Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2017, 19:17   #36
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację

Gveir Iskall

- Przeklęci magowie. Przeklęte wiedźmy i przeklęte zaklęcia - Gveir zmełł w ustach wyjątkowo szpetne przekleństwo, kiedy nagle zdał sobie sprawę z tego, że potrzebuje działać, i to szybko.
Pal licho jedzenie, nie zamierzał przełknąć niczego, dopóki nie dorwie staruchy w swoje ręce i nie wydusi z niej wszystkiego, czego będzie chciał się dowiedzieć. A będzie chciał wiedzieć bardzo, bardzo dużo. Na przykład: dlaczego wiedźma go porwała? Co to było za miejsce? Gdzie jest Karhu?
Pytania musiały poczekać. Zszedłszy z kamiennej ławy, zaczął lustrować dokładniej swoje otoczenie, w poszukiwaniu czegoś, co mogło przeciąć jego więzy. Albo wyjścia stąd.
Poruszanie się ze związanymi nogami i rękoma za plecami było uciążliwe nawet dla tak zręcznego człowieka jakim był Gveir. Utrzymanie równowagi okazało się niemożliwym i w końcu najemnik runął jak długi na podłogę. Przy upadku coś co leżało na ziemi przebiło się przez skórznie i rozdarło bok mężczyzny. Ruszając się cały ten gruz brzmiał jakoś pusto i mało kamiennie.
Gveir syknął z bólu, kiedy coś - cokolwiek to było - przebiło jego bok. Ale jednocześnie uśmiechnął się i przysunął więzy do ostrego przedmiotu, starając się wymacać, co to takiego. Zamierzał przeciąć je tym… No właśnie, co to było?
Gveir po dłuższej chwili poznał kształt. To była kość. Zapewne od ręki, a może nogi, bo długa z jakimś nieregularnym zakończeniem. Chropowata tam, gdzie została złamana mogła pomóc najemnikowi się uwolnić. Po dłuższej chwili nieprzerwanego szarpania liny w końcu puściły. Wtedy też najemnik usłyszał łomot gdzieś z innej części budyku. Prawdopodobnie.
Gveir roztarł zdrętwiałe przez więzy dłonie i przysiadł na kolanie, nasłuchując przez pewien czas. Pochwycił ostrą kość, którą przeciął więzy - nie była tak dobra, jak jego miecz, ale to zawsze coś w położeniu, którym się znalazł. Potrzebował światła i broni. I Karhu. Zastanawiał się, gdzie była niedźwiedzica? Miał nadzieję, że nie stało się jej nic. Po chwili wahania, powstał i zaczął szukać wyjścia z pomieszczenia, przez cały ten czas nasłuchując w ciemności. Gdzie była jego broń i ekwipunek?
Słyszał czyjeś głosy. Słyszał wiedźmę. Gadała gdzieś dalej. Wyszedł poza pokój i na końcu korytarza dostrzegł ją stojąca tyłem w blasku dobiegającym z wnętrza kolejnego pomieszczenia. Ktoś jej gniewnie odpowiadał.
Gveir przykucnął i przeskradał się nieco bliżej. Był zainteresowany, o czym mówiła wiedźma. Czy z korytarza było jakieś inne wyjście? Co mówił głos, który jej odpowiadał?
Ktokolwiek rozmawiał z wiedźmą bulgotał. Starał się dowiedzieć co ona zrobiła z jakimś Ristoffem. Jędza nie wydawała się ani trochę mniej stuknięta niż wcześniej. Nagle metal zaszorował o kamień i starucha powiedziała coś o nie lubieniu ryb. Ale powoli oddalałą się od pokoju z światłęm.
Gveir ścisnął mocniej w dłoni improwizowaną broń. Wyczekawszy, aż głos staruchy będzie bezpiecznie daleko, zajrzał do pomieszczenia ze światłem, gotowy na wszelkie niespodzianki, jakie może zaoferować dom wiedźmy.
Ta nagle urosła i cofnęła się do światła. Zaczęła się walka sądząc po nagłych rykach i szczękach metalu. Ktoś śmiał zaatakować wiedźmę.
Gveir uśmiechnął się szeroko. Walka była czymś, co znał i rozumiał. Przystanął na progu cienia, czekając na swoją okazję wepchnięcia obrzydliwej starusze kawałka kości między żebra. Kiedy tylko mógł to zrobić, miał wyskoczyć i wbić jej zaostrzony kawałek w plecy.
Dostrzegł okazję. Nagle wiedźma zatrzymałą się szamocząc się z kimś w uścisku. Rzucił się pokonując dzielące go metry w kilka szybkich uderzeń serca i wbił ułamaną kość między żebra. Wiedźma wrzasnęła.
 
Santorine jest offline