Wątek: Forteca [18+]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2017, 00:22   #40
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Elizabeth miała ochotę zabijać. Dosłownie. Gdyby nie to, że przemoc nie leżała w jej naturze, ktoś z pewnością zaliczyłby bliższe spotkanie z wyposażeniem kuchni. Taki wałek czy tłuczek do mięsa wydawały się wręcz stworzone dla takich właśnie sytuacji. Po co w ogóle fatygował się przychodzić? Po co ona fatygowała się z robieniem kolacji i zapraszaniem na nią kogokolwiek? Mogła po prostu zamówić jedzenie na wynos i wyszłoby na to samo. Nie, właściwie to wyszłoby lepiej bo mogłaby zjeść spokojnie, a następnie iść spać zanim jego wysokość raczyłby powrócić do swojego zamku. O tak, była wkurzona. Była wkurzona tak, jak nie była już od dawna. Z tego też powodu nawet ucieszyła się, że Nat nie próbował z nią rozmawiać, że Mike zmył się wcześniej niż zwykle, a Jul postanowiła zrezygnować ze swoich tyrad. Tak było zdecydowanie lepiej. Mogła w spokoju zająć się sprzątaniem po kolacji, wkładaniem naczyń do zmywarki, resztek jedzenia do lodówki i popijaniem wody z miętą dla uspokojenia. Tak, takie samotne zakończenie tego wieczoru… właściwie to całego dnia, odpowiadało jej jak najbardziej. To, że czuła przy tym niesmak i pustkę i rozgoryczenie i całą gamę innych, niekoniecznie pozytywnych emocji, nie miało tu znaczenia. Przynajmniej nie było nikogo na kim mogłaby się wyładować co jak nic skończyłoby się późniejszymi wyrzutami sumienia i dowalaniem sobie. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego wszystko nagle zaczęło przybierać taki, a nie inny obrót. Kiedy straciła nad tym kontrolę?


Sen nie przyniósł ukojenia. Nie dość, że był zbyt krótki to jeszcze miała nieodparte wrażenie, że to co się jej śniło, nie było wesołe. Co jednak, tego nie mogła sobie przypomnieć. Nie miała też na to czasu. Krzyki Jul skutecznie odciągnął jej myśli od nocnych mar.
- Co tu się, do cholery, dzieje? - zadała pierwsze pytanie jakie pojawiło się w jej głowie gdy zobaczyła powód całego zamieszania. Jej wciąż rozespany umysł próbował poradzić sobie ze sceną, którą widziały oczy. Nat? Jul? Odgarnęła włosy z oczu, próbując zmusić się do myślenia, do racjonalnego wytłumaczenia zachowania człowieka, który przecież nigdy nie wykazywał pociągu do agresywnych zachowań. Nawet w przypadku ludzi, których nie darzył sympatią, a do tych zdecydowanie ich pracownica należała. Co więc sprowokowało go do tego? Nie chciała wysnuwać zbyt szybkich wniosków, które by krzywdziły jedno lub drugie. Jej lojalność jednak, wbrew chwilowym kłopotom w ich małym gniazdku, leżała po stronie Nat’a. Tym bardziej, że Jul ostatnio wcale nie starała się umocnić jej wiary w jej osobę. Jednak…

- Zapytaj swojego gościa - warknął w odpowiedzi.
- Puszczaj, chuju! Nic nie zrobiłam! - wydarła się i kłapnęła zębami, próbując dosięgnąć jego ręki.
- Jasne, włamanie do systemów mieszkania naszego i sąsiadów to zupełnie nic.
- Nie moja wina, że jako jedyna tutaj mam mózg! - zakończyła z bolesnym syknięciem po kolejnej próbie wyszarpnięcia się.

- Jul, przeczysz sama sobie - Liz postanowiła nie komentować warczenia Nat’a. Porozmawiają o tym później, gdy będa tylko we dwoje. O tym i o paru innych sprawach, które czekały w kolejce, przepychając się między sobą, próbując zająć pierwsze miejsce. Teraz trzeba było przede wszystkim załatwić sprawę kelnerki.
- O co chodzi? - zapytała ponownie, tym razem samej dziewczyny, podchodząc przy tym bliżej do drzwi wejściowych, przy których młoda francuska została unieruchomiona. - Tylko nie kłam, nie mam na to nastroju i siły. Najpierw ten brak prądu, który niby nie był spowodowany twoimi działaniami, a teraz to. Julie, ja naprawde chcę ci wierzyć ale przychodzi mi to coraz ciężej. Wytłumacz się nam albo nie będę miała innego wyboru jak tylko zgłosić to na policję i pozwolić im zająć się całą sprawą.
Elizabeth nie czuła się dobrze grożąc przyjaciółce. Wręcz czuła się bardzo, ale to bardzo niedobrze. Chciałaby móc wierzyć, że to wszystko to tylko jedno, wielkie nieporozumienie ale zwyczajnie nie mogła. Nat nie zareagowałby w ten sposób gdyby nie miał solidnych podstaw do tego. Bardzo solidnych, uściśliła w myślach, przenosząc spojrzenie na partnera. Naprawdę chciałaby móc znów z nim porozmawiać jak zwykle, bez ściany gniewu i zawodu, która między nimi wyrosła.

- Wszyscy. Dosłownie, kurwa, wszyscy i ty też przeciwko mnie? - zapytała z wyraźnym żalem w głosie.
- Znam się trochę na tym gównie i wiem, że do wyłączenia pieprzonego prądu potrzebny jest taaaaaki smok na prąd. Nie wystarczy, że włączysz czajnik i telewizor, a wypierdoli całe piętro. Więc jako jedyna... - podkreśliła wściekle w kierunku Nat’a.
-... zaczęłam szukać powodu. A raczej tego, co rozpieprzyło cały system! A teraz puszczaj, troglodyto! - wrzasnęła, zaś skonsternowany mężczyzna spojrzał na Elizabeth i powoli puścił Julie.

- Nie jestem przeciwko tobie tylko próbuję zrozumieć co tu się wyprawia - tym razem to Liz zaczęła warczeć. - Twoje zachowanie samo wskazuje na winę, Jul. Dlaczego nie mogłaś po prostu poprosić o dostęp? Nie mówię oczywiście o sąsiadach, o tym póki co nawet nie mam ochoty myśleć. Do cholery, przecież wystarczyło normalnie porozmawiać zamiast kombinować za moimi… Za naszymi plecami - poprawiła się szybko. - I przestań z łaski swojej obrażać Nat’a póki jeszcze nad sobą panuję. Nat puść ją. Oboje do kuchni - rozporządziła głosem, który jasno dawał do zrozumienia że dla własnego dobra powinni jednak posłuchać. Nie patrząc czy robią to co im powiedziała, sama ruszyła do kuchni. Filiżanka białej herbaty wydawała się w tej chwili odpowiednim wspomagaczem. Jej ukochana kawa niestety musiała ustąpić miejsca. Liz czuła że i tak w obecnej chwili jest pobudzona w stopniu nadmiernym więc gdyby dodała do tego dawkę kofeiny to by się mogło źle skończyć.

- Mam dość! Wynoszę się stąd. Dziękuję za gościnę! - wydarła się, obróciła na pięcie i poszła po swoje rzeczy.

- No i arrivederci Roma - warknął Nat.

Jak dzieci… Gorzej nawet niż dzieci. Liz miała ich dość. Obojgu. Nie miała jednak zamiaru odpuścić Jul tak łatwo. Jeżeli dziewczyna myślała że uniknie tłumaczenia się strzelając focha i wychodząc, to się przeliczyła. Tyle tylko że Elizabeth nie miała zamiaru za nią biegać. Może uspokoi się trochę zbierając swoje rzeczy. No i nie mogła przecież wyjść jeżeli drzwi będą zamknięte, prawda?
- Nat, bądź tak miły i zablokuj drzwi - poprosiła partnera, nie patrząc jednak w jego stronę. Herbata… To był obecnie jej główny cel i na tym postanowiła się skupić.
- Jeżeli jej się wydaje że wyjdzie bez wyjaśnienia wszystkiego to życzę jej powodzenia. Jak mnie wkurwi do reszty to zadzwonię po policję - mruczała pod nosem niezbyt zainteresowana tym czy Nat ją słyszy czy nie.

Nie był zadowolony z prośby, ale skrzywił się i bez słowa podszedł do drzwi. Chwilę później szczęknęły zamki. Spakowanie bajzlu, jaki zrobiła w zajmowanym przez siebie pokoju zajęło dłuższą chwilę, lecz ostatecznie wyszła z dumnie uniesioną głową, a kiedy przejście nie chciało się otworzyć, spojrzała wściekle po domownikach. Niemal natychmiast jednak opuściła głowę i znieruchomiała.

- Jul - Liz zaczęła spokojnie, a przynajmniej starałą się kontrolować na tyle żeby nie wrzeszczeć. - Po prostu wyjaśnij nam to wszystko na spokojnie. Naprawdę nie mam ochoty się z tobą kłócić czy na ciebie wrzeszczeć ale włamanie do systemu? Do tego w tajemnicy? Nie twierdzę że byłabym zachwycona słysząc że chcesz to zrobić naszym sąsiadom ale wolałabym o tym wiedzieć. Uważasz że to oni stoją za tym brakiem prądu? Jeżeli tak to dlaczego nic nie powiedziałaś? Jul, do cholery, przecież takim zachowaniem wręcz zmuszasz nas do uznania twojej winy. Już nie wspomnę o tym co by się stało gdyby nakrył cię ktoś inny, szczególnie teraz, gdy całe miasto oszalało.

Nagle coś stuknęło w sypialni, zaś dziewczyna lekko uniosła głowę.
- Sprawdzę - powiedział Nat, po czym zniknął w sypialni. Drzwi zamknęły się za nim i… kliknęły, zamykając się, zaś wyjście na korytarz stanęło otworem.
Pracownica kawiarni uniosła głowę i wyszła z Sensena. Najwyraźniej wcale nie słuchała tego, co Liz mówiła.
- Drzwi się zatrzasnęły - oznajmił z sypialni właściciel.
- Narciarz - burknęła Julie i ruszyła do wyjścia z bagażami.

- Jul… - Liz zawołała za nią jednak nie przeszkadzała już w opuszczeniu przez dziewczynę mieszkania. Zamiast tego weszła do Sensen żeby odblokować drzwi do sypialni. Poziom jej gniewu wzrósł o dobrych kilka stopni gdy się okazało że nie jest w stanie tego zrobić.
- Jul wracaj natychmiast - warknęła, wychodząc z Sensen i ruszając za tą… Liz brakowało już określeń na tą dziewczynę.

- Nie zmuszaj mnie, żebym zamknęła cię w mieszkaniu jak Mad - rzuciła przez ramię.

Elizabeth przełknęła cisnące się jej na usta pytanie o Mad i zdusiła w zarodku swoje podejrzenia. Zamiast tego, z marnie tamowanym gniewem zwróciła się do dziewczyny.
- Nie mam zamiaru ci dalej przeszkadzać. Idź sobie gdzie chcesz. Nie sądzisz jednak że odcinanie dostępu do systemu zarządzania to lekka przesada?

- Nie! Nie uważam! Nikt nie ma do mnie za grosz zaufania! Zero! Z resztą, gówno. Za kwadrans wszystko wróci do normy. Ten nie jest trwały - odparła i ponownie ruszyła przed siebie.

- Dziwisz się? - Liz nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. - Twoje zachowanie wcale nie działa pozytywnie na zaufanie. Wręcz przeciwnie, robisz wszystko żeby wszelkie zaufanie jakim ktoś cię obdarzył posłać w diabły. Jesteś jednak dorosła, rób co chcesz. - Elizabeth nie miała już siły zajmować się Jul. Jej zachowanie wytrącało ją z równowagi, sprawiając że zaczęła się zastanawiać co takiego widziała w tej dziewczynie. Jak nic Nat będzie szczęśliwy. Najwyraźniej miał co do niej rację, a ona się pomyliła. Skoro jednak miała kwadrans do ponownego stawienia czoła Thompsonowi to zamierzała ten czas wykorzystać na próbę zrelaksowania się. Oczywiście, gdy tylko Jul zniknie jej z oczu…

- Tak! Dziwię się, bo myślałam, że mnie lepiej znasz po całym tym czasie wspólnej pracy! Jutro dostaniesz wymówienie. Wgram je na androida - zakomunikowała i ruszyła schodami na dół, zostawiając Elizabeth samą sobie.

Elizabeth zaś wróciła do kuchni. Tak jak powiedziała nie zamierzała jej dalej powstrzymywać. Zamiast tego dokończyła przygotowywanie herbaty. Na szczęście proces ten nie wymagał współpracy ze strony systemu zarządzającego mieszkaniem. Był prosty i kojący, pozbawiony dramy i nie strzelający fochów. Nie musiała przy nim użerać się z nadpobudliwymi francuskami ani z rozwścieczonym matematykiem. Była tylko ona, czajnik, filiżanka i wydzielające przyjemny, kojący zapach listki. Wszystko inne zwyczajnie nie miało znaczenia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline