiła odrobinę z kufla.
- Mamy trochę wampirzej etykiety ale nie obejmuje ona jakichś specjalnych życzeń. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Oczywiście jestem o ciebie zazdrosna, mój drogi. Jestem bardzo zaborczą osóbką.
- Dobrze się składa wobec tego, że znalazłaś kogoś tak szalenie zakochanego, kto chciałby cię scałować … ooo, może, kiedy się napijesz, to opowiesz mi o tych zwyczajach etykietalnych, ja zaś będę cię całował. Co ty na to? - zaproponował narzeczonej.

Agnese dopiła zawartość kielicha i odstawiła go na bok. Ze smakiem oblizała swoje usta, na wypadek gdyby pozostała na nich choćby maleńka drobinka.
- Niestety dziś muszę dopełnić pewnego wymogu wampirzej etykiety. Ale mamy chwilkę. - Wampirzyca położyła się na łóżku i wyciągnęła ręce do mężczyzny, który ochoczo oddał się w jej ramiona. Przytulił bardzo mocno całując. Potem zaś jeszcze mocniej, a później, nagle prosto jej piękny nosek …
- On mi się także bardzo podoba - wyznał zakłopotany, nie wiedząc, czy lubi takie pocałunki.
- Cieszę się, mam go cały czas na wierzchu i moglibyśmy mieć problem gdybyś nie był z niego zadowolony. - Agnese uśmiechała się wpatrując się w mężczyznę.
- Te rzeczy, których nie masz na wierzchu - szybko dodał - znaczy cały czas, także bardzo mi się podobają - uzupełnił.
- No to pocałuj wszystko co ci się podoba. - Agnese mrugnęła do niego.
- Wobec tego wspomniana przez ciebie wampirza etykieta ucierpi czasowo - przyznał - bowiem będę całował WSZYSTKO - wymówił z naciskiem i zaczął od ślicznej główki, dokładniej zaś od czoła. Może nie umiał całować niczym najlepszy na świecie kochanek, ale czynił to bardzo czule. Raz mocniej, raz słabiej, raz kręcąc wargami, raz dodając delikatne liźnięcia języczka, lub ukłucia jego końcówki. Sporo się niewątpliwie nauczył. Agnese mogła być przekonana, że nie będzie się z nim nudzić, zaś pod pewnymi względami również siły wydawał się mieć niebagatelne. Po czole przyszły uszka. Lewe oraz prawe, żeby żadne nie poczuło się bardziej zazdrosne, Tutaj skupiał się głównie na końcówce, którą obejmował wargami leciutko wciagając, podszczypując, pieszcząc języczkiem, ale inne części uszka również nie mogły czuć się poszkodowane. Dalej znowu wkroczył na buzię. Policzki, nosek, który nie tylko całował, ale również zabawnie trącał swoim własnym, broda oraz usteczka. Każda warga osobno. Obcałowane, wciągane, pieszczone języczkiem.

Gdy tylko Agnese uznała, że skończył z jej twarzą zaczęła powoli opowiadać. - Wśród wampirów też mamy pewną hierarchię, tak jak wy ludzie. - Jej dłonie powędrowały do jego pleców i gładziły je delikatnie. - Regionami zarządzają książęta. Regiony są różne czasem to miasto, czasem cały kraj. Księciem może być zarówno wampir jak i wampirzyca. Dzisiaj powinnam się zobaczyć z księżną Rzymu.

Królestwem wampirów była szyja, ale tym razem to człowiek dobierał się do smukłej wampirzej, nie zaś odwrotnie. Jego pocałunki były leciutkie, takie jakby przesuwał się po niej, aż nagle do boju włączały się jego ząbki, kąsając nieco, wywołując taki dreszczyk. Och, to mu się podobało, miał nadzieję, że jej także. Powoli przesuwał się na dół, zaś jego usta zajęły się jej ramionami. Pochylał się całując mocno oraz pieszcząc jej skórę, zaś później schodząc na przedramiona, poranione wczoraj nadgarstki.
- Bardzo chciałbym, żeby mniej już bolały, jak pocałuję - powiedział obcałowując je. - Czy ta księżna Rzymu to rozsądna … księżna? - spytał biorąc się za palce. Każdy z nich całował, najpierw wzdłuż, potem brał do ust, niczym coś słodkiego.
- Szalona i interesowna jak każdy wampir, ale tak… wydaje się być rozsądna. - Agnese uważnie przyglądała się mężczyźnie. Był taki cudowny. - Po księżnych zazwyczaj jest starszyzna, wśród której rozdzielamy różne funkcje.

Po palcach powrócił znowu do góry, na barki, stopniowo zjeżdżając po dekolcie oraz wspinając się na piersi. Każdy ich fragmencik, najmniejsza cząsteczka musiał być scałowany, gdy poświęcał im tak wiele uwagi. Agnese zanurzyła palce w jego włosach i bawiła się nimi, drżąc przy tym lekko od jego pocałunków. Wszelkie kawałeczki, i te u podnóża pagórków, kiedy zaczynały się dopiero zaznaczać, te wyżej, podczas wspinaczki i sama malinowa górka, szczyt zaznaczający coś cudownego, jakby dla podkreślenia wazności miejsca, jeszcze otoczony ciemniejszą tarczą. Zaczynał metodycznie, scałowując najpierw jedną, potem drugą od samego dołu. Okrążając spiralnie tak, że powoli wspinał się coraz wyżej dochodząc wreszcie do szczytu. Tam języczkiem otaczał go, osaczał powolnymi pocałunkami, żeby nagle skupić się na nim obejmując ustami i całując pierś nie wypuszczając sutka. Leciutko go ssał, pociągał oraz przygryzał, nie tak by bolało, lecz aby czuła jego ząbki na tym wrażliwym miejscu, później znów nieco rozchylała wargi, jakby pozwalając odetchnąć malince, by ponownie wziąć się za całowanie, tym razem już z mocno kłującym języczkiem.
Agnese pojękiwała cicho, była bardzo ciekawa czy markiz jej w ogóle słucha.

- Wśród wampirów są między innymi opiekunowie elizjów, harpie, mnie nazywano mieczem. Zajmowałam się eliminacją osób zagrażających maskaradzie. - Celowo wymieniła dwa słowa, które powinny go zainteresować.
- Eee, miecz, maskarada … - widocznie słuchał, choć może nie aż tak dokładnie, jak powinien. - Ty jesteś tą starszyzną? - spytał wypuszczając na chwilę śliczny, malinowy cud natury.

Kobiece piersi zostały scałowane, jak chyba nigdy, zaś usta markiza szło niżej na szczupłą talię. Tutaj raczej wykonywał ruchy koliste twarzą, zaś jego usteczka poruszały się wokoło pępka, powoli szukając go oraz otaczając jak najbliżej. Czasem niemal zahaczał o pokryty włoskami na dole wzgórek, a czasem mijał go daleko, ale skupiał się na brzuszku.
- Tak… uchodzę za starszego wampira. Przeżyłam już wiek, a moja krew jest mało rozrzedzona. - Agnese poddawała się pieszczotom, zaczynała mieć jednak obawy, że będzie musiała to opowiedzieć jeszcze raz.
- Chyba niczyja krew nie jest rozrzedzona - stwierdził głośno. - wiem bo widziałem już niejednego człowieka rannego - powoli przechodził na jej nóżki, celowo omijając kobiecą intymność i jej okolice.
- Z każdym spokrewnieniem czyli przemianą w wampira, nasza krew staje się rzadsza. Moja jest już dużo słabsza od krwi mego ojca, ale i tak dużo potężniejsza niż większości wampirów, które chodzą po włoskiej ziemi. - Agnese rozchyliła nogi by było mu wygodniej, niechętnie puściła jego włosy, które nadto się oddaliły.

- Twój ojciec też był wampirem - aż się zdziwił zaczynając całować biodra i uda. Klęczał nad nią, zaś jego usta były w nieustannym ruchu. Doskonale widział jej słodki kwiat, ale jednak teraz zajmował się udami, jakby pozostawiając sobie deserek. - Jeśli twój ojciec był wampirem … przecież mówiłaś, że wampiry nie mogą mieć dzieci? - zdziwił się. - Aha, pewnie został wampirem kiedy już się urodziłaś … - domyślał się starając nie przerywać buziaczkowania.
- Nic z tych rzeczy mój drogi. - Agnese czuła jak na jej kobiecości zbiera się słodka wilgoć, jednak nie poganiałą mężczyzny. - Mam dwóch ojców. Jednego, rodu Tornabuoni, bo to było moje panieńskie nazwisko nim stałam się Meddici. I ten ojciec nie żyje już od wielu, wielu lat. Oraz Lorenco Rosso, mego wampirzego ojca, który zabił mnie i zrodził dla wampirzego świata. Przez szacunek dla istot, które nas spokrewniły zwracamy się do nich per matko, ojcze.
- Aha, taki przybrany rodzic - wkroczył właśnie ustami na jej kolanka - ale chyba, nawet jak się staje wampirem, nie ma obowiązku zapomnienia swojej prawdziwej rodziny? - spytał niespokojnie na momencik przerywając.
- To wygodne. Większość wampirów odsuwa się wtedy od swoich bliskich by nie widzieć jak ci starzeją się i umierają podczas gdy my trwamy wiecznie, takimi jak nas przemieniono. - Agnese lekko posmutniała. - To bolesny widok.
- Jednak wcale nie bardziej - zaoponował markiz wracając, tym razem do łydek od góry i z każdej strony na boku - niżeli dla człowieka. Sama wiesz, jak różnie bywa, ile dzieci umiera w najmłodszych latach, mężczyźni na wojnach, kobiety w połogu. To także kiepskie, bardzo kiepskie, nawet jeśli mi zostało oszczędzone, bowiem matki nie pamiętam, ojca niespecjalnie, tylko brata, ale … nie przepadaliśmy za sobą. Zresztą większą część spędziłem, jako nowicjusz klasztorny. Masz liczne nóżki, zresztą, co ja mówię, cała jesteś śliczna … - przeszedł do stópek. Zaczął przejeżdżać po kostce, potem górze nóżki do palców, obcałowyjąc dokładnie każdy. - A, ci tego, od elizjum - przypomniał coś sobie - musicie ich strasznie nie lubić. Nasza ciotka to także była taka harpia, normalnie wszyscy drżeli przed jej językiem - wrócił do całowania najmniejszego paluszka lewej nóżki.
- Ja wytrwałam przy obu mężach do ich śmierci, choć przyznam, że obaj umarli dosyć młodo. Jeden na wojnie, drugi z rąk skrytobójcy. - Wampirzyca czuła jak lekko ją łaskocze swymi pocałunkami ale to były przyjemne łaskotanie. - To chcąc pomścić drugiego, stałam się zabójcą w rękach księżnej Florencji.

Chwilę w ciszy delektowała się jego pocałunkami nim powróciła do swego wywodu.
- Elizja to miejsca gdzie nie wolno nam walczyć i wszystkie istoty mają zagwarantowane bezpieczeństwo. Opiekunowie tych miejsc muszą być bardzo silni, by utrzymać dyscyplinę i są darzeni wielkim szacunkiem.
- Ciotka była darzona wielkim szacunkiem. Ktoś spróbowałby nie … - mruknął. - Zaś rodzinną dyscyplinę utrzymywała niczym sierżant.
Jego usta pownownie ruszyły w górę jej nóżkami po wewnętrznej stronie nóżek.
- Harpie nie zawsze są opiekunami elizjów…. choć to częste. - Wampirzyca uśmiechnęła się słysząc jego wypowiedź. Była taka uroczo ludzka. - Harpie to u nas wampiry, które uchodzą za wzór, inne wampiry chcą być takie jak one, żyć tak jak one.

Markiz doszedł właśnie do dołu uda wspinając się ku górze jej nóżki oraz coraz bardziej zbliżając do jedynego miejsca, które jeszcze, przy tym ułożeniu ciała, zostało mu jeszcze do obcałowania.
- Nie chciałbym być, jak ciotka - przyznał. - Kiedyś nawet mego ojca trzasnęła laską po głowie, mimo że była jego siostrą, choć starszą. Inna kwestia, że akurat zasłużył, zaś nikt inny się nie odważył. Wiesz co się stało, mając potężnego siniaka oraz rozcięcie głowy nie tylko ją przeprosił, lecz jeszcze zwrócił koszty zniszczenia laski, która się rozpadła - wampirzyca nagle poczuła jego dech na swoich płatkach, już bliziutko. Wprawdzie jeszcze całował wnętrze, bardzo wrażliwe przecież, wewnętrznej strony ud, to jednak leciutki ruch powietrza przenosił się na jej intymne włoski oraz skrywany przez nie kwiatek. Agnese jęknęła głośno. To był koniec jej opowieści, teraz liczyły się tylko usta mężczyzny pieszczące jej kobiecość. Tak właśnie było, najsmaczniejsze, najdelikatniejsze miejsce na sam koniec. Całował jej wzgórek leciutko podszczypując oraz pociągając delikatnie ustami wijący meszek. Pieścił raz po raz zahaczając płateczki jej kwiatu, jakby chciał je przygotować na coś bardziej gorącego. Czuła jego dech, dotyk, drżenie ciała, jak dobierał się do niej. Był taki gorący, wargi i języczek były tego stanu dobitnymi wyrazicielami. Niosły ciepło oraz przyjemność. Poczuła nagle, jak mocniej wkracza języczkiem, nie tylko całując, ale zlizując jej soczek oraz jak bardzo go to podnieca. Czuła wszak pęd jego krwi wzrastający do naprawdę dużego. Schwytał nagle płatek po prawej stronie wargami. Pociągnął lekko zasysając, a potem puścił, tylko po to, żeby powtórzyć wszystko. Najpierw ten, potem kolejny, potem zaś jeszcze dokładnie miejsce, gdzie wszystkie łączyły się ze sobą na górze. Westchnął głośno, był coraz mocniej zaangażowany w to, co robi, coraz mniej oddając umysłowi, zaś zdając się na prowadzenie instynktem, który od lat wabił mężczyzn oraz kobiety ku sobie wzajemnie. Instynkt ów prowadził jego języczek już pomiędzy płatkami. Wzdłuż szparki różowej rozkoszy. taki podrażniający słodko, cudownie kłujący, poszukujący najwrażliwszych miejsc, które sprawią jej największą przyjemność. Od samej góry do jamki, która prowadziła w głębiny jej wspaniałego sezamu.

- Ah Alessandro, wejdź we mnie. - Ciało wampirzycy całe drżało, ostatkiem sił powstrzymywała ruchy bioder, które chciały naprzeć na usta mężczyzny. Czuła jak cała otwiera się czekając na niego i to co ma jej do zaoferowania. Kochanek wampirzycy był już gotowy. Całował ją, ale podniecenie sprawiło, że męskość urosła do odpowiednich rozmiarów i stwardniała już jakiś czas temu. Kolejne pocałunki tylko utrzymywały ją właśnie w tym stanie, który zaczynał wręcz sprawiać bolesność. Markiz miał teraz rozchylony szlafrok i koszulę. Nawet nie chciał się rozbierać. Uniósł się tak, że wampirzyca mogła ujrzeć jego pokrytą jej soczkami twarz, rozchylił jej nóżki ułatwiając wejście w największe głębiny. Agnese patrzyła na niego z prawdziwym zachwytem. Przygryzła wargę i z uwagą obserwowała jak podniósł ubranie, koszulę jedną dłonią i nawiedził jej gwiezdną otchłań rozkosznego cudu. Jej delikatne płatki, nasączone śliną i sokiem miłosnym z radością objęły męskie ciało, które rozciągnęło je rozpychając na boki. Później zaś była już cudowna chwila bliskości. Agnese jęknęła i pozwoliła by jęk ten przerodził się w pomruk. Nogi oparła na ramionach Alessandro.

- Mój wspaniały markiz… cudowny narzeczony. - Jej głos drżał, oczy z uwagą wpatrywały się w mężczyznę, który zawzięcie atakował jej kobiecość. Od samego początku… ten chłopak zachwycał ją od samego początku. Przymknęła oczy poddając się jego ruchom i skupiając na tym jak ją wypełnia, jak ociera się o jej ścianki. Tak mocno wygięta była otwarta na niego najbardziej. Oddawała się jemu oraz cudownej przyjemności, jaką jej zapewniał, on zaś bynajmniej się nie ociągał. Królewna miała być cudowna. I była! On zaś ją kochał, co oczywiście wiedziała i nauczyła, jak oprócz samej miłości, sprawiać też przyjemność. Bowiem to była jej zasługa. Teraz zaś czerpała owoce wspólnej miłości oraz lekcji zaspokajania pożądania. Był wewnątrz niej, tak bardzo głęboko, że aż w tej pozycji szczególnie, zahaczał własną czerwoną końcówka o jej najdalszą ściankę. Rozciągał ją mocno. Czuła każdą jego nierówność, każdą żyłkę, każdy fałd skórki oraz oczywiście najbardziej ową największą końcówkę, która pierwsza weszła w jej kobiecy wdzięk. Słyszała go doskonale, jego jęk oraz westchnienia, czuła, jak zrasza ją kropelkami soczku, który miesza się z jej własnym. Jak prześlizguje się po wewnętrznych nierównościach jej jamki i jak czyni to coraz szybciej, coraz mocniej i coraz mniej kontrolowanie. Czuła jak z każdym jego ruchem jest coraz bliżej. Był wspaniałym kochankiem i pomyśleć, że mógł być tylko lepszy… Wampirzyca wyciągnęła w jego stronę dłonie, chcąc by pochylił się nad nią, by dał się jej objąć.

- Och Agnese, ja …
- Chodź tu do mnie. - Otworzyła oczy patrząc w jego rozpalone spojrzenie. Gdy mężczyzna pochylił się mając na ramionach nadal jej nóżki, wszedł jeszcze głębiej. Naparł na jej tylną ściankę. Poczuła, że jest na krawędzi. Wampirzyca objęła jego szyję. Jej dłonie były gorące, ciało drżało i łaknęło bliskości. - Kocham się Alessandro.
- Ja ciebie też kocham, bardzo, Agneseeee … - jęknął całując i kochając ją. Była wygięta, zamknięta na dole łóżkiem, na górze klatką jego obejmującego ją ciała, które nagle przyspieszyło uderzenia. Czuła coraz mocniej, jak sztywnieje w niej, jak na jego dole zbiera się coś, jak pęcznieje, wreszcie jak pędzi przez całą jego długość w niej, by strzelić, uderzyć, rozbryzgać się kroplami po jej wnętrzu, zrosić ścianki nasieniem. Później zaś jeszcze raz, kolejny, ponowny … Miał zawsze dużo oraz udowadniał to podczas każdej cudownej bliskości. Uderzał ją mocno biodrami wchodząc. Jej intymne wargi raz po raz zbliżały się do jego ciała, do woreczka, do włosków. Każdy zaś ruch był kolejnym strzałem, właśnie ku tamtej najdalszej głębinie, każdy spośród kilku … podczas kiedy jego usta były wręcz żarłoczne całując jej wargi, mocno, bezkompromisowo, ale bardzo kochająco. Ciało Agnese znów zareagowało na markiza, gdy tylko doszedł ona odpowiedziała mu tym samym. Oderwała swoje usta od jego by móc krzyknąć z przyjemności.
- Alessandro. - Jego imię poniosło się po pomieszczeniach należących do signory. Kolejne umieszczone w amfiladzie pomieszczenia wypełnił jej krzyk rozkoszy. Wampirzyca wiła się pod mężczyzną, obnażając kły. - Alessandro, mój wspaniały Alessandro… - Jej głos cichł wraz z tym jak wstrząsy targające jej ciałem słabły. Jej oczy ponownie odnalazły jego spojrzenie. Uśmiechała się, jednak nie ukrywała już swych wampirzych atrybutów. -... mój najcudowniejszy Alessandro… - Przytuliła się do niego mocno, dotykając ustami jego ucha. - Chcę być już twoja, być twoją żoną. - Delikatnie ucałowała płatek jego ucha. - Chcę byś był mój, calutki mój.
- Ależ jestem twój, od samej pięty do najbardziej odstającego włoska. Eee, żebyś tylko wiedziała. Oczekuję tego samego - uśmiechnął się do niej pomrukując, bowiem bardzo mu się spodobało to, co uczyniła z jego uchem. - Ja także chciałbym być już twój także formalnie i nazwać cię Agnese di Colonna. Bardzo. Wobec tego, żeby przyspieszyć, musimy pomyśleć mocniej o ślubie i weselu. Rozumiem, że odbędzie się nocą, ale to nie problem. Eee, mam nadzieję, że ksiądz ci nie przeszkadza … - pacnął się w czoło. - Skoro nie przeszkadza kardynał, tym bardziej ksiądz. Hm, musimy to omówić, wiesz, Sophia także będzie chciała wziąć udział podczas wszelkich przygotowań.
- A już jej mówiłeś że się zaręczyliśmy? - Agnese odsunęła się patrząc mu w oczy. - Co powiesz na to by ślubu udzielił nam kardynał? - Mrugnęła do Alessandro.
- Kardynał, jak najbardziej. Byle wiesz, wybierz jakiegoś przyzwoitszego, bowiem niektórzy … - skrzywił się dosyć znacząco. - Ale nie mówiłem jej. Właściwie nie widziałem jej od spotkania u ciebie. Chciałem nawet zajść, zapytać się, ale okazało się, że wizytował ją Kowalski. Pomyślałem, że bada ją jeszcze po tym wcześniejszym i nie wchodziłem. Spędził u niej ponoć kilka godzin.
- Wydawała się być wykończona… - Agnese zamyśliła się i powoli, delikatnie zsunęła nogi z jego ramion.
- Widziałem go przechodzącego dosłownie przed moim wejściem tutaj. Spytałem się - zamruczał - wiesz, taka pozycja bardzo mi się podobała … bardzo … znaczy spotkałem go pytając, ale powiedział, że wszystko dobrze, właściwie niespodziewanie dobrze, żebym się nie martwił oraz że musi koniecznie z tobą przy okazji porozmawiać. Skoro wychodzisz do tej księżnej może spotkaj się z nim wcześniej. Aha, oraz najlepiej unikaj sir Alessio. Wydawał się straszliwie wkurzony, wprawdzie najbardziej na siebie, jednak miał minę taką wiesz ...

Agnese roześmiała się od miliona myśli, którymi zarzucił ją Alessandro.
- Alessio jest faerie… przyjechał tu by mi pomóc z pewnym zadaniem. - Wampirzyca przyglądała się swemu kochankowi z rozbawieniem.
- Faerie, faerie … znaczy Francuz? - spytał chcąc się upewnić.
- Wróżka , skrzydełka, pyłki i tym podobne.
- Nie chcę być niegrzeczny, ale on nie wygląda, żeby miał skrzydełka, zaś pyłki, no tego, raczej chętnie wcina dobre wino oraz miód.
- Faerie pokazują skrzydełka tylko jak mają ochotę, ale ma jeszcze kilka innych zdolności. Powinnam z nim porozmawiać, wczoraj się lekko pokłóciliśmy.
- Wydawało mi się, że raczej ma pretensje do siebie, do ciebie tylko trochę, choć nie wiem, za co. Zaraz, wróżka. Uff, czyli jest dziewczynąąąąąąąąą? - zrobił odkrycie.
- Są też faceci wróżki.. wróże. Łatwiej jest mówić faerie.
- Uff, to dobrze, bo tego, nawet kąpałem się z nim. znaczy ja, Kowalski, on i Borso, ot tak porozmawiać o męskich sprawach i wolałbym, żeby nie był dziewczyną ....
- No… no. O jakich męskich sprawach rozmawia mój narzeczony, z moimi ludźmi? - Agnese wyszczerzyła się.
- To … to nie były rzeczy dotyczące służby. Rozmawialiśmy no na temat doświadcze … przepraszam kochanie - uniósł się dumą - to są męskie sprawy.
- Yhym… i Borso na pewno mi nie powie. Zastanów czy wolisz i sam opowiedzieć czy mam go spytać. - Agnese ucałowała Alessandro. - Proponuję byśmy zajrzeli do Sophie i zdradzili jej tą radosną nowinę, a potem spotkam się z Alessio i tak chciałam z nim porozmawiać, przed wizytą u księżnej.

Wampirzyca ostrożnie wysunęła się spod mężczyzny i usiadła na łóżku. Przeciągnęła się.
- Wobec tego chodźmy do Sophii, muszę się tylko odpowiedniej ubrać - przyznał. - Pewnikiem jest u siebie teraz. Zaś co do Borso, naprawdę nie powinnaś go naciskać. Męskie sprawy … właściwie to męskie sprawy. Oni są starsi ode mnie i pewnie mają więcej doświadczenia, jak to jest mieć żo … - ugryzł się w język. - Idę się ubrać. Za chwile przylecę, kochanie - zerwał się całując jeszcze narzeczoną. - Wiesz, nie pytaj Borso, dobra - poprosił. Następnie szybko ruszył ku drzwiom.

Chwilę później zmieniła go Gilla, która usłużna jak zwykle, przybyła przygotować swoją panią, ażeby wyglądała cudownie.
 
Aiko jest offline